Komu pieprz, komu figi, komu viagrę?
Lubię spacerować po bazarach nawet wtedy, jeśli nie zamierzam nic kupować. Męczy mnie jednak nachalne nawoływanie, zapraszanie tylko do obejrzenia, wciskanie kitu i myfriendowanie. Dlatego, chociaż Kryty Bazar w Stambule jest uznawany za ten wspanialszy, mi dużo bardziej podoba się na mniejszym Bazarze Egipskim – Mısır Çarşısı.
Bazar znajduje się w dzielnicy Eminönü, tuż nad Zatoką Złotego Rogu, nieopodal mostu Galata. Jego historia sięga roku 1660. Wybudowany tutaj targ stanowił część tzw. külliye, czyli zabudowań towarzyszących Nowemu Meczetowi. Opłaty za dzierżawę stoisk miały wspierać budowę i utrzymanie meczetu.
Zanim nazwano go Egipskim, miejsce to znane wcześniej zwyczajnie jako Nowy Bazar. Nowa nazwa przyjęła się w efekcie tego, że większość przypraw, którymi handlowano na tym targu, pochodziła z Egiptu.
Dzisiaj Bazar Egipski nadal stanowi centrum Stambułu jeśli chodzi o handel przyprawami, ale można się tutaj zaopatrzyć w wiele innych towarów, począwszy od złota, przez pamiątki, aż po słodycze i turecką viagrę.
Właściwy Bazar Egipski mieści się w budynku w kształcie litery L, gdzie znajduje się ponad 80 sklepików. Jednak również na zewnątrz i dookoła budynku rozmieściły się stoiska z przyborami kuchennymi, rybami czy małe kebabownie.
Znakomita większość handlujących na Bazarze Egipskim to mężczyźni. Pomimo tego, że Turcja jest dość liberalna jeśli chodzi o kobiety, praca na targu nadal jest zajęciem typowo męskim.
Spacerując po targu często pytam się właścicieli stoisk, czy mogę zrobić zdjęcie. Wszyscy się zgadzają, ale większość od razu zastrzega – tylko sklepu, mi nie. Trzeba to uszanować.
Co mi się tak podoba w Bazarze Egipskim? Tutejsza atmosfera, gwar, fakt, że oprócz mnie i turystów pomiędzy stoiskami kręci się też spora liczba Turków robiących zakupy, brak nachalności, ładnie wyeksponowane towary, intensywne, korzenne zapachy i feeria barw…
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Uwielbiam takie miejsca…te duże i te małe bazary,targowiska:)..te miliony zapachów, gwar,a nawet i pewną bezczelnośc sprzedających;)….z pobytu w Stambule najmilej wspominam pobyt w swoistym lokalu;)..płonący tam bar,pitą czystą wódkę ku zdziwieniu lokalnych bywalców..i powrót do hotelu….policyjnym wozem…bowiem zgubiliśmy drogę i Ci uprzejmi panowie w końcu o 5 rano zawieźli nas pod drzwi hotelowe…wróciłabym tam jeszcze raz:)
ale to dobrze, że wódki było na tyle, że jeszcze pamiętasz ten lokal :))) a powrót do hotelu – mistrzowski! :)
Tez bardzo lubie takie miejsca. Stambul jest na naszej liscie w maju wiec juz dodaje do must to see ;-) Dzieki za inspiracje. pozdrawiam cieplo Ania
Cieszę się, jak mogę zainspirować :) Jakbyś miała jakieś pytania odnośnie Stambułu – to pisz! :)
A samo miasto mnie zaczarowało, więc uważaj, Ciebie też może ;)))
Dopatrzyłam się na straganie , przyprawy o nazwie ‘indian saffron’. Zawsze zastanawiał mnie fenomen ‘szafranu’ , który w krajach Arabskich można kupić za jakieś psie pieniądze. I oczywiście każdy Ci tam powie , że to prawdziwy jest szafran. Ten tutaj na zdjęciu jest jeszcze zmielony, więc już w ogóle trudno rozpoznać , że to nie nie krokus a roślina z rodziny astrowatych. Krokosz barwierski, bo o tej roślinie mowa , posiada właściwości troszkę podobne do szafranu(stąd w Anglii roślina ta zwana jest ‘basterd saffron’ ), ale szafranem absolutnie nie jest . To tak jakby ktoś się interesował takimi małymi szczegółami :)
Pozdrawiam
O masz! Nigdy się w sumie nad tym nie zastanawiałam, choć powinnam, bo rzeczywiście szafran (czy jak się okazuje “szafran”) w Maroku czy Turcji faktycznie jakiś podejrzanie tani mi się wydawał :) Dzięki za uświadomienie!
“Tylko sklepu mnie nie” widzę nie dotyczy wszystkich jednak :)? Też uważam że targi i bazary są ciekawe.. W takich krajach jak Tunezja czy Turcja sa zupełnie inne niż tutaj w Polsce.. Jest tak kolorowo i wesoło.. Chociaż “myfrendowanie” też mnie denerwuje ;)
Na szczęście nie wszystkich – ci dwaj panowie się zgodzili :) Ten pierwszy po przemiłej pogawędce przy pysznym kebabie, który chwilę wcześniej dla mnie przygotował, a ten drugi po odrzuceniu przeze mnie propozycji zostania jego dziewczyną ;)
No nie :D Dałaś Panu kosza, a on mimo to zgodził się na zdjęcie :) Faktycznie wpadłaś mu w oko ;) A takiego pysznego kebaba też bym zjadła.. Oj tak.. :)
Hahaha… Takie umiejętności wyniosłam z pracy w public relations ;)
I wszystko jasne :) Ja jakoś nigdy nie prosiłam nikogo o zdjęcie.. Więc nie wiem jak by zareagował.. Może kiedyś spróbuję ;)
Ojej.. źle mi się kliknęło i dodałam zupełnie nowy komentarz.. Trudno :D
Ja kiedyś nie prosiłam, ale było mi trochę głupio cykać z ukrycia, więc miałam mało zdjęć “zaludnionych”. Postanowiłam się więc przełamać.
Jeśli chcę zrobić portret to zawsze proszę o pozwolenie. Najczęściej jednak ludzie się zgadzają, choć w krajach arabskich faktycznie rzadziej. Jeśli fotografia jest sytuacyjna (np. ludzie na ulicy, na targu) to proszę o pozwolenie, bo przede wszystkim musiałabym prosić kilkanaście osób, a po drugie chwile bywają ulotne :)
Ja nie ma praktycznie “zaludnionych” zdjęć.. chyba, że takie grupowe na ulicy właśnie.. ;) Czekam na kolejne wpisy! Pozdrawiam :)
Spróbuj się kiedyś przełamać i poprosić. Jest baaaaardzo trudno, ale czasem naprawdę warto ;)
A kolejny wpis już jutro! Pozdrowienia!
Na bazarze egipskim wizyta w kebabowni była obowiązkowa. Bardzo zaskoczyły mnie też soki w puszkach. Pyszne!