Dawid Garedża. O przestrzeni, poszukiwaniu fresków i nielegalnym przekraczaniu granic
– Czy to Eladi i jego koleżanka? – pyta Danna, wskazując na dwie postaci w oddali zbliżające się w naszym kierunku. – Nie sądzę – powątpiewam, dostrzegając towarzyszącego im psa. – To chyba… nie, to na pewno żołnierze! – dodaję. Mam nadzieję, że nie przekroczyłyśmy nielegalnie granicy pomiędzy Gruzją i Azerbejdżanem szukając górnych klasztorów Dawid Garedża. Nie jestem pewna, czy coś by nam za to groziło. Na przykład aresztowanie.
Historia kompleksu monastyrów Dawid Garedża sięga VI w. n.e. kiedy w okolice góry Garedża przybył syryjski mnich Dawid i postanowił osiedlić się z jednej z tutejszych naturalnych jaskiń. Z biegiem czasu przybywało mu uczniów, wybudował więc pierwsze zabudowania klasztorne, Lavra, a jego uczniowie wznieśli kolejne. Okres rozkwitu monastyrów przypada na IX w., kiedy sprowadziło się w te okolice wielu mnichów, w tym syn ówczesnego króla Gruzji. Wiek XIII to czas najazdów Mongołów i początek podupadania klasztorów. Na początku XX w. kompleksy stały puste i niszczały, obecnie żyje tam znowu kilku mnichów.
Niełatwo tu dotrzeć poza sezonem, nie kursują żadne marszrutki. Nie są potrzebne, bo Gruzini codziennie tłumnie tu nie jeżdżą. Spóźniam się tez kilka dni na autobus, który raz dziennie odjeżdża z Tbilisi – ale tylko w sezonie. Zostaje taksówka. Podział ceny na cztery osoby – mnie i trzy dusze poznane w hostelu – sprawia, że nie jest to dotkliwy wydatek. A wizyta w klasztorach zdecydowanie warta jest zachodu i pieniędzy!
Siedzę z przodu starego, ale zadbanego mercedesa i rozglądam się na boki. Wjeżdżamy w windowsową tapetę. Pamiętacie domyślne tło pulpitu w Windows XP? Tak właśnie wyglądają wzgórza, które mijamy w drodze do klasztoru. Soczyście zielone i łagodnie pofałdowane.
Gdzieniegdzie pasą się stada owiec, dwukrotnie musimy się przez nie przebijać, bo pasterze pędza je środkiem drogi. Asfalt najpierw staje się coraz bardziej dziurawy, by po jakimś czasie ustąpić miejsca szutrówce. Nasz kierowca mamrocze coś pod nosem, chyba trochę niezadowolony ze stanu jezdni, po której pomyka jego mercedes.
Już z pewnej odległości widzimy zabudowania klasztorne, ale ich urok można docenić dopiero z bliska. Murowane budynki wyglądają niczym przyklejone do skały. Z murów rozciąga się przepiękny widok na góry Garedża.
Czerwone dachówki kontrastują z błękitem nieba, a drewniany balkon aż zachęca, żeby na nim stanąć i patrzeć w dal. Niestety – przejścia nie ma.
Naprzeciwko zabudowań murowanych widać groty skalne, w których – jak zgaduję – znajdują się mnisie cele. To tu, to tam domurowano ściany, tworząc przepiękną mieszankę dzieł natury i człowieczych rąk.
