Dlaczego zwiałam z Krytego Bazaru
Uciekam stąd! Decyzja – mimo tego, że uwielbiam błąkać się po targowiskach i bazarach – jest wyjątkowo łatwa i szybka. Rozglądam się za najbliższym wyjściem. Tam, na zewnątrz, świat wydaje się bardziej autentyczny niż tu, pod tym pięknie zdobionym dachem przykrywającym 61 uliczek największego bazaru w Stambule – Krytego Bazaru. Uciekam.
Za czasów bizantyjskich w miejscu, gdzie dzisiaj mieści się targowisko znane na całym świecie pod nazwą Grand Bazaar, a w Turcji – Kapalıçarşı – znajdował się zwykły plac targowy. Od XV w. powstawały tu hale, w których handlowano przeróżnymi towarami, głównie tekstyliami, ale też biżuterią, antykami i… niewolnikami. Bazar odbudowywano i rozbudowywano po kolejnych trzęsieniach ziemi czy pożarach, aż wreszcie osiągnął dzisiejsze rozmiary i kształt. Tyle, że dużą część tych dawnych sklepów zastąpiły sklepiki z pamiątkami dla turystów.
A miało być tak pięknie. Już siedząc w autobusie podskakującym na wąskiej, zniszczonej drodze prowadzącej z Burgas do granicy z Turcją i dalej do Stambułu, wyobrażam sobie buszowanie po labiryncie uliczek wypełnionych orientalnymi towarami, barwnymi tkaninami, aromatycznymi przyprawami czy rękodziełem. Gwar rozmów, głosy kupców targujących się o jak najlepszą cenę, bliskowschodnia muzyka gdzieś w tle. Wyobrażam sobie szczególną atmosferę, niczym z baśni 1001 nocy.
Szczególne na Krytym Bazarze są chyba tylko ceny. Głównie pamiątek. Gdzieś na zewnątrz da się te bibeloty kupić dużo taniej. Ale przecież tłum turystów pędzi na złamanie karku do tego słynnego miejsca i wydaje krocie zapominając nierzadko nie tylko o szczypcie zdrowego rozsądku ale nawet o targowaniu się. Nawołujący do swoich stoisk sprzedawcy jakoś dziwnie mnie irytują. Popychana przez kolejne fale zakupowiczów nie czuję się tu dobrze. Chcę wyjść. Najzwyczajniej w świecie zwiać stąd.
Kręcę się jeszcze tu i tam. Daję targowisku drugą szansę. Zwalniam, rozglądam się, jednocześnie ignorując coraz nachalniejsze nagabywania kupców. Oto stoisko z turecką herbatą! Wreszcie coś, co pozwala mi chociaż trochę wyobrazić sobie, jak mogło wyglądać tu życie codzienne parędziesiąt czy paręset lat temu. Kiedy targu dobijano nad szklaneczką mocnej, gorącej i słodkiej herbaty.
Mimo tego promyka nadziei, jaką daje szklaneczka herbaty, czuję się coraz bardziej przytłoczona ogromem bazaru i ilością biegających tu i tam turystów. Nie mówię, że turyści to zło – oni przecież mają takie samo prawo robić tu zakupy, jak każdy. Ale mi się dużo bardziej podoba na pobliskim Bazarze Egipskim. Więc uciekam jakimś bocznym wyjściem, kręcąc się jeszcze po okolicy i zaglądając w dziury w ziemi, w których znajduję między innymi zakłady krawieckie, być może szyjące na potrzeby stoisk na samym bazarze. Ale mnie nogi niosą już w kierunku nie mniej turystycznego Hipodromu. Tam przynajmniej jest trochę przestrzeni.
Czasem tak bywa. Wyobrażenia, którym nie odpowiada rzeczywistość. Być może po prostu spodziewałam się zbyt wiele, ale Kryty Bazar mnie rozczarował. Nie mówię, że jest zupełnie nie warty odwiedzenia, ale przestrzegam, by nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań. A najlepiej wyrobić sobie własną opinię!
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
podobna sprawa z soukiem w Marakeszu :) Chociaż jak człowiek w końcu się zgubi to można znaleźć te miejsca, do których turyści rzadko docierają.
