Mój pierwszy raz, czyli to była podróż solo
Obie wyznajemy zasadę: nie mów do mnie z rana. Dzięki temu po przebudzeniu jedna drugiej nie drażni. Nie opowiadamy, co nam się w nocy śniło, nie robimy planów na cały dzień, nie rozważamy, co dziś zjemy. Pobudka, prysznic, pakowanie. Mimo to jesteśmy się w stanie w miarę zsynchronizować, tak aby razem pójść na śniadanie. Dopiero wtedy tak naprawdę zaczynamy ze sobą rozmawiać. To między innymi dlatego tak dobrze podróżuje mi się z Agą.
Gruzja chodzi za mną już od jakiegoś czasu. W dodatku dostaję zaproszenie do Batumi od Agaty, która tam mieszka i pracuje. Są w miarę tanie bilety do Kutaisi. Pojedź ze mną do Gruzji – proponuję Agnieszce w mailu. Niestety okazuje się, że kiedy ja mam wolne, to ona nie dostanie urlopu, a kiedy ona ma urlop, to mnie już nie będzie w Polsce. Ale szkoda nie jechać. Cóż, raz kozie śmierć. Pierwszy raz decyduję się na samotną podróż.
Jestem pełna obaw. Nie o to, że będę się czuła osamotniona i smutna. To nie jest dla mnie problemem, bo lubię być sama ze sobą. Nie muszę się co chwila do kogoś odzywać, słuchać albo udawać, że to robię. Poza tym z opowieści wiem, że z reguły osoby podróżujące solo na każdym kroku kogoś poznają. Myślę, że nie będzie to takie łatwe przy mojej nieśmiałości wobec obcych, ale nie uważam tego za wielki kłopot.
Czy w takim razie skoro lubię samotność to nie męczy mnie ciągle towarzystwo znajomych w podróży? Właśnie nie! To nie jest tak, że podróżując z Agą jesteśmy ze sobą 24 godziny na dobę. My też możemy się sobą czasem zmęczyć, na szczęście obie jesteśmy tego świadome i – co jeszcze lepsze – męczymy się mniej więcej w tym samym czasie. I żadna z nas nie obraża się na propozycję typu – Chcesz iść na ten bazar? Dobra, ale ja dzisiaj chętniej zajrzę do tamtej świątyni. A jutro możemy razem zwiedzić pałac.
Nie przejmuję się też aż tak bardzo bezpieczeństwem, czy też potencjalnym brakiem tegoż. Może jakbym jechała do innego kraju to tak, ale o Gruzji słyszę same pozytywne opinie. Może gdybym chciała jeździć stopem to też, ale nie jestem typem osoby, która wykorzystuje ten sposób przemieszczania się. Nie zamierzam też chodzić nocą po szemranych okolicach miast. Zamierzam postępować rozważnie, w telefonie zapisuję numer alarmowy i wierzę, że będzie dobrze.
Tym, co budzi moje obawy, jest organizacja wyjazdu. Wyznanie to pochodzące od osoby pracującej w turystyce brzmi zapewne śmiesznie, ale cóż… Nie jest to moja pierwsza podróż na własną rękę, ale do tej pory zawsze podróżowałam z kimś, więc odpowiedzialność za różne rzeczy rozkładała się na dwie lub więcej osób. Podobnie koszty. Wiadomo, że pokój dwuosobowy w hostelu czy pensjonacie jest tańszy na głowę niż jedynka. Wiadomo, że jak jest nad dwie osoby albo mała grupka, to koszt taksówki rozłoży się na więcej. A samotnie? Mogę szukać towarzystwa na miejscu, ale może się też tak zdarzyć, że nie znajdę chętnych do towarzyszenia mi tam, gdzie akurat chcę pojechać.
Dawno temu podróżowaliśmy po Tajlandii w sześć osób. Wydawałoby się, że w takiej grupie może być ciężko o kompromisy, ale jakoś udało nam się przetrwać ze sobą prawie dwa tygodnie. Nie wiem, czy jeżdżąc zupełnie sama zobaczyłabym tyle, ile w grupie ze znajomymi. Ktoś zaproponował akurat wypad na wyspę Ko Lipe. Ktoś inny zorganizował nam dla całej grupki przejazd z Ko Muk na Ko Yao Noi. Jeszcze ktoś inny ogarnął noclegi. A na koniec, kiedy okazało się, że mamy inną wizję, po prostu się rozdzieliliśmy, by później spotkać się w Bangkoku. Czy sama zorganizowałabym taki wyjazd, jaki mieliśmy wtedy? Być może, ale kosztowałoby mnie to na pewno więcej pieniędzy i pewnie też więcej stresu.
