O tęsknocie…
Truskawki! Czerwoniutkie owoce będące obietnicą słodyczy. Pół kilo za pięć euro, czyli ponad dwadzieścia złotych. Czterdzieści złotych za kilo truskawek! Moje najdroższe truskawki w życiu, ale mieszkając od dawna za granicą nie pamiętam już, kiedy jadłam te przepyszne owoce. Kupuję! Truskawki smakują nijako. Lekko słodkie, truskawkowe, ale to jednak nie jest to samo. Cóż, mieszkając z daleka od Polski niejednokrotnie tęsknię z tym, co kiedyś miałam na wyciągnięcie ręki…
1. Za domowym jedzeniem
Tak, mam na Zanzibarze co drugi dzień krewetki na kolację. W Hiszpanii bez problemu mogę zjeść przepyszną paellę. W Grecji zajadam się nieziemsko smakowitym zapiekanym serem feta ze świeżymi pomidorami. Ale zawsze, gdy przyjeżdża do mnie w odwiedziny rodzina, proszę by przywieźli mi biały ser. Jak to możliwe, że nigdzie poza Polską nie ma dobrego twarogu? W czołówce prezentów są też domowy pasztet w wykonaniu sióstr mojej mamy, marynowane grzybki i ogórki kiszone. Wiecie, jak strasznie tęskni mi się za barszczem mojej mamy, z uszkami, które lepi razem z tatą? Albo pomidorówką? Śledziami z cebulką? Sałatką jarzynową? Kotletem mielonym z buraczkami? Jajecznicą na kurkach?
2. Za owocami sezonowymi
Tak, mam tu w Afryce najsłodsze na świecie ananasy. Orzeźwiające marakuje. Mango i papaję. W Grecji, Hiszpanii i Portugalii zajadam się cudownie soczystymi pomarańczami. Ale co z tego, jeśli akurat mam ochotę na truskawki. Najlepiej takie prosto z krzaczka. Albo czereśnie prosto z drzewa. Poziomki? Ostatni raz jadłam je ponad sześć lat temu. Oddam pół królestwa za jagody – najlepiej takie, które wcześniej sama pozbieram w lesie i będę potem miała fioletowe palce i język. I za świeżą, jeszcze ciepłą jagodziankę prosto z pieca – to tak na marginesie. Słonecznik – świeży, w całości, taki, który brudzi palce i usta, a nie żaden tam suszony. Jeszcze miękkie orzechy włoskie, które można bez problemu obierać ze skórki.
3. Za zapachami
Zaskakujące, prawda? A jednak! Bo tak, będąc na Majorce napawam się zapachem kwitnących pomarańczy. Wspaniały jest zapach wyschniętej kenijskiej sawanny o poranku. Obłędny – zapach przypraw na Zanzibarze. Ale nie zastąpią one najsłodszego zapachu kwitnących w konwalii w lesie. Bzu w ogrodzie. Maciejki na balkonie pod wieczór. Nie zastąpią zapachu jesiennego lasu po deszczu. Zapachu słonej wody nad Bałtykiem. Zapachu rzepakowych pól.
4. Za muzyką
Lubię tańczyć salsę. Lubię jadąc samochodem słuchać kenijskich hitów muzyki rozrywkowej. Lubię portugalskie piosenki. Jednak serce mi pęka, gdy czytam, jakie koncerty odbywają się w Polsce co roku, kiedy akurat mnie tam nie ma. Chętnie bym się na nie wybrała, ale trochę mi nie po drodze. Niestety zespołom takim jak Foo Fighters, Muse czy Within Temptation również nie po drodze do grania w wakacyjnych kurortach…
5. Za porami roku
Nie mogę narzekać na wieczną wiosnę na Lanzarote, choć trochę pada. Na cudownie gorące lato w Grecji też nie. Tym bardziej na zimę pod kenijskimi palmami. Ale z sentymentem wspominam puchową kołderkę śniegu zimą (do czasu, aż nie zaczął się topić). Obserwowanie budzącej się do życia przyrody wiosną. Gwałtowne, letnie burze w piorunami. Złotą polską jesień. Nie mam tu tego!
