Jak się pakować, żeby zwariować?
Dobre rady zawsze w cenie. Chciałam napisać, jak pakować się mądrze, z głową i bez stresu. Jak niczego nie zapomnieć, zoptymalizować i zaplanować. Dopiąć na ostatni guzik. Ale nie wyszło. Bo ja zawsze pakuję się chaotycznie, szybko i jakoś zazwyczaj udaje mi się nic ważnego nie zostawić w domu. Zazwyczaj. Chcecie wiedzieć, jak się spakować nie-idealnie?
Plecak czy walizka?
Pytanie stare jak świat. No, prawie. Myślicie, że nasi zręczni lub wyprostowani przodkowie wędrując z Afryki w poszukiwaniu nowych siedlisk zastanawiali się, w co się spakować?
Och, a ja niegodna nazywania się podróżnikiem i mogąca określić się tfu! turystą, bo podróżuję najczęściej z walizką. Przynajmniej tam, gdzie wiem, że będę mogła ja wygodnie ciągnąć na kółkach. Albo dolecę na miejsce i na tym skończy się moje przemieszczanie się z bagażem. Bo walizka ma kształt prostopadłościanu i dużo łatwiej się w nią spakować, a i większość rzeczy po podróży nie będzie wyglądała jak psu z gardła wyjęte.
A plecak? No ludzie kochani, plecak też lubię. Ciężko ciągnąć walizunię po szutrowej drodze gdzieś na kambodżańskiej prowincji. Łatwiej zarzucić komfortowy plecak na plecy i iść przed siebie aż do upatrzonego guesthouse’u. Z plecakiem na plecach łatwiej też jechać motoconcho na Dominikanie, z walizką takich akrobacji bym się nie podejmowała. Plecak ma bardziej kompaktowe rozmiary. Tylko musi być – jak dla mnie – wygodny. Tak, wydałam na swój własny nieco więcej kasy ale przynajmniej po całym dniu noszenia go na plecach nie wymagam natychmiastowej pomocy kręgarza.
No to plecak czy walizka? To, co akurat bardziej pasuje!
Bez tego ani rusz?
Koniecznie spakuj dmuchaną poduszeczkę-rogala. Zabierz ze sobą rozgałęziacz do prądu! W bagażu musisz mieć środki odstraszające komary! I broń boże nie zapomnij szczoteczki do zębów! Bla, bla, bla… Takie rady można mnożyć w nieskończoność. Moja prawda jest taka, że koniecznie to trzeba zabrać paszport (lub dowód osobisty) i jakieś pieniądze. Resztę, jak zapomnimy, da się jakoś zorganizować na miejscu. Pieniądze w sumie też.
Po tym radykalnym stwierdzeniu dodam, że ja zawsze zabieram ze sobą jeszcze aparat fotograficzny wraz z przydatkami (ładowarka, filtry, karty pamięci i tak dalej), telefon z ładowarką i ubezpieczenie.
Zdarzyło mi się już zapomnieć spakować bielizny czy szczoteczki do zębów. Wiadomo, kasa wydana na miejscu, no ale za zapominalstwo trzeba płacić. Jednak nie jest to koniec świata! Dmuchana poduszka jest faktycznie wygodna kiedy śpi się w różnych środkach transportu, ale z powodzeniem można zastąpić ją bluzą zwiniętą w rulon. Jestem zdania, że środki na komary lepiej kupować w miejscu docelowym, bo wtedy najczęściej choć trochę działają. A mając rozgałęziacz do prądu można zostać lotniskową gwiazdą, kiedy współpasażerowie chcą podładować swoje ajfony i tablety, a gniazdko jest tylko jedno, ale umówmy się – czy koniecznie zawsze musimy zbawiać świat?
Listy są dla cieniasów
Po co mi lista rzeczy, które muszę spakować, skoro mam doskonałą pamięć? Bo przecież mam, tylko czasem krótką. Dawno, dawno temu zdarzało mi się na każdym wyjeździe czegoś zapomnieć. Urok osoby roztrzepanej. Po pierwsze, okazało się, że to nie koniec świata (patrz: wyżej). Po drugie, mimo wszystko, postanowiłam sobie spisywać na liście rzeczy, które koniecznie muszę spakować. I co mi z tego wyszło?
