Tomasz Gorazdowski: Przez trzy Ameryki
Oto książka o podróży! Nie podróżnicza o poznanych przez kogoś krajach, kulturach, ludziach, tylko o samej podróży. Podróży nie byle jakiej, bo przez całą długość kontynentów amerykańskich, trzydzieści tysięcy kilometrów, przejechanych samochodem w trzy miesiące. Wybrało się w tę podróż dwóch facetów, a jeden z nich zdaje nam relację, a jednocześnie dostarcza niemałej rozrywki.
W pierwszej chwili, kiedy sięgnęłam po tę książkę, zaczęłam się zastanawiać, czy taka podróż w ogóle ma sens. Czy warto pędzić na złamanie karku z jednego końca kontynentu na drugi? Po co? Nie zatrzymując się na dłużej w żadnym z miejsc nie można przecież lepiej ich poznać. To prawda. A jednak po przeczytaniu książki pozazdrościłam autorowi tej podróży! I to bardzo…
Wyjaśnijmy sobie na początek jedną rzecz. Tomasz Gorazdowski to nie żaden przypadkowy obieżyświat, który ni z gruszki ni z pietruszki wpadł na pomysł przejechania Ameryk i opisania tego w książce. Gorazdowski jest dziennikarzem radiowej Trójki i będąc w trasie realizował przy okazji cykl audycji z podróży. Na trasie wspierał go towarzysz Olek, a także redakcja w Warszawie i wiele osób napotkanych po drodze, które usłyszały o nich na antenie. Wspierali ich także sponsorzy, sumiennie wymienieni na kartach książki. Czy przez to ich podróż była mniej autentyczna? Absolutnie! Mieli po prostu trochę łatwiej niż zwykli zjadacze podróżniczego chleba ;)
A co do trasy i terminu, doskonale na początku książki tłumaczy sprawę sam Gorazdowski: Co zrobić, jeśli nie ma się na taką podróż roku albo półtora? (…) Na tyle mogliśmy wyrwać się z pracy, na tak długą w sumie obecność na antenie radia gotowi byli sponsorzy. No i wyrozumiałość bliskich też trzeba było wziąć pod uwagę. Ale gdybym miał wybór, wolałbym jechać wolniej niż szybciej. Potem faktycznie okazywało się, że im piękniej było po drodze, im ciekawsze miejsca widzieliśmy i im sympatyczniejsi byli ludzie, tym bardziej żałowaliśmy, że następnego dnia trzeba ruszać w dalszą podróż. Pozostawał niedosyt, a jednak byliśmy tam. Widzieliśmy to, o czym inni marzą. Zapamiętamy smak bananów w Ekwadorze, zapach kadzideł w Gwatemali, smak kurzu na boliwijskiej pustyni. Poznawaliśmy ludzi, obyczaje, kulturę. A tam gdzie niedosyt był największy, po prostu wypada wrócić, wiedząc, czego się spodziewać.
Przyznaję, że słuchaczka Trójki nie jestem i przed wydaniem książki nie wiedziałam o tej podróży. Ale sama książka mnie zaciekawiła. Pisana jest dokładnie tak, jak podróż. Szybko, czasem bardzo powierzchownie (bo czasu nie starczyło), ale też bardzo ciekawie! Na jej podstawie bez problemu jestem w stanie zrobić listę miejsc do odwiedzenia. W dodatku Gorazdowski opisuje nie tylko otoczenie, ale też własne przygody, rozmowy z policjantami, trudne sytuacje. Wiele zdań poświęca samochodowi, pisze, w jakim był stanie, jakich napraw wymagał i z iloma mechanikami miał do czynienia. To naprawdę książka o podróży.
Czyta się ją przyjemnie. Jest lekka, pisana przystępnym językiem, a do tego urozmaicona. Podobają mi się wstawki, w których spotkani w podróży Polacy opowiadają o krajach, do których rzucił ich los. Można się z nich dowiedzieć naprawdę fajnych, ciekawych rzeczy. No i do tego wszystkiego mamy bardzo ładne zdjęcia. Szkoda czasem, że jest ich tak mało :)
Czy uważacie, że lepiej podróżować szybko i zobaczyć więcej, czy powoli i zobaczyć dokładniej? A może nie ma lepszego i gorszego sposobu podróżowania? Jak Wy lubicie podróżować?
