Klejnoty półwyspu Reykjanes czyli co kryje się pomiędzy polami lawy
Islandia, jak każdy kraj bez wyjątku, może pochwalić się miejscami oszałamiającymi i przyciągającymi przez to rzesze turystów. I jak każdy kraj kryje też takie klejnoty, które leżą poza głównymi szlakami, do których dociera mniej ludzi. Nasza ostatnia wycieczka w tym kraju zabiera nas właśnie do takich miejsc – pięknych, ale mniej znanych.
Półwysep Reykjanes leży na południowy zachód od Reykjaviku. Pierwszy raz widzimy go gdy nasz samolot z Londynu podchodzi do lądowania na lotnisku Keflavik. To rozległe połacie zastygłej lawy porośniętej mchem, popękanej niczym skórka zbyt dojrzałego owocu, z turkusowym oczkiem w postaci znanego na całym świecie ośrodka SPA – Błękitnej Laguny. Tam zresztą kończymy nasz dzień, ale zaczynamy go zupełnie gdzieś indziej. W stajni.
Kto mnie zna, ten wie, że ja i konie to nie jest najlepsze połączenie. Przesadą byłoby powiedzieć, że się ich panicznie boję, ale na pewno mam do nich mało zaufania. Na końskim grzbiecie siedziałam zaledwie kilka razy w życiu i zawsze czułam się nieswojo. Jednak w stadninie koni islandzkich Fákasel nie muszę wspinać się na grzbiet żadnego zwierzęcia. Wystarczy mi przechadzka pomiędzy boksami, w których mieszkają te niskie, krępe i silne koniki. W czasie codziennego zwiedzania Islandii widziałam ich mnóstwo pasących się na polach pokrytych zeszłoroczną trawą.
Koń islandzki to ciekawostka sama w sobie. Niewysoki, o charakterystycznej gęstej sierści. – Można by uznać go za kuca ze względu na wzrost, ale budowę kości ma taką, jak każdy inny koń – tłumaczy nam pracownica stadniny. Konie te są – nazwijmy to – uniwersalne. Wykorzystuje się je zarówno do pracy w gospodarstwie, jak i do jazdy rekreacyjnej, wyścigów i pokazów. Niezwykle surowe i jednocześnie bardzo proste są reguły dotyczące wwożenia koni na teren Islandii: nie wolno! Dzięki temu chroni się populację przed modyfikacjami genetycznymi i chorobami, ale jednocześnie te konie, które wyjeżdżają za granicę na pokaz czy wyścig, nigdy nie mogą na wyspę wrócić.
Nasza podróż prowadzi dalej przez miasteczka i wsie południowo zachodniej Islandii. Przejeżdżamy przez Selfoss, a potem Eyrarbakki, gdzie mieści się jedyne na wyspie więzienie, gdzie przebywa obecnie ponoć około 130 osób, które na weekendy mogą wychodzić na przepustki do domów. Podoba mi się to miasteczko pełne charakterystycznych islandzkich domków z elewacjami pokrytymi blachą falistą w różnych kolorach. Dawniej służyła ona do ochrony drewnianych domów przed wiatrem i deszczem, dzisiaj po prostu ładnie wygląda.
Kawałek za miejscowością Selvogur, na uboczu, stoi niewielki szary luterański kościółek Strandarkirkja, zwany przez miejscowych kościołem cudów. Pierwsza świątynia powstała tu około XII wieku. Legenda mówi, że został on ufundowany przez żeglarzy, którzy zgubili się w czasie straszliwego sztormu i nie umieli znaleźć drogi do stałego lądu. Po żarliwych modlitwach, w czasie których obiecali Bogu, że jeśli dotrą do wybrzeża to zbudują tam kościół, ukazał się im anioł, który bezpiecznie przeprowadził ich przez skały. Pobliska wioska zamieszkała jest jedynie przez kilkanaście osób, a msze odbywają się okazjonalnie, ale świątynia nie wygląda na zapomnianą i zaniedbaną. Wręcz przeciwnie! Wystrój jest prosty i elegancki, a dodatkowo przez okna świątyni rozciąga się ładny widok na morze.
Powiedzieć o Grindaviku, że jest piękną miejscowością, byłoby chyba przesadą, ale na pewno może pochwalić się on przyjemną atmosferą. Bardzo lubię miasta portowe, a takim właśnie miastem jest Grindavik. Wjeżdżamy do niego od strony latarni morskiej, przejeżdżając między skałami na których tkwią gdzieniegdzie pozostałości łodzi i statków. Ich los przypieczętowany został przez pogodę i zdradliwe, skaliste dno. Być może ich załogi nie modliły się tak żarliwie, jak marynarze z Selvogur.
W Grindaviku zatrzymujemy się na obiad w niewielkiej portowej knajpce. Chłodne, świeże powietrze pachnie solą i rybami. Słońce delikatnie i przyjemnie oświetla okolicę. Nabieram z wielkiego garnka w rogu Sali pełną miskę słynnej islandzkiej zupy homarowej. Pyszna, choć nieco za słona gęsta ciecz z kawałkami mięsa homara błyskawicznie syci i rozgrzewa. – Żeby zupa była naprawdę smaczna trzeba gotować ją co najmniej dobę – wyjaśnia nam przewodnik. Tutaj właśnie tak się ją gotuje.
