Przystanek La Vega

Znowu w drodze. I to cały dzień. Tym razem nie składa się nam tak idealnie, jak podczas przejazdu do Las Terrenas. Jako główny środek transportu wybieramy dzisiaj autobus. No i nie trafiamy idealnie w odjazdy. Na tyle, że trzy godziny spędzamy w środku niczego, bo dworzec autobusowy – jeśli można jedną budę i plac nazwać dworcem – w La Vega (nie mylić z Las Vegas) znajduje się niestety poza miastem, tak zwyczajnie przy drodze.

La Vega

Może nie musiałybyśmy tyle czekać, gdybyśmy rano wstały wcześniej. Ale położyłyśmy się późno bo jeszcze oglądaliśmy filmy i graliśmy w Need For Speed Shift (głównie ja), poza tym miałyśmy pobudkę o 4:00 nad ranem. Chciałyśmy obejrzeć całkowite zaćmienie księżyca w pełni i to jeszcze w dzień przesilenia. I jak na złość niebo zasnute było gęstymi chmurami, z których padał deszcz. Taka okazja przepadła!

Wstałyśmy, zrobiłyśmy na śniadanie jajecznicę. Pożegnałyśmy się z naszymi gospodarzami Robem i Dannym i złapałyśmy guagua do Sosúa. Z plecakami taka przyjemność kosztuje 100 pesos od osoby. Jakbyśmy były niecałe dziesięć minut wcześniej, to zdążyłybyśmy na autobus do La Vega o 11:20, ale niestety, musimy czekać prawie godzinę. Za bilet płacimy 200 pesos.

Caribe Tours

W końcu przyjeżdża nasz autobus. Kulturka, z klimatyzacją. Wygodny. I całkiem tani, za kombinowane guagua do La Vega zapłaciłybyśmy sporo więcej. Niestety ruch na drodze jest spory, a autobus nie jedzie prosto do La Vega, tylko przejeżdża przez Puerto Plata i Santiago, więc mamy jakieś opóźnienie. Tyle przynajmniej udaje mi się zrozumieć z krzyków jakiejś pasażerki po hiszpańsku. W końcu docieramy na miejsce, gdzie okazuje się, że… musimy czekać ponad dwie i pół godziny, bo poprzedni autobus do Jarabacoa odjechał dwadzieścia minut temu.

Proponują nam taksówkę do Jarabacoa za 700 pesos, ale postanawiamy być twarde i poczekać na autobus, który kosztuje tylko 90. Jest różnica. Niestety w tym miejscu dumnie zwanym dworcem nie bardzo jest co robić. Zrzucamy plecaki i zapewniamy sobie rozrywkę grając w karty. A kiedy nam się nudzi to chodzimy w kółko i zaglądamy w różne kąty, w których nie ma nic ciekawego.

La Vega

O 18:00 powinien być autobus, ale oczywiście spóźnia się ponad pół godziny. Czekamy więc ponad trzy godziny w La Vega. Kiedy w końcu przyjeżdża, nasza radość nie ma granic. Przejazd do Jarabacoa to mniej więcej godzina, serpentynkami pod górkę. Na miejscu pierwszy raz zdarza nam się, że na autobus napada wręcz grupa taksówkarzy proponujących swoje usługi. Do tej pory nic takiego się tu nie działo.

Dziękujemy jednak i dzielnie idziemy do hotelu. Dostajemy pokój z widokiem na góry, ale jest ciemno, więc oczywiście nic nie widać. Ale jutro wespniemy się na El Mogote – jeden z okolicznych szczytów!

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

2 komentarze

  1. Kasia pisze:

    dworzec faktycznie robi wrażenie!! właśnie pokazałam go Edu, a on zupełnie poważnie: takie są dworce, mnie to wcale nie dziwi.

  2. Ewa pisze:

    Heh, mnie jednak jakoś dziwi :D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!