Książkę naprawdę polecam, szczególnie na długie, jesienne wieczory przy kubku gorącej czekolady, kiedy można się rozmarzyć i wyobrazić sobie, jakby to było jechać gdzieś terenówką przez bezdroża Patagonii albo skutą mrozem Alaskę. Jeśli macie ochotę po nią sięgnąć, zapraszam do udziału w konkursie!
KONKURS ROZWIĄZANY!
Z małym opóźnieniem ze względu na wycieczkę do Paryża, ale mamy rozwiązanie! Nagrody książkowe powędrują do Mr_Szpaka, polakogruzina i punca. Wysłałam już e-maile z prośbą o podanie adresów wysyłki. Zwycięzcom gratuluję a wszystkich zachęcam do dalszego śledzenia bloga, w szczególności, że będą kolejne konkursy :)
A tak wyglądał konkurs:
Do wygrania są trzy egzemplarze książki Tomasza Gorazdowskiego Przez trzy Ameryki. Aby wziąć udział w konkursie napiszcie w komentarzu poniżej które miejsce w Ameryce (nieważne, której :) ) Was fascynuje i dlaczego. Im kreatywniej je opiszecie, tym lepiej :)
Konkurs trwa do 10 października 2015 r., a potem wybiorę trzy najciekawsze wypowiedzi. Ze zwycięzcami skontaktuję się e-mailowo z prośbą o podanie adresu w Polsce, na który wydawnictwo Znak ma wysłać książkę. Jeśli w ciągu 5 dni nie dostanę odpowiedzi od którejś osoby, wybiorę kolejnego zwycięzcę.
Zapraszam do konkursu!
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Miałem okazję recenzować tę książkę i przyznam, że naprawdę mi się spodobała. Zwłaszcza, że była to podróż przez “trzy Ameryki” :) czyli przez region, o którym zbyt wiele od strony podróżniczej nie wiedziałem. Co do sposobu podróżowania to uważam, że każdy podróżuje tak jak mu to odpowiada. Oczywiste jest, że na pewne regiony, kraje, miejsca można poświęcić nieco więcej czasu a na inne mniej. Jednak jeszcze raz podkreślę, że każdy podróżuje tak jak po prostu chce.
Ja też o Amerykach wiem jeszcze niezbyt wiele. Nie miałabym nic przeciwko przejechaniu się ta trasą :)
Dokładnie, ja absolutnie też nic bym nie miał przeciwko temu :)
dawno temu, w zamierzchłych czasach czytałam jakąś książkę że ktoś przejechał od Alaski po Ziemię Ognistą, albo odwrotnie. niestety nie pamiętam już tytułu :-( aaaa już mam – Tony Halik :-D chyba zaraz pójde i kupię obie ;)
Hahaha, to pożyczysz mi Halika? :D
Słyszałam relację z całej podróży w Trójce i przyznam szczerze, że mam nadzieję, że w książce lepiej ta podróż brzmi. Generalnie nie jestem fanką podróżowania dla samego przemieszczania się, ale może nie ma innego sposobu na Ameryki jak się ma mało czasu? Ale jak się ma mało czasu to może bez sensu wybierać Ameryki?
Można pewnie zobaczyć mniej a dokładniej, ale jak czytałam w ilu i jakich miejscach byli to jednak lekkie ukłucie zazdrości jest u mnie :)
Ja czytałam relacje na fb i cały czas się zastanawiałam dlaczego udają japońskich turystów (wiecie, ten tym jeśli dziś środa to jesteśmy w…).
Ale każdy robi co chce, jeśli ktoś lubi spędzać większość czasu w podróży w samochodzie to nie moja sprawa – ważne, żeby każdy robił to co chcę.