Ambitny plan skończył się tak, że zapominałam czegoś wpisać na listę, a w efekcie rzecz ta nie lądowała w bagażu. To jeszcze mały pikuś. Bywały jednak tez takie sytuacje, kiedy spakowałam coś z listy, dajmy na to ulubione spodnie, ale zapominałam je z niej wykreślić. I potem, kiedy kontrolowałam spis, myślałam, że spodnie jeszcze nie spakowane. Przetrząsałam szafki w ich poszukiwaniu, a one spokojnie sobie leżały w walizce. Tak, śmiejcie się. Ale ja już tak jakoś mam.
Przestałam więc robić listy, bo skoro nie polepszają sytuacji to po co tracić na nie czas?
Artystyczny nieład nie zaszkodzi
Bluzki – razem, złożone w kostkę i do woreczka. Spodnie i spódnice ładnie sprasowane – do woreczka. Ręcznik duży i mały – złożone i do woreczka. Skarpetki, majtki i staniki – do woreczka. A potem woreczki elegancko jeden na drugim do walizki. Wszystko ładnie uporządkowane. Nuuuuudyyyy!
Wolę mój plecakowy lub walizkowy nieład. Nie zawsze składam t-shirty w kostkę, czasem zwijam w rulon i zapewniam, tak też się nie pogniotą. Skarpetki nie wędrują do woreczka tylko służą za zapchajdziury – upycham je na przykład w butach. Piżama zwinięta w kulkę stanowi wypełniacz pomiędzy kosmetykami a ścianką plecaka lub walizki. I co z tego, że będzie wymięta? Od zagnieceń nie będzie mi się gorzej spało. Nic nikomu do mojej piżamy!
Artystyczny nieład ma tez swoje wady. Czasem szukając czegoś trzeba przekopać cały plecak. Ale przynajmniej nie jest nudno…
Last minute jest fajne
A jeszcze fajniejsze jest super last minute. Znam osoby, które na tydzień przed podróżą wyciągają walizkę z szafy. Od tej pory w specjalnie przeznaczonym do tego miejscu zaczynają rosnąć kupki. Kupka z bluzkami z krótkim rękawem. Kupka z bluzkami z długim rękawem. Kupka ze spodniami. Kupka z kosmetykami. Kupka z tym i owym. Na dzień przed wyjazdem kupki grzecznie wędrują do walizki. Potem dorzuca się jeszcze jakieś pojedyncze rzeczy.
Och, jak ja chciałabym potrafić się tak dobrze zorganizować! Ale nie ma lekko. Pakuję się dosłownie na ostatnią chwilę, ale dzięki temu opanowałam umiejętność robienia tego w ekspresowym tempie. Ekstremalnym było rozpoczęcie pakowania na niecałą godzinę przed wyjazdem na lotnisko. I co, zdążyłam? Spokojnie. I nawet niczego ważnego nie zapomniałam. Co nie znaczy, że tak jest dobrze i że też tak macie robić.
Jaki z tego morał?
Morał jest nudny jak flaki z olejem. To, że ja się pakuję chaotycznie i na ostatnią chwilę nie znaczy, że tak jest dobrze. Mogłabym dodać – nie powtarzajcie tego w domu. Róbcie listy, myślcie, kontrolujcie i pakujcie się zawczasu. Ale nie będę moralizować kiedy sama tego nie robię. I jest mi z tym dobrze. Nie mogę i nie chcę być wzorem do naśladowania. No bo jak naśladować kogoś, kto na lotnisku przed miesięczną podróżą po Azji zorientował się, że zapomniał w domu polisę ubezpieczeniową swoją i współtowarzyszki podróży? Tak, tak – to ja. I zamiast spokojnie i bezstresowo buszować po strefie bezcłowej pędziłam taksówką na złamanie karku, żeby ten nieszczęsny dokument z domu zabrać.
