Po dwóch stronach Bosforu
Drugi dzień wycieczki do Stambułu to taka mieszanka. Europa miesza się z Azją, Morze Czarne z Morzem Marmara, dywany ze skórzanymi kurtkami, złoto z plastikowymi pamiątkami, pałacowy przepych z gwarem i prostotą ulicy. Drugiego dnia utwierdzam się w przekonaniu, że Stambuł to jedno z moich ulubionych miejsc na świecie. Nie nazwałabym tego miłością od pierwszego wejrzenia, ale fascynacją na pewno :)
Budzik dzwoni o 6:00 – dokładnie tak, jak go ustawiłam poprzedniego dnia. Mam ambitny plan wstać rano i sfotografować Błękitny Meczet o wschodzie słońca. Plan jednak spala na panewce, bo siłą woli jestem w stanie otworzyć tylko jedno oko. Drugie za nic nie chce się rozkleić. Na szczęście to jedno wystarcza, żeby przestawić budzik na godzinę później. I tak przecież tu wrócę…
Po śniadaniu wyruszamy na rejs stateczkiem po Bosforze. Wieje jakby chciało głowę urwać – przyjemna cieśninowa bryza :) Oglądamy z pokładu starą i nową część europejską Stambułu, część azjatycką. Przepływamy pod Mostem Bosforskim i dopływamy do Mostu Mehmeda Zdobywcy, gdzie zawracamy i kierujemy się ku brzegom Azji. Po chwili cumujemy nieopodal usytuowanego tuż pod Mostem Bosforskim Pałacu Beylerbeyı.
Pałac, a w zasadzie kiosk (w porównaniu na przykład z Topkapı czy nawet z widocznym po drugiej stronie cieśniny Dolmabahçe) to letnia rezydencja sułtana Abdülaziza wybudowana w XIX w. Na zewnątrz można obejrzeć niewielki ogród, w środku – bogate zdobienia komnat pałacowych. Wewnątrz zabronione jest fotografowanie, choć jeszcze rok temu nie było takiego zakazu.
Z pałacu autokarem przez Most Bosforski wracamy do Europy i udajemy się na najsłynniejszy targ stambulski czyli Kryty Bazar (Grand Bazaar). To sporej powierzchni targowisko pod dachem – stąd polska nazwa. Jednak Kryty Bazar podoba mi się mniej, niż odwiedzony wczoraj Bazar Egipski, więc po krótkiej sesji zdjęciowej wymykam się na zewnątrz poszwendać się po okolicy.
Zatrzymuję się na przepyszny, słodki sok świeżo wyciskany z pomarańczy (2 liry za kubek), a potem nogi same zanoszą mnie jeszcze raz pod Błękitny Meczet i Hagia Sofia.
Po czasie wolnym mamy jeszcze obiad w restauracji na dworcu Sirkeci, gdzie kończył swój bieg słynny pociąg Orient Express (nawiasem mówiąc tutaj kończą swój bieg wszystkie pociągi z Europy). Po obiedzie, w oczekiwaniu na autobus powrotny zaglądam jeszcze do dworcowego muzeum kolejnictwa.
Cóż, tak jak sądziłam, przez dwa dni nie da się dobrze poznać Stambułu. Na to trzeba więcej czasu. Chciałabym sobie bez pośpiechu jeszcze raz pospacerować po Bazarze Egipskim, na spokojnie posiedzieć w Błękitnym Meczecie, zwiedzić od środka Hagia Sofia, napić się jeszcze raz soku pomarańczowego i zagryźć figą, wsłuchać się w głos muezina wzywającego na modlitwę, popatrzeć na zachód słońca nad Zatoką Złotego Rogu… A jeszcze więcej pomysłów na Stambuł ma Agnieszka na blogu Zależna w podróży. Kiedyś, kiedyś jeszcze raz tam pojadę!
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
najlepsza turecka herbatka jest :D
Prawda to, prawda. Mocna, słodka, w charakterystycznej szklaneczce… mniam :) Nie wiem, jak można woleć od niej kawę po turecku ;)
Mimo, że nienawidzę słodkiej herbaty/kawy, to taka mała po turecku z cukrem jest wg mnie bardzo stawiająca na nogi! Jak byłam w świetnej wg mnie warszawskiej restauracji MAHO zaserwowali mi ją jak czekałam na znajomych, sami z siebie. To bardzo miłe i smaczne :)
Oj stawia na nogi, stawia. Jak wypiłam dwie pierwszego wieczoru w Stambule, to aż mi serce mocniej zabiło – jak po kawie :)
Nie herbatka a sama esencja :) Do tego słodka jak fix – raczej nie dla mnie :) Świetne zdjęcia :)
Dzięki!
A kawę mają zdaje się równie mocną. Nie próbowałam, bo wolę herbatę, ale tak mi opowiadano :)
Właśnie takie kolejki mamy w warszawskim metrze :) Hagia Sofia jeszcze przede mną, może za rok…
Od środka przede mną jeszcze też :D