Grindavik zamieszkuje około 2400 osób, a większość z nich zajmuje się rybołówstwem oraz hodowlą narybku. Przy nabrzeżu cumują kutry rybackie, a za rogiem właśnie trwa wypakowywanie i przepakowywanie świeżo złowionych ryb. Robotnicy przerzucają je do skrzyń wypełnionych kruszonym lodem. Wiele z nich zapewne niedługo trafi na stoły Islandczyków, być może jeszcze tego wieczora.
Reykjanes to jednak nie tylko miasteczka rozsiane po bezkresnych polach lawy, ale także cuda natury. Jeszcze przed wizytą w Grindaviku zatrzymujemy się w okolicy miejscowości Krisuvik by zobaczyć gorące źródła Seltún.
Drewniana kładka prowadzi pomiędzy stale bulgoczącymi błotnymi kałużami wypełnionymi zapewne połową tablicy Mendelejewa, między parującymi źródełkami i strumieniami gorącej wody. Z dziur i szczelin i fumaroli dobywa się nieustający syk jak z czajnika i ciche, nieco złowrogie dudnienie wody gotującej się pod ziemią.
Powietrze wypełnia mało przyjemny zapach siarkowodoru. Diabeł gotuje tu wodę na herbatę. Taka myśl przychodzi mi do głowy, kiedy przechadzam się pomiędzy tymi piekielnymi źródłami.
Kolejne gorące źródło znajduje się na samym koniuszku Reykjanes. Legenda związana z tym miejscem mówi o ubogiej kobiecie zwanej Gudrun, która nie miała z czego zapłacić czynszu, w ziązku z tym odebrano jej jedyną własność – garnek. Gudrun oszalała z wściekłości, odmówiła napicia się wody święconej i umarła. Od tamtej pory jej duch straszył i dręczył okolicznych mieszkańców do czasu, gdy pastor z pobliskiej miejscowości uwięził go w szczelinie w ziemi. Bulgotanie i syki z wnętrza ziemi to tak naprawdę jęki potępionej Gudrun. Wierzy się, że nadal porywa ona ofiary, które zbliżą się za bardzo, okrywając je chmurą trujących gazów, która po chwili rozpływa się w powietrzu razem z uwięzionymi w niej duszami.
Naukowe wyjaśnienie fenomenu Gunnuhver jest równie ciekawe, jak to legendarne. Znajdujący się pod powierzchnią ziemi bąbel gorącej magmy rozgrzewa przesączającą się przez szczeliny i pory skalne morską wodę, która następnie wyparowuje pod ciśnieniem, wydobywając się na powierzchnię ziemi. Wynosi ze sobą minerały, w tym mnóstwo związków siarki – stąd nieprzyjemny, duszący zapach, a także chlorku sodu, czyli soli – stąd z kolei słonawy posmak na ustach, gdy wejdzie się w chmurę wydobywającą się z gorącego źródła.
Fantastyczne widoki rozciągają się także nieco dalej, w okolicy najstarszej islandzkiej latarni morskiej Reykjanesviti. Pospacerować tu można po przepięknych klifach, wyglądających niczym ogromna platforma wznosząca się nad brzegiem morza.
Ostatni punkt naszej wycieczki po Reykjanes to most między kontynentami – Bru Milli Heimsalfa. Można tutaj, podobnie jak w Thingvellir, stanąć pomiędzy Europą a Ameryką. Z tą różnicą, ze tutaj szczelina ma o wiele mniejszą szerokość. Sam most to trochę pic na wodę, bo bez problemu można przejść z jednej płyty na drugą po dnie szczeliny. No ale atrakcja jest? Jest!
Dzień kończymy relaksem w perełce półwyspu – Błękitnej Lagunie. Przyznam szczerze, że po wodospadzie Gullfoss, gejzerach i lodowej lagunie nie spodziewałam się kolejnych zachwytów, ale Reykjanes bardzo pozytywnie mnie zaskakuje!
W wycieczce Wonders of Reykjanes wzięłam udział na zaproszenie największego islandzkiego touroperatora, Reykjavik Excursions. Odbywa się ona dwa razy w tygodniu, a opcjonalnie może kończyć się w Błękitnej Lagunie (wstęp płatny oddzielnie).
Lubicie czasem zajrzeć w miejsca mniej znane i mniej uczęszczane przez turystów? Chcielibyście pospacerować między gorącymi źródłami albo spróbować zupy homarowej?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Cudne kolory. Kusisz tymi zdjęciami:)
Staram się jak mogę ;)
To mój plan na przyszły rok! Super relacja :)
Dzięki i powodzenia! :)
Zawsze zastanawiałam się, jak to jest mieszkać w małej wiosce oddalonej o X km od innych ludzi/miejsca zamieszkania. Moje eksperymenty w zamkniętych grupach na ograniczonej przestrzeni nie były najciekawsze. Chyba że Islandia kształci zupełnie inne charaltery.
