Rejs po Canal Grande
Łódź płynie szybko. Chłodny wiatr rozwiewa włosy. Na twarzy co chwilę lądują kropelki lodowatej wody rozpryskiwanej przez stateczek. Zimno. Większość ludzi schowała się pod daszkiem. Na zewnątrz zostaliśmy tylko w kilka osób, próbując z kołyszącego się pokładu zrobić kilka ciekawych zdjęć głównej wodnej arterii Wenecji – Canal Grande.
Niestety nie mogę powiedzieć, by rejs tym największym weneckim kanałem należał do przyjemności. Być może to kwestia pogody – jest przecież luty – zimno i pochmurno.
Ale przypominam sobie moją poprzednią wycieczkę do Wenecji. Dawno temu, jeszcze za czasów aparatów analogowych, kiedy miałam w ręku tak zwaną małpkę. Było piękne lato, cudowne słońce. A i tak stateczek mknął szybko, więc nie dało się za bardzo rozkoszować widokami. Więc to chyba jednak nie tylko kwestia pogody.
Canal Grande może być ciekawy, jeśli wybierzemy się na rejs po nim gondolą. Jest ich sporo dookoła. Przejażdżka tą typową wenecką łodzią to koszt około stu euro. Płynie się wtedy powoli i można podziwiać okolicę.
Po kanale pływają też tramwaje wodne, tak zwane vaporetto, jednak wyglądają one na dość zatłoczone, więc nie wiem, czy jest to ciekawa atrakcja.
Tak czy siak, sam Canal Grande z pewnością warto zobaczyć. Jeśli nie z łodzi, to zawsze można się przejść na spacer wzdłuż kanału.
Słynie on z przepięknych fasad domów nad nim zbudowanych. Misternie zdobione, kolorowe, przyciągające wzrok.
Jednak jeśli przyjrzymy się im z bliska, to zauważymy, że wiele z nich nie jest w najlepszym stanie.
Tu kruszy się tynk, odłazi farba, tam panoszy się wilgoć, gdzieś indziej znowu jakiś dom wygląda tak, jakby za chwilę miał runąć do wody.
Słyszałam tyle razy, że do Wenecji trzeba się wybrać jak najszybciej, zanim zatonie. Podobno nie nastąpi to jednak wcale tak szybko, ale patrząc na niektóre budynki, zaczynam wierzyć, że mogą się one wkrótce zawalić, bo stoją jakby tylko na słowo honoru.
Najciekawszym jak dla mnie momentem rejsu, kiedy najbardziej żałuję, że nasz stateczek pomyka tak szybko, jest przepłynięcie pod przepięknym mostem Rialto.
Potem jednak, kiedy spacerujemy z Magdą wzdłuż Canal Grande, zauważam, że most nawet jeszcze lepiej prezentuje się nocą, kiedy jest bardzo ładnie oświetlony.
Rejs naszym szybkim stateczkiem kończy się niedaleko Placu św. Marka i Pałacu Dożów.
Czy warto? Powiem szczerze, że rejs wycieczkowym stateczkiem, który jest pełen turystów i płynie dość szybko to nie jest najlepszy pomysł. Nie można się tak naprawdę nacieszyć tym doświadczeniem. Rejs gondolą z kolei jest drogi. Tramwaje wodne – zatłoczone. Zostaje jeszcze spacer. Ale jakkolwiek to zrobimy, sam Canal Grande warto zobaczyć. A potem dobrze zgubić się w gąszczu tych małych uliczek i kanalików, bo to tam tkwi moim zdaniem urok Wenecji!
A może Wy byliście w Wenecji i macie inne wrażenia po rejsie wzdłuż Canal Grande? Zdarza się Wam rezygnować z atrakcji turystycznych ze względu na niezbyt dobre opinie, czy wolicie się sami przekonać, jak jest?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
płynęłam tramwajem wodnym – mi się podobało :)
Nie było tłoku czy mimo tłoku? ;)
Musimy kiedyś pojechać do Wenecji, ale poza sezonem turystycznym :)
Ja nie przepadam za rejsami, ale kanał wiadomo – cudny.
Ehh.. Wenecja… Byłem z 20 lat temu… najbardziej w pamięci utkwiło mi jednak to, że gołąb nawalił mi na klapka. Lewego. Pamiętam jak dziś.
to na szczęście przecież!
