Białe złoto z Różowego Jeziora
W słonej rdzawoczerwonej wodzie ciało zachowuje się niczym korek. Unoszę się na powierzchni z nogami i rękami do góry, obserwując jak w oddali niewielkie, nieco kanciaste łodzie wypływają na środek jeziora. Małe, czarne sylwetki pracują od świtu. Jedna po drugiej, kolejne pirogi odbijają od brzegu, by wydobywać sól, która zaopatruje niemalże całą zachodnią Afrykę.
Położone na północ od Dakaru Lac Retba, znane też pod nazwą Lac Rose, czyli Różowe Jezioro, bierze swój kolor od glonów Dunaliella salina, które żyją w tutejszej słonej wodzie. Jednakże odcień i nasycenie barwy zależą od bardzo wielu czynników, takich jak pora dnia, kąt padania promieni słonecznych czy nawet siła wiatru. Niemały wpływ na intensywność koloru ma też pora roku – w czasie pory deszczowej maleje koncentracja glonów, a co za tym idzie kolor różowy blaknie. Przyjeżdżam tu w pierwszej połowie listopada, a deszcze przestały padać w październiku, więc nie spodziewam się żarówiastego różu, ale na miejscu okazuje się, że z daleka jezioro jest po prostu szaroniebieskie.
Nie pojmuję, jakim cudem ta przedpotopowa ciężarówka jeszcze jeździ, ale widocznie nie wszystko można i trzeba rozumieć. Z rykiem toczy się ona jednak drogą dookoła jeziora. Siedzę na pace razem z innymi turystami i wpatruję się w szarobure hałdy soli. Mniejsze i większe górki białego złota usypane na brzegu jeziora, czekają na zapakowanie do worków. Przy wydobyciu soli pracuje około trzech tysięcy ludzi, którzy poświęcają jakieś sześć czy siedem godzin dziennie na pracę. Zajęcie znajdują tu całe rodziny, nie tylko z Senegalu, ale też z Mali czy Gambii. Pod wieczór, gdy objeżdżamy Lac Rose, można tu spotkać już tylko kilka osób, z czego większość to sprzedawcy pamiątek.
Jezioro Retba powstało w wyniku oddzielenia niewielkiego akwenu od Oceanu Atlantyckiego. Pozbawione zasilania, zaczęło zmniejszać się ze względu na odparowującą wodę, a co za tym idzie rosło jego zasolenie. Dzisiaj jezioro ma tylko trzy kilometry kwadratowe powierzchni, za to poziom zasolenia sięga to nawet czterdziestu procent, co oznacza czterysta gramów soli w litrze wody. Głębokość Lac Rose to maksymalnie trzy metry, z czego półtora metra to słony szlam.
To właśnie ten szlam wydobywany jest przez mężczyzn na środku jeziora. Wypływają oni swoimi łódkami, by załadować je całkowicie solą z dna, którą wyciągają za pomocą specjalnych płaskich koszy i szpadli. Skórę chronią, smarując ją grubo masłem shea, nazywanym tu z francuskiego beurre de karité, czyli surowym olejem uzyskiwanym z owoców rośliny o nazwie masłosz. Kiedy łódź jest pełna na tyle, że wygląda, jakby zaraz miała zatonąć, wraca na brzeg, gdzie najczęściej kobiety pracują przy rozładunku, suszeniu, czyszczeniu i pakowaniu soli w białe worki o pojemności dwudziestu pięciu kilogramów. Tak przygotowana sól przeznaczona jest na sprzedaż.
Senegal jest jednym z największych producentów soli w zachodniej Afryce, wydobywając około czterystu pięćdziesięciu tysięcy ton rocznie. Około połowa z tego zostaje poddana procesowi jodowania, czyli dodawania jodku potasu, którego brak prowadzi do niedoczynność tarczycy. Tona zwykłej soli kosztuje dwadzieścia dwa tysiące zachodnioafrykańskich franków CFA, a jodowanej aż trzydzieści dwa tysiące franków. Duża część produkcji przeznaczona jest na eksport. Głównymi odbiorcami soli z Senegalu są Mali, Burkina Faso i Niger.
