Reykjavik – spacery po Zadymionej Zatoce
Co z tego, że żyje tu jedna trzecia mieszkańców całego kraju? Stolica Islandii nie ma nic z wielkomiejskiej atmosfery. Równie dobrze mogłaby być prowincjonalnym miasteczkiem gdzieś na środku niczego. Centrum miasta pełne jest niewysokich budynków z elewacjami obłożonymi tradycyjną w tych stronach blachą falistą pomalowaną na różne spokojne kolory: bordo, granat, zieleń czy beż. Nie brakuje tu też przestrzeni, dzięki czemu Reykjavik sprawia wrażenie pełnego świeżości. To zresztą prawda, nie ma tu duszących zanieczyszczeń, oddychamy mroźnym, ale czystym powietrzem. Stolica jest na tyle mała, że wszędzie można dojść na piechotę.
Autobus z lotniska przywozi nas na główny dworzec miasta, BSI, wyglądający, jakby znajdował się dopiero na przedmieściach. A przecież stąd już niedaleko do centrum, dlatego decydujemy się iść na spacer do miejsca, które przez najbliższy tydzień ma być naszym islandzkim domem. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że naszych gospodarzy nie ma, a mimo to drzwi są otwarte. Krótki telefon wyjaśnia, że mamy wejść i się rozgościć. To w Reykjaviku nic niezwykłego, przestępczość na Islandii jest tak niska, że ludziom w ogóle nie przychodzi do głowy zamykać domów na klucz.
Mieszkamy niedaleko kościoła Hallgrímskirkja, będącego jednym z symboli miasta. Ukończona w 1986 roku świątynia jest drugim najwyższym budynkiem na wyspie i przypomina wyglądem charakterystyczne dla wulkanicznego krajobrazu Islandii bazaltowe kolumny. Potężny i oszałamiający z zewnątrz, w środku został bardzo skromnie wyposażony.
Do Hallgrímskirkja wybieramy się już pierwszego dnia po południu, by rzucić okiem na świątynię z zewnątrz, ale też by spotkać się tam z naszą gospodynią. Wysoki kościół jest doskonałym punktem orientacyjnym, gdyż widać go z prawie każdego punktu w mieście. Do środka zaglądamy dopiero pod koniec pobytu. Wnętrze uderza surowością, ale nie przychodzimy tu oglądać wyposażenia. Tym, co szczególnie przyciąga do tego miejsca jest możliwość wjechania na dzwonnicę, z genialnym panoramicznym widokiem na całe miasto. Doskonale stad widać, jak Reykjavik rozlewa się nad brzegiem morza i jego charakterystyczną niską zabudowę. Nie chce mi się wierzyć, że oto mam przed sobą największe miasto Islandii.
Nad brzegiem morza po prawej stronie w krajobrazie dominuje nieco ciemniejsza od innych sylwetka nowoczesnego budynku opery – Harpa. Szklany budynek z bliska przypomina plaster miodu. W te okolice, nad morze, kierujemy nasze pierwsze kroki po rozpakowaniu się w pustym mieszkaniu.
Nie odstrasza nas zupełnie przenikliwy mróz panujący na zewnątrz i jeszcze zimniejszy wiatr wiejący znad zatoki. Za naszymi plecami mamy miasto, przed nami rozciągają się ośnieżone wzniesienia, a pomiędzy nami i nimi – woda o głęboko granatowej barwie.
Po minięciu budynku opery docieramy do portu pełnego z jednej strony kutrów rybackich, a z drugiej – statków wycieczkowych zabierających chętnych turystów w rejsy połączone z wypatrywaniem wielorybów lub maskonurów. Sezon na dobre jeszcze się nie rozpoczął, więc tylko nieliczne agencje turystyczne są otwarte. W porcie cumuje również statek straży przybrzeżnej Óðinn, który brał udział we wszystkich trzech tzw. wojnach dorszowych w latach 1961-76, czyli konfliktach pomiędzy Islandią a Wielką Brytanią o prawa do połowów na północnym Atlantyku. W porcie i jego okolicy znajduje się tez kilka knajpek, które niestety odstraszają cenami posiłków.
Mimo że nie przepadam za muzeami, jest w Reykjaviku jedno, które postanawiam odwiedzić – Muzeum Penisów. Z opisu znalezionego jeszcze przed przyjazdem na Islandię dowiaduję się, że zgromadzono tu męskie narządy rozrodcze wszystkich ssaków zamieszkujących wyspę i jej okolice. Ma też być urządzone od strony naukowej, a nie seksualno-rozrywkowej.
