Rendez-vous z kaszalotem
Glenn urodził się jako jedynak gdzieś w ciepłych tropikalnych wodach oceanicznych, prawdopodobnie w okolicach Azorów, mierząc mniej więcej cztery metry długości. Przez lata beztrosko pływał w pobliżu niej, aż wreszcie, kiedy skończył piętnaście lat, przyszedł czas, by wypłynąć spod matczynych płetw i znaleźć sobie dziewczynę. Ideał piękna wśród kaszalotów jest jednak nieco inny niż u ludzi – tam im grubszy, tym przystojniejszy. Glenn poczuł więc, że musi popłynąć gdzieś, gdzie będzie mógł się najeść tak, że po powrocie żadna kaszalotka mu nie odmówi. W ten sposób natura pchnęła Glenna na północ, ku wybrzeżom Norwegii.
Na pokładzie wypływającej z portu w Stø łodzi Blasius II znajduje się sześćdziesiąt osób. Większość z nich to pasażerowie, tak jak ja, ale towarzyszy nam też przewodniczka Senia i pomagające jej w wypatrywaniu wielorybów koleżanki, a także sternik oraz sam właściciel łodzi – Bjørn. Płyniemy na północ wzdłuż wyspy Andøya aż do podwodnego kanionu Bleik – głębiny, w której w okresie letnim żerują kaszaloty spermacetowe. Ich obserwacja to nasz plan na dziś!
Arctic Whale Tours, firmę organizującą rejsy w poszukiwaniu wielorybów, znam dobrze z ubiegłorocznej wizyty w Tromsø, gdzie znajduje się jej zimowa baza. Latem łódź wypływa w morze w okolicach wysp Vesterålen. O tym, że przykłada się tu dużą wagę do odpowiedzialnego obcowania z morskimi ssakami, mogłam się już przekonać. I nie chodzi tylko o to, że w biurze wisi cały szereg plakatów, informujących o przestrzeganiu odpowiednich zasad podczas rejsu w pobliżu wielorybów. Wiem, bo widziałam, że firma stosuje w praktyce to, co deklaruje.
Ze Stø do kanionu Bleik płynie się około dwóch godzin. Większość pasażerów chowa się w tym czasie pod pokładem, racząc się gorącą herbatą, kawą lub czekoladą. Ja postanawiam jednak zostać na zewnątrz, obserwując przerzedzające się chmury, latające nisko nad pofalowaną powierzchnią wody mewy czy wynurzające się od czasu do czasu spod wody płetwy morświnów.
Kiedy Blasius II wreszcie trochę zwalnia po dwóch godzinach rejsu, na dziobie pojawia się nasza przewodniczka Senia, dzierżąc w dłoni… pluszowego kaszalota. Za pomocą zabawki pokazuje nam, jak zachowują się te wieloryby, jednocześnie co nieco nam o nich opowiadając.
Kaszaloty nie są łatwe do wypatrzenia, gdyż unoszą się przez kilkanaście minut na powierzchni wody niczym wielkie kłody, od czasu do czasu wyrzucając w powietrze fontannę oddechu. Kiedy ich ciała zaczynają falować, znaczy to, że za chwilę zanurkują, by żerować na głębokości kilkuset metrów. Można wówczas zobaczyć ogon kaszalota, a następnie trzeba czekać, aż zwierzę wynurzy się ponownie. Na pokładzie Blasius II nie ma zamontowanego sonaru czy innych sprzętów, które mogłyby zakłócać spokój podwodnego świata. Musimy więc polegać na oczach naszych i załogi oraz na hydrofonie.
Hydrofon jest po prostu podwodnym mikrofonem. Gdy dopływamy w okolice kanionu, zostaje on włączony wraz z głośnikiem, tak że i my możemy usłyszeć, co dzieje się pod wodą. Silnik chodzi na tak wolnych obrotach, że niczego nie zagłusza. Chciałabym tu zabłysnąć i powiedzieć, że rozpoznaję różne podwodne dźwięki, ale prawda jest taka, że dla niedoświadczonego ucha nic one nie znaczą. Senia wyjaśnia, że nurkując, kaszaloty wydają charakterystyczne odgłosy podobne do klikania, które wprawne ucho jest w stanie wychwycić, co pomaga zlokalizować zwierzę. Dźwięki te najprawdopodobniej służą kaszalotom do lokalizowania podwodnych obiektów na głębokościach, gdzie nie dociera światło słoneczne. Są one w stanie wyczuć odbite od innych zwierząt czy przedmiotów fale dźwiękowe, a dzięki temu słuch zastępuje im wzrok.
