O tym, jak rodzina sprzedała Wangare za 160 kóz
Wangare w zielonej sukience siedzi na kanapie. Oczy wszystkich zwrócone są w jej kierunku. Powinna stać, ale poczuła się słabo i pozwolono jej usiąść. Najstarsza ciotka opowiada o zaletach dziewczyny, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie, a tym samym polepszyć sobie punkt wyjścia w negocjacjach ceny, które zaczną się za chwilę w małym pokoju obok. Wangare wie, że będzie sprzedana. Jedyną kwestią do ustalenia jest teraz tylko cena.
W sobotę będziesz jedyną mzungu, ale nie martw się, znasz mojego brata, kuzynkę i szwagierkę. Ja będę na początku zamknięta w pokoju i nie będę się mogła pokazywać, ale będziesz miała towarzystwo. No i popróbujesz naszych potraw – mówi mi Wangare tydzień wcześniej, zapraszając mnie na ceremonię zapłaty posagu.
Wangare jest pół-Kikuju pół-Meru. Jej narzeczony należy do plemienia Kikuju. W Kenii zgodnie z tradycją większości plemion mężczyzna zobowiązany jest zapłacić cenę za wybrankę swojego serca, inaczej starsi ludzie czy rodzina mogą nie uznać jego małżeństwa. W dzisiejszych czasach niektórzy młodzi buntują się przeciwko tej tradycji uznając, że traktuje ona kobiety podmiotowo, jak rzecz, ale większość nadal dokonuje stosownych transakcji przed zawarciem małżeństwa. A rozchodzi się często o niemałe pieniądze.
Zgodnie z kenijskim obyczajem, do którego powoli sama zaczynam się przyzwyczajać, docieram na ceremonię z dwugodzinnym opóźnieniem. Oczywiście wszystko dopiero się rozpoczyna, a i tak nie jestem ostatnia. Witam się z tymi, których znam. Brat Wangare prowadzi mnie do suto zastawionego stołu i zachęca do jedzenia. Wangare oczywiście nie ma nigdzie w pobliżu.
Na stole typowo kenijskie przysmaki. Są placki chapati, jest maharagwe (czerwona fasola w sosie pomidorowo-kokosowym), czarne ziarenka fasoli z białą kukurydzą, groszek, kachumbari (surówka z marchewki, pomidora, ogórka i kapusty), kuku (kurczak) w przepysznym sosie, jakies inne mięso – kozina bądź wołowina, nyama choma (grillowane kawałki kurczaka i wołowiny) i parę potraw, których nie rozpoznaję. Są tez owoce. Nabieram po trochu wybranych dań i – jak na mzungu w Kenii przystało zjadam je palcami, tak jak wszyscy wokoło.
W dużym pokoju rozstawiono kanapy i plastikowe krzesła. Zajmuję miejsce z tyłu. Na początku ciotka Wangare przedstawia swoją rodzinę rodzinie narzeczonego, potem niektórzy członkowie rodziny narzeczonego mówią parę słów o sobie. Wszystko w suahili, więc z moją marną jeszcze znajomością języka niewiele rozumiem. Ale kiedy wszyscy wstają i zaczynają śpiewać, to wiem, że przyszedł czas modlitwy. Asante Mungu wangu – śpiewają. Dziękujemy Ci Boże.
W międzyczasie w drzwiach do kuchni spostrzegam kuzynkę Wangare. Macha do mnie, żebym podeszła. Prowadzi mnie do pokoju, gdzie Wangare siedzi i wcina grillowanego kurczaka. Musze tu jeszcze trochę posiedzieć. Jak skończą, to zaprowadzą mnie do pokoju, żebym się wszystkim pokazała. Mam nadzieję, że się nie nudzisz?
Prezentacja przyszłej panny młodej przebiega sprawnie. Wangare zostaje wprowadzona do dużego pokoju przez siostry. Jej narzeczony szybko wstaje i mówi, że to ona jest wybranką jego serca. W tym momencie dziewczyna prawie mdleje. Po przedyskutowaniu wszystkich zalet Wangare jej mama, ciotki i bracia zamykają się w małym pokoju i rozpoczynają negocjacje. W międzyczasie reszta rodziny je, pije i rozmawia. To dobra okazja, żeby pogadać na przykład z dawno niewidzianymi kuzynami. W rozmowach co chwilę przewija się jeden temat. Ile trzeba będzie zapłacić za narzeczoną?
Nie podoba mi się, za długo to trwa – mówi mi Wangare po jakimś czasie. W końcu może jednak odetchnąć z ulgą. Dogadali się. Narzeczony będzie musiał zapłacić za dziewczynę ekwiwalent stu sześćdziesięciu kóz w gotówce plus jakieś drobnostki typu napoje, płody rolne itp. Sporządzona zostaje pełna lista.