Niestety okazuje się, że to ciekawie zapowiadające się muzeum jest moim jedynym islandzkim rozczarowaniem. Mieści się ono w niewielkim pawilonie, który ciężko odróżnić od zwykłego sklepu z pamiątkami, jakich pełno przy ulicach w centrum miasta. W środku wita mnie gburowaty kasjer, a dalej grupki młodych ludzi głupkowato podśmiewających się na widok penisów, które wyeksponowano w pojemnikach z formaliną. Wiele z nich posiada wyłącznie tabliczki mówiące, jaki ssak był posiadaczem danego narządu. Brakuje mi większej ilości informacji i ciekawostek. Gdyby nie wcześniejsze informacje z internetu pewnie przeoczyłabym najmniejszy muzealny okaz – chomiczy penis o długości dwóch milimetrów. W dodatku zwiedzający koncentrują się na obrazkach przedstawiających męskie przyrodzenie w najróżniejszych, często dwuznacznych sytuacjach, jakby to była najciekawsza część wystawy.
Poza tym jednym rozczarowaniem cały pobyt w Reykjaviku jest bardzo przyjemnym i pozytywnym doświadczeniem. Fantastycznym pomysłem na poznanie miasta jest dwugodzinny spacer w towarzystwie Marteinna, absolwenta historii, ktory organizuje darmowe przechadzki po mieście licząc jedynie na napiwki po zakończonej wycieczce. Wkłada w to mnóstwo serca, tryska humorem i naprawdę potrafi zainteresować tym, co opowiada. Czyni to spacer bardzo przyjemnym, a jednocześnie bardzo pouczającym. Daty i godziny przechadzek można znaleźć na jego stronie citywalk.is.
historia Reykjaviku sięga 870 roku naszej ery, kiedy pierwszą osadę na wyspie założył wiking Ingólfur Arnarson. Według podań po dopłynięciu do Islandii wrzucił on do wody dwa drewniane filary, które zazwyczaj stoją przy tronie władcy i zdecydował, że osiedli się w miejscu, w którym dobiją one do brzegu. Dlatego też na głównym placu Reykjaviku stoją dzisiaj dwie imitacje drewnianych bali, z których unosi się dym.
Od tego dymu bierze się bowiem nazwa miasta, która oznacza zadymioną zatokę. Chodzi tutaj o opary unoszące się z gorących źródeł bijących w pobliżu miasta.
Marteinn okazuje nam również słynny kiosk z hot-dogami, którymi posilał się sam Bill Clinton. Zaglądamy tu później skosztować tej pyszności, ale pylsur jak się tutaj mówi na hot-doga, niczym szczególnym się nie wyróżnia. Owszem, jest smaczny, lecz zupełnie nie rozumiemy skąd ta sława akurat tych konkretnych parówek. Mówi się, że za ich smak odpowiada sekretna mieszanka różnych rodzajów mięsa. Jak to z parówkami bywa, wolę jednak nie wiedzieć co jest w środku ;) Dużym plusem hot-dogów z Bæjarins Beztu Pylsur jest za to ich w miarę jak na warunki islandzkie) przystępna cena.
Ostatniego dnia islandzkiej wycieczki wybieramy się do Perlanu, o którym mówi się, że rozciąga się stamtąd najładniejszy widok na miasto. Perlan to tak naprawdę rezerwuar gorącej wody dla Reykjaviku, składający się z czterech ogromnych, cylindrycznych zbiorników i kopuły, w której urządzono restaurację, umieszczono kilka sklepów i – co najważniejsze – stworzono taras, z którego można przyglądać się miastu.
Faktycznie z Perlanu widać nieco więcej, niż z wieży Hallgrímskirkja – przede wszystkim widać samą sylwetkę kościoła dominującą nad miastem. Po drugiej stronie w oczy rzuca się niewielkie lokalne lotnisko – loty międzynarodowe obsługuje bowiem port lotniczy w Keflaviku. Mimo wszystko bardziej podoba mi się widok ze świątyni, ale sam spacer na wzgórze Öskjuhlíð to przyjemność, więc warto wybrać się tu na przechadzkę.
Nie oszukam nikogo, jeśli powiem, że Reykjavik staje się jedną z moich ulubionych stolic w Europie. Przyjaźni ludzie, przestrzeń i miła atmosfera sprawiają, że aż chce się tam być. Miasto ma w sobie to magiczne coś.
