Powłóczyć się po jesiennym Paryżu chłonąc atmosferę miasta
Osoby, u których stwierdzono syndrom paryski, dotykają takie zaburzenia jak urojenia i halucynacje, uczucie bycia prześladowanym bez powodu, lęk, mdłości, nadmierne pocenie się oraz przyspieszenie akcji serca. Jego przyczyną jest rozczarowanie Paryżem w porównaniu z idealistycznymi wyobrażeniami, a dotyka on głównie turystów japońskich. Niewielu, ale wystarczająco, by istnienie takiego syndromu stwierdzić. Nie pojmuję zupełnie, jak można rozczarować się Paryżem! Mnie to miasto absolutnie… oczarowało!
Moja pierwsza wizyta w Mieście Miłości miała miejsce szesnaście lat temu. Była to wycieczka szkolna nastawiona głównie na zwiedzanie najważniejszych atrakcji i zabytków miasta – Luwru, Muzeum D’Orsay, Wieży Eiffla, Hotelu Inwalidów, Notre Dame, Saint Chapelle, Sacre Coeur, Pere Lachaise i wielu innych miejsc. Tym razem postanowiłam skupić się na odczuwaniu miasta niż jego pospiesznym zwiedzaniu.
Dlatego zamiast zwiedzać Luwr i gonić za tłumem by rzucić okiem na niewielki w rzeczywistości obraz przedstawiający tajemniczo uśmiechniętą Mona Lisę decydujemy się na krótką tylko wizytę przed szklaną piramidą stanowiącą główne wejście do tego słynnego muzeum, po czym kierujemy nasze kroki nad Sekwanę.
Jesień czuć w powietrzu, ale październikowa pogoda niezwykle nas rozpieszcza. Dwa dni przed naszym przyjazdem niebo było zachmurzone, lecz teraz twarz przyjemnie ogrzewa słoneczko. Nabrzeże Sekwany to ulubione miejsce spacerowiczów i biegaczy. Wzdłuż wybetonowanego brzegu rosną pokryte zżółkłymi już liśćmi drzewa pomiędzy którymi stoją ławeczki, gdzie znużony wędrowiec może na chwilę przysiąść.
Mijamy młodych ludzi, którzy siedzą na brzegu i szkicują detale widocznego po drugiej stronie rzeki budynku Muzeum D’Orsay – zanim otwarto tu muzeum prezentujące dzieła sztuki francuskiej z lat 1848-1918, w tym cudowną kolekcję impresjonistycznych obrazów – działał tu dworzec kolejowy. Inni z kolei rozłożyli koce na nabrzeżu i cieszą się piknikami, trzymają za ręce, rozmawiają. My znad Sekwany skręcamy do Ogrodów Tuileries.
Tutaj dopiero pachnie jesienią! Na ziemi szeleszczą zeschnięte liście, błyszczą brązowe, świeżo opadłe kasztany. Większość turystów spaceruje główną aleją, my zaglądamy w boczne ścieżki, aż znajdujemy ławkę idealną. Nieco na uboczu, z jednej strony mamy trawnik, z drugiej szpaler kasztanowców pomiędzy którymi niespiesznie spacerują ludzie. Za obrus służy nam szalik Klary, mojej towarzyszki. Za moment pojawia się wino, kawałki francuskich serów, winogrona i daktyle. Jest ciepło i przyjemnie. Czego chcieć więcej?
Nie spieszy się nam. Mogłybyśmy w tej chwili biegać z aparatem wokół kolejnych zabytków, my jednak wolimy cieszyć się tą chwilą. Ciekawskie kruki podkradają nam kawałek sera, który spadł z noża na ziemię. Wino smakuje jak nektar. Przechodnie uśmiechają się do siebie. Gdzieś dalej jakaś muzułmańska rodzina z dziećmi rozkłada koc i również szykuje się do pikniku. Jakaś para siada na ławce i pogrąża się w rozmowie. Życie toczy się powoli.
Z ogrodów Tuileries nogi same prowadzą nas przez Plac Concorde na Pola Elizejskie. Jakże inny to jest świat od tego nad Sekwaną. Reprezentacyjna aleja Paryża pełna jest samochodów pędzących po trzech pasach ulicy, otoczonej po dwóch stronach kamienicami i pawilonami będącymi siedzibą najbardziej modnych butików, najdroższych domów mody, salonów ekskluzywnych aut i drogich restauracji. W oddali dumnie prezentuje się Łuk Triumfalny, będący hołdem dla wszystkich, którzy zginęli za Francję podczas rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich, a także jedną z ikon Paryża.
