Kenijczycy modlą się o spokój po wyborach
Modlimy się całą rodziną do Boga o pokój po wyborach – odpowiada manager jednego z hoteli, kiedy pytam się o jego przewidywania dotyczące tego, co może się dziać po marcowych wyborach prezydenckich. Bóg nie pozwoli na taką przemoc, jaka była poprzednim razem. Po wyborach w 2007 r. przez Kenię przetoczyła się fala zamieszek i agresji. Ale to nie Bóg zabijał. To ludzie krzywdzili ludzi. Wierzę, że w tym roku będzie spokojnie – uśmiecha się do mnie nieśmiało, jakby próbując samego siebie podnieść na duchu.
Poczucie przynależności plemiennej problemem kraju
Modlę się do Allaha, wszyscy się modlimy, żeby wybory były spokojne. Ale coś ci powiem… – Mazera bierze łyk herbaty z mlekiem, zwanej tutaj chai i nachyla się w moim kierunku nad talerzem gotowanej fasoli z chapati, jakby chciał mi wyjawić wielki sekret. Odruchowo przysuwam się w jego stronę i nadstawiam ucha. Raila pochodzi z plemienia Luo, a to są agresywni ludzie. To oni robili złe rzeczy przy poprzednich wyborach. Oni mają agresję we krwi. Miejmy nadzieję, że w tym roku się opamiętają – mówi mi szeptem. A z jakiego plemienia ty pochodzisz? – pytam się Mazery. Ja? Ja jestem stąd. Z wybrzeża. Z Mijikenda.
W 2007 r. o fotel prezydencki ubiegało się dwóch głównych kandydatów. Jednym z nich był urzędujący wówczas Mwai Kibaki, drugim – przewodzący opozycji Raila Odinga. Kibaki pochodzi z ludu Kikuyu, najliczniejszego spośród 44 plemion zamieszkujących Kenię. Według cenzusu z 2009 r. stanowili oni 17% populacji kraju. Z kolei Odinga jest przedstawicielem Luo, którzy stanowią około 10% populacji. Inne znaczące plemiona to Luhya (14%), Kalenjin (13%) i Kamba (10%). Znani na całym świecie Masaje to jedynie 2% mieszkańców Kenii.
Musimy wreszcie zacząć myśleć o kraju jako o jednym organizmie, a nie rozdrabniać się na plemiona takie, śmakie i owakie! – z determinacją w głosie wyjaśnia mi Pete, kolega po fachu. Kenijczyk. Te podziały to nasz największy problem w Kenii. Jak spytasz kogoś, na którego kandydata będzie głosował, od razu ci odpowie. Ale jeśli zapytasz dlaczego, nie będzie umiał tego uzasadnić. Bo jedynym uzasadnieniem jest to, że mój kandydat jest z tego samego plemienia, co ja. Albo z zaprzyjaźnionego. A przecież nie o to chodzi! Zresztą, politycy są wszyscy tacy sami. Teraz proszą o głosy, ale jak już zasiądą na swoich stołkach, to zapominają o zwykłych ludziach. Aż do następnych wyborów. Mam wrażenie, że to akurat nie jest wyłącznie problemem Kenii.
27 grudnia 2007 r. Kenijczycy ruszyli do urn by wybrać nowego prezydenta. Wymieniano wtedy także parlament, ale to głównie wybory prezydenckie wywoływały ogromne emocje. Trzy dni później ogłoszono zwycięstwo urzędującego przez poprzednie 5 lat Kibakiego. Raila Odinga od razu publicznie stwierdził, że nie uznaje wyniku wyborów, które miały zostać zmanipulowane. Społeczność międzynarodowa uznała zresztą później, że faktycznie nie wszystko było zorganizowane jak należy. A według sondaży przeprowadzanych w dniu wyborów Odinga miał mocną, sześcioprocentową przewagę nad Kibakim. Mimo protestów ze strony opozycji stary-nowy prezydent złożył przysięgę 30 grudnia 2007 r. Dosłownie chwilę później wybuchła agresja, skierowana głównie przeciwko przedstawicielom plemienia Kikuyu.
