Golden Circle – złoty krąg nieustannych zachwytów
Kiedy już myślisz, że nic więcej cię nie zaskoczy, nic bardziej nie oczaruje – w tym właśnie momencie Islandia postanawia udowodnić ci, jak bardzo się mylisz. Kiedy wydaje ci się, że największe wrażenia masz już za sobą, to masz rację – wydaje ci się. Najprostsza wycieczka, najpopularniejszy szlak nieopodal Reykjaviku, słynne Golden Circle – Złoty Krąg, dostarcza nieustannych zachwytów, jeden po drugim.
Zaczyna się od krajobrazów. Podoba mi się zimne, surowe piękno, które obserwuję za oknem autobusu, kiedy wyjeżdżamy wreszcie poza Reykjavik. Utrzymuje się pierwsze wrażenie z drogi pomiędzy lotniskiem a stolicą kraju – Islandia latem, pokryta bujną i soczyście zieloną trawą musi być piękna, taką widziałam ją na zdjęciach. Jednak ten chłód, połacie zmrożonego śniegu na czarnych polach lawy, ta wszechobecna pustka – to stanowi dla mnie o atrakcyjności Islandii.
Tu każde wzniesienie jest wulkanem, w końcu mówi się o Islandii jak o krainie ognia i lodu. Ognia jako takiego nie doświadczamy, ale chwilę za Reykjavikiem mijamy namacalne dowody tego, na jakim gorącym terenie się znajdujemy. Oto spod tej surowej, jałowej ziemi buchają kłęby białej, gęstej pary. Pod ziemią jest tak gorąco, że woda gotuje się nieustannie. Wykorzystuje się ją do produkcji energii elektrycznej, a także przesyła dalej, do miasta, gdzie służy do ogrzewania domów i zaopatrywania ich w ciepłą wodę. Niekończące się źródło energii i wody, choć śmierdzące zgniłym jajem.
Przejeżdżamy obok niewielkich zabudowań. Islandię zamieszkuje jedynie około 300 000 ludzi, z czego niecałe 2/3 w Reykjaviku. Widać to jak na dłoni, bo pozostałe miasteczka są niewielkie, a gdzieniegdzie trafiają się pojedyncze zabudowania – odizolowane od sąsiadów farmy i domki letniskowe Islandczyków. Nie wiem, czy nie więcej można tu znaleźć domków elfów, niż ludzi.
Bo elfy mieszkają w kamieniach. Wierzy (lub twierdzi, że wierzy) w nie nawet połowa populacji Islandii. Wiara ta zakorzeniona jest tak silnie, że zmienia się plany przebiegu drogi, byle tylko nie wejść elfom w paradę. Trzeba je zostawić w spokoju, bo chociaż ich nie widać, to mogą się na człowieku zemścić, jeśli ten będzie zakłócał ich mir domowy. Dom elfa od zwykłego kamienia może odróżnić tylko osoba z darem widzenia. Na niektórych, po rozpoznaniu, maluje się potem małe domeczki, by nie było wątpliwości.
Pierwszy przystanek w trasie nie powala od razu na kolana, aczkolwiek jest interesujący. Oglądamy szklarnię, do prowadzenia której używa się wody geotermalnej. Przy takim klimacie, jaki panuje na Islandii, uprawa warzyw czy to w przydomowym ogródku czy na wielkich farmach nie byłaby możliwa bez wykorzystania systemu szklarniowego – jest na to po prostu za zimno.
Dzięki szklarniom Islandczycy mogą zaspokoić przynajmniej część popytu na świeże warzywa. Przyglądamy się, jak wygląda produkcja pomidorów od miejsca, gdzie znajduje się szkółka młodych roślin, poprzez rozsadzone rośliny, zapylanie kwiatów, zbiory, aż po przepyszną, mocno esencjonalną i rozgrzewającą zupę pomidorową.
Już przy kolejnym przystanku nie mogę doczekać się, aż wysiądę z autobusu. Zatrzymujemy się bowiem nieopodal miejscowości Geysir, gdzie znajdują się gejzery. Zobaczenie wybuchającego gejzera jest moim marzeniem od lat. To tutaj, na Islandii, znajduje się ten, od którego nazwę wzięły wszystkie inne gejzery świata – właśnie Geysir. Kiedyś strzelał on na 80 metrów, obecnie rzadko można zobaczyć jego wybuchy. Częstotliwość zmienia się od całkowitego uśpienia po około raz na 48 godzin i jest bardzo nieregularna.