Zaraz za Łukiem schodzimy do podziemi, do metra. Paryskie metro to jakby miasto pod miastem, plątanina tuneli o długości ponad dwustu kilometrów (szesnaście linii) i korytarzy na ponad trzystu stacjach. Większość z tych stacji została wybudowana w jednolitym stylu z wpływem secesji. Ciekawostką jest ogromna gęstość sieci – podobno budowano ją tak, żeby pomiędzy kolejnymi stacjami nie było więcej niż pół kilometra. W korytarzach nietrudno się zgubić, szczególnie jeżeli nie uważa się na znaki, bo tworzą one czasem bardzo skomplikowany, tajemniczy labirynt.
Podziemna kolejka dowozi nas pod Wieżę Eiffla. To nasza druga wizyta w tym miejscu, bo pierwsze kroki po przebudzeniu skierowałyśmy właśnie ku stalowej konstrukcji. Rano zjawiamy się tu dokładnie o wpół do dziesiątej kiedy otwierają kasy biletowe. Po odstaniu w kolejce wjeżdżamy na samą górę, na wysokość 280 metrów. Panorama miasta z tej wysokości zachwyca, szczególnie ze wstążką Sekwany wijącą się u podnóża wieży.
Z drugiej strony ciągną się Pola Marsowe. Ze szczytu wieży ludziki wyglądają niczym mrówki, mniejsze od rzucanych przez siebie długich cieni. Paryż spowija lekka mgiełka, przez którą przebijają się promienie porannego słońca, wydobywając z krajobrazu sylwetki kopuł i wież kościołów i nadając miastu tajemniczy, romantyczny wygląd. I chociaż trzeba swoje odczekać by dostać się na szczyt to być w Paryżu i nie zobaczyć Wieży Eiffla to… to się nie godzi! :)
Wieczorem wieża prezentuje się zupełnie inaczej. Na placu Trocadero kłębi się tłum turystów, którzy koniecznie chcą sobie zrobić zdjęcie na tle tego symbolu miasta, niektórzy pozują z ręką wyciągniętą do góry udając, że trzymają jej czubek. Schodzimy po schodkach w kierunku Sekwany, a słońce powoli chowa się za horyzontem. Niebo z błękitnego robi się coraz bardziej granatowe, aż wreszcie zapalają się światła oświetlające wieżę. Jesteśmy dokładnie u jej stóp, zadzieramy głowy i nie możemy przestać się w nią wpatrywać.
Nasz stary hotelik, do którego wracamy wieczorem, znajduje się w dzielnicy Montmartre. Pachnie w nim naftaliną, kręta klatka schodowa wyłożona jest miękkim, ale pamiętającym chyba lepsze czasy dywanem, w niektórych miejscach tapeta odchodzi od ścian. Wystarcza nam łóżko, nawet jeśli materac ma ogromne zagłębienie na środku, i prysznic. Ważne, że jest wręcz rzut beretem od Sacre Coeur.
Od wizyty w tej bazylice rozpoczynamy kolejny dzień. Słonce nadal przyjemnie przyświeca kiedy wąskimi, brukowanymi uliczkami dochodzimy do miejsca, w którym zaczynają się prowadzące do samego kościoła schody. U ich stóp kręci się staromodna karuzela, na której bawią się nie tylko dzieciaki.
Na schodach Sacre Coeur tłumy turystów i Paryżan. Trwa właśnie Festiwal Wina, a w uliczkach otaczających bazylikę rozstawiono rzędy stoisk, gdzie popróbować i kupić można różne lokalne produkty: od wina i szampana, poprzez ostrygi, sery, tradycyjne wędliny, foie gras po różnego rodzaju słodkości. Gdzieś z boku jakiś młodzieniec gra na gitarze a dalej w przejściu kataryniarka śpiewa francuskie piosenki lekko ochrypiniętym głosem. I choć nie lubię francuskich piosenek, to aż miło jej posłuchać!
