O Zamku Św. Jerzego i tęsknocie za Lizboną

Dawno, dawno temu, za siedmioma… Nie, tym razem początek jest trochę inny. Bo nie za siedmioma górami, tylko na jednej z siedmiu gór, a jeśli już chcemy wykazać się kronikarską dokładnością, to na jednym z siedmiu wzgórz, stał zamek. W zamku mieszkali okrutni Maurowie, którzy władali okolicznymi ziemiami, ale ich czas powoli dobiegał końca. Oto pewnego dnia u wrót fortyfikacji stanęła armia re-konkwistadorów z zamiarem wypędzenia Maurów z portugalskiej krainy. Zdobycie obronnej twierdzy nie było jednak łatwe i mogłoby się nie udać, gdyby nie poświęcenie jednego z rycerzy, który zwał się Martim Moniz.

Zamek Św. Jerzego w Lizbonie
Historia Castelo de São Jorge zaczyna się jednak całe wieki przed rekonkwistą, która miała miejsce w 1147 r. Pierwsze fortyfikacje na wzgórzu nad Tagiem wybudowano już w około II wieku przed naszą erą. Celtowie, Fenicjanie, Grecy, Kartagińczycy, a później Rzymianie, Wizygoci i wreszcie Maurowie – oni wszyscy doceniali strategiczne położenie wzgórza u ujścia rzeki, na którą do dziś rozciąga się piękny widok z zamkowych murów.

Widok z Zamku Św. Jerzego na Tag

Spacerując wzdłuż fortyfikacji, które doskonale zachowały się do naszych czasów, można co i rusz spoglądać na leżące u stóp zamku miasto. W oddali błyszczą się stalowe przęsła Mostu 25 Kwietnia, jeśli spojrzymy trochę w prawo, ujrzymy smukłą sylwetkę Elevadora de Santa Justa, a ponad to czerwone morze glinianych dachówek, tak charakterystycznych dla portugalskich miast. Nad tym wszystkim wznosi się Castelo de São Jorge niczym korona Lizbony.

Zamek Św. Jerzego w Lizbonie

XII w. był burzliwy na ziemiach portugalskich. Król Alfonso Henriques robił wszystko, by odbić kraj z rąk panoszących się po okolicy Maurów. Oblężenie i zdobycie Lizbony było niestety jedynym sukcesem drugiej krucjaty, ale za to bardzo ważnym. Lecz i to mogło się nie udać, gdyby nie bohaterstwo pewnego rycerza. Według legendy Martim Moniz podczas oblężenia zamku zauważył, że jedne z wrót są niedomknięte. Rzucił się więc w kierunku szpary, blokując bramę przed zupełnym zamknięciem. Poświęcił życie, ale dzięki temu inni rycerze mogli wtargnąć do zamku przez otwarte wrota i przypieczętować zwycięstwo re-konkwistadorów nad Maurami.

Zamek Św. Jerzego w Lizbonie

Zamek widać chyba z każdego ważnego miejsca Lizbony. Jest niezłym punktem orientacyjnym. Dopiero gdy zagłębimy się w uliczki starej Alfamy i stracimy go z oczu – wtedy można się zgubić. Nie jest to jednak takie złe, bo wędrując po Alfamie nie warto brać mapy. Ta dzielnica została jakby stworzona do zagubienia się w niej. Jeśli tylko będziemy szli do góry, do góry, to w końcu dojdziemy i do zamku.

Zamek Św. Jerzego w Lizbonie

Św. Jerzy został patronem zamku w XIV w. Decyzję o oddaniu fortyfikacji pod opiekę temu świętemu wojownikowi podjął król Jan I, który pojął za małżonkę angielską księżniczkę Filipę. Św. Jerzy, przedstawiany jako pogromca smoka, był wówczas niezwykle popularny zarówno w Portugalii, jak i w Anglii.

Zamek Św. Jerzego w Lizbonie

Patrząc na elegancko odrestaurowane mury ciężko dzisiaj uwierzyć, że od XVI w., kiedy to w miejscu dzisiejszego Praça do Comércio powstała nowa królewska siedziba, zamek popadał w ruinę, a jego los przypieczętowało trzęsienie ziemi z 1755 r. Dopiero rząd Salazara, a później kolejne, przyłożyły się do odnowienia i ochrony zabytku. Teraz można przechadzać się po starych dziedzińcach w cieniu drzew, podziwiać wspaniałe widoki na całe miasto i kupować pamiątki od rozkładających swoje kramiki na terenie zamku sprzedawców. W zamkowej Wieży Ulissesa działa peryskop, na zwiedzających czeka też Olissipónia – multimedialny pokaz związany z historią Lizbony.

Widok z Zamku Św. Jerzego

Bardziej od wędrowania po samym zamku lubię jednak patrzeć na niego z naprzeciwka, ze szczytu Elevadora de Santa Justa. Szczególnie pięknie prezentuje się tuż po zachodzie słońca, kiedy oświetlone miękkim, pomarańczowym światłem mury kontrastują z granatem nieba, a leżące u stóp zamku ulice rozświetlane są powoli przez latarnie. Miasto jest wtedy bardzo spokojne. Dla Portugalczyków za wcześnie jeszcze by wyjść na ulice i zacząć swoje biesiady w licznych knajpkach. Dopijam świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy, robię ostatnie zdjęcie i wracam do domu.

