Marketing według Masajów
Bo sprzedać się to trzeba umieć. Masajowie bez wątpienia umieją. Rzekłabym, że opanowali sztukę autopromocji do perfekcji. Co z tego, że są jednym z najmniej licznych plemion Kenii (stanowią jedynie około 2% społeczeństwa), jeśli jednocześnie są najbardziej rozpoznawalni. Mówisz – Kenia, a jedno z pierwszych twoich skojarzeń to z pewnością Masajowie. To się nazywa sukces marketingowy!
Raz w tygodniu animatorzy hotelu na wybrzeżu organizują dla gości spacer do masajskiej wioski. Na miejscu okazuje się, że wioska to tak naprawdę jedna tradycyjna chatka wybudowana z ziemi zmieszanej z krowim łajnem i kilkoro młodzieńców, którzy przycupnęli w cieniu drzewa. Na widok turystów powoli podnoszą się i szykują, by dać prosty pokaz plemiennych tradycji. W międzyczasie przed chatka pojawia się również jedna obwieszona ozdobami z koralików Masajka.
Schowana za murem niewielkiego centrum handlowego wioska jest jedynie atrapą.
– Nie wszystkich stać na to, by przylecieć na nasze tereny, do Masai Mara – tłumaczy mi jeden z młodzieńców. – Dlatego my przyjechaliśmy tutaj by promować naszą kulturę wśród tych, którzy nie mają dość pieniędzy, by wybrać się do nas.
Tereny zamieszkiwane przez Masajów to cały obszar Wielkiego Rowu Wschodniego, dokąd przywędrowali około XVII wieku z obszarów dzisiejszego Sudanu Południowego. Jednak w XX wieku kolonizatorzy poszukujący ziem pod własne hodowle zaczęli spychać plemię na coraz mniejsze terytoria. Dodatkowo Masajowie zaczęli tracić ziemie, które przekształcono w rezerwaty i parki narodowe – Amboseli i Masai Mara. Dzisiaj żyją oni w tych okolicach, choć poza terenem chronionym, dlatego chcąc odwiedzić prawdziwą masajską wioskę należy wybrać się właśnie w tamte rejony.
Za wstęp do wioski trzeba zapłacić około 10-20 dolarów. W czasie krótkiej wizyty Masajowie dają pokaz plemiennych tańców, szczególnie widowiskowych podskoków, z których słyną, przy akompaniamencie charakterystycznych śpiewów. Drugim elementem pokazu jest rozpalanie ognia metodą pocierania patykiem o kawałek drewienka. Na koniec przewodnik pokazuje typowy dom i opowiada co nieco o codziennym życiu na sawannie.
a
Wczesnym popołudniem w chatce panują niemiłosierny gorąc i zaduch. Siadamy na wyłożonych krowimi skórami miejscach do spania i przysłuchujemy się opowieści, jednak po chwili mam wrażenie, że za moment zupełnie się rozpłynę i proponuję kontynuację rozmowy na zewnątrz.
Młody Masaj opowiada o ciekawej organizacji społecznej opartej na grupach wiekowych: chłopcy w podobnym wieku przechodzą te same rytuały w tym samym czasie. Plemię po dziś dzień kultywuje obrzezanie chłopców, obrzezanie dziewczynek zdarza się pod naciskiem opinii publicznej i organizacji coraz rzadziej. Każdy młodzieniec musi również spędzić trochę czasu w buszu by przygotować się do dorosłego, odpowiedzialnego życia.
W wieku około 18 lat mężczyźni stają się wojownikami. Dawniej potwierdzeniem tego statusu było własnoręczne zabicie przez młodzieńca lwa. W dzisiejszych czasach ze względu na ochronę tych majestatycznych kotów raczej się już tego nie praktykuje. Masajskiego wojownika można rozpoznać po charakterystycznie zaplecionych, długich włosach.
Interesujące jest też podejście do masajskiej poligamii. Kobieta wychodząc za mąż za młodego mężczyznę tak naprawdę bierze ślub z całą jego grupą wiekową. Wojownik nie może odmówić kompanowi z tej samej grupy skorzystania ze swojego łoża, chociaż kobieta ma prawo nie dołączyć do niego jeśli go nie chce. W praktyce rzadko się to jednak zdarza, a kochanek korzystający z gościnności żony swego towarzysza wbiciem dzidy przed wejściem do domu oznajmia, że jest właśnie w trakcie randki. Taki masajski odpowiednik wywieszki nie przeszkadzać.