Obecnie największą atrakcją okolicy jest gejzer Strokkur, strzelający na około 20-30 metrów co mniej więcej 5-10 minut. To przy nim gromadzi się tłum gapiów, czekający na wybuchy. A te przychodzą bez ostrzeżenia. Woda gdzieś tam w głębi gotuje się, aż w końcu na środku oczka wodnego pojawia się bąbel, który wybucha w górę strumieniem gorącej wody i pary wodnej, rozwiewanej następnie przez silny wiatr.
a
Gjósa po islandzku oznacza tryskać. Woda wypełniająca głęboki kanał ogrzewa się pod wpływem ciepła magmy zgromadzonej pod spodem i kiedy dochodzi do punktu wrzenia, wystrzela pod nagromadzonym ciśnieniem w górę. Temperatura wody wlewającej się do kanału jest niższa, więc znowu dochodzi do podgrzania i tak w kółko.
Ma ten spektakl w sobie jakąś magię. Uzależnia. Stoję tam, obserwuję wybuch i już chciałabym iść dalej, ale nie. Poczekajmy jeszcze trochę, zobaczmy jeszcze jeden wybuch. Chce zrobić jak najwięcej zdjęć, uchwycić gejzer w każdym momencie jego aktywności – od spokojnego, lekko dymiącego oczka wodnego, poprzez ten bąbel tuż pod powierzchnią, następnie wystrzelenie wody wysoko w górę, aż po rozwianie pary wodnej po okolicy niczym mgły lub nisko wiszącej chmury.
Okolica w ogóle jest zachwycająca. Poza gejzerami mamy tu niewielkie bajorka, w których woda nieustannie wrze i bulgocze. Nad zeszłoroczną trawą unosi się zasłona z pary wodnej o zapachu siarkowodoru. Takie złowieszcze piękno. Będę to podkreślać nieustannie, bo taka właśnie dla mnie jest Islandia.
Czy po takim przedstawieniu, jakim jest wybuchający gejzer, coś jeszcze może mnie zachwycić? Spełniam przecież swoje marzenie, to się najbardziej liczy. A jednak – kolejnym jest zachwyt nad potęgą natury, kiedy zatrzymujemy się przy chyba najsłynniejszym islandzkim wodospadzie Gullfoss, co tłumaczy się na polski jako Złoty Wodospad.
Zapierający dech w piersiach Gullfoss składa się tak naprawdę z dwóch kaskad – pierwszej o wysokości 11 metrów i drugiej, dwudziestometrowej. Woda lodowcowa spływa tutaj do wąwozu o długości dwóch i pół kilometra i głębokości 70 metrów. Powiedzieć, że spada tędy średnio 109 metrów sześciennych wody na sekundę (a wartość ta może sięgać nawet 2000 m3/sek), nie wystarczy, by wyobrazić sobie tę potęgę. Najlepiej stanąć na tarasie widokowym i wsłuchać się w ogłuszający huk wodospadu.
Wiatr wieje taki, że niemalże urywa głowę i to akurat prosto znad kaskady. Niełatwo patrzeć na to cudo, bo od razu zaczynają łzawić oczy. Ścieżka prowadząca w pobliże wody jest zamknięta ze względu na oblodzenie i nic dziwnego, nikt nie chce narażać turystów na spadnięcie w otchłań lodowatej, wzburzonej rzeki Hvity. Ale można przejść górą nad pierwszą kaskadę. Tak robimy.
Stąd rozciąga się kolejny fenomenalny widok na Gullfoss. Nie zgrzeszę chyba jeśli powiem, że robi na mnie większe wrażenie niż większa przecież Niagara. Być może dlatego, że Gullfoss wydaje się bardziej dziki, nieokiełznany. Mam tu na myśli nie tylko sam wodospad, ale także jego puste okolice, po których hula wiatr. I potężne lodowce w tle.
