Terenówką po bezdrożach nad Kanionem Szaryńskim
Jest płasko. Wszędzie. Gdzie okiem nie sięgnąć, rdzawa, sucha, spalona słońcem ziemia ciągnie się po horyzont. Za plecami, na jego skraju, dostrzec można majaczący w oddali ośnieżony łańcuch górski – zapewne szczyty są wysokie, ale z tej odległości wydają się tylko niewielkim wybrzuszeniem ponad bezkresną równiną. Przede mną nie ma nawet tego – tylko płaskość po linię widnokręgu. W tej scenerii kanion, nad którego brzegiem stoję, wydaje się być głęboką bruzdą, zmarszczką na skórze wiekowej Matki Ziemi. Na jego dnie, kilkadziesiąt metrów niżej, wije się turkusowoniebieska wstążka rzeki Szaryn. Wiatr, nawiewający pył znad wysuszonej równiny, wciskający go w oczy, nie pozwala zbyt długo cieszyć się tym zniewalającym krajobrazem, ale i próbuję wchłonąć jak najwięcej z tego widoku!
Kilka godzin wcześniej w centrum Ałmaty Grigorij czeka na nas ze swoim białym landcruiserem prado. Punktualnie o siódmej wrzucamy bagaże do tyłu i wskakujemy do samochodu. Zajmuję miejsce z przodu, na siedzeniu pasażera, obok kierowcy. Jeszcze tylko wizyta w działającej dwadzieścia cztery godziny na dobę kantynie, gdzie kupujemy omlety na wynos, i wyjeżdżamy z Ałmaty w kierunku wschodnim. Po kilkudziesięciu minutach zatrzymujemy się w ujgurskiej wiosce na małe zakupy – chleb i owoce. Droga jest dość monotonna, z płaskim stepem po obu stronach, więc chwilami trochę przysypiam.
Budzę się, kiedy szosa zaczyna wić się pomiędzy wzniesieniami wzdłuż wąwozu Kokpek. Myślę, że jesteśmy prawie na miejscu, ale wyjeżdżamy po drugiej stronie, a krajobraz znowu się wypłaszcza. Toyota podskakuje teraz na połatanej asfaltówce, aż wreszcie widzimy odpowiedni znak, hamujemy i skręcamy w lewo. Grigorij tłumaczy, że przed nami jeszcze dziesięć kilometrów, ale droga, którą jedziemy, jest zupełnie nowa – zbudowano ją w tym roku. Wcześniej już tutaj zaczynała się przygoda z offroadem. Teraz jednak mkniemy po równej jak stół szosie, w ostatniej chwili dostrzegając ogromnego orła, który przysiadł na jej skraju. Po kolejnych kilku minutach zatrzymujemy się przy szlabanie. Grigorij płaci za wstęp i chwilę później stajemy jak wryte na skraju Kanionu Szaryńskiego.
Wyrzeźbiony w ciągu dwunastu milionów lat przez wodę, wiatr i piasek Kanion Szaryński porównywany jest z Wielkim Kanionem Kolorado w USA, chociaż jest od niego o wiele mniejszy. Ciągnie się na długości stu pięćdziesięciu kilometrów przez wysuszoną półpustynię, częściowo wzdłuż wypływającej z gór Tienszan rzeki Szaryn. W ścianach i formacjach skalnych o fantazyjnych kształtach dostrzec można warstwy skał o różnych odcieniach – od ciemnych skał magmowych na dnie, po rdzawe piaskowce na wierzchu.
To właśnie te czerwone i żółte skały, z których erozja uformowała najprzeróżniejsze figury, sprawiają, że część kanionu, zwana Doliną Zamków, stała się jedną z najbardziej znanych atrakcji turystycznych Kazachstanu. Stajemy na skraju wąwozu, by spojrzeć w dół z klifów na wijącą się pomiędzy ścianami drogę. Słońce w zenicie rzuca ciekawe cienie na skały, dodając im uroku i sprawiając, że rude i żółte kolory wydają się jeszcze bardziej jaskrawe.