Uwielbiam Sacre Coeur! Nie wiem czemu, po prostu jest to dla mnie miejsce magiczne. Biała sylwetka kościoła położna na szczycie zielonego wzgórza przyciąga. Mogłabym się w nią wpatrywać bez ustanku spacerując po okolicy. Zamiast jednak błądzić wśród ludzi i stoisk z żywnością wspinamy się krętymi schodkami na kopułę bazyliki, by stamtąd po raz kolejny spojrzeć na miasto z góry. Widziane z wysokości wydaje się ono niezwykle czyste, pewnie dzięki temu, że większość budynków jest biała lub jasna. Rozświetlone promieniami słonecznymi dachy migoczą i nawet chłodny wiatr nie przeszkadza cieszyć się piękną panoramą.
Potem uciekamy przed tłumem w boczne uliczki Montmartre, prowadzące to w górę, to w dół. Chłoniemy tę artystyczną atmosferę miasta. Zaglądamy też w okolice Palcu Pigalle tylko po to, by przekonać się, że wcale nie można tam dostać kasztanów. Jeśli chciałybyśmy ich spróbować, to mamy taką okazję kawałek dalej, nieopodal Moulin Rouge. Mężczyzna w kaszkiecie sprzedaje je prosto z wózka z supermarketu, w którym ustawił metalowy kubełek służący mu do ich pieczenia.
Spacerując po okolicy mijamy brasserie, popularne we Francji restauracje spotykane wręcz na każdym kroku, gdzie za stosunkowo niewielką kwotę można zamówić dwu- lub trzydaniowy posiłek. Otwarte nierzadko od samego rana, serwują śniadania lub samą kawę tym, którzy spieszą się do pracy, potem oferują obiady, a wieczorem zapełniają się tymi, którzy mają ochotę zjeść kolację na mieście. Chociaż każdy lokal ma stoliki wewnątrz to w ciągu dnia większość wybiera te na zewnątrz, szczególnie przy tak ładnej pogodzie.
Ludzie, których spotykamy na swojej drodze, są niezwykle uprzejmi, uśmiechnięci i wyluzowani. To największa niespodzianka tego wyjazdu. Dotychczas uważałam Francuzów za bufonów z nosem zadartym do góry, którzy nawet jeśli znają angielski to i tak na siłę będą mówić do turystów po francusku. Być może mamy szczęście, ale zarówno recepcjoniści w naszym hotelu, kelnerzy i barmani w brasseriach, sprzedawcy w sklepach, przypadkowi przechodnie, a nawet po prostu sąsiedzi przy stoliku w czasie kolacji – każdy tryska serdecznością! Aż nie mogę w to uwierzyć.
W Paryżu spotykam osobę szczególną. To Krystyna, którą znam jeszcze z dzieciństwa, ale tylko z mnóstwa listów wymienianych od czasu do czasu, bo nigdy wcześniej nie spotkałyśmy się osobiście. Jeszcze w podstawówce trafiłam na jej adres w którejś z gazet dla młodzieży, zaczęłyśmy wymieniać się wycinkami z magazynów o naszych ulubionych zespołach, pisać długie listy, a dopiero po tylu latach teraz mamy okazję się spotkać. Krystyna mieszka w Paryżu, zna go dobrze i zabiera nas do miejsca wyjątkowego na serowe fondue i wino pite z butelek ze smoczkiem! Mimo, że nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy, tematów do rozmowy nie brakuje. Cieszę się, że w końcu mamy okazję się poznać, w dodatku w tak wyjątkowym mieście.
Wyjątkowości dodaje fakt, że wycinki, które kolekcjonowałam jako dziecko dotyczyły zespołu Savage Garden, a teledysk do ich piosenki Truly madly deeply kręcony był właśnie w tym mieście. Wędrując po Paryżu bez problemu rozpoznaję niektóre miejsca z klipu i wracam myślami do czasów podstawówki. Być może jestem sentymentalna, ale są to bardzo miłe wspomnienia. Podobnie jak te, które przywożę z tegorocznej wizyty w Paryżu – mieście, w którym autentycznie się zakochuję. Nie ze względu na jego wspaniałe zabytki, ale na tę szczególną atmosferę…
Mówią, ze Paryż można kochać lub nienawidzić. Jakie są Wasze uczucia w stosunku do tego miasta? A może jeszcze tam nie byliście i chcielibyście je zobaczyć? Czy jest na świecie miasto w jakiś sposób dla Was szczególne?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Zdecydowanie kocham… choć już nie tak szaleńczo, jak kiedyś.. trafiam tam na ciągłe tłumy i trochę mnie męczą.
Wstępnie okołosylwestrowo się pojawię powdychać trochę zimnego powietrza.
Pogoda mgielna przepiękna się trafiła i ten festiwal wina!!! Zazdrość :)
Piękna historia z Krystyną! Co to knajpka?