6. Za sytuacjami
Tak, mogę sobie w każdej wolnej chwili iść na plażę pełną mięciutkiego, białego piasku i popływać w ciepłym oceanie jeśli tylko mam na to ochotę. Nawet ponurkować. W Grecji zrywam świeże figi z drzewa w przydomowym ogródku. W Portugalii, jeśli tylko zechcę, mogę iść na spacer nad pięknymi klifami. W Hiszpanii bez problemu mogę wyskoczyć wieczorem na słodką sangrię. A mimo to tęsknię za jesiennymi wypadami do lasu na grzyby. Za grillem z rodziną lub znajomymi w słoneczny wiosenny dzień. Za wdrapywaniem się na drzewo by jeść czereśnie prosto z niego. Za jazdą rowerem po pobliskim lesie. Za czytaniem książki w metrze.
7. Za ludźmi
Ludzie są najważniejsi. Zarówno w czasie podróży, jak i mieszkając za granicą poznaję mnóstwo wspaniałych osób. Z wieloma utrzymuję mniej lub bardziej częsty kontakt, niektórzy stają się przyjaciółmi. A jednocześnie strasznie brakuje mi tych, którzy zostali w domu. Dzwonienie przez Skype, wymiana maili czy wiadomości na Facebooku to nie to samo co siedzenie razem przy stole, z kubkiem herbaty i rozmowa na żywo. Tęsknię za rodzicami i rodziną, smutno mi kiedy omijają mnie rodzinne uroczystości. Znajomi żenią się lub wychodzą za mąż, wyprawiają chrzciny a ja mogę tylko obejrzeć potem kilka zdjęć. Nie mam możliwości umówić się na wino z przyjaciółką z podstawówki. Bo jestem daleko.
To wróć do Polski i nie narzekaj – powie ktoś. Ale ja nie narzekam, tylko piszę, jak jest. Cieszę się tym, co mam i wiem, że będąc w domu ciągnęłoby mnie w świat. Coś za coś. Trzeba nauczyć się doceniać to, co się ma. Cieszyć się z drobnych rzeczy. Zdawać sobie sprawę, że takie prozaiczne sprawy jak konwalie w wazonie, wypad do lasu na grzyby czy smak domowego obiadu to skarby, które są tak ważne w życiu. I bliscy, którzy też tęsknią, ale i tak wspierają w realizacji marzeń. Tacy bliscy to największy skarb!
A Wy za czym najbardziej tęsknicie? Czego brakuje Wam, kiedy jesteście w podróży? A czego, kiedy jesteście w domu?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
A my za tak dobrymi krewetkami !!!! U nas na grilla za zimno jeszcze nie teraz !!!!
Ja kiedyś tak strasznie miałam ochotę na grilla a byłam krótko w Polsce, że rodzina specjalnie dla mnie na wiosennym zimnie go zrobiła ;)
Ale co się nie robi dla kochanej osoby prawda ??? Smakował podwójne !!!!!
Oooooo tak :D
Piękny wpis, aż też pomyślałem, za czym ja tęsknie kiedy jestem zagranicą ;) Teraz rozpocząłem miesięczny pobyt poza Polską, ale niebawem czeka mnie wyjazd na rok. Aż strach bierze i ciarki, kiedy myślę, że nie będę miał polskich smakołyków, zapachów, smaków i najbliższych znajomych na żywo. Ale jak to mawiają: widziały gały co brały ;)
No a za czym tęsknisz najbardziej? :)
W Albanii tęskniłem za polskim jedzeniem, teraz na Łotwie za cieplejszym klimatem, a w Estonii nie wiem za czy będę tęsknić ;)
Za jednym i drugim ;)
O tak, biały ser to klasyk – zawsze o niego prosiłam, a teraz sama wożę w prezencie :)
Wiesz, to trochę jak w tym powiedzeniu: “Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, ale ja doskonale Cię rozumiem. Każdy zazdrości Ci pewnie takiego życia, ale nikt nie dostrzega, że wcale nie jest ono idealne i doskonałe pod każdym względem. Grunt to cieszyć się z tego co jest ;)
PS. Długo będziesz na tym Zanzibarze? :)
Do października. Chcesz mi przywieźć biały ser? :D
Musiałabyś się ciepło ubrać na tego grilla :P
Nie ma problemu, mogę i w puchowej kurtce :D
Twaróg na szczęście co chwila przywożą mi znajomi, a w rosyjskim sklepie zaraz za granicą ponoć też można go dostać. Ale w sytuacjach kryzysowych całkiem dobry twaróg można zrobić samodzielnie – zagotowując mleko z cytryną albo jogurtem. A dzisiaj zrobiłam sobie sernik z kaszy jaglanej, z nieziemskim pomarańczowym aromatem. Ale na brak truskawek niestety nie znam sposobu, a też je uwielbiam :( Pozdrawiam!