Zamek Św. Jerzego w Lizbonie

Do domu… Minęło już ponad 6 lat, odkąd przez krótki czas mogłam nazywać Lizbonę domem i prawie trzy lata, odkąd ostatni raz odwiedziłam to miasto. Marzy mi się znowu tam wrócić. Tęsknota za Lizboną chyba nigdy nie przeminie…

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

32 komentarze

  1. Ewa pisze:

    wspaniałe wspomnienia z ostatnich wakacji

    • Małgocha pisze:

      Skorzystam z okazji i pozwolę sobie zamieścić tu moją prośbę. Poszukuję towarzystwa na wyjazd do Portugalii. 11-27 czerwca. W programie noc św. Antoniego w Lizbonie, procesja w rocznicę objawień w Fatimie, zwiedzanie ciekawych miejsc północnej Portugalii. Znajomi, z którymi planowałam wyjazd nie mogą pojechać. Mam zarezerwowany samochód i noclegi dla czterech osób, a trzech mi brakuje…

  2. Michał pisze:

    nie cierpię wpisów o Portugalii, bo wtedy tęsknię jeszcze bardziej za nią :/

    • Małgocha pisze:

      A ja uwielbiam wpisy o Portugalii, bo, choć tęsknię za realnym wyjazdem, pomagają mi marzyć, że tam jadę. Poza tym tak się cieszę, że nie ja jedna oszalałam z milości do tego kraju.
      Co jakiś czas zaglądam na stronę czy jest coś nowego. Dziś się doczekałam i dziękuję

      • Ewa pisze:

        Na pewno nie jesteś jedyna! Jak pierwszy raz jechałam do Lizbony to ostrzegano mnie, że nie ma innej opcji jak zakochać się w tym mieście. Nie wierzyłam, a jednak!

        Na palcach jednej ręki policzę osoby, które były w Lizbonie i nie dały się temu miastu oczarować :)

  3. Ewa pisze:

    Michał, mi się bardzo trudno pisze o Portugalii, mam wrażenie, że słowa nie mogą oddać tego, co czuję do tego kraju i opisać jego piękna… :)

  4. Marta pisze:

    Ja również mam takie jedno miasto (akurat jest w Norwegii…), za którym często tęsknię i w którym chętnie zamieszkałabym na dłużej, więc wiem co czujesz…

  5. Małgocha pisze:

    Wiem też, że marzenia się spełniają. W październiku udało mi się z koleżankami objechać Portugalię w dwa tygodnie. Czułam się, jakbym im przedstawiala ukochane, genialne dziecko. A w Lizbonie uwielbiam będąc w Alfamie włóczyć się bez celu po uliczkach. Zawsze dojdzie się w pobliże zamku…
    Zawsze zobaczy się coś nowego. W tym roku, schodząc już w dół zobaczyłam śliczną kamienicę (na Mouraria) ozdobioną scenami przedstawiającymi cuda św Antoniego (z azulejos oczywiście), a chwilę niżej wspaniałe grafiti ze scenami Fado. Następnym razem nie mogłam jej znaleźć, ale wylądowałam na nieznanym mi punkcie widokowym koło kościola też mi nieznanego.
    A ile emocji mialam jak szukałam Casa de Mariquinhas na Alcantarze. Ech…Mam nadzieję, że (jak małe dziecko) będę bardzo, bardzo chciała pojechać (a chcę), to pieniądze mi z nieba spadną i przeżyję festę św Antoniego w Lizbonie.
    A jak bezczelnie będę chciala więcej, to i na św. Jana do Porto starczy…
    Marzmy razem i piszmy o swoich wspomnieniach.

    • Ewa pisze:

      Festa św. Antoniego! Wspaniałe przeżycie… nie tylko kolorowa parada, ale też potem ten cały tłum radośnie świętujący w Alfamie, zapach grillowanych sardynek, gwar, muzyka… Jak będziesz miała okazję to koniecznie się wybierz :)

  6. Marlena pisze:

    Małgocha-pewnie, że się spełniają i wcale pieniądze nie muszą spaść z nieba:) Ja wzięłam plecak i podróżowałam od Faro do Lizbony i wcale nie potrzebowałam “aż” takich pieniędzy. Lizbona cudowna. Na pewno tam wrócę, ale najpierw Kuba:)

  7. Ajka pisze:

    Nie dobijaj! Dziękuję.