Ciężarówka zatrzymuje się pomiędzy wysokimi hałdami soli. Zeskakuję z paki, by podejść do brzegu jeziora, gdzie stoją zaparkowane pirogi używane do wydobycia soli. Dopiero z bliska widać, że woda nie ma niebieskiego odcienia, choć nadal zamiast różu widzę tu barwę rdzawoczerwoną. Zwracam też uwagę na to, że łódki nie mają silników. Nic dziwnego, bo chyba żadna maszyneria nie wytrzymałaby długotrwałego kontaktu z tak słoną wodą.
Jedziemy dalej! Trasa prowadzi przez wydmy rozdzielający Różowe Jezioro od Atlantyku. Silnik wyje, gdy po piachu podjeżdżamy pod górkę. Wstrzymują oddech, kiedy ciężarówka staje na krawędzi wydmy i zaczyna zjeżdżać w dół. Nasz lokalny kierowca prowadzi nonszalancko i widać, że trasę tę pokonuje często, więc chyba zna ją już na pamięć. Zostawiamy za sobą czarne kłęby spalin, gdy przejeżdżamy przez powstającą od niedawna na wydmach wioskę. Można poczuć się tu jak na rajdzie samochodowym.
Porównanie nie jest przypadkowe. Do 2007 roku w okolicy Różowego Jeziora znajdowała się bowiem meta organizowanego od 1978 roku Rajdu Dakar, znanego wcześniej jako Rajd Paryż-Dakar. W 2008 roku odwołano go ze względów bezpieczeństwa, a rok później przeniesiono do Ameryki Południowej. Dzisiaj przewodniczka pokazuje nam miejsce, gdzie rajdowcy kończyli wyścig, które można rozpoznać jedynie po niepozornej betonowej konstrukcji. Obecnie w nawiązaniu do rajdowych tradycji po wydmach dookoła jeziora organizowane są dla turystów przejażdżki terenowymi autami z napędem na cztery koła albo quadami.
Podskakując, nasza ciężarówka pokonuje kolejną wydmę i moim oczom ukazuje się Ocean Atlantycki. Jeszcze kilka metrów i już pędzimy po bezkresnej plaży. Wariacką przejażdżkę przerywa krótki przystanek. Schodzę z paki i natychmiast zdejmuję sandały, by zamoczyć stopy w chłodnej, oceanicznej wodzie. Nad piękną, pustą plażą, która wygląda, jakby nie miała końca, unosi się słonawa mgiełka, zasłaniająca słońce. Wilgotne powietrze wręcz pachnie solą. Stąpanie po miękkim piasku to sama przyjemność!
Mniej przyjemne jest chodzenie po ostrych muszelkach, wyścielających dno przy brzegu Lac Rose, gdzie wydzielono niewielkie kąpielisko, dlatego większość ludzi do wody wchodzi w klapkach bądź specjalnych w butach do pływania. Ze względu na wysokie zasolenie, wynoszące do czterdziestu procent, pływanie tutaj to duża atrakcja. Dla porównania średnie zasolenie oceanów to trzy i pół procenta. Tak słona woda wydaje się wręcz oleista w dotyku. Wchodzę na chwilkę, by zobaczyć, jak to jest unosić się na powierzchni niczym korek, ale szybko wychodzę by poobserwować mężczyzn, pracujących w oddali przy wydobyciu soli z Różowego Jeziora.
- Walutą Senegalu jest frank zachodnioafrykański CFA (XOF). Kurs to około 1 USD = 550 XOF
- W okolicy hoteli rozłożonych nad jeziorem znaleźć można kilka punktów i agencji organizujących wycieczki dookoła niego. Z prośbą o pomoc w organizacji takiej przygody można też zwrócić się do recepcji hotelowej. Dostępne są objazdy ciężarówkami, terenówkami oraz quadami.