A napisałabyś mi jakiś dokładniejszy przepis na ten twaróg? :) Z mleka UHT też wyjdzie?
Wyjdzie :) zagotowujesz dwa litry mleka (najlepiej takiego 3%), po zagotowaniu dodajesz 300g jogurtu naturalnego albo sok z polowy cytryny i gotujesz gotujesz i gotujesz. Po kilku minutach zobaczysz zielonkawa serwatke i grudki sera. Jak juz caly plyn bedzie zielony zbierasz ser, wyciekasz i zajadasz :)
W życiu bym nie pomyślała, że z mleka i soku cytrynowego można zrobić ser :D Spróbuję :)
Daj znać jak Ci smakuje :)
Dam, muszę mieć tylko trochę czasu i odwagi :)
oh, jak to doskonale rozumiem! Gdy mieszkałam w Hiszpanii, Portugalii czy Bośni to miałam dokładnie tak samo, a za kilka miesięcy też mnie znowu czeka. grunt to chyba nauczyć się cieszyć tym, co mamy na co dzień. zawsze jest tak, że będąc długo w jednym miejscu mimowolnie wzdychamy do tego, co już za sobą zostawiliśmy. Dzięki wielkie za ten post, właśnie uświadomiłaś mi, że przede mną ostatni sezon konwalii, bzu i czereśni do… nie wiem kiedy! może dobrze, że chociaż truskawek nie znoszę i nie będę tęsknić ;)
No to się ciesz nimi póki możesz! A dokąd Ty się przeprowadzasz, bo chyba przeoczyłam informacje, jeśli gdzieś już się chwaliłaś…
Też bym chciała:) a Szkocji deszcz…
Trzeba było powiedzieć, to i twaróg bym Ci przywiozła na Korfu ;-) A poważnie, to zawsze mnie dziwili polscy turyści, którzy w Grecji czy Bułgarii koniecznie muszą zjeść schabowego. Ale my sami, gdy po trzech tygodniach spędzonych gdzieś w Europie wracamy do domu, to zawsze zatrzymujemy się w jednej restauracji w Czechowicach-Dziedzicach i zamawiamy trzy barszcze i żurek. Coś jest w tych polskich, kwaśnych zupach…
Przywieź mi na Zanzibar :D Nie no, i tak sporo mi przywiozłaś, dzięki :) No jak wyjeżdżam na krótko to nie tęskni mi się tak za polskim jedzeniem bo wiem, że po powrocie będzie czekał pyszny obiadek ale mieszkając prawie cały czas za granicą zjadłoby się domowy obiadek :) Ale kwaśnych polskich zup nie lubię, raczej barszcz, pomidorówkę, grochową, fasolową, grzybową itp :)
Uf.. bez komentarza:(. Czy do listy mam dodać barszcz czerwony z uszkami?
O tak! Mam gdzie odgrzać :D
Zawsze poza granicami kraju tesknie za polskim chlebem. Z calym szacunkiem do innych krajow, kultur i kuchni- ale najlepszy chleb jest w Polsce
O tak, takiego chleba jak u nas nie ma nigdzie na świecie…
Chyba wiosna tak wpływa melancholijnie na ludzi, bo mam podobnie.
Tyle, że u mnie wiosny brak ;)
a tak się składa że na majówkę większość sezon grillowy rozpoczyna:) my również mamy go za sobą:)
Zazdroszczę tak bardzo! :)
W podróży tęskni się za domem, w domu za podróżą…
Oj, pamiętam, że podczas dwuletniej nieobecności wracałam do domu i jadłam zawsze chleb z szynką i ogórkiem kiszonym. Taak bardzo mi go brakowało.