Knajpka jest tak świetna, że będzie o niej oddzielny artykuł. Poczekasz…? :)
już za 1,5 tyg i ja będę miał okazję poznać Paryż, ciekaw jestem czy mnie zachwyci czy rozczaruje…
Daj znać, też jestem ciekawa :)
Mnie oczarował, na pewno tam wrócę ;) I tak jak Ty, doświadczyłam samych miłych relacji z Francuzami, okazali się bardzo sympatyczni, pomocni, a niektórzy, kiedy się dowiedzieli, skąd jesteśmy, chwalili się znajomością języka polskiego ;) Żadnych uprzedzeń, zadzierania nosa itp. Szkoda tylko, że nie udało nam się tam spotkać – ale co się odwlecze… ;) Pozdrowienia!
No właśnie, w końcu się minęłyśmy… szkoda, ale zapraszam do Kenii ;)
mnie dawno temu tak oczarował, że się tam wprowadziłam. Po czym po roku uciekałam, gdzie pieprz rośnie. Dzisiaj tęsknię, ale tęsknię tak, by wrócić na miesiąc, broń Boże na stałe
Czemu uciekałaś? :D Nie znam tej historii…
po prostu znienawidziłam miasto: drogo, brak kawiarń, do których jestem przywiązana, szalenie brudno, szczury widoczne w czasie każdego nocnego spaceru, śmierdzący fajami Francuzi, wieeeelu znajomych z uczelni puszczających się na każdym kroku, wieczne strajki… no a chyba przede wszystkim tęsknota za domem
Paryż jest cudowny, ale jak każda metropolia ma swoje blaski i cienie:).
Pewnie tak, chociaż ja tym razem zdecydowanie więcej blasków doświadczyłam…
Mam nadzieję nie dlugo posmakować Paryskiej atmosfery po raz trzeci .
Udanej podróży! :)
Bylem w Paryzu 15 lat temu i prawie wszystko bylo w remoncie -_-
Ciesze sie, ze przynajmniej Wam sie udalo wiecej zobaczyc niz plachty na budynkach :)
To miałam farta, bo ani 16 lat temu ani teraz nic nie było w trakcie remontu :)
Zaskoczyłaś mnie, szczególnie z serdecznymi Francuzami mówiącymi po angielsku :) Bardzo fajny wpis, podoba mi się Paryż widziany twoimi oczami!
O tak! W porownaniu z moja pierwsza wizyta kilka lat temu, bardzo duzo osob mowi po angielsku. I nie spotkalam jeszcze niemilego Francuza. :)
Jak byłam szesnaście lat temu to miałam właśnie takie odczucie, że nawet jeśli rozumieją po angielsku to na siłę odpowiadają w swoim języku. A tym razem bez problemu szło się po angielsku dogadać :)
Kocham od lat i pomieszkuje sobie w Paryzu jak tylko jest to mozliwe. <3
Fajnie tak! :D
Na mnie Paryż ciągle czeka, ale bardzo bardzo chcę się kiedyś zakochać ;)
Na pewno kiedyś trafisz i mam nadzieję, że się nie rozczarujesz :)
nie byłem jeszcze, tzn byłem, ale w Paryżu w ….Chinach….’)
Hahahha, piękne! Paryż w Chinach :D
Z Paryżem to jest tak, że zabronili publikowania w Internecie zdjęć wieży Eifela w nocy jak się świeci, więc uważaj, bo ktoś może sie przyczepić do tego zdjęcia tutaj. Mnie też kiedyś ostrzeżono, bo miałem podobna fotografię u siebie na blogu…
Wiem, że Wikipedia nie zawsze jest dobrym źródłem, ale wybieram wiarę w to, co piszą :)
https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Eiffel_Tower_at_night : “The Société d’exploitation de la tour Eiffel (SETE) states that the various illuminations of the tower are trademarked and claims that they are under copyright, but this has never been proved in a court.” Na Wikimedia znajduje się prawie 300 fot wieży w nocy :) Podobno opatentowane są tylko iluminacje odbiegające od standardowego żółtego/pomarańczowego oświetlenia.