Blasius II kołysze się na morskich falach, a my rozglądamy się dookoła. Hydrofon szumi i popiskuje w tle. Na horyzoncie widać łódź podobnej firmy, organizującej rejsy z miejscowości Andenes. Zauważamy, że pasażerowie czemuś się przyglądają – zapewne wypatrzyli wieloryba. W pewnym momencie także silnik naszej łodzi ożywa, by popłynąć kawałek dalej, w kierunku, w którym od czasu do czasu można dostrzec strzelającą w powietrze fontannę. Wieloryb jednak nurkuje zanim zdążymy do niego podpłynąć. Obserwacja waleni wymaga cierpliwości, bo nie zawsze można je zobaczyć od razu. Należy też pamiętać, że to my jesteśmy gośćmi na morzu. Pewnie gdybyśmy płynęli szybciej, zobaczylibyśmy kaszalota, ale wiązałoby się to ze stresem dla zwierzęcia, dlatego tym razem odpuszczamy.
– Nie ten, to inny – pociesza nas Senia. W głębinie, nad którą się unosimy, nurkuje ich prawdopodobnie kilka. Trzeba je tylko znaleźć. W Norwegii obserwuje się wyłącznie samce i z reguły tylko latem, kiedy przypływają w te okolice, by żerować na gigantycznych kałamarnicach, żyjących w tutejszych wodach. Samice w tym czasie zostają w ciepłych wodach wokół Azorów czy Karaibów. Pod koniec lata utuczone samce wrócą na południe, by rozpocząć okres godowy. Powtarzają to co roku, aż osiągną wiek około czterdziestu lat, kiedy nie mają już dość sił, by wrócić na południe.
Wreszcie i nam udaje się dostrzec unoszącego się niezbyt daleko na wodzie kaszalota. Powoli podpływamy do zwierzęcia, cały czas trzymając się trochę z boku. Na grzbiecie, tuż przed płetwą tłuszczową, wieloryb ma charakterystyczną białą plamę. To dzięki niej Senia rozpoznaje Glenna. Przewodnicy są w stanie odróżnić od siebie poszczególne osobniki właśnie po takich plamach, a czasem nawet po kształcie płetw. Tym najczęściej spotykanym nadają imiona.
Glenn leniwie pływa na powierzchni, co jakiś czas wydychając powietrze tak gwałtownie, że tworzy się charakterystyczne fontanna. Obserwujemy jak jego ogromne cielsko delikatnie unosi się i opada w rytm morskich fal. Samce kaszalotów dorastają do dwudziestu metrów, a ich ciała mogą ważyć nawet do siedemdziesięciu pięciu ton. Zwierzęta te są największymi żyjącymi obecnie mięsożercami. Gustują w mięczakach, takich jak kałamarnice i ośmiornice. By je schwytać, nurkują, a do zanurzenia przygotowują się, wykonując faliste ruchy. Gdy zlokalizowana na grzbiecie płetwa tłuszczowa wybrzusza się coraz bardziej, wiadomo, że za chwilę zwierzę zniknie pod wodą, machając na pożegnanie ogonem.
Kiedy Glenn zanurza się, mamy około dwudziestu minut przerwy. Doświadczeni przewodnicy są w stanie w przybliżeniu określić długość nurkowania, obserwując, ile wdechów wzięło zwierzę przed zniknięciem pod wodą. I rzeczywiście po niecałych dwóch kwadransach możemy znowu obserwować Glenna unoszącego się na powierzchni. Oprócz najczęściej spotykanych latem w okolicach Vesterålen kaszalotów spermacetowych, można tu czasem spotkać grindwale, płetwale karłowate czy finwale, a mając ogromne szczęście – także humbaki. My mamy szczęścia tyle, że wystarcza na kaszalota i kilka widocznych z bardzo daleka morświnów zwyczajnych. Kiedy obserwowany przez nas Glenn nurkuje ponownie, załoga stwierdza, że czas wracać.
Ponieważ czekają nas dwie godziny rejsu, wszyscy pasażerowie zostają zaproszeni pod pokład, gdzie załoga serwuje nam przepyszną i pożywną gorącą zupę rybną. Niestety, pierwszy raz od dłuższego czasu dopada mnie choroba morska, więc jestem w stanie zjeść zaledwie pół porcji, zanim pojawi się konieczność wyjścia na pokład, gdzie spędzam resztę rejsu.