I znowu myślę, że więcej już mnie tego dnia nie zaskoczy. I znowu się mylę. Dojeżdżamy do Parku Narodowego Þingvellir (Thingvellir) i wystarcza pierwszy rzut oka na jezioro Þingvallavatn (Thingvallavatn), by wstrzymać oddech. Widoki jak z obrazu – tuż obok pokryte niską roślinnością popękane skały bazaltowe, dalej błyszcząca tafla wody, a w tle ośnieżone wzniesienia. Dodajmy do tego świadomość, że właśnie opuszczamy euroazjatycka płytę kontynentalną i przepis na kolejny zachwyt gotowy!
Przez sam środek Islandii przebiega Grzbiet Północnoatlantycki. To długi rów oddzielający od siebie dwie płyty tektoniczne – euroazjatycką i amerykańską. Odsuwają się one od siebie w tempie dwóch centymetrów rocznie. Przestrzeń powstała między nimi wypełnia się skałami wulkanicznymi, tworząc płaską, popękaną dolinę ryftową. Szczeliny pokrywają obszar Þingvellir niczym rozstępy na skórze.
Zatrzymujemy się tuż przed kontynentem amerykańskim po to, by wspiąć się nań na własnych nogach. Końcówka płyty euroazjatyckiej opadała stosunkowo łagodnie, w tym przypadku natomiast mamy stromą ścianę niczym urwisko, które wcale nie wydaje się zachęcać do wędrówki. Jest tu jednak droga prowadząca na szczyt, mijająca przy okazji teren niezwykle ważny historycznie.
Park Narodowy Þingvellir wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO właśnie ze względu na swoje walory historyczne. W tym miejscu bowiem do końca XVIII w. spotykał się najstarszy parlament na świecie – Althing, który powstał w 930 roku. Zgromadzenie składało się ze wszystkich chętnych wolnych ludzi, którzy spotykali się tutaj by obradować nad sprawami najważniejszymi dla państwa i podejmować wiążące decyzje. Organem legislacyjnym była Lögrétta, składająca się z 39 przedstawicieli prowincji, 9 członków dodatkowych i marszałka. Po 1799 r. Althing zaprzestał działalności na 45 lat, by wznowić obrady już w Reykjaviku.
Wspinając się łagodnym podejściem warto na chwilę przystanąć i obejrzeć się za siebie. W tyle niewielki, bezimienny wodospad, do pięt nie dorastający Gullfossowi, ale malowniczo wkomponowujący się w ten dziki krajobraz. Gdy docieramy na górę, mogę jeszcze raz rzucić okiem na całą okolicę, z jeziorem, niewielkimi skupiskami drzew i kontynentem europejskim gdzieś tam w tle. Oczarowana Islandią wracam do Reykjaviku.
W wycieczce Golden Circle wzięłam udział na zaproszenie największego islandzkiego touroperatora, Reykjavik Excursions. Odbywa się ona codziennie, możliwe są różne warianty (z pobytem w spa, przedpołudniowa, popołudniowa, ze snorklowaniem itp.)
Chcielibyście, tak jak ja, zobaczyć wybuchający gejzer na żywo? Marzy się Wam Islandia? A może już tam byliście? Jak się Wam podoba?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
znakomicie ten wodospad wygląda
Szpetnie nie jest :-D
Agnieszka no nie? ;)
No nawet ujdzie ;)
Karolina ale ledwo? :D
no ledwo, ledwo :P
Islandia nigdy się nie znudzi ♥
Magdalena, to dobrze, bo jeszcze trochę jej będzie :)
To ten wodospad mnie wykonczyl ;-)
Czemu? Też wiaterek? ;)
wiaterek zawiewajacy woda z wodospadu :)
Taaaak, nie było lekko :D
Koniecznie muszę tą piękną trasę zrobić rowerem…. kiedyś :D
Na rower w sam raz jak ktoś daje radę :D
są miejsca, które nigdy się nie nudzą :)
O tak!
Wspaniałe zdjęcia Gulfossa ze śniegiem – my byliśmy latem, więc otoczenie było zielone.