Dlatego przed wyjazdem do Gruzji przygotowuję się tak dobrze, jak jeszcze przed żadnym innym. Czytam blogi, kupuję przewodnik. Sprawdzam odległości, czasy przejazdu, ceny marszrutek i noclegów. Auto do Uszguli to około 180 lari, więc dobrze jest jechać grupą, by cena rozłożyła się na większą liczbę osób – kiedy czytam takie rady zastanawiam się, czy poza sezonem uda mi się dołączyć do jakiejś grupy, czy też będę musiała niektóre atrakcje odpuścić ze względu na brak funduszy. Na miejscu okazuje się, że większość z tego, co chcę zobaczyć, udaje mi się zobaczyć.
Już w samolocie poznaję Julię, z którą spotykamy się znowu w marszrutce do Mestii. Julia ma dużo czasu, więc do Uszguli wybiera się na piechotę, ale kontaktuje mnie z dwójką młodych ludzi z Rumunii, którzy także chcą pojechać autem. Rano okazuje się, że Michaił i jego dziewczyna namówili jeszcze dwóch Hiszpanów. Wybierając się do Dawid Garedża podsłuchuję w hostelu rozmowę pary z Izraela, która chce jechać w to samo miejsce. Dziewczyna z obsługi wysyła nas na autobus, który – jak się okazuje – już nie jeździ. Ale jest nas troje, a za chwilę dołącza jeszcze Danna, którą oni poznali wcześniej. We czwórkę możemy już wziąć taksówkę i wychodzi po 25 lari od osoby. Do Uszguli tez jadę z Allison poznaną w pensjonacie w Mestii przy kolacji, a którą spotykam ponownie w hostelu w Tbilisi. Jaskinię Prometeusza zwiedzam z Magdą i jej mamą, które poznałam na lotnisku w Kutaisi i zupełnym przypadkiem spotkałam na kwaterze w Kazbegi. Umawiamy się, że ostatniego dnia spotkamy się w centrum miasta i pojedziemy zwiedzić jaskinię, a następnie razem na lotnisko, bo do domu też wracamy tym samym samolotem.
Na noclegi też nie wydaję więcej niż jakbym podróżowała z kimś, ale tu akurat mam po prostu szczęście. W pensjonacie w Mestii płaci się tyle samo od osoby, niezależnie od tego, czy pokój jest jedno- czy dwuosobowy. Podobnie w domu Mai w Kazbegi. A w Tbilisi decyduję się spać w dormie, który miał być osiemnastoosobowy, a na miejscu okazuje się, że są w nim co najmniej 22 materace. Na szczęście nie wszystkie zajęte. I znowu – to mój pierwszy raz w hostelu w wieloosobowej sali. Mam obawy, czy będzie cicho i czy w ogóle uda mi się zasnąć. Nawet jeśli nie będzie imprezy czy gadania, to przecież ktoś może niemiłosiernie chrapać – myślę i przed snem przygotowuję zatyczki do uszu. Moje obawy po raz kolejny okazują się nieuzasadnione. Jest cisza, a ja śpię do rana jak dziecko.
Pierwsze doświadczenia pokazują, że podróżowanie solo nie jest takie złe. Daję radę, wracam oczarowana krajem, a w notesie i telefonie pojawia się kilka nowych ciekawych kontaktów. Jak patrzę wstecz to mam wrażenie, że większość moich obaw była nieuzasadniona. Mimo to brakowało mi trochę sprawdzonego towarzystwa. Ale teraz wiem, że nawet sama jestem sobie w stanie poradzić.