Suk w Marrakeszu zupełnie nie utkwił mi w pamięci, widać nic specjalnego ;) Za to kosmicznie turystyczny plac Dżemaa el-Fna mimo wszystko podbił moje serce :)
U mnie odwrotnie- suk zrobił na mnie wrażenie, a Placem się zawiodłam.
Ja trafilem do Stambulu jak Wielki Bazar byl zamkniety i to tez bylo dla mnie rozczarowanie.
“trochę rozczarowaniem” :D Ewka, ależ ty jesteś eufemistyczna. jest do bani. za to egipski jest fajny. i te uliczki “ze wszystkim”, te sklepy z manekinami i guzikami, które są za egipskim…
Jagoda, aj law ju! :D mi na egipskim przypadły o gustu pijawki :)
aj law ju tuu wery macz i no se porque siempre estamos tan lejos!
pamietasz co mi rysowałaś w notatniku? ze pojedziemy!
estamos lejos bo life is brutal and full of zasadzkas, ale w końcu pojedziemy!
Przewalona jest Terakotowa Armia pod Xi’an. Jak kto to widział na zdjęciu to starczy. A z klasyki to jeszcze paryski Łuk Triumfalny jakiś nijaki (stary, bo nowy gites)
porwę.
Jagoda mnie? serio? *excited*
no z kobietami to inaczej się chyba nie da jak siłą…
albo lamborghini!
Ja tak uciekłam z Mediny w Tunezji. Jakoś nie umiałam się odnaleźć w takim klimacie…
Ja tez raz zwialam – z suku spozywczego w Marrakeszu – smrod sprzedawanego tam miesa powodowal odruch wymiotny, fetor zgnilizny zwalal z nog…
Ze względu na mało przyjemny zapach (żeby nie użyć dużo bardziej dosadnych określeń, na które on tak naprawdę zasługuje) miałam ogromną ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie z garbarni skór w Fezie :)
Zgoda. Egipski/korzenny lepszy…
Też bym zwiał, nie moje klimaty, chyba bym się tam nie odnalazł.
uwielbiam się gubić w podrózy, wtedy, o ironio losu zdarzają się najciekwasze sytuacje, otwieram się na ludzi i wyluzowyję nie musząc podążac do obranego celu……….
gubiąc się w przestrzeni odnajduję się w sobie :)
a na placu Dżemma el -Fna byłam 15 lat temu miał dła mnie magie śrebiowieczną…..
pozdrawiam
też uciekłam z Grand bazaru, masakra dla turystów z dużym portfelem. ja zakochałam się w bazarze egipskim. te kolory przypraw, mieszanka zapachów… lekko dusząca ale co za wybór przypraw , herbat, kaw. Stambuł to niesamowite miasto, gwar wielkomiejski i smród na bocznych uliczkach. i ta turecka herbata.. nigdzie indziej nie smakuje tak samo
Niestety, jeśli coś staje się bardzo popularne i polecane przez biura podróży to można być pewnym, że w niedalekiej przyszłości z przyjemnego i urokliwego zakątka zmieni się to w wielka rzekę turystów, bez ładu i składu.
ostatnio byłam w Turcji jednak zobaczenie iStabmbułu nie było mi dane, jednak jadę tam w tym roku! Myślę, że najbardziej irytującą rzeczą tam są właśnie kupcy, którzy zrobią wszystko bylebyś kupił u nich :)
Nie mam aż tak złych wspomnień z Grand Bazaaru, ale przyznaję, że komfortowo też tam się nie czułam. Zawiodłam się jak zobaczyłam, że co drugi stragan jest do siebie podobny. Ceny nie wiadomo skąd. Jeśli kupiliśmy lampę po stargowaniu jej o połowę, to ciekawe ile przepłaciliśmy :)
Przed wyjazdem do Stambułu przeczytałam wszystkie Twoje wpisy na ten temat. Poszłam na Wielki Bazar, żeby sama się przekonać i oczywiście zwiałam po paru krokach :-)
I jak widzę uciekłaś na Bazar Egipski :) Też mi się tam dużo bardziej podobało :)