Cheira bem, cheira a Lisboa!
Piosenka Amálii Rodrigues rozbrzmiewa z tysięcy gardeł fanów piłkarskich przed i podczas meczów lizbońskich drużyn: Benfiki i Sportingu. Nie jestem fanką tego sportu, ale oprawa meczów i atmosfera na obu słynnych stadionach w Lizbonie pozostawiają u mnie wspaniałe wspomnienia. I dlatego teraz z pełnym przekonaniem mówię, jeśli traficie do Lizbony, kiedy Benfica lub Sporting będą grały mecz u siebie, wybierzcie się. Warto :)
Duży, zielono-żółty. Mieści ponad 50 000 widzów. To Estadio Alvalade XXI, nowy stadion Sportingu Lizbona, wybudowany przed mistrzostwami Europy w 2004 r. Najłatwiej do niego dojechać żółtą linią metra i wysiąść na stacji Campo Grande. Pierwszy z dwóch meczów, które oglądam w Lizbonie, rozgrywany jest właśnie tutaj. Przeciwnikiem jest drużyna FC Porto. Przed meczem wokół stadionu gromadzą się więc ludzie ubrani albo na zielono (Sporting) albo na niebiesko (Porto). Jest spokojnie, nikt nikogo nie wyzywa, nie ma przepychanek, przyjemna, rodzinna atmosfera. A w trakcie meczu… tego nie da się zapomnieć!
Kilka dni później idę na mecz Benfica – Marítimo na Stadion Światła, czyli słynny Estadio da Luz. I jest nie mniej ciekawie! Obecny Estadio da Luz też został wybudowany przed Euro 2004. Wcześniej mieścił się tu inny stadion, mogący pomieścić aż 100 000 kibiców. Służył on pięćdziesiąt lat, jednak przed mistrzostwami uznano, że pora na coś nowego. Stadion można także zwiedzać kiedy nie odbywają się żadne mecze, a w środku stoi jego miniaturka zrobiona z klocków lego. Żeby dostać się do Estadio da Luz, trzeba wsiąść z niebieską linię metra i wysiąść na stacji Colégio Militar/Luz.
Przed meczem piłkarze robią rundkę dookoła płyty stadionu, niosąc ze sobą orła. Następnie orzeł ten, już lecąc, sam robi rundkę wokół stadionu, by w końcu wylądować na postawionym specjalnie dla niego postumencie z symbolem Benfiki. Stadion podzielony jest na cztery trybuny, sponsorowane przez różne firmy. W związku z tym wystarczy, żeby prowadzący oprawę krzyknął nazwę którejś z nich, żeby dana część stadionu rozpoczęła doping.
A jak już krzykną czy zaśpiewają wszyscy, to przechodzą dreszcze. Potężna dawka bardzo pozytywnej energii!
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Ja i stadion? Nie, dziękuję, byłam 2 razy, nieco z przymusu i chyba wiecej się nie piszę! Stadion owy kojarzy mi się więc jedynie z … sąsiednim centrum handlowym ;)
Na Luz byłaś? Dla mnie to była sama przyjemność…
Choć pamiętam, jak poszłam na mecz Korona-Legia w Kielcach. Legioniści mieli wtedy zupełny zakaz stadionowy, a mnie siostra cioteczna zabrała. Bez biletu, wejściem, którym wślizgiwali się kibole Korony, też ci z zakazem. Sami kielczanie dookoła okutani w te swoje szaliki. A brat, który był wówczas ochroniarzem, wykrzyknął na mój widok “O siostra z Warszawy przyjechała!” I jakoś tak nagle wszyscy się na mnie spojrzeli. Tak, lubię adrenalinę, ale niekoniecznie w takim otoczeniu :D
Byłam jako osoba pilnująco-towarzysząca na meczu Legii (nie wiem z kim grali) na stadionie Legii i prawie zeszłam z tego świata ze stresu. Byłam ciekawa kiedy dostanę w twarz bądź zapalę się od palonych za plecami flag. A później byłam w Mediolanie na San Siro na meczu Interu z Bayernem Monachium. To już zupełnie inna kultura meczu i inne emocje. Ale mimo wszystko, chyba nie dla mnie :)
Nie namawiam :) Cheira a Lisboa można sobie też z płyty posłuchać :D
Jesli portugalska atmosfera na meczu jest podobna jak w Hiszpanii to koniecznie trzeba pojsc. Ja w PL bylam na meczu tylko raz i pewnie nie predko wroce. W Hiszpanii to sama przyjemnosc. Nawet jesli pilka nozna to tylko dodatek do plotek z kolezanka obok;)
Myślę, że jest bardzo podobna. Portugalczycy, jak Hiszpanie, uwielbiają futbol. W 2006 r. byłam w Lizbonie w czasie mistrzostw swiata i nigdy nie zapomnę, co się wtedy działo na ulicach. Szał, zabawa, wybuchy radości z każdym wygranym meczem, białe noce, imprezy do rana…
W tym roku w Algarve takiej atmosfery już nie było, ale to chyba kwestia tego, że latem na południu Portugalii jest więcej obcokrajowców, niż Portugalczków :)