Pozdrawiam znad kubka greckich truskawek zakupionych pod domem w Polsce, czekam na nasze, ale nie mogę się oprzeć tym, które już są ;)
Hahaha no ale te greckie to nie to, co nasze, prawda? :) Ja jak wracam to obowiązkowo kanapka z białym serem i miodem albo pasztet z grzybkami marynowanymi najchętniej :)
Pięknie napisane, Ewa! Jest dokładnie tak! Coś za coś…
Z pewnością będąc na Zanzibarze tęskniłabym bardziej za Polską niż mieszkając w Norwegii albo w innym miejscu w Europie chociażby dlatego, że do Polski bliżej…
W Norwegii na brak polskiego białego sera czy generalnie polskich produktów nie mogę narzekać, bo można je kupić w wielu sklepach. Pocieszę Cię jednak, że za truskawki również płacę krocie (na szczęście są pyszne)… Domowych, polskich obiadów czasem brakuje, ale dzięki temu bardziej doceniam te nieliczne, w których uczestniczę kiedy jesteśmy z wizytą w Polsce.
Ludzie często pytają czy tęsknię i czy czegoś mi brakuje. Właściwie to nie tęsknię za niczym szczególnym, ale tęsknię oczywiście za bliskimi ludźmi i chyba z tą tęsknotą niewiele da się zrobić. Można oczywiście wrócić, ale po co? Tak jak napisałaś w życiu jest zawsze coś za coś… Najważniejsze, że najbliższe osoby wspierają Cię w Twojej decyzji i zdobywasz wiele wspaniałych, bezcennych doświadczeń. Na pewno nie masz czego żałować!
Fakt, z Norwegii trochę bliżej i łatwiej wybrać się do Polski :) No i trochę zazdroszczę Ci tych polskich produktów tam!
Ale oczywiście nie żałuję, coś za coś, wiele osób na pewno chętnie by się ze mną zamieniło i ja się cieszę, że mam możliwość poznawać świat :)
bardzo dobrze Cię rozumiem! Właśnie wróciłam z 6 miesięcznej podróży i cieszę tymi drobnostkami za którymi tak tęskniłam! Powodzenia! :)
Dziękuję :D
Tak to jest, że zawsze coś kosztem czegoś. Nigdy nie rozumiałam o co Ci z tym serem białym chodzi, aż do Malty, gdy byłam skłonna mimo braku kasy zapłacić 4EUR za kulkę twarogu z Rosji hahaha
A no widzisz! Ha! :)
Tradycyjnie wszystko poznaje się w porównaniu :)
Tak jest :)
Mi najbardziej brakuje ludzi – moich znajomych, rodziny… Paradoksalnie, najmniej brakuje mi języka polskiego na ulicach. Lubię siedzieć w transporcie miejskim i nie rozumieć o czym ludzie wokół mnie rozmawiają. W Polsce czasem uszy potrafią zwiędnąć ;)
A jezyka polskiego też mi nie brakuje. Jestem już chyba bardzo przyzwyczajona do rozmów i myślenia po angielsku :) Chociaż dziwią mnie emigranci, którzy po niecałym roku za granicą, “zapominają” jak się poprawnie mówi po polsku… :)
Serwus Ewa!
Nie wspomniałaś o jabłkach. Jak dla mnie owoc Polskości!
Na Zanzibarze nie ma papierówek! Niech żałują! :D
A nie ma! Ale jabłka nigdy nie były moimi ulubionymi owocami. Chyba że w szarlotce cioci Terki :D
Ostatnio sobie uświadomiłem, że będąc w Polsce, cały czas myślami byłem za granicą, planowałem podróż i jarałem się jak dziecko na myśl o ruszeniu w drogę. Siedząc w Nowej Zelandii codziennie myślę o tym co się dzieję w rodzinnych stronach, u znajomych i przepuszczam kolejne urodziny, imprezy, śluby. Ot taki paradoks.
A tęskno mi za pieczywem (w NZ przoduje chleb tostowy…), za truskawkami i malinami (mają za to bardzo dobre jabłka), domowymi obiadkami teściowej i gdyńską plażą.