Sposób pakowania i zabierane rzeczy zależą w dużej mierze od charakteru wyjazdu – jego długości, celu, miejsca i planów. Zamiast podsumowania powiem więc tak – pakujcie się tak, jak wam wygodnie, w co wam wygodnie i zabierajcie to czego potrzebujecie. Nie widzę jednego uniwersalnego przepisu na dobrze spakowany bagaż.
A może taki przepis jest? Macie jakieś swoje rady odnośnie pakowania? Rzeczy, bez których nie można się obejść w podróży?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
ja zwijam w ruloniki i jeszcze używam worków kompresyjnych :)
Ty poradnik pakowania? z 3 walizkami po 20kg? :P
To jest zawsze koszmar:-P najpierw wyciągam wszystkie ciuchy które bym chciała wziąć,potem z tego robię selekcję.na koniec i tak sie okazuje ze nie mam wolnego cm3 w plecaku.rzeczą,która nigdy sie nie miesci są klapki pod prysznic.nie biorę,kupuje za parę euro.jakimś cudem te klapki mieszczą się jak wracam – jednym słowem,mam taką”pamiątkę” z każdego wyjazdu:-D
Podstawowa prawda przy pakowaniu to taka że pojemnośc walizki jest funkcją sposobu pakowania, czyli ułożenia, ugniecenia, składania i wkładania rzeczy jednych w drugie i jednych na drugich i obok drugich.
hmm nie lubie pakowania ,ale chyba nie ma dobrych rad co by kazdemu pasowalo ,ja sie pakuje aby wiecej ubran wlozyc to roluje ubrania ,a jak wyjazd weekendowy jest to biore saszetki jednorazowych kosmetyków
Tak,wiadomo ze rolowanie;-)kurtki,polary i buty trekkingowe na siebie;-)
mój sposób na pakowanie: 10 minut przed wyjazdem wrzucam do plecaka to, co mi się rzuci w oczy. Zazwyczaj na miejscu muszę dokupić tylko jedną/dwie rzeczy :D
Agnieszka – hahaha, jedna walizka z 30 kg i to na pół roku :P
Fedynad – o, może jeszcze opisać to wzorem matematycznym? Ja lubię cyferki :D
Kasia – masz zadatki na kolekcjonerkę klapków ;)
Agnieszka – rzuciłaś mi wyzwanie, 10 minut przed wyjazdem jeszcze się nie pakowałam :D
Ja również zwijam wszystkie ciuchy w rulon :-)
Chyba nie zawieje oryginalnością gdy powiem, że też wszystko rolujemy i z każdym kolejnym pakowaniem staramy się stosować więcej minimalizmu, tzn. kolekcja minerałów zostaje w domu:P
Ja wrzucam do plecaka jak leci :D
Podbudowujecie mnie, myślałam, że tylko ja tak bez pomyślunku i na ostatnią chwilę :D
Ja parę patentów mam http://podrozniczo.blogspot.com/2013/07/w-co-i-jak-sie-spakowac-by-nie-zwariowac.html
Jak ja pakuje to bagaznik wychodzi heheheh
Kto podróżuje ten żyje dwa razy – widzę, że nie przestrzegam chyba żadnej z Twoich zasad :D
Ja używam worków ziplock, w każdy wkładam inna kategorie ubrań, sa przezroczyste wiec widać co w nich jest i wyciskam powietrze.
Moim patentem jest pakowanie się na dzień lub dwa przed wyjazdem – dużo lepiej jestem spakowana i niczego nie zapominam tak jak to się zdarzało przy pakowaniu się na tydzień przed podróżą. Kupka ciuchów rosła bo ja ciągle coś dodawałam, a to kolejna bluzka, a to skarpetki, a to dodatkowe spodnie. Kończyło się tak, że jechałam z plecakiem wypchanym po brzegi a połowy ciuchów nie nosiłam. Jak się pakuję na dwa dni przed to wszystko idzie mi sprawnie i szybko i mam wszystko czego potrzebuję bez zbędnej kombinacji co by tu jeszcze upchnąć. Z mojej uniwersalnej listy korzystam tylko jeśli chodzi o takie rzeczy jak ładowarki, karty pamięci, dokumenty czy notes z adresami.