Jak podoba się Wam Reykjavik? Która europejska stolica jest Waszą ulubioną? Dlaczego?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Świetne miasto, odwiedziliśmy wszystkie miejsca o których piszesz. Mieliśmy pecha do pogody mimo iż byliśmy w lecie, dwa dni lało. Pomysł z przechadzką z Marteinnem bardzo dobry :)
A u nas maj zaskoczył nas piękną pogodą. Było mroźno jak diabli ale prawie cały czas słonecznie :)
Reykjavik :)
Przeczytałem fragment o muzeum penisa, zjechałem na dół i zobaczyłem zdjęcia hot doga. Wróciłem z powrotem na górę strony. Przypomniało mi to Festiwal Penisa, który jest w Japonii. Napisaliście że ceny posiłków was odstraszyły. To znaczy ile co kosztowało?
Napisałam (jestem jedyną autorką bloga ;) ), że odstraszyły, bo oscylowały w okolicach co najmniej 2500-3000 koron za danie główne (a do tego doliczyć trzeba jeszcze jakiekolwiek picie chociaż), czyli mniej więcej 70-85 zł minimum. Cała rozpiska cenowa w poście praktycznym: https://www.dalekoniedaleko.pl/garsc-informacji-praktycznych-o-islandii/
Coś czuję, że to będzie moja ulubiona stolica:) Być może dlatego, że wydaje się calkiem inna niż pozostałe.
O Muzeum Penisów zawsze słyszalam pochlebne opinię, więc chętnie:) Jestem ciekawa ceny tych, słynnych hot-dogów;)
Dla mnie to było jedyne rozczarowanie w Reykjaviku, to muzeum ;) Hotdog kosztował 400 koron islandzkich (wtedy ok. 11 złotych)
Jaka piekna pogoda! Nigdy sie nie zastanawialam nad ulubiona stolica, ale raczej to nie Rejkyavik, bo jest zbyt maly jak na stolice, Stolica musi byc duza, musi byc czuc w niej wielkomiejskosc ;) Reykjavikowi uroku odmowic nie mozna jednak.
To prawda, miałam ogromne szczęście do pogody :) Chociaż było straaaasznie zimno i wiało :)
Zdecydowanie robi wrażenie! Te kolorowe dachy wyglądają jak z opowieści o krasnoludkach, a opera stanowi ciekawy dysonans architektoniczny. Jednym słowem miasto bardzo ładne! Dobrze, że wspomniałaś o muzeum, bo pewnie bym się skusiła reklamą, a faktycznie wygląda dość nieapetycznie ;)
Dzięki! Wiesz, jak jestem zachwycona to o tym napiszę, ale jeśli mnie coś rozczarowuje to też wolę to powiedzieć. Chociaż widziałam, że innym się to muzeum podobało… pewnie trzeba sobie zawsze swoje zdanie wyrobić :)
To może jednak pójdę ;) Ale jednak “rzeczy” w formalinie mnie nie kręcą. Takie miasta mam na liście krótkich wypadów. Najlepiej lotów kontynentalnych przez. Ale chyba przez Reykjavik nic nie lata? Orientujesz się?
Z tego co słyszałam da się zrobić stopover w Reykjaviku podczas podróży do USA, ale nie orientowałam się, jakimi liniami ;)
o patrz, a raptem parę dni temu stwierdziłam, że wróciłabym do Reykjaviku, bo w sumie tam przyjemnie, a czuję, że nie dałam stolicy wystarczającej szansy! A przez Ciebie jeszcze bardziej chciałabym teraz pojechać. Tylko jakoś biletów w dobrej cenie nie widać :/
Ty nie do Reykjaviku biletów szukaj tylko na Zanzibar :P
Chyba Warszawa jest moją ulubioną – im rzadziej do niej wracam, tym bardziej ;)
Warszawa w ogóle by mi nie przyszła do głowy. Lubię ją ale nie umiem jej traktować “turystycznie” :)
Reykjavik raczej nam się nie podobał ;) A ulubiona to chyba Sarajewo :)
Dlaczego nie? :)
Ja tam lubię Reykjavik, wszyscy psioczą na to miasto a ja uważam, że ma swój urok. Polecam Longyearbyen, tam dopiero można popsioczyć, że mała mieścina! ;)
Ale psiocza, że małe? Taki ma urok! :)
O nie, o ile Islandia jako krajobraz podoba mi się niezmiernie, to to miasto absolutnie nie wpisuje się w moje gusta ;)
Czemu? :)
Ten budynek wygląda, jak statek kosmiczny z Lego. :D A co do stolic… Kilka się znajdzie: Paryż, Rzym, Londyn, Madryt, Wiedeń…
Paryż, Londyn tak! Rzym, Madryt nie wiem, ale Wiednia nie lubię :)