Ale dolny monastyr to dopiero wstęp, preludium do tego, co czeka na górze. Chwilę zajmuje nam odnalezienie wejścia na szlak prowadzący na szczyt góry Garedża. Nie jest łatwo (przynajmniej z moją kondycją), ale wleczemy się pod górę skuszeni obietnicą wspaniałych widoków po stronie Azerbejdżanu i przepięknych fresków w skalnych grotach klasztornych. W tym pędzie pod górę warto jednak zatrzymać się, odwrócić i spojrzeć w dół. Panorama gór i monastyru z czerwonym dachem jest absolutnie fantastyczna! No i można chwilę odpocząć przerywając wspinaczkę :)
Choć wyglądam na najmniej wysportowaną i najbardziej ociężałą z naszego towarzystwa, a do tego dyszę i czerwienię się jak burak, obiecując sobie, że to ostatnia góra, na jaką będę włazić podczas tych wakacji, to na szczyt docieram jako pierwsza. Zaraz za mną staje Danna. Eladi z koleżanką zostali gdzieś z tyłu i nie wydają się zainteresowani tym, co czeka za wzniesieniem. A czekają kolejne wspaniałe widoki! Ruszamy z Danną do malej cerkiewki po prawej, która – jak się później dowiaduję – leży na terenie Azerbejdżanu.
Kompleks monastyrów stanowi przedmiot sporu pomiędzy Gruzją a Azerbejdżanem. Część budynków leży bowiem po stronie gruzińskiej, a część – po stronie azerbejdżańskiej. Przez zabytek przebiega granica państwowa. Na szczęście nie ma zasieków ani szlabanów i tak naprawdę ciężko się zorientować, gdzie dokładnie jest ona wyznaczona. Gruzji zależy na tym, by cały kompleks znalazł się na jej terytorium i była skłonna oddać Azerom w zamian inne tereny. Azerowie nie przyjęli propozycji, ponieważ obszar ten jest dla nich ważny pod względem militarnym. I tak toczy się spór od 1991 r., a końca jego chyba nie widać. Widać za to rozległą równinę na terenie Azerbejdżanu, na wspomnienie której ciśnie mi się na usta słowo bezkresna.
Nasi towarzysze postanawiają wracać, ale my z Danną chcemy jeszcze znaleźć malowidła w grotach, których podobno nie można nie obejrzeć będąc w Dawid Garedża. Tylko gdzie one są? W lewo czy w prawo? Po prawej stronie w oddali majaczy sylwetka jakiejś budowli. – Może to dalsza część monastyrów? – zastanawiamy się z Danną i postanawiamy ruszyć w tamtym kierunku. Początkowo nie widać ścieżki i kluczymy między skałami, ale kiedy te się kończą naszym oczom ukazuje się ładnie wydeptany szlak. Zatrzymujemy się na moment, przestajemy rozmawiać. Otacza nas przecudowna cisza. Słońce ogrzewa twarze. Wiatr leciutko rozwiewa włosy. Cieszymy się tą chwilą.
– Granica gdzie? – dopytuję moim łamanym rosyjskim. – O tu, na ścieżce – pokazuje nam jeden z żołnierzy. Uśmiechają się i wcale nie wyglądają, jakby mieli nas aresztować za nielegalne przekraczanie granicy. – Czyli ja siejczas w Gruzji, – dopytuję i daję krok na druga stronę dróżki – a siejczas w Azerbejdżanie?. – Da! – śmieją się żołnierze przyjaźnie. Już mamy się żegnać, ale zagaduję jeszcze – A monastyry gdzie? – rozglądam się po okolicy. – O tam – jeden z wojaków pokazuje kierunek, z którego przyszłyśmy. – A co tam? – nie odpuszczam. – A wot, baszta… – słyszę. – Spasiba – dziękujemy z Danną za informację i żegnamy się z żołnierzami. Chyba trzeba wracać.
Tym razem szlak prowadzący do grot znajdujemy bez problemu i zastanawiamy się, jak to się stało, że poszłyśmy w prawo zamiast w lewo. Naszym oczom ukazuje się kolejna ścieżka prowadząca wzdłuż skarpy. Po prawej stronie skały i groty, po lewej – urwisko. Chciałoby się oglądać jaskinie, ale trzeba uważnie patrzeć pod nogi, żeby nie spaść (chciałam dodać w otchłań Azerbejdżanu :) ).
W końcu dostrzegamy pierwszą grotę z naskalnymi freskami. Jestem zaskoczona tym, jak żywe są kolory malowidła. Przecież nie wygląda, by było ono w jakikolwiek sposób chronione. W dodatku jest cały czas wystawione na działanie promieni słońca, a nie wyblakło. Niesamowite!