A widzisz, też mam wrażenie, że kiedyś brałam dużo więcej niepotrzebnych rzeczy, tak zwanych “przydasiów” (a może przyda się…”, które się nie przydawały. Dawno już z bagażu wyleciała np. suszarka do włosów, nie biorę już tylu ciuchów czy butów. Lżej w bagażu i na duszy :)
O to to!! Rany, przypomniałaś mi że kiedyś faktycznie zawsze zabierałam suszarkę :-) Ale odkąd ścięłam włosy nawet nie myślę o suszarce:-) Ba.. kiedyś musiałam zawsze wziąć jedne buty na jakims malym obcasiku no bo może będzie okazja,a teraz… wszystkie salsy na Kubie (niemal codziennie) przetańczyłam w klapkach :-)
Jadę pod koniec kwietnia i chyba wezmę swoje buciki do salsy, nie są takie znowu ciężkie :D
Ja wrzucam wszystko do plecaka upycham na siłę i cyk. : ) ale posta chętnie przeczytam
Z listą bywa właśnie różnie. Jednak jeżeli robi się ją starannie to jest pomocna. Osobiście wolę walizkę,bo zwyczajnie jest z nią najwygodniej :)
Może faktycznie robiłam swoją niestarannie ;)
heh, mam umysł ścisły, analityka więc i pakuję się z listą napisaną dawno temu w excelu i zawsze mi się sprawdza… oczywiście są różne listy zależnie od rodzaju wyjazdu: na nurki zabieram co innego, na kanioning także, na wyprawę do jaskiń czy wspinanie itd… ale jak się szybko pakuje to dzięki liście nie muszę myśleć 2 razy tylko odhaczać poszczególne elementy… a co spakować w podróż z 12 miesięcznym dzieckiem do Azji? popełniłem taki wpis, bo miałem swojego czasu wiele pytań: http://www.lkedzierski.com/malezja/co-spakowac-w-podroz-z-dzieckiem-do-azji/ może innym się przyda :)
Łukasz, ja też mam umysł ścisły i lubię wszelkie tabelki, ale akurat do tego nie mogę się przekonać, więc się poddałam :) a ten Twój excel to taki wypasiony, z makrami, tabelą przestawną itp? ;)
Nie można wszystkiego załatwić excelem;-) w grę wchodzi też emocjonalne przywiązanie do ubrań;-)
Kasia dobre! :D
Szkoda, że nie nawiązała się ta dyskusja tydzień temu. Może bym nie zapłaciła za 7kg nadbagażu :(
Zawsze ważę bagaż i tak pakuję żeby mieć przyszłościowy luz :-)
Ja ważę tylko przed dłuuugim wyjazdem (te wyjazdy, kiedy zabieram ze sobą 30 kilo :) ), a tak to wiem, że zawsze się mieszczę w limicie, jakoś mi to tak przychodzi, więc nawet nie sprawdzam :) Jeszcze nie zdarzyło mi się płacić za nieplanowany nadbagaż :)
Mnie pakowanie przedłuża radość z wyjazdu,więc pakowanie zaczynam tydzień wcześniej, jak to piszesz “na kupki”i codziennie myślę “już niedługo…” Rozpakowuję się błyskawicznie:)
Rozpakowuję się dniami, przedłużając sobie w ten sposób radość z minionego wyjazdu (wersja druga – jestem leniem ;) )
mnie znajomi o rady pytają, bo ‘Ty to tyle podróżujesz, masz doświadczenie’. A ja… Ja się pakuję na chwilę przed wylotem, na ogół za dużo rzeczy zabiorę, a zapomnę czegoś ważnego ;) Ostatnio np. nie wzięłam ładowarki do laptopa… Dopiero co odkryłam te torebki kompresujące, mam nawet taką, do której odkurzacz niepotrzebny – rewelacja!