Nie przesadzę, jeśli powiem, że wyprawa na Islandię to jedne z naszych najlepszych wakacji, wypożyczyliśmy samochód 4×4 i przejechaliśmy wyspę wzdłuż i wszerz. Przyroda i widoki niesamowite, a spanie w namiocie pod lodowcem we wszystkich ciuchach, jakie były w plecaku – niezapomniane ;)
Ja zobaczyłam tylko skrawek i powiem szczerze – chcę więcej! :)
Przy tym co Wizz Air wyprawia z cenami na przeloty z Gdańska na Islandię, żal że się nie ma takiego długiego urlopu jakby się chciało ;)
Hahhahaha można negocjować z pracodawcą :)
ej no przez Ciebie chce tam wracać!!!! :D
No strasznie mi przykro :P
a mi bardzo wszystko jedno :P
Wszystko jedno, że i przykro? Osz Ty!!! :P
Ten kraj ma się znudzić? Ty nakręcaj dalej białego człowieka :)
W czwartek nakręcę jeszcze :)
Istny raj dla fotografa. W 100% zgadzam się z Tobą, że Islandia o tej porze roku wygląda znacznie ciekawiej, niż w lecie.
To prawda, Islandia jest niezwykle fotogeniczna :)
Kolejny powód, żeby odwiedzić Islandię. Już tych powodów mam tyle, że nie wiem, czemu jeszcze tam nie byłem? :)
No właśnie! :)
Tak, Islandia ma to do siebie, że zachwyca, tak samo jak twoje zdjęcia (-:, Prawie jakbym tam był.
Dziękuję bardzo! :)
Czytam teraz na bieżąco, gdyż zastanawiam się, czy nie zmodyfikować planu i zredukować aktywność w aucie na rzecz lokalnych firm, zawsze to lepiej posłuchać o ciekawych rzeczach od lokalnego przewodnika. Myślę, zastanawiam się, zobaczymy!
Wiadomo, że można wszystko wyczytać w przewodniku i w internecie, ale ja jednak też czasem wolę posłuchać. Jakoś bardziej mi w głowie zostaje, tym bardziej jeśli trafi się dobry przewodnik, który oprócz suchych faktów przemyci ciekawostki, historyjki, anegdoty i żarty. Ale to trzeba mieć szczęście. Sam musisz zdecydować :)
Fajnie to opisałaś. Islandia jeszcze na mnie musi poczekać, ale jak tam trafię na pewno będę korzystał z Twoich zapisków ;)
Tymczasem niedługo robię pierwszy krok w chłodnym kierunku, ale trochę bliżej ;)
A gdzie? Gdzie? :)
Powiem jak tylko przyjdzie do mnie zamówiony jakiś czas temu przewodnik po tej trasie ;)
Ewiczka, zajebiste te foty!
Bardzo Ci dziękuję :D
super, jedne z lepszych fotek z Islandii :)
Dzięki :)
Wow! Przepiękne widoki, wodospad faktycznie może zachwycić! :D
Oczywiście :)
Oj, ale ta Islandia zachwyca! Nawet na fotografiach i w opisach.
Wyobrażam sobie, co miałaś na żywo! :)
Na żywo były ciągle oczy w słup. Zachwyca po stokroć :)
Wróciłam kilka dni temu i dalej nie mogę się otrząsnąć i wrócić do rzeczywistości ;) Islandia jest naprawdę przepiękna, a Gullfoss to taka potęga, że szczęka opada :) Na pewno tam wrócę, na dłużej, by objechać całą wyspę :) Pozdrawiam
Też mam taki plan! :)
To może dane nam będzie się tam spotkać :)
PS zainspirowana jakiś czas temu Twoją listą marzeń, jestem w trakcie tworzenia własnej :) dzięki!
Fajnie! ciekawe, co się na niej znajdzie? :)
Drobna uwaga: grzbiet nie może być rowem.
Poza tym zazdroszczę, też się wybieram na Islandię.
Dzięki! Racja, chyba za duży skrót myślowy. Rów biegnie wzdłuż grzbietu przez sam jego środek :)
Ale przepięknie!! ❤️
“Łapaliśmy” gejzery w Parku Timanfaya i nie jest to łatwe zajęcie
Hahhaa, no niełatwe, ale w Timanfaya przynajmniej wiadomo, kiedy wybuchnie a tu stoisz i czekasz i czekasz i może za minutę, a może za pięć :)
Przepieknie :) mieszkajac tutaj uwielbiam podroze w glab Islandii
Nie wątpię, też bym uwielbiała! Fajnie masz tam na co dzień chyba, co? :)
Piękny widok
Odświeżam sobie u Ciebie informacje o atrakcjach wyspy przed zimowym wyjazdem na Islandię, jestem jej tak bardzo ciekawa o tej porze roku! :)