Grigorij pakuje nas z powrotem do auta i rusza w kierunku początku kanionu. Zatrzymuje się na chwilę, wysiada, by sprawdzić, czy z naprzeciwka nic nie jedzie, następnie przestawia reduktor w pozycję niskiego przełożenia i powoli rusza w dół ściany. Odnoszę wrażenie, że toczące się niespiesznie po stromym, kamienistym zboczu auto jedzie prawie pionowo w dół, ale widzę, że kierowca cały czas je kontroluje. Po kilku chwilach znajdujemy się na dnie kanionu i ruszamy przed siebie, podziwiając ten cud natury, tym razem od dołu.
Po drodze mijamy zaledwie trzy inne terenówki. Połowa października to w zasadzie końcówka sezonu i nie ma tu zbyt wielu ludzi. Przez większą część czasu czujemy się, jakbyśmy miały Dolinę Zamków tylko dla siebie, chociaż nasz przewodnik wspomina, że latem przyjeżdża tu o wiele więcej osób. Nic dziwnego, każdy, kto odwiedza Kazachstan, chce się zachwycić tym cudem natury. Naprawdę jest tu na co patrzeć!
Przejechawszy półtora kilometra do końca Doliny Zamków, wysiadamy, by rozejrzeć się dookoła. Grigorij prowadzi nas nad brzeg rzeki Szaryn. Jesienią nurt jest stosunkowo spokojny, za to wiosną podobno można tutaj uprawiać rafting. Pogoda nam dopisuje, a krystalicznie czysta woda mieni się w promieniach słońca turkusowym odcieniem. Jeszcze filiżanka herbaty w tutejszym ośrodku wypoczynkowym, składającym się z kilku jurt – dzisiaj jest ostatni dzień sezonu, kiedy działa – i wyjeżdżamy z Doliny Zamków, by obejrzeć inne, rzadziej odwiedzane przez turystów fragmenty Kanionu Szaryńskiego.
Teraz dopiero zaczyna się zabawa! Najpierw jedziemy z powrotem asfaltówką, jeszcze dalej na południe, przekraczając rzekę Szaryn, a potem Grigorij odbija w prawo, zjeżdżając na polny trakt. Mam wrażenie, że nasza prędkość wcale nie jest mniejsza, niż przed chwilą na szosie. Za sobą zostawiamy kłęby dymu, pędząc na wprost przed siebie. Mijamy kilka pojedynczych, rozwalających się zabudowań, które ponoć służą lub służyły dawniej za schronienie w okresie zimowym – zarówno dla ludzi, jak i zwierząt. Przy jednym z nich nawet pasą się krowy.
Kiedy wreszcie zatrzymujemy się nad krawędzią pofałdowanego terenu, nie mogę wyjść z podziwu. Ta okolica nosi nazwę Kanionu Księżycowego i nietrudno zgadnąć, skąd bierze się nazwa. Jakbym miała wyobrazić sobie krajobraz na powierzchni naszego satelity, to myślę, że tak właśnie by wyglądał. Zagłębienia w -płaskiej ziemi wyglądają jak pagórki, pomiędzy którymi dawniej być może płynęła woda. Dookoła zapylona półpustynia, a gdzieś w tle majaczą ośnieżone góry. Pięknie!
Spacerujemy kawałek brzegiem tej części kanionu, a kiedy wracamy, Grigorij proponuje przerwę na obiad. Rzeczywiście, już czas. Przez te wszystkie atrakcje nie zauważyłam, że nadeszło popołudnie, ale gdy nasz kierowca wspomina o jedzeniu, nagle robię się głodna. Wyciągamy z bagażnika nasz świeży chleb i kupione rano omlety, a Grigorij nalewa nam gorącą herbatę z termosu. Jest to jeden z tych momentów, w których po raz kolejny uświadamiam sobie, że jedzenie wcale nie musi być wykwintne, by smakować nieziemsko. Wystarczy, że jest podane na masce terenówki zaparkowanej we wspaniałych okolicznościach przyrody.