- Czymkolwiek by się nie jechało, należy spodziewać się ogromnej ilości kurzu, dlatego dobrze jest ubrać się w coś, czego nie szkoda jest pobrudzić. Warto też zabrać jakąś chustkę, którą można przesłonić usta.
- Kąpiel w tak słonym jeziorze jest ciekawym doświadczeniem. Przed wejściem do wody można nasmarować ciało tłustym balsamem lub oliwką. Po kąpieli trzeba koniecznie wziąć prysznic i zmyć z siebie ogromną ilość soli. Małe kąpielisko znajduje się niedaleko hoteli.
- Baza noclegowa zlokalizowana jest głównie na zachodnim krańcu Lac Rose, w miejscowości Niaga. Ja nocowałam w hotelu Chez Salim, który bez obaw mogę polecić. Klimatyzowane pokoje znajdują się w niewielkich domkach, do dyspozycji gości jest niewielki basen oraz bezpłatne WiFi – także w pokojach. Wyżywienie jak na senegalskie standardy – bardzo smaczne, szczególnie duży wybór dań na kolację, w tym kuchnia lokalna i międzynarodowa. Niestety w tym hotelu póki co nie da się zarezerwować pokoju online. Kliknij tutaj, by zobaczyć inne hotele w okolicy.
Mieliście okazję kiedykolwiek pływać w słonym jeziorze? Lubicie przejażdżki terenowymi samochodami lub ciężarówkami? Jak podoba się Wam Różowe Jezioro?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Na zdjęciach te jezioro nie wygląda zachęcająco.
Kiedyś pływałam w Morzu Martwym i nie wspominam tego miło. Woda co chwila wpadała mi do oka i ciągle z krzykiem wracałam na brzeg, żeby je przemyć w słodkiej wodzie :)
Ale Morze Martwe było dość spokojne, jak tam byłam, chyba że się chlapałaś :)
Rok temu
W którym?
Chez Salim Lac Rose
Czyli to samo :)
Kolor wody z jednej strony fascynujący, z drugiej wygląda jakby po prostu była okropnie brudna. Natomiast sama plaża, duża i pusta robi już znacznie przyjemniejsze wrażenie.
Tak wygląda, dlatego wchodziłam z pewna dozą niepewności, ale ona nie jest brudna, tylko takie sprawia wrażenie.
Niezwykłe miejsce. Nigdy nie byłam w takim. Mam nadzieję, że kiedyś mi się uda, bo zdjęcia mnie zachwyciły.
Powodzenia!
Jak widać na zdjęciu – woda spokojna – to nie wpadała do oczu.
To sama przyjemność unosić się w takiej wodzie przy wschodzie słońca.
O to to! Spokojnie, cicho i można się unosić z przyjemnością :)
Rok temu w tym samym ;D
Było bardziej różowe! :)
Tak, w jeziorze/Morzu Martwym :) Tylko bardzo trzeba uważać, aby woda nie wpadła do oka :)
Ale ono jest spokojne z tego, co pamiętam. Jak można tam sobie nachlapać do oka? :)
nieźle to wygląda :)
Polecam ;)
Pewnie, że pływaliśmy, a raczej unosiliśmy się na powierzchni jeziora z rękami i nogami w górze podziwiając przez zamglone wilgotne powietrze wschód słońca
Ta mgła zrobiła fajny klimat!