Grot jest kilkadziesiąt. Jedne malutkie, inne duże, kilkuizbowe. W niektórych znajdują się malowidła, w innych nie. Gdzieniegdzie da się znaleźć ikony i inne drobne ozdoby. Wszystkie leżą w skale, a wzdłuż prowadzi wąska dróżka. Do kilku grot trzeba się nieco wspiąć, jeśli chce się je obejrzeć z bliska. Eksplorujemy z Danną wszytko, co możliwe.
Czas płynie nieubłaganie szybko, nasi towarzysze i taksówkarz czekają na nas już od ponad godziny. Na początku się tym nie przejmujemy, ale pod koniec zaczynamy się martwić, czy zniecierpliwieni nas tu nie zostawią. Kilka ostatnich jaskiń oglądamy więc już na szybko i dochodzimy do kolejnego malutkiego kościółka na końcu szlaku. W tym miejscu trzeba zawrócić i przejść na drugą stronę góry, skąd ścieżka sprowadzi nas na sam dół.
Taksówkarz na szczęście czeka cierpliwie. Ponieważ zwiedzanie zajęło nam dużo więcej czasu, niż planowaliśmy, dorzucamy mu jeszcze z Danną spory napiwek. Wracając do Tbilisi myślami cały czas jestem na szczycie góry Garedża, pomiędzy Gruzją a Azerbejdżanem. To jeden z piękniejszych dni mojej podróży!
Jak się Wam podoba Dawid Garedża? Chcielibyście zobaczyć monastyr i te widoki na własne oczy? A może już tam byliście i macie wyrobione własne zdanie o tym miejscu?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Pięknie! I ta przestrzeń! :)
czyżbyś postanowiła się pokazać po tej dyskusji o wrzucaniu naszych facjat na blogi? ;)
Genialne miejsce!
“Wjeżdżamy w windowsową tapetę. ” made my day ;)
Ale faktycznie to miejsce i te widoki są niesamowite. Ja na szczęście nie musiałam się stresować, że ktoś mi ucieknie, bo przy kolacji w Signagi złapałam niemieckiego stopa ;) Ale mój stop już na miejscu też miał całkiem spore tempo. I też się zastanawialiśmy gdzie jest ta granica. Ale czy takie przekroczenie granic uprawnia mnie do powiedzenia, że byłam w Azerbejdżanie? ;)
No przecież byłaś! Ja się zastanawiałam, czy nie założyć na blogu nowej kategorii “Azerbejdżan” i wpisu nie wrzucić do dwóch – tego i “Gruzja” ;)
Zakochałam się w tym miejscu, i też powtarzałam sobie “to już ostatni raz”, jak zawsze, i jak zawsze tą obietnicę złamałam przy pierwszej okazji ;)
Ja tam chcę!
Do tego miejsca w Gruzji nie dotarłem, ale bardziej przypomina mi Armenię, aniżeli zieloną Gruzję :)
to są właśnie moje klimaty! jeśli kiedyś wreszcie zawitam do Gruzji, to na pewno się właśnie tam wybiorę:-D przepięknie!
Chciałbym zobaczyć te miejsce, ale zdaję sobie sprawę z tego, że właśnie tak jak piszesz – jest trudno dostępne. To z drugiej strony to bardzo intrygujące :) Widoki super.
Latem jest trochę łatwiej. Można jechać z Tbilisi “shuttle busem”, który czeka na miejscu 4 godziny. Wyjeżdża o 11:00 z Placu Puszkina i kosztował w 2014 r. 25 lari od osoby. Albo szukać towarzystwa i brać taksówkę na kilka osób (tak jak my zrobiliśmy) albo marszrutkami do najbliższej miejscowości i stamtąd taxi albo łapać stopa :) Jak się ma trochę więcej czasu to na spokojnie się tam dotrze :)
Byłem tam i powiem szczerze, że mnie nie ujęło. Może byłem już zmęczony po 10 dniach w podróży, a może fakt, że uświadomiłem sobie, że wpadłem w kartel taksówkowy spowodowało, że byłem zniesmaczony.
