Björkholmen
Kiedy w Karlskronie zaczął rozwijać się przemysł stoczniowy potrzeba było coraz więcej rąk do pracy, a właściciele tych rąk musieli gdzieś mieszkać. Od końca XVII w. zaczęła rozwijać się dzielnica mieszkalna stoczniowców z charakterystycznymi malutkimi domkami – czyli właśnie Brzozowe Wzgórze, bo to właśnie znaczy po polsku Björkholmen. Dzisiaj spacerując uliczkami można obejrzeć zabudowania pochodzące nawet z XVIII w.
Domy z Björkholmen zbudowane są z wytrzymałego drewna dębowego, co przyczynia się do tego, że nadal są tak dobrze zachowane. W dodatku mieszkało tu wielu stoczniowych stolarzy, a budowa drewnianego domku była dla nich niczym w porównaniu z budową ogromnego statku.
Mówi się, że domki są tak małe, bo stoczniowcy budowali je z kawałków desek wynoszonych ze swojego miejsca pracy. Kawałki te musiały mieścić się pod płaszczem.
Przy oknach niektórych domów można nadal zobaczyć charakterystyczne lusterka pozwalające dyskretnie podejrzeć kto puka do drzwi. Miało to ułatwiać żonom marynarzy sprawdzenie, czy to aby na pewno mąż wraca z pracy.
Dawniej Björkholmen znajdowała się na oddzielnej wyspie (później usypano połączenie z wyspą Trossö), dzięki czemu malownicze domki uniknęły pożarów, które strawiły większość zabudowań dawnej Karlskrony.
W tych maleństwach mieszkały kiedyś całe rodziny. Dzisiaj to, co dawniej było całym domem, stanowi tylko jeden mały pokój większego mieszkania, dobudowanego gdzieś z boku.
Paradoksalnie dawna dzielnica biedoty jest teraz jedną z najbardziej pożądanych lokalizacji w Karlskronie, a ceny nieruchomości tutaj są bardzo wysokie.
Tym, co mi bardzo podoba się w Björkholmen jest dbałość o detale. Niektóre domki wykończone są w stylu przypominającym o silnych związkach z morzem.
Przed niektórymi budynkami stoją stoliki i krzesełka pozwalające mieszkańcom spotkać się i poplotkować chwilę.
Do nazwy dzielnicy nawiązuje malunek na tej skrzynce pocztowej. Prawdziwych brzóz można tu szukać i szukać, ale ja żadnej nie zauważyłam :)
Na wielu drzwiach wiszą ładne kolorowe tabliczki z prośbą o niewrzucanie reklam do skrzynek pocztowych albo zapraszające gości do środka.
Jest też tabliczka upamiętniająca nic, które (nie) wydarzyło się w Björkholmen w 1832 r.
Odwiedzającym Karlskronę z całego serca polecam spacer po tym miejscu. Myślę, że spokojnie można tu spędzić z aparatem z pół dnia. Ja niestety miałam niecałe pół godzinki, ale i tak było warto tu zajrzeć :)
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Przeuroczy, skandynawski klimat!
Tak, bardzo i się on podoba, ale podejrzewam, że tylko latem, bo zimą to dość tam smutno i mroczno :)
niesamowite ile ty z tych wszystkich wypraw zapamiętujesz szczegółów… ja połowy rzeczy o których piszesz już nie pamiętałam!
Misiek, nie przeceniaj mnie :D Najciekawsze rzeczy się zapamiętuje, trochę się przypomina przy oglądaniu zdjęć, ale np. dat nie jestem w stanie zapamiętać za żadne skarby, wtedy trzeba je wygrzebać z neta ;)
Lubię Szwecję.
Mam miłe wspomnienia stamtąd.
Szwedzi chyba jednak lepiej dbają o zabytki.
Ja też lubię, choć wiele Szwecji nie poznałam, byłam tam zaledwie trzy razy i jedynie w Karlskronie i Sztokholmie. Kiedyś chciałabym pojeździć dłużej po Skandynawii, szczególnie po części północnej. Byle latem :)
Też wolę Szwecję latem :-)))
Te skandynawskie drewniane domki bardzo mi się zawsze podobały :)
mi też, a najbardziej te ciemnoczerwone :)
Słuchaj, do Sozopolu przyjeżdża b.dużo Polaków. Jest też tam polska restauracja. Ja nie mówię jeść codziennie coś innego, ale chociaż raz na jakiś czas. A są ludzie, którzy dzień w dzień mogli przychodzić na gołąbki i schabowego.
Kiedyś wracałam do Polski z koleżanką autem z Wielkiego Tyrnowa, po drodze – w Białej zatrzymali nas policjanci.. i nie podziałało nie rozumiem.. bo panowie mówili po angielsku – i to o piątej rano byli tak przytomni. :)
Dobrze wiedzieć, ze w Białej są policjanci znający angielski, jeżdżę tamtędy dwa razy w tygodniu :) Ale do Sozopolu ze Złotych mam kawałek, choć z raz się pewnie wybiorę…
Świetne miejsce. Mieszkańcy mają inspirujące poczucie humoru! I jak przyjemnie kolorowo!
Jeśli chodzi o “on this spot nothing happened” to tę tabliczkę potem znalazłam w necie – można ją sobie kupić m.in. na eBayu :D