Wolicie podróżować samotnie, w parze (niekoniecznie mieszanej) czy w grupie? Uważacie, że podróżowanie solo jest bezpieczne? Tanie? Przyjemne? A może właśnie nie znosicie samotności?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Tyle dobrego słyszeliśmy o tym kraju, że tani, przyjazny…Musimy się wybrać w końcu w Kaukaz :)
Bardzo ciekawe podsumowanie :). Ja kiedyś lubiłam podróżować w towarzystwie, ale właśnie zazwyczaj z jedną koleżanką, z którą dogadywałam się równie dobrze. Zawsze było się do kogo odezwać, przegadać wieczory przy winie, no i cała organizacja była dzielona na dwie osoby. Jeździć sama też lubiłam, choć zawsze brakowało mi kogoś, by się odezwać i podzielić wrażeniami, no i samej mi się zdarzało przegapić bardzo ciekawe miejsca, które ktoś inny może by wypatrzył :). Od kilku lat jeżdżę właściwie tylko ze swoją drugą połówką i jakoś tak wychodzi, że nie dość, iż cała organizacja spada na mnie, to potem są fochy, że “ja to bym w sumie chciał co innego” – ale czego to się nie zniesie dla miłości ;p. Ale już mi trochę tęskno za samotnymi wyprawami :)
A druga połówka pierwszej połówce wolnego na odpoczynek nie da? ;)
Chyba naturalna koleja rzeczy bedzie musial ;) Jako ze w przyszlym miesiacu wybieramy sie w rejony Ameryki Pld, ktore on zna + ja nie mowie po hiszpansku, wiec po raz pierwszy cala organizacja spada na niego, a ja jade zwiedzac i odpoczywac ”na gotowe”… Juz sie boje, co z tego wyjdzie :D
O nie, całej organizacji chyba bym nie umiała oddać :D
Ja normalnie tez nie, ale on wyszedl z zalozenia, ze ”to jego kraj, wiec on wie lepiej, jak chce mi go przedstawic’… Wiec stwierdzilam, ze za pierwszym razem mu pozwole, ale przy nastepnej wizycie w Kolumbii (tak, jeszcze raz nie pojechalam, a juz o nastepnych mysle :D) to tez chce miec cos do powiedzenia ;)
Ja juz chyba wypowiadałam sie na ten temat;-) zawsze jezdze sama,bo nie mam z kim- ludzie albo nie maja kasy albo czasu albo mają inną wizje jak spędzac czas:-P tak sie juz przyzwyczaiłam,ze dobrze mi z tym,moge robic co chce i modyfikowac plany na bieżąco;-) ale….marzy mi sie Ameryka Pldn a tam sama sie boje i tu zaczynają sie schody…
Już idę co Ciebie :)
Ja uwielbiam podróże solo.
Trudno mi powiedzieć, bo raczej nie podróżowałem samotnie. Nie licząc jednego czy dwóch wyjazdów do polskich miast. Wolę zdecydowanie podróżować z kimś. Jest raźniej, ciekawie. Można razem przeżywać dany wyjazd. Sam nie chciałbym podróżować. Co nie zmienia faktu, że osoby , które wybierają się gdzieś daleko za granicę , podziwiam :)
Świetny wpis. Gdy byłam jeszcze panną podróżowałam w grupie po Grecji, potem z dwoma koleżankami po Pradze i Budapeszcie. Za każdym razem wszystcy wspólnie planowaliśmy trasę, a jak potrzebowałam nieco samotności, to szłam gdzieś sama lub ktoś inny odłączał się od reszty i nigdy nie było problemów. Potem poznałam mojego męża i od początku to ja jestem mózgiem planowania podróży już od wyboru miejsca (miasta, kraje, choć Thassos w tym roku to był jego pomysł), hotele/mieszkania wybieramy razem, ale również ja odpowiadam za zwiedzanie. Od sześciu lat podróżujemy z dziećmi, najpierw z jednym, potem z dwójką. I też często zastanawiamy się czy tam, gdzie jedziemy będzie bezpiecznie, ale wbrew pozorom rodzina z dziećmi często jest “poważniej” traktowana niż np. para. W tym roku zabraliśmy dzieciaki pierwszy raz w góry na szlak. Nocowaliśmy w schronisku w sali wieloosobowej i jednej nocy trafił nam się strasznie chrapiący współlokator, ale maluchom to zupełnie nie przeszkadzało. Gorzej ze mną… Tak więc jak widzisz podobne problemy pojawiają się także w podróżowaniu rodzinnym. Choć przyznam się, że czasami marzy mi się samotny wyjazd, żeby powłóczyć się po ulicach z aparatem bez ciągłego rozglądania się, czy moje dzieci idą za mną czy zostały gdzieś i oglądają wystawę sklepu z zabawkami…
Na chrapiących współlokatorów albo imprezownię po sąsiedzku albo wszelkie inne hałasy polecam zatyczki do uszu. Sprawdzone, zawsze biorę w podróż :)
Ha ha ha… W Bułgarii mieszkaliśmy w hotelu z balkonem wychodzącym na plażę. Przy plaży była promenada z barami i restauracjami. I z muzyką na żywo tak mniej więcej do… 4:00 rano. Wszystko było super, ale pani codziennie zawodziła ten sam repertuar. I tak przez dwa tygodnie, a spaliśmy przy otwartym balkonie, bo staramy się nie używać klimatyzacji. Zatyczki odpadają – muszę słyszeć chłopaków, gdyby któryś wołał w nocy.