Praga!!! ale gdybym teraz wróciła do Reykjaviku pewnie też dość wysoko by się znalazł
Fajne miejsce, przynajmniej można wszędzie dojść na pieszkam ;)
Nie wiedziałam, skąd pochodzi nazwa. Myślę, że takie poznawanie miasta z lokalsami jest najlepsze – z tymi, którzy mają wiedzę i chęć, by się nią dzielić. Nie byliśmy jeszcze. Ze zdjęć wygląda na kolorowe miasto pośród surowych i minimalistycznych krajobrazów. Cały czas się zbieramy i też jesteśmy ciekawi wrażeń. Czasem zachwycamy się miastami, które na nikim specjalnie nie robią wrażenia :)
Bardzo polecam, chociaż wielu osobom nie do końca się podoba to moim zdaniem jednak warto. No i całą Islandię też :)
Lubię bardzo, mimo że nie ma tam typowych turystycznych atrakcji …. w sumie to właśnie dlatego! A jak do tego dodać super puby, świetnych wyluzowanych, odjechanych ludzi. Ach wróciłabym tam
Oj, ja też! :)
Taka większa wioska ta stolicą, ale wygląda klimatycznie :D
Bardzo klimatyczna wioska :D
A ja się rozczarowałem tym miastem… jakoś kompletnie do mnie nie przemawia. Może dlatego, że spędziliśmy więcej czasu w Akureyri (stolicy północy). To małe miasteczko, ale jakoś bardziej mnie przekonało. Jeżeli miał bym zamieszkać na Islandii, to Reykjavik omijał bym szerokim łukiem ;)
Ja tam na północ nie dotarłam… ale ciekawe jest, jak jedno i to samo miasto odbierają różne osoby! nie spodziewałam się, że tylu ludziom nie przypadnie Reykjavik do gustu :)
Oj kuszą wszyscy tą Islandią, kuszą…. :)
A co do moich ulubionych stolic: niezmiennie jestem wierna dwóm: austriacki Wiedeń i włoski Rzym to moje miłości i tak chyba pozostanie :).
Wiedeń mnie jakoś nie zachwycił, bardziej przytłoczył. A Rzym… muszę odwiedzić ponownie, bo dawno już tam byłam :)
Jak dla mnie ładne miasto, ale faworyrtem jest Berlin :P
Kurcze te kolory, każdy dom inny. A pooddychać mroźnym powietrzem to chętnie bym zrobił. Robi dobrze!
Też mi sie podobają te domy bardzo :)
Reykjavik wygląda niesamowicie klimatycznie, sam bardzo chętnie bym się tam wybrał :) Mam pytanie – czy w mieście nie jest trudno o nocleg? Jak wygląda sytuacja cenowa, jeżeli chodzi o hotele i hostele?
Jest trudno i dość drogo ale dla chcącego nic trudnego – zapraszam do info praktycznego :)
https://www.dalekoniedaleko.pl/garsc-informacji-praktycznych-o-gruzji/
Bardzo bym chciała pozwiedzać Islandię, podobno piękny kraj, może we wrześniu mi się uda spełnić to marzenie
Powodzenia :)
Mam nadzieję, że w końcu w 2017r. zobaczę te kolorowe domki;)
Powodzenia!
Nieważne, że jest małe i nisko zabudowane, te widoki przyrody wynagradzają wszystko. A co do samego Reykjaviku warto się do niego wybrać na początku listopada i odwiedzić festiwal muzyczny Iceland Airwaves. Nigdy nie zapomnę tańca w gorących źródłach z widokiem na góry.
Taniec w gorących źródłach? Brzmi intrygująco :D
hej;) ile czasu spędziłaś w tym mieście?
W sumie tydzień, ale kilka dni przeznaczyłam na wycieczki po okolicy :)
haje byłem w rejkjaviku 6 miesięcy w 2015 roku jest tam zimno ale naprawdę warto niestety musiałem wracać do kraju ale miałem okazję przeżyć szereg fantastycznych imprez koncertów oraz wiele innych wydarzeń kulturalnych np islandzkie święto narodowe, pokaz kuchni wraz z degustacją,osobiście suszona ryba mi nie smakuje ale zielono-brązowe jajka na targu przy harpie już tak trzeba też mieć na uwadze abstynencję alkoholową panującą w niektórych sklepach pozdrawiam i polecam.
Fajnie jest tak gdzieś pomieszkać na dłużej, niż tylko odwiedzać w czasie podróży, od razu inaczej się widzi to miejsce!
A od maja 2017 można tam latać z Wrocławia! :)
Fajnie! :)
Rejkiawik jest niesamowity, chętnie wróciłabym tam jeszcze raz.