Na pewno ludzie są tam przyzwyczajeni do takich warunków. Ja sama jeszcze takich eksperymentów nie robiłam :)
Każda kolejna relacja z Islandii tylko utwierdza mnie w fakcie, że koniecznie trzeba tam pojechać :)
Nie ma innego wyjścia! :)
Jak przylecielismy na Islandie, to bylam bardzo chora i dopiero na Seltun odetkal mi sie nos, chyba od zapachu tej siarki :) Ale czego by ten zapach nie przebil :) Fajny tekst, pozdrawiam
Hahahah wypaliła Ci siarka wszystkie bakterie siedzące w nosie :D
wymiękam…. gdzie tu jest przycisk “nie lubię”? jeszcze tam nie byłem, a tak strasznie żałuję… ale mam nadzieję, że w przyszłym roku się uda…
Hahahha, lubisz lubisz :)Jak się wybierzesz to na pewno będę śledzić relacje :)
Mawiają …Islandia – klimaty jak z księżyca! i racja :))) Świetne ujęcia, księżycowe klimaty, tylko pozazdrościć. W tyn Grindavik jest chyba więcej osób niż w moim Sixmilebridge!!! no i wszędzie daleko, bez samochodu lipa. Pozdrawiam
Fakt, bez samochodu to tam jak bez ręki!
Piekne zdjecia. Fajnie zobaczyc, ale mam pewne obawy czy oni za daleko w tym turyzmie sie nie posuwaja? C zy za 10 powiedzmy lat, Islandia nie bedzie tak wydeptana jak Teneryfa? Szkoda by bylo, choc rozumiem, ze turystyka to niezle zrodlo dochodow.
Z jednej strony tak, z drugiej – Islandia cały czas jest droga i nie jestem pewna, czy w najbliższym czasie stanieje, a te ceny są niestety dla niektórych zaporowe :/
Jejku, jak tam klimatycznie i pięknie! Krajobraz i ten ogrom przestrzeni przypomina mi trochę moją kochaną Nową Zelandię! Chociaż z całej Twojej historii Ewa najbardziej zaintrygowała mnie zupa ;) Wygląda przepysznie! No i zdjęcia, wiadomo, super! ;)
Hhahha zupa jest przepyszna :) jestem jej nawet w stanie wybaczyć to, że jest nieco za słona :)
Piekne, szczegolnie te koniki, ale zasmucilo mnie to, ze jak raz wyjada to juz nie wroca…. Straszne to…
Niestety… ale w ten sposób chroni się populację tych, które są na wyspie, przed chorobami i zmianami genetycznymi.
Ta zupa z homara z wyglądu przypomina trochę nasz polski żurek. Tylko jajka w środku brakuje :) Kiedyś strasznie chcałam pojechać na Islandię, później trochę mi przeszło, ale teraz chyba od nowa mi się zachciewa. Krajobrazy jak z Marsa!
W środku były tylko kawałki homara :D Ale dla mnie żurek chyba jest jednak trochę jaśniejszy :)
Kolega napisał mi dzisiaj maila że kupił bilety na Islandię i żebym leciał z nim, niestety wczoraj kupiłem bilety na Majorkę aby odwiedzić innego przyjaciela, i tak Islandia przeszła mi koło nosa… a takimi wpisami pastwisz się nade mną… Nie masz serca… :(((
Świnia jestem :) Ale Majorka też jest fajna!!!
kolejne miejsce, które powinienem dodać do wrześniowego planu objazdówki! Świetne miejsca inzdjęcia!
Dzięki! Mam nadzieję, że starczy Ci dni, bo Reykjanes jest tego wart :)
Islandzkie domy, bardzo fajnie wyglądają. W przyszłym roku będziemy zwiedzać więc zobaczę na żywo :)
Udanej podróży!
:) pierwszym zdjęciem już mnie mieliście, a dalej było tylko lepiej! Islandia na liście na przyszły rok! Pozdrawiam :)
Szerokiej drogi! :)
Islandia to moje wielkie marzenie, a Ty jeszcze bardziej zachęcasz tymi cudnymi zdjęciami *.*
Cieszę się :)
Robisz naprawdę ciekawe zdjęcia – wiesz podobają mi się kadry i Twoje spojrzenie :)
Dziękuję!
Islandia naprawdę ma się czym pochwalić! Najlepiej wybrać się tam w okolicach sezonu zimowego, ponieważ wtedy widoki są naprawdę zachwycające. Byłem już kilkukrotnie i na pewno jeszcze nie raz odwiedzę te rejony.
Wow! Piękne zdjęcia! To miejsce naprawdę robi wrażenie. Zamierzam wyjechać z kraju i zamieszkać w środowisku nadmorskim. Niezbędny mi będzie napewno kurs żeglarski, który już od dawna planuję zrobić.
:) Super!