Posiliwszy się, sprzątamy po sobie, pakujemy resztki do bagażnika i wskakujemy do auta. Przed nami jeszcze kilka punktów widokowych. Pierwszy z nich jest całkiem niedaleko. Wyboista droga meandruje, co rusz wspinając się i opadając. Autobus by tutaj nie dojechał. Za jednym z zakrętów czeka nas niespodzianka – stado koni, które uciekają, widząc, że się do nich zbliżamy. W końcu docieramy na miejsce. Od samochodu musimy jeszcze kawałek przejść, by naszym oczom ukazał się kolejny cudny widok. Tym razem stoimy na stromym urwisku, patrząc na turkusową rzekę Szaryn u naszych stóp, która zakręca, owijając się wokół skały po przeciwnej stronie kanionu.
To jeszcze nie koniec zachwytów tego dnia. Jedziemy jeszcze dalej wzdłuż kanionu, by zatrzymać się w punkcie widokowym, z którego dostrzec można Dolinę Zamków. Jesteśmy jednak z zupełnie drugiej strony. Wydaje mi się, że stąd robi o wiele większe wrażenie – nie dość, że przed nami rozciąga się ogromna połać pociętej przez kanion ziemi, to jeszcze jesteśmy tutaj zupełnie sami, jeśli nie liczyć kilku pustynników zwyczajnych, nazywanych przez naszego kierowcę górskimi kurczakami.
Słowami ciężko opisać jest piękno tego surowego krajobrazu, który otacza nas ze wszystkich stron. Zatrzymujemy się w kilku miejscach nad brzegiem kanionu i za każdym razem nie mogę wyjść z podziwu, jak wspaniałe widoki mam przed oczami. Wiem, że to frazes i wyświechtane określenie, ale pejzaż z Kanionem Szaryńskim co rusz zapiera mi dech w piersiach. Chociaż możliwe jest, że wiatr niosący drobniutki pył znad równiny ma w tym trochę swojego udziału.
Już w 1964 roku okolice Kanionu Szaryńskiego zostały objęte ochroną w ramach rezerwatu naturalnego. Czterdzieści lat później nad rzeką Szaryn utworzono park narodowy o powierzchni stu dwudziestu pięciu tysięcy hektarów, którego celem jest ochrona niezwykłych formacji geologicznych, delikatnych ekosystemów rzeki i otaczającej jej półpustyni, a także stanowisk archeologicznych (dawne cmentarzyska nieopodal miejscowości Szondży). Na jego terenie żyją trzydzieści dwa gatunki ssaków, osiemnaście gatunków gadów, cztery gatunki płazów, około stu gatunków ptaków i około tysiąca gatunków rośli, spośród których pięćdziesiąt to endemity.
Mogłabym w nieskończoność wpatrywać się w ten krajobraz, ale przychodzi czas, że trzeba jechać dalej. Tego dnia musimy jeszcze dojechać do wioski Saty, leżącej nieopodal jezior Kolsai i Kajyngdy. Grigorij pędzi przez równinę, zostawiając za nami tumany kurzu, aż wreszcie wracamy na asfaltówkę. Po drodze zatrzymujemy się w punkcie widokowym na rzekę Szaryn w miejscu, gdzie przerzucono nad nią niewysoki most. Tutaj bardzo ładnie widać jesienne kolory na rosnących nad nią drzewach.
Ostatni przystanek po drodze do Saty to niewielki parking na północnym zboczu kanionu, skąd mamy parę kroków do jednego z bunkrów rozrzuconych po okolicy, pamiętających jeszcze czasy Związku Radzieckiego. Jesteśmy przecież niedaleko granicy z Chinami. W tym miejscu ziemia ma ciemnoszary kolor, jakże inny od znajdujących się kilkanaście kilometrów za nami rdzawoczerwonych skał.
Do Saty docieramy późnym popołudniem. Tę noc spędzimy w domu Żanar, która prowadzi także pensjonat dla gości. Nie ma jednak sensu, by dla naszej trójki go otwierała, a jest już po sezonie, dlatego dostajemy łóżka w pokoju jej dwójki dzieci. Mamy czas na odpoczynek, przejrzenie setek zdjęć na aparacie i wybranie tych najładniejszych, podczas gdy nasza gospodyni szykuje kolację. Nie mogę się powstrzymać przed zajrzeniem do kuchni, by zobaczyć, jak robi się manty, pierożki nadziewane farszem mięsno-warzywnym. Żanar nie mówi po angielsku, ja po rosyjsku bardzo słabo, ale jakoś udaje nam się dogadać. Przepyszna kolacja jest zwieńczeniem pełnego wrażeń dnia!