O jeny, to jest za skomplikowane ;) Kombinują, bo szukają pieniędzy ;)
Generalnie tak. W sieci jest mnóstwo fot wieży oświetlonej, więc niech zostanie… :)
Paryż! <3 byłam 2 razy i zawsze będę tam wracać z sentymentem :)
Ja w sumie też chętnie wrócę trzeci raz :)
Kocham i zawsze chętnie wracam! <3 Od zawsze marzy mi się Paryż zimą, sama nie wiem, dlaczego! :D Ale jesienią, jak widać, prezentuje się równie pięknie... ;)
Mi się właśnie marzył jesienią, ale taką słoneczną no i jak widać marzenia się spełniają – nawet co do pogody! :)
Paryż-odwiedziłam zimą, wiosną i jesienią. Kocham wiosną. Mnóstwo zieleni! Mam tam też wspaniałych znajomych i lubię wracać do tego miasta nawet z jednodniową przesiadką ;). Ah …no i właśnie to zwiedzanie bez pośpiechu na zupełnym czilu ;) ….
Pierwszy raz byłam wczesną wiosną, w kwietniu, ale pogoda średnio dopisywała. Chyba najmniej podobałoby mi się latem, jeśli miałoby być strasznie gorąco… :)
Byłam wieki temu, za to z całą masą przygód: samobójca na wieży Eiffla, strajk muzeów, jako jedyne było otwarte Muzeum D’Orsay, ale mało kto o tym wiedział, więc zwiedzałam niemal puste ;)
P.S. Ewo, podziwiam odwagę, bo publikowanie oświetlonej wieży Eiffla jest ponoć prawnie zabronione.
Niezłe przygody! Niektórych nie zazdroszczę… A co do zdjęć nocnych to są duże wątpliwości, czy jest to zabronione, patrz dyskusja kawałek wyżej :) W sieci, np na wikimedia commons, jest mnóstwo fot Wiezy Eiffla po zmroku.
Jaki Paryż jest piękny Twoimi oczami :) takie miasto chciałabym zobaczyć – jak przyjadę. Niestety jeszcze nie byłam, ale dojrzewam do kupna biletów :)
Dzięki Tati! Mam wrażenie, że naprawdę wiele zależy od nastawienia :)
Pierwszy raz byłam w Paryżu właśnie jesienią i to była najromantyczniejsza rzecz na świecie (ta jesień).
Oooo tak :D
O jak super! My jedziemy w połowie grudnia. Mam nadzieję zobaczyć cudownie przystrojone światełkami Champs Elysees!
A to będzie świetny widok. Oby tylko śnieg był! Ja lubię zimę tylko jak jest śnieg, bo inaczej jest buro i smutno ;)
Ciężko mi się odnieść do tego, czy Paryż rozczarowuje, bo nigdy tam nie byłam. I raczej na razie nie planuje, bo jakoś w ogóle mnie nie ciągnie. Ale z tego co słyszałam od moich znajomych to piękne miasto! Ile staliście w kolejce do wieży Eiffla? :)
Mniej niż godzinę, pojawiłyśmy się tam dokładnie o 9:30, a o 10:30 byłyśmy już na górze :)
Właśnie taki Paryż mógł bym poznać, bo mimo że nie byłem jeszcze w Paryżu myślę że już mogę mieć syndrom Paryski, bo w całe mnie tam nie ciągnie. Choć Twój opis trochę kusi… :)
A trzęsiesz się i masz manię prześladowczą na myśl o Paryżu? ;)
Nie byłam w Paryżu, ale też nie rozumiem jak może się tam nie podobać. Może w przyszłym roku uda mi się w końcu pojechać do Miasta Świateł. Jeśli Paryż Ci się podobał polecam Ci blog “Mama w Paryżu” i książkę( Mój Paryż, moja miłość) tej blogerki, bo jest tam wiele ciekawostek.
Dzięki za polecenie, chętnie poczytam :)
też marzę o tym, żeby przejść się po Paryżu tak na spokojnie, bez tej bieganiny po zabytkach – je już w większości mam odwiedzone. może uda się na wiosnę…
Powodzenia!
Ślicznie
Dzięki :)
Piękny o każdej porze roku.
A Twoje zdjęcia pokazują, że jesienią nawet bardziej…:).
Cudownie, tak uroczo i francuskooo :)
Dzięki! Nie wiem czemu, ale jesień mi się jakoś tak fajnie z Paryżem zawsze kojarzyła :)
Paryż jest piękny! Dziękuje za świetny post, teraz i ja mam ochotę wybrać się do Paryża przynajmniej na weekend :) pozdrawiam
Dzięki za miłe słowa :)
Paryż zdecydowanie ma to COŚ! Francuzi są przemili, a miasto ma fantastyczny klimat :) Ja odwiedziłam go słoneczną wiosną, ale tak sobie myślę, że zimą, kiedy spadnie śnieg i miasto będzie przystrojone na święta, to dopiero musi być super! Aż chyba się wybiorę, bo nabrałam ochoty :D Pozdrawiam!