Ile zatem kosztuje Wangare? Za jedną kozę płaci się około 3 000 szylingów. Daje to mniej więcej pół miliona szylingów. Pięć tysięcy euro. Ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Plus te drobnostki. To dużo czy mało? Jak na Kenię to całkiem spora kwota. Spłatę można jednak rozłożyć na raty. Nie ma problemu, by część ceny zapłacić tez po ślubie. A ten już w grudniu!
Przewodnik po Kenii
O kenijskim społeczeństwie, wierzeniach i zwyczajach poczytasz więcej w moim przewodniku po Kenii! Kliknij tutaj i kup :)
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Dobrze, że przynajmniej to ich wspólna decyzja, że chcą być razem, bo rozumiem, że to nie rodzina narzeczonego wybierała?
Nie rodzina, sami się dobrali, zakochali i postanowili pobrać.
No niestety jakoś mnie nie przekonuje wycena w kozach…
Wolałabyś w krowach lub wielbłądach? ;)
taka tradycja, ja szanuję – w naszym kraju pewnie też jest wiele rzeczy, którymi obcokrajowcy by gardzili :)
Fajna relacja. Chyba znam wystrój tego pokoju:).
Znasz, znasz :)
Co kraj to inne obyczaje.
Może to i lepszy zwyczaj,
bo dziewczyny są cenniejsze niż chłopaki :-)))
Ciekawa jestem co ma wpływ na cenę takiej przyszłej panny młodej? I fajnie, że masz okazję uczestniczyć w takich wydarzeniach i poznawać kulturę i tradycje. Tego Ci zazdroszczę :)
Różne czynniki mają wpływ na cenę, na przykład wiek, wykształcenie, to czy pracuje albo to, czy ma już dzieci czy nie.
Też się cieszę, że mam możliwość brania udziału w różnych lokalnych wydarzeniach. Można się w ich trakcie wiele nauczyć o ludziach z danego kraju :)
Dla mnie jest to egzotyka,i nie znane mi zwyczaje. Cieszę się że mogę poczytać o tych ciekawych dla europejczyka tradycjach.
Ciekawy zwyczaj, ‘wartosciowa’ masz kolezanke, w koncu 5 tysiecy euro droga nie chodzi:) Ciekawa jestem jak sie czuja te, za ktore ktos placi marna jedna koze?
To mój pierwszy komentarz na tym blogu, ale ponieważ wpisy są bardzo ciekawe, więc podejrzewam że nie ostatni…
Dziękuję i oczywiście cały czas zapraszam do zaglądania :)
Faktycznie dla nas to coś zupełnie nietypowego i egzotycznego, ale dobrze, że nie jest to tak zwane małżeństwo aranżowane, kiedy to młodzi nie mają nic do powiedzenia. Ciekawy wpis, dzięki za podzielenie się doświadczeniami z inną kulturą!
Zwyczaj ciekawy i nietypowy aczkolwiek dla mnie nie tak kontrowersyjny są ustawiane małżeństwa takie jak np. w Indiach. Tutaj przynajmniej nikt nikogo (tak sądzę) nie zmusza do małżeństwa ;)
Kolezanka, do ktorej wybieramy sie w grudniu na wesele do Kenii, opowiadala mi ostatnio o tym rytuale. Oni oboje sa Kikuju i podobnie jak Wangare wyceniono ja na 160 koz. Mowila o tym, ze przez wiekszosc uroczystosci rzeczywiscie musiala siedziec schowana, z zwiazku z czym sie wynudzila, ale wspomniala takze o jeszcze jednym rytuale: razem z innymi dziewczynami, zakryte pokazaly sie przyszlemu panu mlodemu, a ten mial rozpoznac, ktora z panien jest jego przyszla zona. Mowila mi, ze musiala go wczesniej uprzedzic jak moze ja rozpoznac (po kolorze butow, czy spince na glowie), bo niepoznanie swojej wybranki to dla niej straszny wstyd (a poza tym podnosi to jej cene). Och juz sie nie moge doczekac tego wesela (szczegolnie, ze mam byc jedna z druhn :))
W tym przypadku rozpoznawanie panny było udawane, Wangare wcale nie była zakryta a dwie pozostałe dziewczyny były w zielonych sukienkach. więc narzeczony wstał, pokazał, że to ona jest jego ukochaną i już :)
Wesele z pewnością będzie ciekawym wydarzeniem, udanej zabawy już życzę :)
Aż się wierzyć nie chce… dobrze, że mieszkamy w Polsce :)
Arcyciekawy wpis :)
No, ja za swoja Kenijska zone placilem 8 krow.. 2 tysiecy Euro.. ale chcieli 16… Tylko ze ja cwany mzungu.. i sie targowalo..
Co tak tanio? Gotować nie umie? ;)