  8. Janusz pisze:

    Oj tak, szaleństwo nocy św. Antoniego w Lizbonie jest nie do przebicia …

  9. Kuba pisze:

    Z przyjemnością przeczytałem ten artykuł. Nie byłem jeszcze w Portugalii. Kilka razy już planowałem podróż do tego kraju i mam nadzieję, że w końcu mi się uda :)

  10. peregrino pisze:

    po przeczytaniu “Nocnego pociągu do Lizbony’ koniecznie musiałem tam pojechać i spędziłem 48 godzin z książką w ręku szukając i znajdując miejsca z powieści .. w ten sposób poznałem Lizbonę zupełnie nieturystycznie .. chodząc po zaułkach gdzie niewielu turystów zaglądało .. to był całkiem niezwykły sposób na spojrzenie na miasto .. książka zaprowadziła mnie też na Alfamę która ma niesamowite światło od Tagu i wg mnie najciekawie jest tam raniutko sporo za nim nadejdzie inwazja turystów .. zauważylem niestety, że czym bliżej zamku tym wiele ‘turystycznych pułapek’ :^)

    • Ewa pisze:

      Świetna książka, a błąkanie się po zaułkach Lizbony to chyba najprzyjemniejszy sposób poznawania tego miasta!

      Niestety, wszędzie gdzie są turyści, można i turystyczne pułapki spotkać :)

  11. Marika pisze:

    To prawda Lizbonę również odwiedziłam po przeczytaniu tej oto książki, gdyż tak pięknie opowiada o tym miejscu, że w mojej głowie powstał twór wyobraźni, który koniecznie musiałam porównać z rzeczywistością. Myślę, że wspomnienia pozostaną mi do końca życia, fakt na turystyczne pułapki zawsze się trafia i wszędzie nie tylko w Lizbonie, więc można nauczyć się jakoś sobie z nimi radzić.

  12. Małgocha pisze:

    Po przeczytaniu wpisu peregrino kupiłam i przeczytałam “Nocny pociąg do Lizbony”. Pokusa była silniejsza od rozsądku i (na razie kredytowo) kupiłam bilet do Lizbony. Będę od 11 do 27 czerwca, zamierzam objechać głównie centrum i północ Portugalii. Jeszcze nie wiem z kim, bo potencjalni towarzysze się wykruszają, ale jestem dobrej myśli. Dziękuję za wsparcie i obiecuję, że po powrocie zdam sprawozdanie. Cumprimentos para todos!

  13. peregrino pisze:

    :^)) .. ale fajnie .. mam nadzieję, że nie w niezamierzony sposób nie na naraziłem Cię na wydatki (a banku na radość :^) ) .. ale na pewno warto …

    zainspirowany przepięknymi zdjęciami tutaj w końcu opisałem mój spacer śladami Amadeu po Lizbonie

    http://peregrino-pl.blogspot.com/2013/03/o-interior-do-exterior-do-interior.html

    zazdoszczę Ci, że będziesz miała tak wiele dni (myślę, że zajrzysz do Coimbra? )…. na pewno powrócę do Lizbony już z moją lustrzanką by sfotografować Alfamę tak pięknie jak autorka tego blogu tutal ..

    .. a jeśli los pozwoli w kwietniu już niedługo dotrę do Fisterra szlakiem El Camino …

    .. pozdrawiam serdecznie

    • Małgocha pisze:

      przeczytałam, fajne, na perwno podążę tymi drogami, a czy znalazłeś niebieską przychodnię? Do Coimbry też zamierzam pojechać, aczkolwiek już nie tylko uniwersytet, biblioteka Joanina, bo byłam. Chcę się powłóczyć po mieście tak jak po Lizbonie. I odwiedzić pewne miejsce w Traz-os Montes, które jest polskie od 1753 roku…Powodzenia na el Caminos

      • peregrino pisze:

        bardzo dziękuję :^) .. znalazłem ich nawet wiele :^)) tak wiele (dużo niebieskich domów) .. czego nie opisałem to ‘znalazłem’ też jakby aptekę Jorge tak z opisu na Rua Sapateiros .. aliści jest tam klub striptizu :^)) .. czyli chyba zły adres ale znalazłem też inne apteki wyglądające jak z książki

        .. dowiedziałem się, że jest film http://www.imdb.com/title/tt1654523/
        .. do Stanów jeszcze nie dotrał .. aż boję się go zobaczyć by sie nie zawieść choć lubię i Jeremy Irons i szczególnie Lenę Olin :^)) (ona jako Estefania po latach)

        .. pragnę i ja kiedyś dojechać do Coimbra .. przyznam się, że nic nie wiedziałem o rejonie .. wspomniałaś, że ma polski akcent .. jaki? .. pozdrawiam serdecznie .. jestem tutaj: piotr.krychniak@gmail.com

  14. Agnieszka pisze:

    oh, how nice, sama bym sie wybrała gdyby nie to, że mam bileciki kupione:)

  15. malgosya pisze:

    Ewa, bardzo ładnie oddałaś klimat, który ja również czuję po moich wizytach w Lizbonie. Lizbona to jedno z trzech miejsc w Europie, które uwielbiam za niepowtarzalną aurę. Zdjęcie z widokiem na Tag jest najprawdopodobniej zrobione z okolic kafejki przy przystanku Castelo Sao Jorge – piłam tu pierwszą kawę przy małym stoliczku właśnie z takim widokiem. Było miło :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!