O nie, Bułgaria i tamtejsze kurorty… hahaha, wyobrażam sobie :)
No i fakt z tymi zatyczkami, jako bezdzietna nie wzięłam tego pod uwagę :D
Mam jedną sprawdzoną kumpelę z którą często podróżuję. W sumie prawie wszystkie najdłuższe oraz autostopowe wyprawy odbyłyśmy razem. Za tydzień znów wybieramy się na miesięc razem . Dobrze mieć sprawdzonego kompana podróży także z praktycznych względów ( tak jak pisałaś, w grupie pojawia się więcej pomysłów, mniejsze koszta itp). Ostatnio coraz częściej myślę o samotnej wyprawie. Ciekawa jestem jak by to było. Szybko nawiązuję kontakty, więc myślę, że w rezultacie mało kiedy byłabym sama.
Ja właśnie nie potrafię się przekonać do podróżowania solo… Towarzystwo jest mi potrzebne jak tlen do oddychania i obawa, że jednak nie znajdę na swojej drodze kogoś do towarzystwa i pozostaną mi samotne spacery i wieczoru skutecznie mnie zniechęca. Nawet teraz stoję przed dylematem, bo za dwa tygodnie mamy lecieć z przyjaciółką do Barcelony a niespodziewanie w jej pracy pojawiły się problemy z urlopem. Ale nie jestem w stanie przekonać się do samotnej podróży…
Nie będę na siłę przekonywać, bo każdy ma własne preferencje, ale szkoda rezygnować z Barcelony. Może jednak spróbujesz? ;)
Samotne podróże straszą, choć wcale nie ma się czego bać..no chyba, że ktoś nie umie sam się zorganizować. Ty potrafisz i nie dość, że fajna podróż, to jeszcze garść ciekawych doświadczeń.
Dwa i pół roku temu pojachałam pierwszy raz w daleką podróż i pierwszy raz sama.. do Hiszpanii. Skończyło się na dwóch latach w drodze:) Głównie sama.. choć oczywiście było tak, jak opisujesz – Kto podróżuje sam, tak naprawdę nigdy nie jest sam:)
Teraz jeżdżę głównie z moją drugą połówką i bardzo to lubię, w sumie chyba bardziej niż samodzielne podróże.
Może wszystko zależy od etapu w jakim się akurat jest.