Przepiękne zdjęcia. Wenecję i Canal Grande oczywiście zobaczyć trzeba. Byłam tam tylko raz i to bardzo dawno, więc mam w planach powrót za jakiś czas. Myślę jednak, że na rejs się nie skuszę, gdyż nie przepadam za takimi atrakcjami – szczególnie za taką cenę, ale spacer chętnie :)
Gondola jest droga, tramwaj wodny na pewno dużo tańszy. Ale spacer też jest świetny – my za dnia popłynęłyśmy tym stateczkiem wycieczkowym, ale wieczorem poszłyśmy na spacer i mimo paskudnej pogody i kompletnego przemoknięcia bardzo nam się podobało :)
Hmm, a może trzeba było zrobić słodkie oczy do gondoliera i wtedy rejs sam na sam, nocą, byłby pewnie udany (w razie czego, gdyby za bardzo wziął sobie sytuację do serca, to i tak ręce miałby wiosłami zajęte;)
Ha ha ha :P
Nie byłem jeszcze w Wenecji, a z pewnością jest to fantastyczne doświadczenie. Szkoda, że artykuł jest pisany w tak ponurym tonie. Żałuję, że Twoje wcześniejsze wspomnienia były lepsze niż teraz i już nie dałaś rady opisać piękna Wenecji i podróży po Canal Grande, abym mógł chociaż oczami wyobraźni to zobaczyć.
Może następnym razem, gdy wybierzesz się w trochę lepszej porze roku, Wenecja znów pozytywnie Cię zaskoczy. :)
To nie jest mój ostatni artykuł o Wenecji i jeszcze pokażę jej piękno, które właśnie – moim zdaniem – tkwi niekoniecznie w głównej arterii komunikacyjnej :)
Tak to właśnie czasem z TOP atrakcjami bywa, wszyscy się jarają a okazuje się to tylko OK. Chociaż zdjęcia – mimo pogody – bardzo zacne! :)
Dziękuję :)
Podpisuję się w pełni, szczególnie pod ostatnim akapitem. Fakt, sam kanał warto zobaczyć ale szału nie ma. Za to te uliczki… bajka! Szkoda tylko, że Wenecja jest tak kiepsko dostosowana dla wózków inwalidzkich (sam na takim jeżdżę). Całe szczęście tramwaje i kilka mostów jest ok. Chcieli mnie nawet wpakować do gojdoli, ale się nie odważyłem :P
Udanych podróży tych dużych i tych małych!
Wzajemnie! :)
A mi się Wenecja nie bardzo podobała. Z dawnej świetności nic już w niej nie pozostało, teraz to tylko jakaś atrapa miasta, którą podtrzymują przy egzystencji turyści. Smutne to :(
Nawet przedwczoraj o tym pisałam na love traveling: http://travelingilove.com/smierc-w-wenecji/
Mi się podobało, ale w bocznych uliczkach :)
Eh Wenecja…niestety we Włoszech byłam tylko raz i nie dotarłam do tego magicznego miasta. Jak widać, po Waszych zdjęciach nie trzeba mieć idealnej pogody, by móc się cieszyć pięknem tego miejsca!
Deszcz trochę przeszkadzał w robieniu zdjęć, ale jakoś dałam radę ;)
Ewo, na pocieszenie powiem, że płynąłem wspomnianym tramwajem wodnym. Skakanie z burty na burtę nie należało do przyjemności. Przyznam, że udało Ci się zrobić niezłe foty podczas tych niedogodności. Następnym razem wybiorę wycieczkowca ;)
A ja gondolę :D
Ilekroć widzę zdjęcia z Wenecji, zastanawiam się jak można tam żyć, w takiej wilgoci, w budynkach do 1/4 zanurzonych w wodzie. Wszechobecny grzyb, czy jakoś sobie z tym radzą?
Nie wiem, z punktu widzenia turysty tego się nie zauważa :)
Dopiero skończyłam czytać “Inferno” Dana Browna (grafomaństwo totalne, ale idealne na czas urlopu). Teraz patrząc na zdjęcia Wenecji, podobnie jak bohaterowie Browna, doszukuję się oznak międzynarodowego spisku. :D
A tak zupełnie serio, ilekroć słyszę o Wenecji, mam poczucie, że jest to nieco przereklamowane miejsce, a wszędobylski tłum zupełnie mnie odrzuca.
Mi zupełnie te tłumy w czasie karnawału nie przeszkadzały. Ciężko świętować karnawał w pustym mieście :D