Hmmm, chyba muszę wypróbować te torebki…
1. Pakuję się w 99% dzień przed podróżą. Jeden raz zdarzyło mi się pakowanie bo zamiast następnego dnia miałam wyjazd jeszcze tego samego dnia. Masakra. Ale dałam radę . (Miałam wylot na Kubę. Niestety kpt Wrona postanowił wylądować na brzuszku i zając a parę dni Okęcie. Biuro na szybko zorganizowało nocny przejazd do Pragi i stamtąd odlot. Telefon że mam być za dwie godziny na Dworcu otzymałam kiedy spokojnie robiłam w centrum zakupy ;-)))
2. Nie robię list jeżeli chodzi o ciuchy. Paradoksalnie mam większy problem co zabrać jak jadę na jakiegoś chamskiego ol inkluziwa, gdzie jedyne zwiedzanie to hotel i trekking z pokoju na plażę. Natomiast na dalsze i dłuższe podróże problemu prawie nie mam. Obliczam kiedy mniej więcej będzie szansa na pranie i mniej więcej na tyle dni biorę ciuchy.
3. Listy robię jeżeli chodzi o rzeczy dodatkowe: ładowarki, aparat, notes, pazporty ;-) itp. Notuję to na bieżąco i zawsze wszystko co potrzebuję znajdzie się na liście.
3a. Lekarstwa. Lista musi być. Po pierwsze mam sprawdzone lekarstwa na różne moje dolegliwości i nie za bardzo mam ochotę sprawdzać skuteczność lokalnych specyfików. Po drugie zauważyłam że sprawdza się zasada im więcej mas lekarstw tym większe prawdopodobieństwo że nie zachorujesz ;-) Jadąc pierwszy raz do USA wzięłam wszystko oprócz lekarstw na przeziębienie, no bo przecież ja się w lato nie przeziębiam lol. Nie znałam niestety mocy amerykańskiej klimatyzacji… Blisko trzy tygodnie jeździłam chora i nic mi nie pomogło.
4. Kosmetyki. Bardzo polubiłam pojemniczki do 100 ml. Wszystko sobie przelewam. Kosmetyczka jeździ połowe mniejsza i lżejsza niż kiedyś
Jeśli chodzi o preparaty na komary wszędzie jeżdżę z muggą. Działa w 100 %
No i na koniec moje zboczenie: no muszę po prostu muszę wszystko chować do osobnych torebek. Jest mi wtedy łatwiej wszystko odnaleźć, brudne nie miesza się z czystym, ręczniki z ubraniami, bielizna z czymś brudnym. No tak mam :-))
Pojemniczki do 100ml tez polubiłam. Nie zabieram ze sobą dużych (a przecieę czasem wypełnionych np do połowy) butelek szamponu czy płynu pod prysznic, bo mi tylko miejsce zajmują. Ale do segregowania w torebkach chyba nigdy się nie przekonam ;)
kazda rzecz rolujesz i jest ok, tylko niezbędne i uniersalberzeczy-samolot wymusza bagaż podręczny i kasę zawsze coś mozesz dokupić:-)
Mi się jeszcze nie zdarzyło podróżować z samym bagażem podręcznym jak gdzieś dalej lecę :)
ja się nie mogę wypowiedzieć, bo dalej nie leciałam, prócz USA, ale na 2 tygodnie bez problemu leciałam z podręcznym; dlatego wydaje mi się,że skoro mogę do Grecji, to dałabym radę i do Meksyku :-) wydaje mi się, jak leci się na dłużej niż na weekend, i tylko podręczny to zdecydowanie lepiej plecak – po pierwsze waży tyle co nic i w przeciwieństwie do walizki da się uformować, żeby się zmieścił bez problemu do “dziury” Ryanaira. i lepiej się potem przemieszczać, tłuc po dworcach i promach z plecakiem 10 kg niż 20 ;-)
Kasia mój plecak też nie waży więcej, niż 10 kilo, ale gabarytowo jakoś do podręcznego się nie kwalifikuje. Może muszę pomyśleć o mniejszym plecaku… ale to na pewno nie w najbliższym czasie :)
