Terra Australis, czyli wielka połać lądu na południowej półkuli, najmniejszy kontynent na świecie, rozpala wyobraźnię niejednego podróżnika. Wszystko tu jest inne, do góry nogami – zwierzęta skaczą, zamiast chodzić, a młode noszą w torbach, wszystko, co żyje, chce człowieka zabić, a większość kraju pokrywają pustynie i półpustynie. A mimo to Australia przyciąga jak magnes – pięknem przyrody, obietnicą przygody i właśnie tą swoją wyjątkową odmiennością. Mamy tu piękne plaże nad cudownie błękitną wodą oceaniczną, w której często ie można się kąpać, mamy samotną skałę Uluru, mamy słynną Operę w Sydney, koale, wombaty, piaszczyste wyspy i lasy tropikalne. Jest trudna i bolesna historia, kultura Aborygenów i ich opowieści z Czasu Stworzenia. Można nurkować, serfować, żeglować, a następnego dnia wędrować po górach. To wszystko i jeszcze więcej sprawia, że Australia to wspaniały kierunek podróży!
*****
O wyjeździe do Australii marzyłam mniej więcej od 1997 roku. Długo czekałam ze spełnieniem tego marzenia, ale kiedy wreszcie tutaj wylądowałam, postanowiłam skorzystać i zobaczyć jak najwięcej. Czterdziestodniową samotną podróż rozpoczęłam w Sydney, skąd pojechałam do Melbourne i dalej, przez Great Ocean Road i Grampiany aż do Adelaide. Tutaj wyruszyłam w Outback, zatrzymując się w Coober Pedy i Górach Flindersa. Wędrowałam po wąwozie Kings Canyon, wokół Uluru i Kata Tjuta. Potem poleciałam do Cairns, gdzie zanurkowałam na Wielkiej Rafie Koralowej, a następnie wyruszyłam na południe, przez Airlie Beach, Fraser Island, Brisbane i Byron Bay, z powrotem do Sydney.