W wieku około 6 lat chłopcy poddawani są skaryfikacji polegającej na wypaleniu im charakterystycznych okrągłych blizn na policzkach. Inne modyfikacje ciała obejmują przekłuwanie i rozciąganie płatków uszu. Masajowie uwielbiają też ozdoby w formie drobnych koralików. Słyną tez z noszenia w dużej mierze czerwonych szat – czerwony kolor oznacza niebezpieczeństwo, a na sawannie może odstraszać zwierzęta. Większość Masajów chodzi albo boso albo w słynnych klapkach robionych ręcznie z resztek opon.
Ponieważ w Kenii istnieje obowiązek szkolny dla wszystkich dzieci, młodzi Masajowie wędrują często do szkół bardzo oddalonych od swoich rodzinnych wiosek na sawannie. Oczywiście zdarzają się przypadki nie wysyłania dzieci do szkoły jednak władze Kenii starają się z tym walczyć.
Jeśli chodzi o starszyznę to zajmuje ona najważniejsze miejsce w społeczności masajskiej – chodzi oczywiście o starszych mężczyzn. To oni podejmują decyzje za wioskę, rozwiązują spory i doradzają.
Mówi się, że Masajowie spożywają tylko trzy rzeczy – krowie mleko, mięso i krew. Faktem jest, że okolice przez nich zamieszkiwane obfitują w dziką zwierzynę, gdyż plemię to nie poluje dla mięsa. Zdarzają się polowania na drapieżniki kiedy te zagrażają masajskim stadom krów. Lud ten wierzy, że całe bydło tego świata zostało dane im w prezencie od ich jednego boga Nkai. Dlatego podprowadzenie innym ludziom krów nie uważa się tu za kradzież lecz po prostu odebranie czegoś, co im się naturalnie należy. Stąd pojawiają się czasem konflikty z innymi plemionami. Pochodzący z ludów nilotyckich Masajowie w ogóle niechętnie asymilowali się z ludami kuszyckimi zamieszkującymi tereny, na które przybywali.
Skąd ten fenomen Masajów i ich popularność? Wynika on w dużej mierze z tego, że wielu z nich nadal prowadzi tradycyjne życie wypasając stada bydła na sawannach (chociaż z chęcią korzystają z osiągnięć cywilizacji takich jak telefony komórkowe). Inne plemiona, jak na przykład największe kenijskie plemię Kikuju w dużej mierze przejęło zachodni styl życia i ubierania. Ale przecież Masajowie nie są jedyni. Lud Turkana na przykład też nadal żyje bardzo tradycyjnie. Jednak Masajowie mają drugą przewagę – żyją w okolicach, gdzie można znaleźć wiele zwierząt, a te przyciągają turystów na safari. Goście z zagranicy mają więc możliwość zajrzenia do dzikiej masajskiej wioski będąc na wycieczce w Masai Mara czy Amboseli. Nad jezioro Turkana mało kto się zapuszcza, więc i lud Turkana nie jest zbyt często odwiedzany. Dodajmy do tego ciekawe tradycje i ozdoby i mamy przepis na sukces…
Dzień po odwiedzeniu pokazowej wioski masajskiej na wybrzeżu robimy zakupy na niewielkim bazarze nieopodal, szukając ładnych, ręcznie robionych pamiątek. Mojej mamie podoba się bransoletka. Kobieta, która do nas podchodzi, wydaje się znajoma.
– Widziałam cię wczoraj w wiosce masajskiej – poznaję wreszcie, chociaż tym razem ma na sobie zwykłe ubranie i prawie żadnych ozdób.
– Tak… a dziś jestem tu – przytakuje. – To co, chcesz tę bransoletkę?
– Za ile? – pytam.
Kobieta wyjmuje notesik i pisze 1000 szylingów. Patrzę na nią z niedowierzaniem i podaję swoją cenę. 100 szylingów.
– Ha! Trudno się z tobą targować… – śmieje się kobieta.
– Bo ja jestem jak Kikuju – odpowiadam. Lud Kikuju to trochę tak jak u nas Żydzi lub Poznaniacy, z których żartuje się, że są dusigroszami. W Kenii mówi się o nich z przymrużeniem oka, że są uzależnieni od pieniędzy.
– Tak? A jakie jest twoje imię Kikuju?
– Wangare – rzucam pierwsze, które przychodzi mi do głowy. To imię mojej przyjaciółki. – A jak ty się nazywasz?
– Ja jestem Wanjiku – odpowiada kobieta.
– Jak to? To też jest imię Kikuju – dziwię się. – A ty przecież jesteś Masajką…?
