Ferragudo pozdrawia!
Najciemniej jest zawsze pod latarnią, a najtrudniej trafić do przepięknego miasteczka tuż za miedzą. Za rzeką, znaczy się. Pomiędzy Portimão a Ferragudo przepływa sobie leniwie rzeka Arade. Wystarczy przekroczyć ją przez pomalowany na niesamowicie niebieski kolor most i już jest się prawie na miejscu. Ferragudo wita serdecznie piaszczystą plażą pełną kolorowych łódek, bielonymi domkami z kolorowymi obramowaniami okien i drzwi, restauracyjkami serwującymi owoce morza i wszechobecnym spokojem.
Do Ferragudo wybieram się po pracy, czyli późnym popołudniem. Ponieważ dni mamy już sporo krótsze teraz, niż na początku sezonu, muszę się niestety spieszyć, aby pospacerować po miasteczku przed zapadnięciem zmroku. Więc zamiast spaceru z Praia da Rocha wybieram szybszy transport autkiem. Zanim jednak dojadę do centrum, robię mały przystanek na jednej z plaż, skąd rozciąga się uroczy widok na całą nadbrzeżną część osady.
Przechodzę przez niewielki mostek i zamiast podążać wzdłuż rzeki zagłębiam się w miasteczko. Wąskie brukowane uliczki prowadzą mnie wzdłuż maleńkich domków. Przed jednym z nich stoi stary rower. I chociaż wygląda, jakby tak naprawdę lata świetności miał za sobą, to wydaje mi się, że nadal dzielnie służy właścicielowi.
Na ulicach po południu nie spotyka się wielu ludzi. Czasem przemknie bokiem jakiś staruszek w kaszkiecie albo w drzwiach domu spotkają się dwie sąsiadki na ploteczki. Generalnie jednak ulice Ferragudo świecą pustkami. W pewnym momencie wyskakują na mnie zza rogu trzy niewielkie, ale jakże głośno ujadające psy. Zatrzymuję się na chwilę, ale zaraz za nimi pojawia się przemiły pan, mówiąc (a przynajmniej tak mi się wydaje ;), że są niegroźne. Cieszy mnie to niezmiernie!
Wracam nad rzekę, gdzie królują mewy i podkreślają to swoim skrzeczącym krzykiem. Wzdłuż brzegu rozlokowało się kilka knajpek. Wybieram jedną z nich na kolację. Tuż obok siedzi kilkoro Portugalczyków i zawzięcie grają w karty. Jakiś chłopiec bawi się wędką nad brzegiem rzeki udając, że złowił taaaaaaką rybę. Pani kucharka z mojej restauracyjki stoi na zewnątrz i ćmi papierosa. Nikomu nigdzie się nie spieszy, wszystko tutaj dzieje się w zwolnionym tempie.
Po kolacji zagłębiam się jeszcze raz w miasto i docieram pod kościół górujący nad całym Ferragudo. Rozciąga się stąd też malowniczy widok na pełną hoteli Praia da Rocha po drugiej stronie Rio Arade. Słońce chyli się ku horyzontowi. Czas wracać…
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Czy muszę mówić, że z zazdrości spadłam z krzesła? Za lunch w Ferragudo dałabym się pokroić! A rower, jak widzę, stoi tam, gdzie stał miesiąc temu!:)
Tak, właśnie widziałam go też na Twoim zdjęciu i mi się skojarzył. Może on tam rośnie ;)
Ciekawe jak długo postałby u nas, bez 5 kłódek i 2 dodatkowych zabezpieczeń ;)
Ze 2-3minuty zapewne… :(
Ech, ech, bedzie trzeba wrocic do Portugalii:) Bo przez dwa dni na najblizsze okolice czasu zabraklo:(
Fajnie, rower jest, panowie w kaszkiecikach tez….lubie ten klimacik!:)
Wróć koniecznie! Potocznie uważa się, że Algarve to nic tylko jakieś tam plaże i hotele, a to nie jest prawda! Też ta prowincja ma bardzo dużo do zaoferowania gościom :)
Oj duzo, duzo! niech mi teraz tylko cos takiego powie!!! :)))
Ale byłby numer, jakbym Cię z Hiszpanii na Portugalię przekabaciła :P
Heheheh:) Nooo!
Musze sie przyznac, ze spodobali sie mi sie Portugalczycy, w sensie takim ogolnym: wydali mi sie sympatyczni i duzo mniej krzykliwi niz Hiszpanie. W barach nie paletaly sie papiery na podlodze, nie ma tej calej halasliwej otoczki.A przyroda, architektura i gastronomia rownie wysmienite…..Kto wie, kto wie:)
Wg mnie są zupełnie inni niż Hiszpanie, szczególnie w pierwszym kontakcie. Często trzymają duży dystans. Ale później… już jest super! Też lubią się bawić, ale mimo wszystko, ta nutka nostalgii jakoś rzuca cień na entuzjazm.
Zgadzam się, Portugalczycy nie są typami hałaśliwych południowców. Ja bardzo ich lubię :)
Ale ciekawe jakby Manolo zareagował na propozycję przeprowadzki do sąsiedniej Portugalii :D
On zawsze mowi: moze byc i Australia, ale znajdz mi tam najpierw prace:)
Wiec jak znajde, to problemu nie bedzie:)))
Australia? O tak, jak się tam przeprowadzisz, to masz mnie na głowie jak w banku!
No i te eukaliptusy… :D
Hindusi wiedzą jak długo może u nas postać rower :)
Nie śledziłam blisko sprawy, ale kojarzę o co chodzi – wydaje mi się, że gość miał pecha, rower mogli mu buchnąć w innych krajach też. A może to bardziej Polska miała pecha, bo zwinęli w Polsce. Z drugiej strony była okazja pokazania solidarności z podróżującymi i sprawni działającej policji (bo z tego, co pamiętam, rower się znalazł? :)
Rower się znalazł?? to ja jednak patrzę na tylko ciemną stronę mocy :)
Tak mi się obiło o uszy, że polska policja wykazała się skutecznością :D