O, maliny! :)
Ale dokładnie tak to jest, będąc tam tęsknimy za tu, będąc tu tęsknimy za tam :)
Zjadłoby się porządne placki ziemniaczane mojego taty!! oh rozmarzyłam się tym twoim tekstem. Gdy wyjechałam z Polski, rodzice na każde święta przysyłali mi paczki wypełnione grzybami, serem, kiełbasą itp. Teraz polskich sklepów w Anglii jak mrówków. Ale to i tak nie to samo, zawsze z wytęsknieniem czekam na domowy obiad rodziców. A owoce? Lepiej nie mówić! Supermarketowe truskawki nawet nie pachną! Ale tez nie narzekam, coś za coś niestety. Pozdrawiam serdecznie
O tak, domowe obiadki mamy to najlepsze, co może być :)
Uskuteczniając moje podróże nie mam czasu na tęsknotę za czymkolwiek ;) Zawsze staram się chłonąć chwilę, więc ciężko mi sobie wyobrazić opisane tęsknoty. Ciekawe czy to dobrze… Mam nadzieję, że to nie świadczy o tym, że jestem totalnie wyzuty z uczuć… haha
Jak jestem w typowej podróży to też raczej nie tęsknię za jedzeniem czy zapachami z Polski, dopiero mieszkanie na emigracji ma na mnie taki wpływ :)
Będąc w podróży dookoła świata też tęskniliśmy za Polską i jej osobliwościami, z jedzenia najbardziej za owocami (jabłka, maliny, truskawki:-)), polskim chlebem czy też domowej roboty pasztetem. Pamiętam, że pod koniec gotowi byliśmy zapłacić majątek za jabłka, mimo iż obok leżały dużo tańsze ananasy, mango czy marakuje;-).
Och, maliny! I jeżyny jeszcze :)
Najbardziej dałaś mi do myślenia z zapachami – faktycznie! Teraz w Polsce wszystko kwitnie i unosi się ten piękny zapach (gorzej mają alergicy:) ). Ale że występuje to co roku, jakoś nie zwracałam na to uwagi. Dopiero jednak docenia się coś, jak już tego nie mamy .
A no właśnie, dla mnie tez kiedyś było oczywiste, że wiosenne dni pachną bzem a letnie wieczory – maciejką i nie zwracałam na to większej uwagi. A teraz wychodzę wieczorem z pokoju i maciejki czy bzu nie ma… :)
Ah, swieta racja! Ludzie co siedzą na tyłku to myslą, że jak pojedziesz gdziekolwiek – no gdziekolwiek indziej niż ich cztery katy – to od razu wszystko lepsze. Jak to mowia – trawa zawsze bardziej zielona gdzie nas nie ma? :)
Ale ja sama tesknie za wieloma smakami. Moze nawet nie za smakami, ale za czasami tych smakow? Cofnąć się tak te kilka lat i jeszcze raz wszystkiego spróbować. Smaki, zapachy – wszystko kojarzy sie nam z miejscami i osobami. I myślę, że czasami sami nie potrafimi określić czy tęsknimy za pierogami czy za całą rodzina przy stole która się nimi zajadała…? :)
Pozdrawiam, Ania :)
To racja, dlatego w poście wspomniałam też o sytuacjach. Tęsknię zarówno za zapachem jesiennego lasu jak i za chodzeniem po nim z rodziną, zbieraniem grzybów, piciem herbaty z termosu, zagryzaniem bułką z pasztetem, porównywaniem kto ma więcej w koszyku i kto znalazł jakiego prawdziwka i dalszej wędrówce w poszukiwaniu grzybów :)
Świetny wpis. Pokazuje tą drugą stronę podróżowania. Fajnie, że o tym piszesz!
Dzięki!
Zgadzam się w 100%, zawsze jest ta tęsknota za ojczyzną, a zwłaszcza za domem z dzieciństwa. Dopiero będąc kilka tysięcy kilometrów od domu człowiek zaczyna doceniać wspomnienia, które siedzą w naszej głowie kilkanaście lat :) Chyba też najbardziej bym tęskniła za domowym jedzeniem, z którym żadna restauracja na świecie nie może się równać :) Muzyki też by mi brakowało, zwłaszcza teraz gdy koncertów zespołów z dzieciństwa jest coraz więcej.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne posty :)
Dziękuję i też pozdrawiam! Takie to sentymentalne istoty jesteśmy :)