Po jakimś czasie dołączają do mnie kolejni ludzie, niekoniecznie ze względu na podobne do moich problemy, lecz dlatego, że zbliżamy się do wyspy Anda. Całe piętnaście hektarów jej powierzchni chronione jest w ramach rezerwatu naturalnego, który jest domem dla maskonurów, mew trójpalczastych i srebrzystych, alek zwyczajnych, kormoranów czubatych oraz nurników zwyczajnych. Całe to ptactwo możemy obserwować, opływając wyspę dookoła. Dawniej żyły tu też foki, ale według słów Bjørna w ubiegłym sezonie wszystkie padły ofiarą orek.
Kiedy wracamy do portu, na lądzie spotykamy Lauriego – najbardziej doświadczonego przewodnika, z którym pływałam ubiegłej zimy. O wielorybach może on opowiadać bez końca. Wspominamy chwilę starego kaszalota, którego widzieliśmy rok temu. Lauri zaskakuje nas, mówiąc, że jeśli chcemy zobaczyć cielsko nieżywego wieloryba, to powinnyśmy jechać do Nyksund gdyż tam właśnie, nieopodal skał, przy drodze do wioski unosi się martwy od około czterech tygodni kaszalot. Nie jesteśmy przekonane, by jechać tam specjalnie dla takich widoków, ale mogę zrozumieć poruszenie Lauriego. Natura nie zawsze jest piękna i pachnąca, zawsze jest jednak pasjonująca, a każdy rejs czy wyprawa, by podglądać dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisku, dostarcza ekscytujących wrażeń!
Na wycieczkę Whale Safari in Stø wybrałam się po raz kolejny na zaproszenie firmy Arctic Whale Tours, która organizuje tego typu rejsy zarówno latem (ze Stø na wyspach Vesterålen), jak i zimą (z położonego bardziej na północ Tromsø). Tym, co przekonało mnie najbardziej do skorzystania ponownie z usług tej firmy był profesjonalizm, pasja i dbałość o środowisko, które obserwowałam ubiegłej zimy!
- Walutą Norwegii jest korona norweska (NOK). Kurs wymiany wynosi 1 PLN = 2,22 NOK, 1 NOK = 0,45 PLN.
- Rejs w poszukiwaniu wielorybów, organizowany przez Arctic Whale Tours kosztuje 1200 koron od osoby.
- W cenę rejsu wliczona jest kawa, herbata, gorąca czekolada i ciastka bez ograniczeń, a także talerz pożywnej zupy rybnej.
- Rejs zaczyna się i kończy przy nabrzeżu w Stø. Można tam dojechać samochodem. Ze znalezieniem miejsca parkingowego nie ma problemu.
- Rejs trwa kilka godzin. Należy zabrać ciepłe ubranie, rękawiczki, czapkę i wygodne buty. Nawet latem na północy Norwegii może być chłodno, a na wodzie dodatkowo może dokuczać zimny wiatr.
- W Stø znajduje się kemping Stø Bobilcamp, jednak nie zdecydowałyśmy się na nocowanie tam ze względu na to, że w tym czasie akurat mieli awarię wody. Nocowałyśmy w położonej nieco na południe miejscowości Myre, na spokojnym kempingu Oppmyre, gdzie za noc w namiocie zapłaciłyśmy 220 koron. W cenie prysznice z ciepłą wodą, dostęp do doskonale wyposażonej kuchni i pokoju wypoczynkowego oraz nieźle działające wifi. To jeden z najlepszych kempingów na całej naszej trasie!
- Dla osób, które nie lubią spać w namiotach, na wyspach Vesterålen dostępne są też opcje wynajmu niewielkich chatek czy pokoi w hotelach. W sezonie warto jednak rezerwować je z wyprzedzeniem, bo jest na nie spory popyt. Kliknij tutaj, by sprawdzić oferty i zarezerwować nocleg.
- Jeśli potrzebujesz więcej wskazówek, na blogu znajdziesz cały artykuł poświęcony informacjom praktycznym dotyczącym podróżowania samochodem po Norwegii i różnych atrakcji turystycznych.