Fajnie zobaczyć takie miejsce. Ja miałem okazję będąc w Boliwii. Niezapomniane wrażenia. :-)
Boliwia jeszcze na mojej liście :)
Pewnie, że tak! W meksykańskim Las Coloradas <3
Meksyk! Chcę tam :)
Kolejny cel na mojej podróżniczej liście
Warto! :)
wow, popływałabym chętnie :) słone jezioro – na liście do zobaczenia, na razie widziała tylko wyschnięte :P
Gdzie? Jakie? :D
Bawater w Dolinie śmierci, Chott el Jerid w Tunezji i Alikes na Kosie… więc zdecydowanie bez wody
Jak byłam na Kosie to trochę wody w nim akurat było. Choć bardziej bajoro niż jezioro :D
Daleko niedaleko tak, tak, pływać by się nie dało ja marzyłam, że spotkam tam flamingi i … był jeden w małym bajorku
Też ze dwa zobaczyłam wtedy :D z daaaaaleka ;)
Czy to jezioro pachnie? Pytam, ponieważ widziałam różowe jeziora w Australii i tam, na brzegu czuć było swoisty zapach, coś jakby w sklepie chemicznym.
Nie, nie zwróciłam uwagi na żaden charakterystyczny zapach.
Jedni mają białe złoto, inni zaś czarne. A w dodatku nie wszystko złoto, co się świeci. (-:
Mega ciekawy artykuł. Bez tego nie wiedziałbym, że sól wydobywają tam z… jeziora… Dzięki
Nie ma sprawy, polecam się :)
Wygląda na interesujące miejsce. Szkoda tylko, że tak daleko od Polski, bo chętnie bym zobaczył to jezioro na żywo ;)
Nie dalej niż na Karaiby, a w od listopada do marca lata czarter z Warszawy do Banjul, więc łatwo tam się dostać
W samolot trzeba i już :)
Zazdroszczę takiej wyprawy :D:D
Świetny blog. Uwielbiam przeglądać tego typu blogi podróżnicze. Jestem pod wrażeniem. Na pewno będę częściej tutaj zaglądać.
Dziekuje!
To różowe jezioro jakieś takie… nie różowe :D Kolor wody niemal jak w stawie u Pana Tadka z okolicy ;-))
Nie zachęcał do wejścia do wody… ale kolor, jak pisałam, zależy od pory roku i nasłonecznienia ;)
zawsze tak chciałam popływać “na wodzie” musi być ekstra uczucie :)
Różowe jezioro to dla mnie jakaś naturalna magia. Ale musze przyznać, że się z Tobą zgadzam, u Ciebie na zdjęciach ma stanowczo rdzawy kolor. Też piękny.
Tak wyglądało w rzeczywistości. Pewnie w innej porze roku jest bardziej różowe ;)
Wygląda niesamowicie :)
Byłam nad Lac Rose w tym roku (styczeń 2019, szczyt pory suchej). Jezioro nie jest wcale różowe, co najwyżej różowawe. Trzeba mieć sporo szczęścia, żeby zobaczyć zdecydowanie różowy kolor. Jednak biura turystyczne ciągną tam turystów. Wg mnie samo jezioro jest nieciekawe, kąpiel w nim to nic szczególnego (każde najmniejsze zadrapanie na skórze szczypie) – jak w Morzu Martwym albo słonych jeziorach w USA. “Rajd” po wydmach to też nic wspaniałego, na Saharze byle przejażdżka jest widokowo ciekawsza. Natomiast warto pooglądać wydobycie soli z dna wprost do kolorowych łodzi, kobiety noszące miski z solą na głowach, hałdy i worki tej cennej substancji na brzegu. Dzięki tej soli nie żałuję, że tam byłam. Mieszkałam też w hotelu Chez Salim, było OK, chociaż ubikacja oddzielona od pokoju tylko krótką zasłonką z cienkiej szmatki była sporym minusem.
Oczywiście wszystko jest kwestią subiektywną, niektórym rajd się podoba, innym nie. Ja też niestety nie trafiłam na różowe jezioro. Podobnie miałam pecha w Australii. Więcej szczęścia do różowej wody trafiło mi się w Meksyku więc wierzę, że ten różowy kolor można czasem zobaczyć. Samo wydobycie soli tez na pewno jest ciekawe.
Co do hotelu, to ja miałam normalną łazienkę w moim pokoju, więc może zależy, jak się trafi?