Spotkanie z wielką piątką Afryki w Masai Mara
Zebry, żyrafy, antylopy, hipopotamy, może uda się też lwa… – wymieniam jednym tchem kiedy Duncan, nasz przewodnik i jednocześnie kierowca pyta, jakie zwierzęta chcielibyśmy zobaczyć w rezerwacie Masai Mara. Jest popołudnie, niedawno przylecieliśmy do parku, a mnie już ciągnie na safari. To nie zoo, nie zawsze można spotkać takie zwierzę, jakie się chce, – odpowiada Duncan. – Ale postaramy się poszukać – dodaje z rozbrajającym uśmiechem. Wtedy jeszcze nie wiem, że planuje pokazać nam tzw. wielką piątkę Afryki – pięć zwierząt uważanych w dawnych czasach przez myśliwych za najniebezpieczniejsze i najtrudniejsze do upolowania. I że uda nam się to zrobić w jedno popołudnie, a następnego dnia spotkamy ponownie cztery z nich! Ruszamy do rezerwatu Masai Mara…
Spotkania z wielką piątką wcale nie zaczynają się po przekroczeniu tej bramy. Zwierzęta nie rozpoznają granic rezerwatu, a ten nie jest ogrodzony. Pierwszego bawoła afrykańskiego napotykamy więc już jadąc do naszego campu z lądowiska. Siedzi, jakby znudzony, w wysokiej trawie i przygląda się temu, co dzieje się dookoła. Wydaje się być zupełnie niegroźną, przerośniętą krową ze śmiesznie zawiniętymi rogami. Pozory jednak mylą.
Bawół, którego coś zirytuje, potrafi być niesamowicie niebezpieczny. Czując się zagrożony nie będzie uciekał, ale sam zaatakuje. Potrafi pogonić nawet lwa, dlatego król zwierząt bardzo rzadko na niego poluje, a jeśli już się na to zdecyduje, to prawie pewne jest, że walkę przegra! Człowieka bawół nie boi się zupełnie – lepiej nie zbliżać się za bardzo. Bawoły żyją w stadach, a największe z tych stad można znaleźć właśnie w Masai Mara. Stare samce bawołów czasem opuszczają stado i żyją samotnie – te potrafią być bardzo groźne.
Jeep podskakuje na wyboistej drodze, a Duncan rozmawia przez radio. Kierowcy przekazują sobie informacje o napotkanych zwierzętach, żeby więcej turystów miało okazję je zobaczyć. Spieszymy się, choć nie wiem jeszcze do czego, ale kiedy przy drodze zauważamy kilka słoni – zatrzymujemy się. Zwierzęta są olbrzymie, już na pierwszy rzut oka widać, że większe niż ich azjatyccy kuzyni. To w końcu największe ssaki lądowe.
Ze względu na swój rozmiar nie mają naturalnych wrogów, poza człowiekiem, który poluje na nie dla cennej kości słoniowej. Oczywiście jest to w Kenii zabronione, ale nie zawsze tak było. Słoń trafił na listę wielkiej piątki bo – pomimo rozmiaru – często trudno dostrzec go w buszu czy wysokiej trawie, a rozzłoszczony nie cofnie się przed zaatakowaniem agresora.
Dojeżdżamy w końcu do miejsca, do którego się tak spieszyliśmy. Parkuje tu już kilka jeepów. Rozglądam się uważnie, ale nic nie widzę. W końcu Duncan wskazuje mi kępę krzaków i każe uważnie się przyjrzeć. Jest! Wielki, cętkowany kot! To lampart, chyba najtrudniejszy do znalezienia zwierz spośród wszystkich pięciu. W Masai Mara jest ich niewiele, dodatkowo doskonale się ukrywają i są z reguły aktywne w nocy. Tylko lamparta nie udaje nam się ponownie zobaczyć następnego dnia.
Lamparty żyją samotnie, nie licząc okresu godowego. Do wielkiej piątki zostały zaliczone właśnie ze względu na trudność w odnalezieniu ich. Co ciekawe, to jedyne wielkie koty, które upolowaną ofiarę wciągają na drzewo i dopiero tam przystępują do konsumpcji, upewniwszy się, że nikt im obiadu nie zabierze.
To co, jedziemy zobaczyć lwy? Niedawno widziano tu niedaleko młodą parę – kusi Duncan, kiedy lampart, znudzony pozowaniem do zdjęć, ucieka z kępy krzaków, pokazując nam tylko ogon. Jedziemy zobaczyć króla zwierząt. Faktycznie, są niedaleko. Lew z wielką grzywą i lwica. Poczekajmy, one co kilkanaście-kilkadziesiąt minut się parzą – mówi nasz przewodnik. Gasimy silnik i przyglądamy się wielkim, z pozoru leniwym kotom. Po prawie pół godziny mam wrażenie, że nic już się nie wydarzy, kiedy lwica przetacza się na grzbiet, dając partnerowi znak, że ma ochotę na coś więcej. Ten dosiada jej, mija dosłownie kilka sekund, lew kładzie się obok. To już? – pytam Duncana. Tak. Już po akcji. Następna znowu za kilkanaście minut. No, cóż. Szybko.