Lubicie obserwować dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisku? Mieliście kiedykolwiek okazję zobaczyć wieloryba albo inne duże morskie ssaki?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Obserwowałam humbaki będąc na Islandii :)
Mnie to ominęło! :) jak wrażenia?
Super! Wrażenie niezapomniane, to były 2 młode humbaki i wyraźnie chciały się zaprezentować obserwatorom i fotoreporterom:-)
Pozytywnie zazdroszczę :)
Kaszalot w oddali ?
a delfiny pływały wesoło przy łodzi ?
Już się przestraszyłam, że to zupa z Glena ? Poczytałabym więcej o jego przygodach, bo fajnie się zaczęło ? Nie zmarzłaś na tej łódce?
Nie zmarzłam! Akurat tego dnia oparzyłam sobie dłoń gorącą herbatą i specjalnie stałam na zewnątrz, żeby mi ręka się schłodziła. W środku było dla niej za gorąco :)
Zwierzęta! Właśnie ich szukam w podróżach :). Z chęcią wybrałabym się na taki rejs, choć ten, który odbyłam w Islandii należał do jednego z najbardziej traumatycznych przeżyć w podróży. Nie udało się zobaczyć płetwala błękitnego o jakim marzyłam, ale za to widziałam kawałek humbaka i delfiny z białym grzbietem. Stworzyłaś ciekawą opowieść :)
Niestety, tak to bywa z dzikimi zwierzętami, że nie ma żadnej gwarancji, co i kiedy się zobaczy. Ja przy poprzednim rejsie, w Tromso, spodziewałam się orek, a zobaczyłam kaszalota :)
Tak. Na Islandii. Humbaki
Ja miałam do wyboru wieloryby lub maskonury i wybrałam te drugie…
Daleko niedaleko nam przyfarciło bo na jednej wycieczce widziałyśmy i humbaki i delfiny i maskonury ??
Aaaaaaaa bossssko! :D
Polecam zachodnią część Teneryfy ☺️ mnóstwo takich mniejszych wielorybów i różnych gatunków delfinów które tam właśnie polują na kałamarnice czy coś takiego ☺️ wrażenia fantastyczne ☺️
Super, ja na Teneryfie widziałam tylko delfiny :)
Daleko niedaleko to trzeba jechać ponownie ☺️ tylko zatrzymać się przy klifach Los Gigantes ☺️ super widoki i tam jest dużo zwierząt morskich, podobno tam jest rów podwodny, stąd dużo kałamarnic i delfiny oraz wieloryby mają tam miejsce polowań :)
Właśnie przy Gigantach widziałam delfiny :)
Wybieram się w Taką podróż ;) choć moim zimowym celem jest jednak zorza :)
Zaplanuj sobie coś jeszcze, bo zorza bywa kapryśna i jesli nastawisz się tylko na nią, to możesz się frustrować, jak sie nie pokaże ;)
Ogladalam wieloryby i delfiny na islandii i Florydzie..
Fajnie! Na Florydzie jeszcze nie byłam :)
Wyczerpujący tekst! Serio. :) Marzy mi się taka przygoda, ale wiem, że od początku źle bym się czuła. Bardzo mocno tam telepie na tych wodach?
W drodze powrotnej trochę telepało. Nie byłam w stanie zjeść całej porcji swojej zupy :D
fajne miejsce, chociaż jak znam siebie – pewnie bardziej zapamiętałbym widoki na góry, niż wieloryby :-D po prostu tak mam. Bardzo było zimno?
Nawet nie! A dla zmarźluchów – pod pokładem to w ogóle cieplutko. Ja wolałam być na zewnątrz, bo tego ranka oparzyłam dłoń i mniej bolała, jak była wystawiona na zimno :)
Bardzo cieszy to, ze piszesz o tym by zwracać uwagę na to czy ekipa organizująca takie wyjazdu dba w ich trakcie przede wszystkim o dobro tych zwierząt. Bardzo chętnie wybrałabym się na spotkanie wielorybami :) choć moja choroba morska mogłaby się tez odezwać…
Można się ratować tabletkami – zresztą obsługa nam takie proponowała. Żałowałam potem trochę, że nie skorzystałam :)
Ale były dla was łaskawe! :) Móc obserwować naturę z tak bliska to zaszczyt <3
Ogromny!
Byłem na podobnym rejsie i muszę powiedzieć, że obserwowanie piękna natury z bliska to wspaniała rzecz!
Też w Norwegii?