– Nie jestem… – przyznaje się.
– To co robiłaś tam w tej wiosce, udając Masajkę? – dopytuję.
– No wiesz… Kikuju się nie sprzedaje, a pieniądze jakoś trzeba zarobić.
Fascynują Was żyjące według dawnych tradycji plemiona? Chcielibyście zobaczyć, jak wygląda życie Masajów? Odwiedziliście może jakiś inny lud, żyjący tradycyjnie, który chętnie “sprzedaje” swoją kulturę?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Oj bardzo bym chciała. Ja widziałam Samburu i to jest niesamowite jak ci ludzie żyją.
O, ja bym chciała odwiedzić Samburu!
a wiesz, że ja nie kojarzyłam Kenii z Masajami? Ale to raczej dlatego, że moja wiedza na temat tego kraju nie wychodzi poza Kilimandżaro :D
A najlepsze, że samo Kilimandżaro leży w Tanzanii! :D wpadaj do Kenii, nazbierasz skojarzeń :)
ale ani ani jego fragment w Kenii nie jest?
no i patrzę na mapę i sama sobie odpowiadam – damn it – zawsze myślałam, że jest jak Śnieżka – to tu to tam
Ale najlepszy widok jest z terenu Kenii :D
Przede wszystkim – świetne portrety! Masajowie są piękni, a ich uroda ma w sobie coś magnetycznego.
Dzięki! :) Moim zdaniem z tych twarzy taka duma bije…
To tak jak z Bali – marketing mają świetny, a to malutka i najmniej reprezentatywna część Indonezji i ubolewam, że wielu się Indonezja tylko z nią kojarzy. Swoją drogą ja też nie kojarzyłam, że Masajowie to z Kenii, coś mi świtało, że to Afryka, ale myślałam, że żyją w kilku różnych krajach.
Żyją głównie w Kenii i Tanzanii. W Tanzanii jakieś 800 tysięcy, w Kenii nieco więcej ;)
Mam nadzieję, że uda nam się kiedyś dotrzeć :) Widzieliśmy różne plemiona w Omo w Etiopii i Mursi są trochę podobni do Masajów :) Ale zdecydowanie powinniśmy dotrzeć dalej…
A ja bym tak bardzo do Etiopii chciała… :)
No tam jest zdecydowanie hardcorowo ;)
Interesujące spojrzenie na współczesne plemiona.
Dziękuję!
Fajny tekst :) Też pokochałam Afrykę. Daleko niedaleko Ty teraz na Zanzi czy w Kenii? Ja z Kenii wróciłam niedawno. Wrzesień Afryka cd ;) Zapraszam na bloga http://www.blogopodrozach.pl no i zawsze na priv ;)…chętnie się spotkam jak będę w Afryce…
Jeszcze dziesięć dni w Kenii, potem jadę na pół roku na Zanzibar. Daj znać jeśli tu będziesz :)
Daleko niedaleko Wrzesień. Mam nadzieję, że uda się spotkać :)
Dzięki za bardzo ciekawy post! Byliśmy kiedyś w Kenii i Tanzanii, ale niestety nie odwiedziliśmy wioski Masajów. Zrezygnowaliśmy, bo sporo osób mówiło nam, że to sztuczny twór stworzony pod turystów… Czytając Twojego posta teraz trochę żałujemy…
To zależy gdzie. W okolicach Masai Mara czy Amboseli istnieja prawdziwe wioski Masajów, gdzie mieszkają oni tak, jak sto lat temu (prawie :) ), ale na przykład na wybrzeżu to są już specjalnie zbudowane pod turystów miejsca.
Masz rację – grunt to umieć się sprzedać :) Swego czasu interesowałem się Masajami z różnych względów. Między innymi przez serię książek autorstwa Corinne Hofmann, a także film “Biała Masajka”.
To jeśli wgryzałeś się w historię Corinne to pewnie wiesz, że tak naprawdę związała się ona nie z Masajem a z mężczyzną Samburu (Samburu są spokrewnieni z Masajami ale to oddzielne plemię). No ale “Biała Samburu”? Co to w ogóle jest Samburu? Nikt nie zna Samburu, to się nie sprzeda. No i została białą Masajką…
Aż z ciekawości sobie wygooglałem jaka jest populacja masajów i jestem w szoku. Spodziewałem się, że to będzie jednak dużo większa liczba. Rzeczywiście mają dobry marketing ;)
Ja pamiętam ze szkoły z lekcji geografii dwa plemiona afrykańskie: Masajów i Pigmejów. Że jedni wysocy a drudzy niscy. I jako dziecko myślałam, ze tylko te dwa plemiona tam żyją :) A Pigmejów jest jeszcze mniej, nieco ponad 120 000 (a tych “właściwych” o niskim wzroście nawet mniej, bo około 30-40 tysięcy.