Bardziej mi się podobały jaskinie i fakt “bycia w afganistanie” bez wizy niż myszkowanie po klasztorze.
W Azerbejdżanie ;) Do Afganistanu jeszcze kawałeczek… Mi tak najbardziej to podobała się ta przestrzeń dookoła :)
ups fakt, chyba od świątecznego obżarstwa pomotały mi się granice :)
Fakt przestrzeń i cisza wokół była niezwykła.
Przypomniałem sobie, że na granicy byli młodzi Izraelczycy którzy spożywali śniadanie, na które zostaliśmy zaproszeni.
Zdarza się :) A z Izraelczykami to mam wrażenie, że stanowili oni większość osób podróżujących po Gruzji. Spotykałam ich na każdym kroku. Do Dawid Garedża też się z nimi wybrałam :)
Emi w drodze // Emi on the way – a to była gdzieś taka dyskusja? Chyba przeoczyłam :) Ja po prostu nie wychodzę dobrze na zdjęciach, dlatego nie wrzucam swoich na blog, po co mają się ludzie zniechęcać ;)
Marcin, ciężko mi porównywać, bo w Armenii nie byłam :) Jeśli tak wygląda to muszę się tam jak najszybciej wybrać :D
Kasia, polecam, zdecydowanie warto :D
No i to jest kolejne miejsce do zobaczenia, jak wrócę do Gruzji. Za pierwszym razem się nie udało, na drugą wyprawę też mam już zaplanowane kilka innych rzeczy, więc pewnie z miesiąc w Gruzji spędzę, żeby to wszystko zobaczyć :)
Ja byłam tylko 10 dni i uważam, że to zdecydowanie za mało, ale cieszę się, że dotarłam właśnie tu. To był niezapomniany dzień :)
Kurde. Dwa razy w Gruzji, a okazuje się, że znowu mam po co jechać :o
Taki pech, no :P Trzeba jechać :)
Jejku zdjęcia są po prostu niesamowite.
Pięknie! Jak byłam rok temu w Gruzji to z braku czasu odpuściłam to miejsce, ale widzę, że następny raz koniecznie muszę tam pojechać.
Koniecznie koniecznie :)
Super foty i super Ewa! Ekstra :)
Uwielbiam te rejony, chętnie powróciłabym na trochę. Tymczasem, przepiękne zdjęcia :)
Piękne zdjęcia :)
Już chce tam jechać, zdjęcia niesamowite…
Jaki widok! Pieknie, jak z bajki jakiejs. :)
Dzięki, kochani :)
wow… jestem pod wrażeniem… podróżowałem po zakaukaziu, ale to wciąż mało, a i Gruzja niestety została potraktowana przeze mnie bardzo olewatorsko, ale mam zamiar to nadrobić… Szkoda że odwiedzając Górski Karabach zamknąłem sobie drogę powrotną do Azerbejdżanu…
Czemu? Przez pieczątkę? Zawsze można wyrobić drugi paszport :)
A ja własnie siedzę z przewodnikiem po Gruzji i zastanawiam się czy jechać :D To chyba znak :D
Jedź, jedź :)
Niesamowite miejsce!
Zdecydowanie :)
będą nas w gruzji 4 osoby, mogę spytać ile wyszła taksowka i ile zająl czasu dojazd? :)
Za taksówkę z dworca Samgori w Tbilisi zapłaciliśmy w sumie 100 lari, w centrum chciano od nas 150. Do dworca Samgori można dojechać metrem za 0,50 lari :) Próbuję sobie przypomnieć ile czasu jechaliśmy dokładnie, ale pamięć zawodzi, a nie chcę zmyślac i oszukiwać.
Jakby co to tutaj więcej informacji praktycznych: https://www.dalekoniedaleko.pl/garsc-informacji-praktycznych-o-gruzji/
Jak długo się jedzie z Tbilisi do Dawid Garedży?
Nie pamiętam dokładnie, ale chyba ze 3 godziny.