- Walutą Kazachstanu jest tenge (KZT). Kurs wymiany wynosi 100 KZT = 1,01 PLN, 1 PLN = 99 KZT.
- Sposobów dotarcia nad Kanion Szaryński jest kilka. Najłatwiej jest zrobić to z wycieczką, warto jednak zwrócić uwagę, co obejmuje cena. Wycieczki autokarowe najczęściej docierają tylko do Doliny Zamków, te organizowane mniejszymi busami czasem odwiedzają też Kanion Księżycowy.
- Ja polecam wycieczkę samochodem terenowym, którą można połączyć z wizytą nad jeziorami Kolsai i Kajyngdy (Kaindy). Za dwudniową wycieczkę płacimy po 220 dolarów na osobę (wliczone wszystko: transport, anglojęzyczny przewodnik-kierowca, wyżywienie, woda, nocleg, bilety wstępu do parków narodowych). Miałyśmy też opcję z rosyjskojęzycznym przewodnikiem, 35 dolarów tańszą, oraz trzydniową (z dodatkowym dniem na wędrówkę nad jezioro Kolsai II) za 385 dolarów od osoby. Organizatorem naszej wycieczki była lokalna firma Outfitter KZ (mają też stronę internetową w języku angielskim pod nazwą Nomad Outfitters), znaleziona za pośrednictwem świetnego portalu o Azji Centralnej, Caravanistan, gdzie można wysłać zapytanie o wyjazd szyty na miarę, a jej właściciele skontaktują się w naszym imieniu z kilkoma lokalnymi organizatorami. Polecam!
- Podobno możliwe jest także wynajęcie auta. Z Ałmaty do Doliny Zamków jest około 220 kilometrów (spokojnie trzeba liczyć minimum 3 godziny jazdy). Do samej Doliny Zamków można dojechać zwykłym samochodem, chcąc zjeżdżać w dół lub na własną rękę szukać innych punktów widokowych, trzeba mieć auto z napędem na cztery koła.
- Wstęp do Doliny Zamków kosztuje 727 tenge od osoby. Chcąc zjechać samochodem w dół, trzeba zapłacić dodatkowo. Zamiast zjeżdżać, można zejść i przejść całą trasę na piechotę. Zejście jest strome, przydadzą się dobre buty.
- Możliwe jest spędzenie nocy w Kanionie Szaryńskim. Na końcu Doliny Zamków w sezonie letnim działa Eco-Park z kilkoma tradycyjnymi jurtami, które można wynająć. Nie jest to wyjątkowo droga rzecz, bo jedna jurta kosztuje 40 000 tenge za noc, a mieści się w niej osiem osób. Kliknij tutaj, by zarezerwować! Jeśli masz własny namiot, można rozbić go nad rzeką bez dodatkowych opłat.
- My nocujemy w położonej na wschód od Kanionu Szaryńskiego wiosce Saty, gdyż następnego dnia mamy w planie wypad nad okoliczne jeziora. Działa tam kilka pensjonatów i prywatnych kwater, nie mając zorganizowanego noclegu można podjechać i rozpytać się wśród mieszkańców.
- W Eco-Parku w sezonie działa także restauracja, gdzie można coś zjeść lub wypić dzbanek czarnej herbaty za 500 tenge.
- Przyjeżdżając nad Kanion Szaryński latem należy liczyć się z bardzo wysokimi temperaturami i mocno operującym słońcem. Warto wziąć nakrycie głowy, okulary przeciwsłoneczne, krem z dobrym filtrem i dużo wody!
- Jeśli wybieracie się do Kanionu Szaryńskiego, przeczytajcie więcej informacji praktycznych o Ałmaty, mieście będącym doskonałą bazą wypadową, oraz ogólnie o Kazachstanie.
Jak podoba się Wam Kanion Szaryński? Przypomina Wam trochę Wielki Kanion Kolorado? Polecacie jakieś inne piękne kaniony na świecie?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
moim marzeniem jest zobaczyć takie kaniony, gdy nasze dzieci podrosną chcemy z mężem wybrać się w taką podróż
Kazachstan na pewno będzie ciekawy, można go wtedy połączyć z Uzbekistanem :)
Ale wyprawa! WOW! Piękne widoki :) To musiało być niezwykłe przeżycie zobaczyć to wszystko na żywo :)
To prawda, przez cały dzień nie mogłam wyjść z podziwu :)
Fantastyczne zdjęcia, mam ochotę tam powrócić!