Pakowanie to zawsze największa, logistyczna zabawa, ale mnie osobiście sprawia ogromną przyjemność :D
Przed większym wyjazdem zrobienie listy kilka dni przed, zwijanie w rulonik i trzykrotne sprawdzenie zawartości portfela i paszportu. Resztę w razie czego można dokupić ;)
No widzę, że ruloniki rządzą :D
Ja zostalam nazwana mistrzynia pakowania, gdy przy podrozy do Indii (5 tygodni) na lotnisku pojawilam je z 30 litrowym plecakiem nie do konca wypchanym wazacym jakies 10 kilo ;-) Teraz mamy wieksze wyzwanie, bo bedziemy lecieli Cathay, a tam bagaz kabinowy nie moze miec wiecej niz 7 kg… Czesc wrzucimy to jednego, glownego, ale juz tyle razy mialam przejscia z bagazami, ze zawsze pakuje wiekjszosc potrzebnych rzeczy do kabinowego…
Uuuuuu nieźle z tym pakowaniem! Na szczęście (odpukać) nie miałam jeszcze większych przejść z bagażem (nie licząc uszkodzeń, ale zawsze albo porządna rekompensata albo nowa walizka była) ale faktycznie może warto więcej rzeczy do podręcznego wrzucać. Natomiast nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy do rejestrowanego wkładają np. lekarstwa potrzebne im cały czas, a potem jak nie doleci to jest problem, bo trzeba natychmiast szukać lekarza na miejscu, który nowe leki przepisze.
Przez znajomych bywam nazywana mistrzynią pakowania. :D Sama mogłabym napisać poradnik. Zawsze spakowane wszystko (począwszy od artykułów pierwszej potrzeby aż do rzeczy, które mogą uratować świat), a miejsca jeszcze zostaje. :D
Dla mnie pakowanie się stanowi największy problem, bo zawsze mam dylemat, czy coś jeszcze się nie przyda czy nie (a zwykle się nie przydaje). Ale mój sprawdzony sposób to wspomniane już rolowanie rzeczy, staram się też z każdym wyjazdem zmniejszać swoją listę rzeczy, które zabieram. I podobnie, jak Ewa wolę walizę niż plecak, bo łatwiej się rozpakować, nie trzeba przekładać miliona rzeczy, żeby znaleźć inną. A wolę ciągnąć walizkę na kółkach niż mieć ciężar na plecach :)
Ja doszłam do wniosku, że “przydasiów” nie zabieram :) Nawet jakby się przydały to trzeba sobie jakoś bez nich poradzić :)
Hehe dobre! Fajnie wiedzieć, że u Ciebie też pakowanie to wielki chaos. Ja mam zawsze pack-listę, postanawiam sobie, że tym razem nie zacznę się pakować w ostatniej chwili, a i tak na koniec zawsze jest szaleństwo i zawsze o czymś zapomnę. Nie ma opcji, żeby było inaczej, ale jest w tym pewien urok, jak człowiek w drodze na lotnisko zastanawia się, czego nie spakował tym razem ;)
Ja też już myślałam, że wszyscy tacy porządni, optymalnie spakowani, ułożeni i posegregowani i tylko ja taka chaotyczna. Od razu mi lepiej :)
To mamy ten sam styl. Ja się pakuję 5 minut przed wyjazdem, a po drodze przypominam sobie czego zapomniałam;) Działa od lat, zawsze coś przegapię. Co robić kiedy nie znoszę robić list. jakoś opornie idzie mi ułatwianie sobie życia.
Mi też się zdarza zapomnieć, dlatego dla zdrowia psychicznego przestałam się tym przejmować, jak sobie zdam sprawę, że coś zostało w domu :)
Ostatnio na wakacje 3-tygodniowe rozpoczęłam pakowanie godzinę przed odjazdem pociągu do Warszawy. W dodatku po krótkiej nocy:)) Okazało się, że bagaż waży 7 kg i mam wszystko, w przeciwieństwie do 2połówki, która rozpoczęła pakowanie 1 tydzień wcześniej :)).
