Grozi mi więzienie, czyli Birmańczycy mówią o reżimie
Słuchamy opowieści taksówkarza o rządzie, o biedzie, o życiu w Birmie. Oglądamy zdjęcie opozycjonistki Aung San Suu Kyi wyciągnięte z porftela. W końcu pytamy, czy nie boi się tak otwarcie z nami rozmawiać na takie tematy. Gdyby władza dowiedziała się, o czym i jak z wami rozmawiam, poszedłbym do więzienia na dwa lata – odpowiada. Ale mówi dalej, widocznie nam ufa. Nie jest jedyny. W trakcie naszej podróży po Birmie kilkukrotnie zdarzają nam się momenty szczerości mieszkańców. Same ich nie pytamy, nie chcąc robić im problemów. To oni mają potrzebę mówienia, jak wygląda życie w kraju, gdzie rządzi wojskowa junta, karta sim kosztuje 6000 dolarów, a wszystkie media podlegają cenzurze.
W Birmie nie wszędzie możemy pojechać, bo niektóre części kraju zamknięte są przed turystami. Mówi się o tym, że rząd nie chce pokazywać, jak jest biednie i jak powszechnie łamane są prawa człowieka. Niektóre miejsca są też zamknięte z powodu narkotyków – słyszymy.
W czasie trekkingu z Kalaw nad jezioro Inle dowiadujemy się też, że poza zorganizowanymi marszami turyści oficjalnie nie mogą tam przebywać. To obszar zakazany. Na północy są tereny wojskowe. W dodatku władza nie chce, żeby obcokrajowcy wchodzili w kontakty z miejscowymi. Ktoś wtrąca, że podobno rządzący wstydzą się tego, że tereny nie są rozwinięte, że jest bieda. Nawet zagraniczne organizacje pozarządowe mogą działać wyłącznie za pośrednictwem miejscowych. Nie mogą sami tu przyjeżdżać.
Ciekawe są też historie o nowej stolicy Birmy, Naypyidaw. Przenieśli ją z Rangunu ze wstydu. Że to takie stare miasto, zniszczone, brudne. Na temat przeniesienia stolicy poznajemy też inną teorię – władza bała się po prostu mieszkańców Rangunu. Tam, w tej nowej stolicy, są tylko oni i nie muszą się nikogo bać. W przewodniku wyczytujemy, że powodem przeniesienia stolicy mogła też być birmańska tradycja, według której każdy nowy władca robił stolicą kraju nowe miasto.
Układy, układy
Kraj jest skorumpowany – według Transparency International to jeden z najbardziej skorumpowanych na świecie. Wszyscy biorą łapówki. Nawet policjanci. Strażnicy w więzieniu – słyszymy. Jeżeli ktoś bliski trafi do więzienia, to trzeba płacić strażnikom, żeby miał lepsze warunki. Pieniądze kupią wszystko, ale nie każdy je ma. Najwięcej pieniędzy mają ci, którzy są blisko rządu i administracji centralnej czy też lokalnej.
Moja siostra pracuje jako nauczycielka w szkole państwowej. Zarabia śmieszne pieniądze – to kolejna opowieść. Mogłaby iść do pracy do szkoły prywatnej, zarabiałaby dużo więcej. Ale szkoły prywatne mają powiązania z rządem. To w szkołach prywatnych, gdzie płaci się krocie za naukę, uczą się dzieci oficjeli.
Czyli jeśli jesteś grzeczny i współpracujesz z władzą, masz szansę na przetrwanie. Niektórzy radzą sobie w takiej rzeczywistości. Agencje turystyczne są prywatne, ale żeby mogły funkcjonować, ich właściciele muszą mieć powiązania z władzą– opowiada nam pracownik jednego z hoteli. Jej przedstawicieli trzeba zapraszać na golfa, dawać im wygrywać, fundować drogie alkohole. Wtedy można pracować – mówi.
A bieda piszczy
Jednak stosunkowo niewielu ludzi żyje w godnych warunkach. Niemalże jedna trzecia społeczeństwa wegetuje poniżej progu ubóstwa. Rząd ma pieniądze. Zwykli ludzie ich nie mają – słyszymy. Gospodarka kraju nie jest rozwinięta tak, jak mogłaby być. Mamy kamienie szlachetne, ale wpływy z ich sprzedaży trafiają bezpośrednio do kieszeni rządzących.
W kraju, w którym widzimy, jak wydobywa się ropę naftową i gaz, litr benzyny kosztuje podobno 2000 kyatów. To jakieś 2,5 dolara! Widzicie ten rurociąg? – pyta nas taksówkarz. To nim płynie ropa do Chin. Dla nas niewiele zostaje.
Chiny to zresztą osobny temat. Nasz rząd należy do Chińczyków – dowiadujemy się z ust miejscowego. Faktycznie, generałowie współpracują gospodarczo z Chińczykami, dobra produkowane w Chinach można w Birmie kupić bez problemu. Wielki sąsiad Birmańczyków z chęcią inwestuje w tym kraju licząc na wielkie zyski, ale inwestowane pieniądze nie trafiają do zwykłych ludzi, lecz na konta rządzących.
Spojrzenie w przyszłość
Czy Birmańczycy mogą coś z tym zrobić? W 2010 roku wybory sfałszowano, ale jest trochę lepiej. Mogę mieć zdjęcie naszej ukochanej Aung San. Kiedyś było to nielegalne. W społeczeństwie jest jednak dużo nieufności i obaw. Szpiedzy są wszędzie. Nawet w klasztorach – słyszymy. Wiecie, kiedy mnisi wyszli na ulicę w proteście, rząd zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Kazał do nich strzelać – opowiada nam jeden z taksówkarzy.
Mnich w Birmie to osoba niemalże święta. Strzelanie do mnicha zszokowało wszystkich. Pokazało, że władza nie zna świętości. Rządzący, chcąc kontrolować społeczeństwo, doceniają szpiegostwo i donosicielstwo. W klasztorach znajdziecie mnóstwo fałszywych mnichów. Rząd nie chce powtórki z tamtych wydarzeń z 2007 roku. Woli mieć klasztory pod kontrolą.
Jednak są tacy, którzy nie tracą nadziei. Wybory w 2010 r. były sfałszowane. Mamy nadzieję, że w kolejnych, w 2014 r. fałszerstwo już się nie uda i w końcu władza się zmieni.
Ludzie mówią, ja słucham
Może to trochę paranoiczne, ale na wszelki wypadek nie podaję, z kim dokładnie, gdzie i na jaki temat rozmawiałyśmy.
Ten wpis nie ma na celu dogłębnej analizy sytuacji polityczno-gospodarczej w Birmie. Nie pokazuje wszystkich aspektów opisywanych spraw, nie prezentuje wszystkich problemów, niektóre jedynie sygnalizuje.
Nie jest obiektywny. Nie został stworzony na podstawie badania reprezentatywnej próbki społeczeństwa. Pokazuje to, co mówią poznani przez nas w podróży Birmańczycy o władzy w swoim własnym kraju. Nie wszystko, co mówią, musi być prawdziwe.
Chodzi bardziej o ich odczucia, które jednak wiele mówią.
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Gdzieś czytałem, że przeprowadzkę do nowej stolicy, generałowie podjęli po zasięgnięciu rady u wróżbity.
Niewykluczone, ja słyszałam, że ruch zmienili z lewostronnego na prawostronny opierając się na jakiejś wróżbie
Pamiętam tę sytuację ze strzelaniem do mnichów, bardzo smutne. Dzięki za wpis, bardzo ciekawy!