Livingson sięga po kolejny kieliszek z tacki i poleruje go dokładnie, nieśmiało się do mnie uśmiechając, kiedy siedzę przy barze i czekam na zamówioną chwilę wcześniej u kelnerki sałatkę. Kiedy dziewczyna odchodzi, żeby przekazać zamówienie do kuchni, barman przysuwa się ze swoją szmatką i błyszczącym już kieliszkiem nieco bliżej. Ona jest z Kikuyu – mówi cicho, tak by nikt nie usłyszał. To dlatego nie przyzna się, na kogo będzie głosowała. Bo wszyscy wiemy, że na Uhuru. A to nie jest tu popularne. Ja się mogę przyznać, że będę głosował na Railę. Bo tylko on gwarantuje jakąś zmianę – rozkręca się barman. Nie rozmawiamy w pracy o polityce! – zwraca Livingsonowi uwagę kelnerka, podając mi zamówioną sałatkę. Livingson pochodzi z niewielkiego plemienia Taita zamieszkującego Wzgórza Taita – tereny nieopodal Parku Narodowego Tsavo.
Co się stało po poprzednich wyborach?
Sam Odinga pochodzi z plemienia Luo, ale w 2007 r. udało mu się zbudować porozumienie i zdobyć poparcie także innych plemion, w tym licznej społeczności Kalenjin. Rozczarowani wynikiem wyborów Kalenjinowie i Luo wybuchnęli, atakując przede wszystkim nielubianych już wcześniej Kikuyu. Agresja koncentrowała się głównie w prowincji, z której pochodził Odinga – Nyanza, w slumsach Nairobi i prowincji Rift Valley. Kikuyu mieszkający poza tradycyjnie zajmowanymi przez to plemię terenami stawali się celem brutalnych ataków. Już 30 grudnia w mieście Eldoret podpalono kościół, w którym zginęło 30 osób, w tym kobiety i dzieci. W odwecie Kikuyu zaatakowali ludzi Luo i Kalenjin w prowincjach, w których ci ostatni byli w mniejszości, na przykład Nakuru.
28 lutego, po mediacjach prowadzonych przez Kofiego Annana, Odinga i Kibaki podpisali porozumienie, na mocy którego ten drugi zatrzymał stołek prezydenta, a pierwszy został premierem. Sporadyczne akty przemocy etnicznej miały miejsce także po podpisaniu ugody i ciągnęły się mniej więcej do lata 2008 r. Szacuje się, że do 28 stycznia liczba ofiar zamieszek wyniosła 1300 (niektóre źródła podają nawet 1600), natomiast około 300 000 (według innych źródeł nawet 600 000) ludzi, głównie z plemienia Kikuyu, zostało przegnanych ze swoich domów przez sąsiadów pochodzących z innych plemion.
Mazera jest kierowcą, doskonale pamięta jak turyści po wyborach w 2007 r. przestali przyjeżdżać do Kenii obawiając się niepokojów społecznych. Nie wiem, jakim cudem udało mi się zachować pracę – opowiada mi, kiedy przejeżdżamy przez Likoni, ubogie przedmieścia Mombasy, w drodze na lotnisko. Wielu moich kolegów straciło wtedy źródło utrzymania. Ja – dzięki Allahowi – mogłem dalej pracować. Ale stracił na tym cały kraj, nie tylko osoby zatrudnione w turystyce. Przecież jeśli mnie wyrzucą z pracy to nie będę posyłał pieniędzy żonie. Żona nie pójdzie do sklepu i nie kupi jedzenia dla dzieciaków. Sprzedawca nie zarobi. I nie da zarobić kolejnym. Musimy dbać o turystów, nie możemy ich wystraszyć w tym roku – dodaje.
Mimo, że wybory dopiero w marcu, już od paru miesięcy daje się zauważyć malejącą liczbę turystów wypoczywających w Kenii. Święta i sylwester to jedyny moment, kiedy hotele na wybrzeżu były pełne – ale duża część gości to przyjezdni nie zza granicy, ale z głębi kraju, głównie z Nairobi, którzy postanowili uciec ze stolicy na parę dni. Podobno turyści boją się przyjeżdżać do Kenii, chociaż tak naprawdę to przed wyborami jest zupełnie spokojnie, nic się nie dzieje, a przedstawiciele wszystkich religii modlą się gorąco o spokój po wyborach. Żeby nie powtórzyła się sytuacja sprzed pięciu lat, kiedy turystyka załamała się zupełnie. Sporo czasu wymagało odbudowanie zaufania do kenijskich wakacji.