Lwy to największe z afrykańskich kotów. Poruszają się z gracją, a w każdym ruchu mięśnia wręcz widać ich siłę. Kiedy następnego dnia obserwujemy grupkę młodych kociaków, a z drugiej strony nadchodzi lwica, ich matka, na chwilę aż wstrzymuję oddech. Lwy z reguły nie atakują ludzi (choć od każdej reguły są wyjątki), chyba że są ranne. Jednak grupa, którą spotykamy, dzień wcześniej zabiła geparda, co na ogół się nie zdarza. To nieprzewidywalne zwierzęta.
Robi się późno i już trochę ciemno. Widzieliśmy cztery z wielkiej piątki, jutro poszukamy jeszcze nosorożca, ale teraz musimy już wracać – tłumaczy Duncan. O 18:30 mamy obowiązek wyjechać z rezerwatu. Jeepy powoli kierują się w stronę bramy. Jednak nasz kierowca przystaje na chwilę, przykłada swoją nieodłączną lornetkę do twarzy i po chwili mówi tylko: tam są nosorożce. Dostrzegł je w oddali, więc zjeżdża z głównej drogi prowadzącej do granicy Masai Mara i tak szybko, jak może, pędzi przed siebie. Tłumaczy nam, że będziemy mieć tylko chwilę na przyjrzenie się tym wielkim ssakom, ale powinniśmy zdążyć. Rzeczywiście, udaje się rzucić okiem na rodzinkę nosorożców i w ostatniej chwili wyjechać z rezerwatu bez płacenia kary!
W Kenii żyją dwa rodzaje nosorożców – białe i czarne. W Masai Mara – czarne. Te potężne niczym czołg zwierzęta (potrafią ważyć 2 tony) mają bardzo słaby wzrok, więc prawdopodobnie w ogóle nie widzą nas, gdy podjeżdżamy do nich naszym jeepem. Dysponują za to świetnym węchem i słuchem. Nosorożce należą do jednych z najbardziej zagrożonych gatunków zwierząt.
Tego popołudnia naprawdę mamy szczęście. Duncan opowiada, że niektórzy ludzie spędzają w Masai Mara kilka dni, a i tak nie mają okazji spotkać lamparta. Ja jestem pod ogromnym wrażeniem zwierząt, które widziałam w rezerwacie! Masai Mara to nie tylko wielka piątka, to także wspomniane na początku żyrafy, zebry, impale, gnu, krokodyle, hipopotamy, niezliczona ilość ptaków… ale to już materiał na zupełnie inną opowieść :)
Przewodnik po Kenii
O safari w rezerwacie Masai Mara, a także o wielu innych atrakcjach poczytasz w moim przewodniku po Kenii! Kliknij tutaj i kup :)
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Też chciałabym zobaczyć “Wielką Piątkę”… Kenia lub Tanzania to moje marzenia.. Niestety, narazie się nie zapowiada by miały się spełnić..
Pozdrawiam i życzę dobrej zabawy!
Trzymam kciuk, żeby Twoje marzenia też się spełniły :)
Fantastyczne łowy! Z lampartami to faktycznie jest bardzo trudno. Kiedy byłem w Krugerze tylko jednego i to w krzakorach udało nam się zobaczyć (i sfotografować jego nos). Gratuluję i zazdroszczę, bo takie safari jest zajebiaszcze. Sam muszę to jeszcze kiedyś powtórzyć.
Ja też widziałam niewiele więcej, niż nos tego lamparta, potem jak wybiegł z krzaków to zanim zrobiłam zdjęcie, był już tylko ogon… Ale kolejne safari już jutro, choć nie wiem, czy uda nam się znowu lamparta upolować :)
Safari! O tak! To jest to!
Nie mam słów które by wyraziły jak bardzo Ci zazdroszczę…
(Nie rozumiem jednak czemu nie widziałaś tygrysa? ;))
Ja też nie rozumiem, szczególnie, że starsze małżeństwo z Colorado, z którym wymieniałam spostrzeżenia przed kolacją, na pytanie jakie zwierzęta widzieli, odpowiedzieli: “O, chyba wszystkie możliwe! Gazele, lwy, gepardy, słonie, bawoły, tygrysy, małpy…” Serio…
no super!
Ale zazdroszczę!
Fantastyczny początek Twojej kenijskiej przygody!
O tak, jestem naprawdę zachwycona, to zupełnie inne doświadczenie, niż wcześniejsze podróże :)
Safari na żywo! zazdrość :)))). Gdzieś na blogu pewnej dziewczyny, była relacja z podrozy do Afryki. Pamietam, że ta dziewczyna miała możliwośc przebywania z lwami ( lwice i małe lwiątka) – spacerowała z nimi, głaskała je etc. Na zdjęciach wyglądało to niesamowicie, na pewno cieakwe przeżycie.
Czy autorka tego bloga , też ma takie rzeczy w planach :D
Pozdrawiam
Nie kojarzę, czy w Kenii jest taka możliwość, więc tego typu planów na razie brak :)
ale piękne!!
Wybrała bym się na safari pooglądać tak dziko żyjące zwierzęta :)
Zazdroszczę! Safari marzy mi się od dawna ale lęk przed malarią wygrywa póki co:(