Dzięki! Masz rację, to było ciekawe doświadczenie. Zdana tylko i wyłącznie na siebie samą. Fajnie było :)
Głównie jeżdżę sama, ewentualnie po drodze spotykam się ze znajomymi rozsianymi po całym kraju. Podróżując w pojedynkę nie czuję przymusu dostosowania się, mogę zmieniać plany, odwiedzać miejsca, które mnie interesują, a pomijać te, na które nie mam ochoty. :)
Kasia Zajkowska – Ameryka Południowa samodzielnie nie różni się dużo od reszty świata samodzielnie – więc marz i jedź (tylko się trochę poucz hiszpańskiego :) )
Mam już za sobą dwa samotne wyjazdy, co prawda na tyle krótkie, że nie pozwoliły mi odczuć nawet tęsknoty za kimś, ale różnicę czułam już w momencie podjęcia decyzji, że jadę sama. Po pierwsze przygotowania, o których napisałaś. Po drugie- musiałam sama zadbać o dotarcie na lotnisko, a moim znakiem rozpoznawczym zaczyna być odprawa na granicy ryzyka, jeśli idzie o czas- minuty przed zamknięciem, dlatego cenię sobie kogoś, kto mnie popędzi. Po trzecie- poznałam mnóstwo niesamowitych ludzi, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt i to całkiem zażyły. Lubię wyjeżdżać z kimś, ale nigdy nie zapomnę o mich wyjazdach w pojedynkę i mam nadzieję podróżować tak dalej, bo to daje mi piękne doświadczenia i świadomość, że jestem odważną i zaradną dziewczyną, choć na co dzień wcale tego po sobie nie widzę:)
Pięknie! Ja raczej odprawiam się i załatwiam wszystko z wyprzedzeniem n lotnisku a potem siedzę pod bramką godzinę i czekam :)
Uwielbiam samotne podróże i trochę odwrotnie niż Ty najbardziej lubię kwestie organizowania. Zawsze wszystko załatwiam, nawet jeśli nie wyjeżdżam w pojedynkę. Serio to lubię ;). W zasadzie akceptuję wyjazdy tylko z zaufanymi osobami – bliskimi i sprawdzonymi – bo wyprawy to sytuacje ekstremalne dla naszych charakterów i w trudnych momentach lepiej nie dostarczać sobie extra problemów z nieznośnym współtowarzyszem.
Zgadzam się! Póki co zawsze miałam szczęście do towarzystwa :)
Ja podróżowanie solo odkryłam na nowo tak naprawdę niedawno. Kiedyś wydawało mi się to niezrozumiałe (no bo jak to tak samej?), a teraz wprost uwielbiam. Wiadomo, że fajnie jest wyjeżdżać z kimś – jest raźniej, milej, smutki można dzielić na dwa, a radości mnożyć razy dwa. Mimo wszystko samotne podróżowanie pozwala wejść na zupełnie inną płaszczyznę zwiedzania. No i podstawowa zaleta wyjazdów w pojedynkę to całkowita wolność w doborze godzin snu, wstawania, posiłków, zwiedzania, leniuchowania itp. itd.
Pozdrawiam!!!
Ja jeszcze jestem na etapie, że mogę się poświęcić bez problemu całkowitą wolność w sprawie rozkładu dnia, na rzecz fajnego towarzystwa :) aż tak bardzo mi to nigdy nie przeszkadzało, może dlatego, że podróżowałam z ludźmi mającymi podobne pomysły na spędzanie dnia i jego rozkład :)
Ja mam jeszcze taka sampotna podroz przed soba:) haha, jak zwykle jestem opozniona, ale co sie odwlecze to nie uciecze. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzec.
Ech, nie miałam jeszcze okazji podróżować samemu, ale jest ta na mojej “do-zrobienia-liście” :)
A Gruzja na zdjęciu pierwszym wygląda świetnie!
Bo Gruzja jest świetna, zobacz tu: https://www.dalekoniedaleko.pl/swanetia-kraina-kamiennych-wiez-i-osniezonych-szczytow/ :)
jak dla mnie każdy rodzaj podróżowania ma swoje plusy i minusy…. bylem sam na Sri Lance, z Aga zwiedziłem trochę miejsc, a obecnie jeździmy we trójkę… każda kombinacja jest inna, każdy wyjazd różni się jednak zauważyłem, że podróżując samemu ma się łatwiejszy kontakt z miejscowymi, tak jakby każdy chciał się Tobą zaopiekować, pomóc dowiedzieć się dlaczego podróżujesz sam….
podobnie jak widzieli nas z roczną Nadią w Malezji, czy parę miesięcy starszą w Tajlandii czy Kambodży – małe dziecko zawsze wywołuje uśmiech na twarzy miejscowych i jeszcze chętniej podchodzą i interesują się przybyszami :)
Masz rację, wszystko jest inne! Rzeczywiście doświadczyłam tej opieki miejscowych, na przykład jak czekałam na marszrutkę do Mestii i czytałam książkę to podszedł do mnie zasuszony staruszek i koniecznie chciał mnie nakarmić winogronami. Dał mi dwie kiście i nie akceptował odmowy. Pyszne były :)
Ja samotnej podróży (takiej prawdziwej, nie służbowej) też nigdy nie odbyłam. Ale chyba nie pociąga mnie to. I chociaż czasami, podczas dłuższej wyprawy, mam K. dość, to jednak nie szczególnie chciałabym jechać gdzieś daleko bez niego.