Pete jest z plemienia Kikuyu. W 2007 prawie cała agresja była skierowana przeciwko przedstawicielom właśnie tej grupy, szczególnie na terenach, gdzie byli oni przyjezdnymi. Także na wybrzeżu. Nie było tak źle – opowiada mi jednak Pete. Nie czułem się zagrożony. Nikt mnie nie chciał zamordować czy wypędzić. Zresztą w Mombasie wcale nie było tak niebezpiecznie, jak to pokazywały ówczesne media. Ktoś gdzieś podpalił jakąś oponę na ulicy, a następnego dnia w gazetach czytaliśmy o wielkich zamieszkach. Wszyscy szukali sensacji.
Nadzieje i oczekiwania
Dzisiaj, w 2013 r., wszyscy doskonale pamiętają to, co działo się 5 lat temu. Każdy ma jednak nadzieję, że historia się nie powtórzy, chociaż obawy nadal się tlą. W Mombasie, ale też na Facebooku, w telewizji i w radiu co i rusz widać i słychać inicjatywy nawołujące do zachowania spokoju niezależnie od wyniku wyborów.
Głównych kandydatów na prezydenta jest dwóch. Pierwszy to Raila Odinga, wielki przegrany z 2007 r. Drugi – Uhuru Kenyatta, syn pierwszego prezydenta Kenii Jomo Kenyatty. Są jeszcze inni, ale według sondaży oni w walce o stołek praktycznie się nie liczą. To Martha Karua (jedyna kobieta wśród kandydatów), Peter Kenneth, Mohamed Abduba Dida, Musalia Mudavadi, James ole Kiyiapi i Paul Muite. Oprócz prezydenta 4 marca Kenijczycy wybiorą też posłów, senatorów, gubernatorów, przedstawicieli okręgów (county representative) i reprezentantki kobiet (women representative, osoby zajmujące się sprawami kobiet).
Chcesz spróbować amaruli? – pyta się Livingson, odstawiając wypolerowany kieliszek. Nadziewam pomidora na widelec i skinieniem głowy daję barmanowi znak, że chętnie. Widzisz, jest jeszcze jeden problem – szepce mężczyzna, podając mi kieliszek wypełniony słodkim likierem z RPA. Uhuru ma się stawić przed trybunałem karnym w Hadze. Za to, co się działo w 2007 r. Myślisz, że jak zostanie prezydentem, to tam pojedzie? A przecież jak nie pojedzie, to Kenia będzie miała kłopoty! Na pewno wprowadzą sankcję gospodarcze. A jak ma się nasz kraj rozwijać bez pomocy międzynarodowej?
Sześcioro Kenijczyków zostało w 2010 r. oskarżonych o zbrodnie przeciwko ludzkości. Są to obecny kandydat na prezydenta Uhuru Kenyatta (w 2007 r. pełnił funkcję wicepremiera), sprzymierzony z Kenyattą William Ruto (ówczesny minister edukacji), Henry Kosgey (ówczesny minister industrializacji), Francis Muthaura (ówczesny sekretarz gabinetu), radiowiec Joshua Arap Sang i komisarz policji Mohammed Hussein Ali. Ruto, Kosgey i Sang zostali oskarżeni o pośrednie przyczynienie się do morderstw, wygnań, tortur i prześladowań. Pozostała trójka – o pośrednie przyczynienie się do morderstw, wygnań, przemocy seksualnej, prześladowań i okrucieństw. Zarzuty przeciwko Kosgeyowi i Alemu wycofano w 2012. Pozostała czwórka ma się stawić przed trybunałem w kwietniu 2013 r.
A dlaczego miałby jechać do Hagi? Przecież jako prezydent będzie nietykalny! – Mazera pokazuje mi palcem ciężarówkę oklejoną plakatami Uhuru. I dobrze. Bo to nasza sprawa, żadna międzynarodowa. Poza tym prawdziwymi agresorami są ludzie Luo – podsumowuje kierowca, przekrzykując głośną muzykę dobiegającą z propagandowego TIR-a.
Kandydaci walczą o głosy społeczeństwa
Jeszcze trwa kampania wyborcza. Przypomina trochę piknik albo festyn. Co rusz i tak już zakorkowaną Mombasę dodatkowo blokują konwoje oblepionych plakatami Odingi lub Kenyatty ciężarówek, z których dobiega skoczna muzyka, a agitatorzy przez megafony wykrzykują hasła nawołujące do głosowania na wybranych kandydatów. Uśmiechnięte twarze z billboardów obiecują cuda wianki. 11 lutego ma miejsce się debata, w której biorą udział wszyscy kandydaci na urząd prezydenta. Pierwsza taka w Kenii – transmitowana na żywo przez największe stacje telewizyjne i radiowe. Ma trwać dwie godziny, przedłuża się do trzech i pół. Jeśli ci goście mogą siedzieć w jednym pomieszczeniu i debatować to nie macie powodu, żeby nosić maczety po wyborach – komentuje debatę jeden z użytkowników Twittera.