Wspaniała wyprawa i widoki :) Spodobał mi się ten pomysł z wykorzystaniem maski samochodu jako stołu :P
Bardzo praktyczna sprawa ;)
Amerykańskie kaniony są nie z tej ziemi! Grand Canyon, Antelope Canyon, Canyonlands, Bryce Canyon… ?
Widok z klasztoru Saghmosavank na kanion rzeki Kasach (tak się ona chyba nazywa) w Armenii też jest przepiękny. ?
Te amerykańskie bardzo chcę zobaczyć ? Armenia gdzieś tam też się przewija :) dzięki!
oh! spodobałoby Ci się na Jabal Shams <3 ;)
Paulina, no ja w końcu do tego Omanu pojadę ?
Zdecydowanie taka wycieczka robi wrażenie i kto by pomyślał, że takie rzeczy są w Kazahstanie :)
Właśnie znajomi mojej towarzyszki twierdzili, że tam nic nie ma. No to takie nic jest piękne :)
Samaria na Krecie, As- Sik (Petra) w Jordanii i Todra w Maroko ?
Magda, Petrę widziałam, reszta dopiero przede mną :)
Chciałabym zobaczyć je na żywo
Warto :)
Piękny post, zjawiskowo napisany, aż chce się tam pojechać :)
Dzięki!
Piekny wpis. Opisujesz wszystko tak ciekawie, że marzy mi się to zobaczyć na żywo. A zdjęcia są nieziemskie, a pewnie nawet w połowie nie oddają piękna tych miejsc ?
To prawda, jak tam stoisz i ogarniasz wzrokiem całą okolicę, wygląda to milion razy lepiej!
Naprawdę przepiękne zdjęcia. Chciałabym zobaczyć ten kanion na własne oczy.
Dzięki! :)
Dobra, lajkuje. Jechałabym jak nic! :-D Wyobrażasz sobie moje drifty tam? <3
Ej, na Bliskim Wschodzie w Omanie też mają "Wielki Kanion" i jest nim Wadi Ghul wraz z Jabal Shams, no i faktycznie tam to trochę bardziej chyba wygląda jak kanion de facto. tu bym powiedziała, że może bardziej mieszanka Death Valley z maleńką domieszką tego Wielkiego. Ej – musimy sprawdzić. Po prostu!
Przynajmniej nie uderzyłabyś w nic, wyjeżdżając z parkingu, bo tam nie ma parkingów :D
Wiem, świnia jestem :)
Na pewno była to niesamowita przygoda :)
Oj zdecydowanie!
Zawsze chciałem zwiedzić takie kaniony. Na pewno jest to moje marzenie
Warto! :)
Szalenie pięknie wygląda na Twoich zdjęciach Kanion, cudo :)
:D
Cudowne zdjęcia! Chciałabym się wybrać samochodem w taką podróż. Póki co planujemy podróż po Europie naszym samochodem. Mamy dobre OC i AC, duże auto , więc mozemy w nim spokojnie spać. Jesteśmy w trakcie tworzenia planu podróży i chcemy wyruszyć we wrześniu.
Warto oszczędzać aby spełniać swoje marzenia, wspaniały wyjazd.
Rzeczywiście ogromne podobieństwo z Wielkim Kanionem.
Byłem też z outfitters. Piękna sprawa. Widoki nieziemskie. Polecam wszystkim.
Dodatkowy tip. Od wejścia do kanionu do kampingu jest koło trzech kilometrów. Jak jest bardzo goraco, to dla starszych może to być dyskomfort ( a ja jestem 60+). Żeby wrócić pod górkę nie na piechotę można wynająć na kampingu taxi za 5 zł. Potem tylko wspinaczka po dłuuuuugich schodach i już jesteśmy na parkingu głównym. Uwaga: w lecie – ja tam byłem w lipcu jest bardzo gorąco. Pozdrawiam.
Pięknie na zdjęciach wygląda to miejsce :)