Próbowałam się pakować wcześniej, ale wtedy NIGDY nie wiem, które ciuchy wziąć. Jak robię to na ostatnia chwilę – zawsze trafiam z wyborem. Taka magia bałaganiarzy i roztrzepańców ;). Inna sprawa, że jak się podróżuje częściej, to doświadczenie robi swoje. Nawet jak czegoś zapomnisz, nie robi się z tego wielkiego halo. No i fajnie jechać jak my – z dwójką przyjaciół. Razem mamy wszystko :)!
No tak, im nas więcej tym większa szansa, że ktoś jednak weźmie ten przybornik z igłami i nitkami albo krem do opalania :)
A w ogóle – jakoś daaawno tu nie byłam. I bardzo mi się podobają te zmiany! Pozdrawiam i wracam do nadrabiana zaległości.
Dzięki! Fajnie, że wróciłaś :D
No to ja jestem cienias bo listę robię zawsze:) I do tego zostawiam ją na następny wyjazd. Zadaję sobie trud i przed kolejną podróżą listę przepisuję, coś do niej dodam, coś z niej wykreślę. Najważniejsze jest to ,że skoro za pierwszym razem się sprawdziła i nic nie zapomniałam to znaczy, że na następny wyjazd też będzie dobra:)
A jak następny wyjazd jest nad morze, a na poprzednim byłaś w górach? ;)
Ja w góry to tylko jeżdżę żeby na nie popatrzeć:), chodzenie po nich to nie moja bajka, więc mój bagaż nie wiele się różni. Poza tym dlatego też napisałam, że czasami coś do listy dodam, czasami coś wykreślę:)
Mam tak samo z górami :)
Bardzo przydatne porady, na pewno je wykorzystam ;)
A ja wolę z listą:) Choć to nie znaczy, że to się sprawdza, bo już kilka razy i tak czegoś zapomniałam;) I ostatnimi czasy dobre przygotowywanie też kuleje, bo z reguły pakuję się tuż przed wyjazdem:) Pisałam kiedyś o tym idealnym pakowaniu (http://tropimyprzygody.pl/2012/09/01/przygotowania-jak-sie-spakowac/), a teraz sama go nie stosuję…;)
Oj, ja nawet nie próbuję być idealna jeśli chodzi o pakowanie :)
Bardzo to wszystko prawdziwe i mądre. I się podpisuję. Najważniejsze to wziąć to, co się lubi i znaleźć na pakowanie swój sposób.
Amen :)
Zapraszam: blog Doroty, która wyemigrowała do Grecji kilka lat temu, po skończeniu studiów w Polsce. Maz Doroty jest Grekiem, a ona wybrała życie na stałe w Grecji. Od początku swojego życia w Grecji prowadzi bloga, na którym opisuje Grecję – polecam, bo rzadko można znaleźć tyle informacji o Grekach i ich kraju w jednym miejscu: http://salatkapogrecku.blog.pl/2015/03/29/poradnik-emigrantki-cz-3-jak-spakowac-swoje-zycie-w-20-kg-niedziela-29-marca-2015/
Dzięki! Znam ten blog, a żyjąc na walizkach sama nie mam zbyt wielu rzeczy. Więc dlatego aż tak bardzo pakowaniem się nie przejmuję ;)
Każdy ma swój sprawdzony sposób na pakowanie. Jedno jest pewne: przed wyjazdem warto zadbać o właściwe przygotowanie i nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę . No, chyba, że decydujemy się na last minute.
Ja ostatnio własnie pakuję się na ostatnią chwilę i jakoś tak mnie to mobilizuje, że nic nie zapominam… :)
Właśnie się pakuję. Blech:)
http://pytanienasniadanie.tvp.pl/19837257/niezbednik-majowkowicza
Listy przechowuje w folderach: sa stale uzupelniane. Przed kazda podroza kopiuje, drukuje itp. przystosowujac pozycje do danego wyjazdu. List pozwalaja maksymalnie zaoszczedzic czas.