Oglądałeś debatę? – zaglądam następnego dnia do baru i pytam się Livingsona. Oczywiście! Ale wiesz co – odpowiada, – ludzie już zdecydowali. Ta debata nic nie zmieni. Każdy i tak wybrał już swojego kandydata. A jednak. Dzień później Daily Nation, największy kenijski dziennik informuje, że według sondażu przeprowadzonego po debacie aż 34% ankietowanych osób zdeklarowało, że wpłynęła ona na zmianę preferencji. To dużo. Jednak czy będzie to miało znaczący wpływ na wynik wyborów?
Wchodzę do recepcji, żeby zostawić jakąś wiadomość dla turystów. Jessy, recepcjonistka, siedzi na kanapie i przegląda gazetę. Oglądałaś? – pyta się mnie, kiedy zagaduję ją o wybory. Oglądałam. Ona niestety nie, była wtedy w pracy. Ale widziałam potem fragmenty na youtube. Najbardziej przekonał mnie Peter Kenneth. Jest rozsądny. Ma program. Jako jedyny nie sprzeniewierzył żadnych pieniędzy. Młodzi ludzie będą na niego głosować. Ja będę – deklaruje dziewczyna. Spytaj ją, z jakiego jest plemienia – wtrąca się Nixon, drugi recepcjonista. Jessy jest Kikuyu. Kenneth też.
Jakbym chciała głosować według plemienia, to głosowałabym na Uhuru bo jest Kikuyu i ma największe szanse – tłumaczy mi Jessy. Ale o to chodzi, by głosować na tego, kto ma pomysł na rządzenie. Jakby Kenneth był z Luo to też bym na niego głosowała. Młodzi ludzie są rozsądni, nie będą wybierać na podstawie tego, z jakiego plemienia jest kandydat. Kenneth może nas jeszcze zaskoczyć, jak nie w tym roku, to w przyszłych wyborach. Nixon, a ty na kogo będziesz głosować? Nixon nie chce odpowiedzieć.
25 lutego odbędzie się kolejna debata. A potem możemy już tylko modlić się, by nikt nie podważał wyniku wyborów i żeby było spokojnie – mówi Jessy.
Więc wszyscy się modlą. I czekają. Wierzą, że będzie dobrze, ale pod przykrywką optymizmu daje wyczuć się pewne napięcie. 4 marca okaże się, czy modlitwy Kenijczyków wszystkich wyznań i plemion zostały wysłuchane.
Przewodnik po Kenii
O wyborach, historii i polityce poczytasz w moim przewodniku po Kenii! Kliknij tutaj i kup :)
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Trzymam kciuki żeby było dobrze!!!! A ty nie się boisz tam teraz być?
Nie, w tej chwili zupełnie nie ma się czego bać, a jeśli wybory pójdą sprawnie i nikt nie podważy ich wyniku to mam nadzieję, że nie będzie problemów
Ewa, bardzo dobrze napisany tekst. gratuluję. czyta się z zapartym tchem do ostatniego zdania. wiele wyjaśnia i naświetla nastroje. przydatny zwłaszcza dla osób, które o Kenii mają nikłe pojęcie :) pozdrawiam.
Dzięki za te słowa, Kasia! Już myślałam, że nie będzie chętnych na czytanie o polityce, ale chciałam pokazać też nastroje społeczne – ostatnio tu w Kenii o niczym innym się prawie nie mówi…
Dobry artykuł. Mam przyjaciółkę Kanijkę z Nairobi (Luo), która bardzo się boi, bo sama była świadkiem przemocy i do dzisiaj ma traumę. Mam nadzieję, że nic się nie wydarzy. Ale twierdzi, ze niektórzy ludzie już szykują zapasy jedzenia.
Dziękuję! Andrzeju, na wybrzeżu póki co nikt, z kim rozmawiałam nie przyznaje się, żeby w jakikolwiek sposób przygotowywał się na najgorsze. Oczywiście w Nairobi może być inaczej. Miejmy nadzieję, że wybory przebiegną spokojnie. Zostało 10 dni.
Tekst dobrze oddaje to co dzieje się w Kenii. Mam nadzieję, że po wyborach będzie spokojnie.