Oj, też musi być pięknie! A ja zawsze chciałam w takiej zimowo-świątecznej szacie zobaczyć Nowy Jork :)
Paryż jesienią jest moim zdaniem najpiękniejszy. Uwielbiam magię tego miasta :)
Ja też :)
Świetny post, który trafia w sedno. Być może miałyśmy się okazję minąć w Paryżu bo widzę, że byłyśmy w podobnych terminach. Spędziłam w Paryżu wraz z przyjaciółką nasze urodziny (jeszcze na studiach sobie obiecywałyśmy taki wyjazd, a z racji 2 tygodni różnicy miedzy naszymi datami urodzin w końcu się udało)… Powiem tak, Paryż pokochałam i na pewno wrócę tam jeszcze nie raz. Spędziłyśmy tak 5 dni. Pierwsze dni zachowywałyśmy się jak typowy turysta, chciałyśmy jak najszybciej zwiedzić wszystko. Ale jak można zobaczyć wszystko w Paryżu, nie da się prawda? Siedząc pięknego popłudnia dnia trzeciego w ogrodach tuileries podszedł przystojny francuz, przysiadł się i dał nam wskazówkę,że Paryż należy poczuć. Bo o to chodzi w tym mieście, jak się je poczuje to się je pokocha, A wiadomo jak to jest z miłością, nawet tą platoniczną. Zawsze się do niej wraca :) I tak było z nami :) mieszkałyśmy w VI dzielnicy więc zwiedzałyśmy spacerując, rozmawiając z mieszkańcami, który okazali się przemiłymi ludźmi, Najwspanialsza była niedziela przed naszym powrotem,którą spędziłyśmy na Montmarze, piknikująć, napawajac sie widokiem Paryża, jedząc pierwszy raz w życiu ślimaki oraz popijając wino. Niezapomniane doznanie, wspaniała przygoda. Polecam każdemu, kto poszukuje miasta równowagi . PS. z przystojnym Francuzem mam kontakt do dzisiaj, więc może i Paryż przyniósł mi miłość:)
To faktycznie mogłyśmy się minąć, bo niedzielę również spędziłyśmy na Montmatrze. Super historia! Zazdroszczę przystojnego Francuza ;)
Nigdy nie byłam w Paryżu, choć od dłuższego czasu mam to w planie. Większość opinii o tym mieście słyszałam raczej niepochlebnych – że przereklamowane, brudno, drogo, a po wyjściu z części turystycznej jest dramat.
Piknik i Sekawana – dobry pomysł:)
Przyznaję – błąkałam się tylko po części turystycznej. Jest mnóstwo miast brudniejszych niż Paryż, którymi ludzie się zachwycają, drogo dość, ale też Skandynawia na przykład o niebo droższa… myślę, że wszystko zależy od nastawienia i pomysłu na spędzenie w Paryżu czasu :)
>Paryż
>chłonąc atmosferę miasta
Ale co przekazujesz tym zdjęciem?
to samo co Ty swoimi. Paryż. Tylko kilka kroków dalej od Luwru ;)
że niby to codzienny obraz Paryża i uwieczniłeś to na swoim zdjęciu?
Uwielbiam Paryż :) Byłam już dwa razy w ciągu ostatniego roku i pojechałabym jeszcze :) Zawsze jest coś do zobaczenia w Paryżu :)
O tak!
Tak.
Teraz, to już chyba trochę inne miasto, niż chociażby rok temu ?!
Czemu? Znajoma była niedawno i wróciła zachwycona…
nie lubimy
Oj smutna pogoda :/
nie ;) byłam 3 razy i jakoś chemii nie ma między nami
To pech :)
Uwielbiam Paryż całym sercem! :)
Ja też :)
Ale fajny spacer po Paryżu sobie z Tobą zrobiłam :) Na razie wirtualny, ale za kilka tygodni będę na miejscu. Już nie mogę się doczekać, narobiłaś mi smaka :)
Mam nadzieję, że Ci się spodoba – są osoby, które wracają rozczarowane ale ja byłam zachwycona :)
a pamietasz jakie to miesca z teledysku? :)