Pierwszy raz w hostelu w wieloosobowej sali?! O kurcze, ty burżuju :D Człowiek sobie nagle uświadamia, jak różnie ludzie podróżują.
No bo jak jeździłam z kimś to zawsze w dwójce, zresztą nie pamiętam w Tajlandii, Birmie, czy nawet na Dominikanie wieloosobowych sal :)
Ja od pewnego czasu sporo czytałam o podróżach solo. Sama na pierwszą odważyłam się w marcu w tym roku – pojechałam do Malezji i Singapuru. To chyba była najlepsza podróż mojego życia, też dlatego, że poczułam w sobie siłę, że jestem w stanie ogarnąć sama wyjazd od początku do końca i, ba, świetnie się na nim bawię! W tym roku jeszcze pojechałam sama do Bośni i Chorwacji – i tu już z pełną premedytacją, bo uczę się chorwackiego i chciałam mieć jak największy kontakt z językiem. Niesamowite w tych wyjazdach jest to, że ciągle poznaje się nowych ludzi (co opisałam np. w poście właśnie o Chorwacji), no ale ja jestem ekstrawertyczką, więc może mi łatwiej :)
Niemniej uważam, że podczas takich, zwłaszcza dłuższych wypraw, można się wiele dowiedzieć o sobie. Tak w ogóle, to postanowiłam już, że we wrześniu 2015 wybieram się w podróż dookoła świata i będzie to właśnie wyprawa solo :)
Gratuluję pomysłu! Ja postanowiłam w listopadzie/grudniu 2015wybrac się do Australii i tez zapowiada się solo, chociaż zamierzam parę osób odwiedzić :)
Wybierasz się do Australii? Po pierwsze zazdroszczę, a po drugie nie mogę się doczekać relacji! :)
Taki jest plan, póki co tylko myśl, ale od dawna marzę o Australii i w końcu zdecydowałam, że nie mogę tego już dłużej odkładać :)
Nigdy nie podróżowałam samotnie, ale dość długi czas mieszkałam w innym kraju sama, bez rodziny, przyjaciół. To była dla mnie de facto najtrudniejsza z dotychczasowych podróży, ale też doświadczenie niesamowicie rozwojowe i bezcenne. Nauczyło mnie to na przykład, że w wielu sytuacjach umiem sobie sama poradzić, aczkolwiek bywały momenty, gdy bardzo brakowało mi kogoś, z kim mogłabym się wymienić doświadczeniem albo emocjami…
Super, że zdecydowałaś się na podróż solo i masz tyle ciekawych przemyśleń na ten temat :)
Mieszkanie samej w innym kraju nie jest łatwe, tez to przerabiałam i nadal tak mam. Ale chyba jest łatwiejsze, niż podróż, bo po jakimś czasie poznajesz bliżej nowych znajomych, a znajomości z podróży są często bardzo chwilowe. Rodziny brakuje, to fakt.
Ja nie wyobrażam sobie podróżowania samemu. Przynajmniej jedna osoba ze mną musiałaby być. A najlepiej cała grupa. Raz, że taniej. Dwa, poniekąd chyba bezpieczniej. Poza tym jestem osobą, która raczej ciężko nawiązuje nowe znajomości. Dlatego, chyba ciężko byłoby mi podejść do kogoś tak po prostu i zapytać czy mogę się przyłączyć. I to chyba jest mój największy problem.
W dużej grupie mi już jest nieco ciężej, bo im więcej ludzi tym większe rozbieżności w wizji podróży. Ale w dwie-cztery osoby to lubię :)
W sumie nigdy nie podróżowałem samotnie. Zawsze raźniej jest w towarzystwie. Ale po Twoim wpisie będę miał mniej obaw co do polo podróżowania :)