Błyskawiczne zakupy na Konyo Konyo
Idę pół kroku za Piotrem niczym potulna muzułmańska żona za swoim mężem, chociaż z Piotrem stosunki małżeńskie mnie nie łączą. Ale on zna okolicę i orientuje się w tych alejkach, ja to bym się na drugim zakręcie już zgubiła. Poza tym on wie, gdzie co jest. Ba! Nie tylko gdzie co jest po prostu, ale gdzie jest tańsze i świeższe. A lista jest długa. Listę dzierżę w ręce ja. A w drugiej aparat. Pomidory, jajka, bakłażany, ogórki, cytryny, no pół warzywniaka moglibyśmy zapełnić tymi zakupami. A czasu mało. Więc się spieszymy, a mi tylko głowa na boki lata, bo taki kolorowy ten targ. Oto Konyo Konyo w Dżubie, stolicy Sudanu Południowego.
Tak jest w czerwcu. Jak dziś wygląda Konyo Konyo to trudno mi powiedzieć. W czerwcu jest barwnie, głośno i czasem cuchnąco, głównie w pobliżu stoisk z mięsem. Przejścia między stoiskami pełne rozdeptanego błota i nierówne, więc trzeba uważać, żeby nie fiknąć, co pewnie dostarczyłoby niemałej rozrywki miejscowym.
Zresztą i tak chyba dostarczam. Kilku młodzieńców zauważa, że pędzę za tym swoim przewodnikiem z aparatem w dłoni i wołają, żeby im zrobić zdjęcie. Wybałuszam oczy, co na stoisku warzywnym robi całkiem nieźle wyglądający komputer? Młodzieńcy pozują stylowo.
Mam jakieś obawy, że cinkciarze jednak pozować nie będą chcieli. Tu się wymienia dolary – tłumaczy mi Piotr wybierając z drewnianej skrzynki co ładniejsze pomidory. Spoglądam za jego plecy. Faktycznie, na plastikowym krześle ogrodowym siedzi sobie pan z saszetką i trzyma w ręku tyle banknotów, że pewnie ma tam więcej, niż moja pensja. Zielone opłaca się bardziej wymienić tu niż w banku, kurs czarnorynkowy jest po prostu dużo lepszy.
Przerzucam wzrok na pomidory. W międzyczasie Piotr już wybrał te najładniejsze. Z kilogram. Przeglądam listę. Jeszcze ziemniaki, cytryny, ogórki… Ogórki kupimy gdzieś indziej – w końcu mój przewodnik wie gdzie, co i jak. Z ogórków potem będą robione kiszone. Tak, kiszone ogórki w Sudanie Południowym! Po drodze zgarniamy jajka. Już oboje mamy trochę towaru w siatkach, więc fotografowanie staje się coraz bardziej utrudnione.
W końcu okazuje się, że czasu coraz mniej, a tu jeszcze tyle ciekawych zaułków. Piotr wysyła mnie na jeden koniec w poszukiwaniu szczypiorku, sam targuje się o bakłażany. W międzyczasie wynajdujemy coś, co nazywają tutaj drzewnym pomidorem. Na świecie mówią też na to tamarillo, a polska nazwa to… uwaga uwaga, proszę zachować powagę… cyfomandra grubolistna – jakież to urocze! Niestety cyfomandra na naszej liście się nie znajduje, więc zostaje jedynie moim obiektem fotografii. Kiedyś później spróbuję jej w Kenii. Dość cierpka, szału nie ma.
Obładowani torbami z żywnością (Piotr bardziej, żeby nie było, że nie jest dżentelmenem) wychodzimy z gąszczu uliczek i wracamy do bazy. Żałuję, że nie mamy więcej czasu na pokręcenie się po targu, szczególnie, że Piotr jest bardzo fajnym przewodnikiem i nieźle się orientuje w okolicy. No ale przecież trzeba kisić ogórki!
W Sudanie Południowym byłam w czerwcu 2013 roku, kiedy w kraju panował spokój. W grudniu 2013 roku wybuchł wewnętrzny konflikt i od tego czasu kraj pogrążony jest w chaosie. Zanim zdecydujesz się tam pojechać, sprawdź dobrze, jak wygląda obecna sytuacja w kraju, gdyż informacje zawarte w tym wpisie mogą być już nieaktualne.
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
No i z postu dowiadujemy się, że Piotr jest wspaniałym przewodnikiem i panią domu xD Czy Piotr to autoryzował?
I w sumie to teraz się boję zabrać Ciebie na zakupy…
Piotr nie autoryzował, ale przecież same zalety jego tu prezentuję, czyż nie? :P
Poza tym polubił na fejsie, więc chyba mu się podoba :D
Więc nie masz się i Ty czego bać :P
Warzywa z ekologicznych upraw? ;)
Hmm… chyba tak? :)