Chciałbym spędzić z nimi jeden dzień, ale na mieszkanie raczej bym się nie zdecydował.
Ja na pewno nie, w ogóle ciężko mi wyobrazić sobie osobę przyzwyczajoną do naszego standardu życia, która potrafiłaby się tam dostosować.
Marketing super, ale czy to kogoś dziwi w dzisiejszych czasach. Nauczyli się żyć z turystów, a że ludzie chętnie jeżdżą i zwiedzają, to czemu nie korzystać. :)
No wiadomo! :D
No właśnie niby sztuczny twór dla turystów, ale chętnie bym się tam choć raz wybrała – choćby dla takich fotografii pięknych ludzi. Ciekawa puenta artykułu!
Próbowałam pokazać, że właśnie niekoniecznie sztuczny twór. Są “wioski” zbudowane pod turystów, ale są też prawdziwe osady masajskie, które można odwiedzać. Te, w których żyją Masajowie w dużej mierze podobnie do tego, jak żyli wiele lat temu…
Strasznie mnie razi “sprzedawanie” swojej kultury i robienie cyrku, a najgorsze że całe masy Europejczyków to kupują niszcząc tym piękno naturalności… Polecam świetny film dokumentalny o Europejczykach przyjeżdżających do plemion Mursi na wycieczkę “Z wizytą u innego” daje naprawdę bardzo do myślenia w tym temacie…
Chętnie obejrzę, jeśli uda mi się jakoś go zdobyć. Co do sprzedawania kultury to razi mnie zmuszanie ludzi do tego, ale w momencie kiedy jakaś społeczność robi to z własnej woli i chce z tego korzystać to już chyba tak radykalnie na to nie patrzę…
Z 2 strony trzeba przyznać, że taka wioska pokazowa to twór mimo wszystko sztuczny, chociaż w jakimś stopniu. Pytanie na ile mamy tutaj kreację dla zblazowanych białych ludzi, a na ile faktycznie obcowanie z inną kulturą
No właśnie nie jest sztuczny (mówię o tych prawdziwych, a nie wybudowanych na wybrzeżu dla turystów) – to tak, jakbyś zaprosił gości do swojego domu i im go pokazywał. Czy przez to Twój dom staje się sztuczny?
Świetnie napisany post. Nie tylko ozdobiłaś go pięknymi zdjęciami, to jeszcze bardzo przyjemnie opisałaś zwyczaje Masajów. Ja się dowiedziałam wielu nowych, ciekawych rzeczy i właśnie idę kontynuować czytanie Twojego bloga :) Oby tak dalej! :)
Dziękuję :)
Z jednej strony wioska pokazowa budzi we mnie sprzeciw, bo jak piszesz – jedna chatka na pokaz, wszystko to dla turystów. Z drugiej strony myślę sobie, że lepiej może tak, niż żeby turysta miał im zadeptać ich prawdziwą ziemię, zajrzeć do prawdziwego domu w garnki i robić zdjęcia czego tylko chce, również Masajom, którzy nie mają na to chęci.
Co ciekawe nie miałam pojęcia, że Masajowie to tylko 2% populacji!
I za ile w końcu sprzedała Ci tą bransoletkę? :)
A wiesz, że nawet nie pamiętam. Ale myślę, że i tak przepłaciłam ;)
Ewo, podziwiam i dziękuję za post. Rozświetlił mi nieco, w grudniu będę w Keni. Będę zaglądać na Twojego bloga. Pozdrawiam!!!
Dziękuję! Samych pozytywnych wrażeń życzę :)
Swietnie napisane!w Afryce zakochalam sie pare lat temu.bylam kilkakrotnie.w sierpniu wymarzona Kenia!!!pozdrawiam!
Wspaniale, życzę cudownej podróży!
Dzięki Ewa za ciekawy artykuł, bardzo interesujące jest wszystko co piszesz o Masajach, przeczytałam jednym tchem. Szkoda, że gdy uczęszczałam do szkoły kilkadziesiąt lat temu nie było takich możliwości poznawania innych kultur. Świat doprawdy jest fascynujący a już kultura i obyczaje Masajów mega osobliwe, żal mi tylko tych okaleczanych dziewcząt. Dziękuję, pozdrawiam