Oj chciałabym umieć być taka zorganizowana :)
Gdy pierwszy raz jechaliśmy w długą podróż po świecie, na samą myśl o pakowaniu bolał mnie brzuch, a potem się godzinami w drodze zastanawiałam, czego na pewno nie wzięłam. Przed tą podróżą otrzymaliśmy od znajomych fajny poradnik podróżnika, w którym również jeden rozdział poświęcony był pakowaniu. I to chyba jakoś pomogło, przynajmniej mentalnie. Ale prawda jest taka, że lepiej brać jak najmniej, bo praktycznie wszędzie można wszystko kupić. W drugiej podróży było już zdecydowanie lepiej.
Ja sama dochodziłam co i jak pakować metodą prób i błędów i kiedyś też się stresowałam, że czegoś zapomniałam a potem przestałam się stresować wychodząc z założenia, że podstawowe rzeczy muszę mieć (paszport, aparat, ubezpieczenie, pieniądze), a nawet jeśli zapomniałam czegoś innego to jakoś sobie poradzę :)
Ja jestem raczej z tych pakujących się z zimną krwią. Ale uważam, że wyciąganie ubrań tydzień przed wyjazdem to GRUBA przesada. Tydzień wcześniej otwieram listę, a wybieram i pakuję rzeczy dzień przed wyjazdem. Najważniejsze, to znaleźć złoty środek ;)
Ech, a ja ciągle nie mogę się nauczyć korzystania z listy :)
Ja zazwyczaj już mam w głowie, co spakować. Robię listę przed wyjazdem, na kilka dni ew dbam, żeby uprać to, co chcę zabrać czy coś dokupić (np leki do apteczki, podróżujemy z dzieckiem, więc to dla mnie ważne). Czasem stawiam pudełko, gdzie wrzucam jakieś drobiazgi, o których łatwo zapomnieć. Ale pakowanie zostawiam na koniec, stosy ubrań i rzeczy tydzień przed się u nas nie sprawdzały. Jutro wylatujemy, mam już poskładane rzeczy, ale co ostatecznie trafi do bagażu, zdecyduję przy pakowaniu (część zostanie odłożona, bo przygotowuję zawsze więcej niż trzeba). Kiedyś zrobiłam listę tego co i w jakiej ilosć się sprawdziło, ale oczywiscie dawno ją zgubiłam ;) Nieco się stresuję, że czegoś zapomniałam itd, ale najczęściej okazuje się, że na miejscu to nie ma znaczenia, albo rzeczy jest za dużo. Ważnych rzeczy (typu paszport) nie zapominam, większość można dokupić (kiedyś zapomniałam całego worka z bielizną ;)), a ostatecznie jakie to ma znaczenie, czy wezmę jedną bluzkę “za mało” lub “za duzo”. Uniwersalne listy na blogach czasem przeglądam, ale to jest kwestia indywidualna, bo każdy czuje komfort przy innej liczbie chociażby ciuchow (znam takich, co lubią się przebierać i biorą dużo, jak i takich, którzy mają po 2-3 koszulki na kilka tyg. i robią przepierki)
a jakby trzeba było, to mogłabym się spakować w godzinę, tak myślę. Pakowanie to taki rodzaj stresu, który u mnie mija wraz ze znalezieniem się w środku transportu, a maksymalnie tuż po lądowaniu. Więc im krócej się nad tym pakowaniem zastanawiam i o tym myślę przed, tym lepie. Jak zaczynam się pakować długo wcześniej, to potem to w nieskończoność mam ochotę zmieniać, coś wyrzucać (bo mam wrażenie, że wzięłam za dużo), coś dokładać (bo może się przyda) itd. Nie umiem trzymać się list. A potem i tak się okazuje, że najwżniejsze rzeczy mam, a z tych mniej ważnych 2-3 rzeczy w tą czy we wtą nie mają znaczenia, a jak się czegoś zapomni to mogę kupić
Tak samo uważam, że nie ma co się stresować pakowaniem. Jak się czegoś zapomni to pod warunkiem, ze nie jedziemy na pustynię czy Antarktydę – zawsze jest możliwość zaopatrzenia się w to na miejscu ;)