Grill ze świętym Sebastianem
Święto, jak sama nazwa wskazuje, jest po to, żeby świętować. A świętować nie trzeba na poważnie. Szczególnie w Hiszpanii. Dlatego święto z okazji dnia patrona stolicy Majorki, świętego Sebastiana, nie jest smutne i pompatyczne, a wręcz przeciwnie – przez kilka dni całe miasto wędruje w paradach, tańczy podczas koncertów, grilluje i ogląda fajerwerki. Tak wyglądało Sant Sebastià w tym roku w Palma de Mallorca.
Nie tu, tam! Tam! Tu później. Póź-niej. Macie mapę? – Hiszpanka mówi do nas tak, żebyśmy na pewno ją zrozumiały. Stoimy na pl. Major i rozglądamy się, bo według planu imprezy coś powinno się dziać tu w okolicy. Tu o 20:00 – tłumaczy nam jak dzieciom. – Teraz tam. Gegants. Idźcie tam – pokazuje w kierunku, z którego przyszłyśmy i pogania. To idziemy. Gracias! – krzyczymy, ale jej już nie ma. Jest 19 stycznia, wigilia św. Sebastiana.
Faktycznie, na ulicy, którą jeszcze chwile temu spacerowałyśmy, zbiera się tłum, a z oddali słychać muzykę. Po chwili łapiemy o co chodziło z gegants. To giganci. Parada gigantów idzie ku pl. Major.
Giganci są rzeczywiście duzi, każdy z nich niesiony jest przez jedną osobę, dlatego co chwilę robią sobie przerwę. Za gigantami podążają kolejni muzycy, a za nimi… Patrz, krokodyl – Sandra pokazuje mi palcem coś, co –gdyby nie ostre zęby wystające z paszczy – równie dobrze mogłoby być rozjechaną przez samochód żabą.
Odwracamy się na pięcie i podążamy za paradą. Nie wiem skąd wziął się ten cały tłum, który nas otacza, jeszcze przed chwilą go nie było. Śladami gigantów i wielkiego krokodyla wracamy na pl. Major, który jest teraz po brzegi wypełniony ludzką masą. Na środku placu giganci rozpoczynają swój taniec.
W pewnej chwili słyszymy szmer, ludzie szepczą coś do siebie. Stajemy na palcach, żeby zobaczyć, co się dzieje, ale w tym momencie łapiemy, o co chodzi. Na naszych oczach powstaje ludzka piramida, na czubku której staje naprawdę małe dziecko. Jako jedyne w kasku!
Rozglądam się po otaczającym nas tłumie. Dostrzegam coś ciekawego – wiele dzieci poprzebieranych jest za małe diabełki. Nie zauważyłam tego wcześniej… Dzieciaki siedzą na barkach rodziców, żeby lepiej widzieć to, co dzieje się na środku placu. Niektóre mają na głowach opaski z czerwonymi rogami, inne diabelskie maski. Tuż obok nas do dziecka trzymanego przez tatę podchodzi mama. Zakłada mu rogi na głowę, wręcza trójząb, a do spodni z tyłu przyczepia czarci ogon. Mały jest teraz zadowolony!
W międzyczasie coś się znowu zaczyna dziać na środku placu. Przepycham się trochę do przodu. To żaba, która okazuje się wcale nie być żabą, ani też krokodylem, tylko najprawdziwszym smokiem, zaczyna zionąć ogniem i dymić…
…i podpala stos drewna leżący już od dawna trochę z boku placu. Ktoś gdzieś klaszcze, ktoś gdzieś gwiżdże, ktoś wiwatuje. Ognisko rozpalone!
W tym momencie na drugim końcu placu, na rozstawionej tam scenie, zaczyna się koncert tutejszej muzyki ludowej, a ludzie zgromadzeni pod sceną zaczynają tańczyć. Próbuję wyobrazić sobie Plac Zamkowy w Warszawie, na scenie zespół grający mazurka, a pod sceną pląsających ludzi – młodych i starszych, mężczyzn i kobiety… Ta, jasne. A tu – proszę – wszyscy jak jeden mąż wywijają rękami, podskakują, stukają kastanietami. Zabawa na całego!
Kolejną ciekawą rzeczą jest zbiorowe grillowanie. Na ulicach i placach Palmy rozstawione zostają grille, przy których stoją grupki ludzi i pichcą sobie kolację. Popijają przy tym piwo, sangrię czy na co tam akurat mają ochotę, rozmawiają, dzieciaki biegają dookoła.
Jest trochę chłodno, więc przysuwamy się z Sandrą do jednego z takich grillów. Jednak nie zostajemy tam długo, bo w całej Palmie trwają darmowe koncerty. Rozpiska w rękę i ruszamy. Niektóre podobają nam się bardziej, inne mniej, w końcu docieramy do Passeig Marítim, gdzie czadu dają kapele rockowe.
Ale w przeddzień Sant Sebastià nie tylko Palma świętuje. Także w innych miastach na wyspie odbywa się zbiorowe grillowanie. Mieszkańcy potrafią zamknąć ulicę, rozpalić na środku ognicho i podjadać sobie z sąsiadami kiełbaski!
Świętowanie trwa przez cały weekend. 20 stycznia rano odbywa się msza święta, ale już wieczorem kolejne koncerty. I tak do niedzieli. W niedzielę jedziemy do Palmy po południu. Już o 19:00 w porcie zaczynają zbierać się ludzie, którzy chcą zająć sobie najlepsze miejsce na oglądanie fajerwerków.
My z Sandrą docieramy trochę późno, ale decydujemy się obejrzeć przedstawienie nie z samego portu, a trochę z oddali. Jest to świetny wybór, bo z pewnej odległości wszystko widać idealnie. O 20:00 gasną latarnie uliczne i światła oświetlające katedrę i zaczyna się kilkunastominutowy pokaz. I chociaż widziałam już w życiu ładniejsze fajerwerki to te też są całkiem fajne. W ten sposób kończą się obchody z okazji święta patrona Majorki.
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Dlaczego u nas nie da się tak bawić? No dlaczego?
Nie wiem, ale mam wrażenie, że u nas musi być poważnie, pompatycznie i na baczność…
Ewentualnie z zadymą, policją i niszczeniem mienia publicznego :]
Niestety, bywa i tak :(
W Palmie póki co czuję się bezpiecznie, nawet wieczorami :)
Fajna ta parada Gigantów :)