Przyznaję jednak, że relacje i tempo raczej mnie zniechęciły niż zachęciły do ewentualnego przeczytania książki.
tzn. to co chce (on/ona) – co ja chcę to robię sama :)
Hahahha niezła literówka. Może jednak jest tam jakiś ukryty przekaz? :)
To fakt, ogromna część czasu to przemieszczanie się. Chociaż ja akurat lubię jeździć samochodem i chciałabym, by było mnie stać na jeżdżenie samochodem po wszystkich zwiedzanych krajach, bo samochód daje więcej wolności niż na przykład autobus – zawsze możesz się zatrzymać gdzie chcesz :) Ja z kolei żadnych relacji, ani w radio ani na fb nie obserwowałam, więc podeszłam do książki z czystą głową.
może wezmę udział :P no mi brakowało jednak trochę (a nawet mocno) głębszych przemyśleń i ten pęd mi trochę przeszkadzał :)
Zachłanna :P
Swego czasu nie zdecydowałem się ani na zakup tej książki, ani na udział w kilku konkursach, gdzie można było ją wygrać. Głownie dlatego, że Ameryki niespecjalnie mnie fascynują. Ale że idzie zima, książek do poduchy szukam, więc spróbuję wziąć udział w konkursie.
Jeśli myślę o tym, co chciałbym w owych Amerykach zobaczyć, to przychodzą mi dwie lokacje do głowy: Manaus w Brazylii (a to ze względu na operę i film Wernera Herzoga “Fitzcarraldo”) i Pacific Crest Trail (taki tam szlak liczący 4 265 km, znany z książki i filmu “Dzika droga” – przeszedłbym się nim). I tyle :)
Ja oczekiwałam po tej książce, że się dowiem więcej o rejonach, do których się niebawem wybieram, no i… trochę się rozczarowałam. W tym pędzie samochodowym, nie zdążyłam się za dużo nowych rzeczy dowiedzieć. Ale ogólnie, dobrze się ją czyta i myślę, że to dobra pozycja, jak ktoś dopiero zaczyna czytać książki podróżnicze.
No właśnie, jak zobaczyłam ile czasu i ile miejsc to raczej nie spodziewałam się zbyt dogłębnych opisów, więc nie miałam możliwości się rozczarować :)
Co zobaczyć w Ameryce? Miejsc jest cała masa i każdy chce jechać do miejsc, a ja chciał bym zobaczyć ludzi, bo dla nich warto pokonać pół świata. Indian Keczua gdzieś w Andach, Meksykanina w trakcie sjesty który leniwie podniesie rąb sombrero żeby na mnie spojrzeć, piękność z Kolumbii, Panią na targu czy chłopca który wprawnie rozłupie dla mnie kokosa… to właśnie spotkania z ludźmi buduja atmosferę dla miejsc… :)
Wole poznac miejsca, ale czasem jakies krotkie zobaczenie tez moze byc interesujace.
Tak, czasem też idę na kompromis bo wolę na szybko, niż wcale :)
Obiektem moich zainteresowań podróżniczych, jak wiadomo, jest zupełnie inny region świata ale Ameryka zawsze była obecna w moim życiu. Chciałbym zwiedzić USA a szczególnie Teksas, Luizjanę i oczywiście Graceland. Uwielbiam muzykę, ubrania i fryzury z lat 50-tych i 60-tych. Do nas też to dotarło w wersji żeńskiej jako “pin-up” a w męskiej to chyba należałoby napisać, że na Elvisa ;) Podwinięte nogawki dżinsów, fryzura na quiffa, uppercut albo z loczkiem na przedzie i do tego rockabilly, pierwotny rock’n’roll. Nawet sobie takie hasło na łapie wytatuowałem – “rockabilly a way of life”. Pozdrawiam :P
Ja się zmieniam, a wraz ze mną zmienia się sposób w jaki podróżuję. Kiedyś szybciej, teraz wolniej :)
A ja ciągle taka sama i raz tak, raz tak – w zależności od sytuacji :)
A to różnie. Niby wole wolniej, spokojniej, wedle moich zapatrywań. Ale czasami trafiają się miejsca, które same napędzają pęd zwiedzania ;)
Które najbardziej Cię nakręciło? :)
Rugia – wyjazd totalnie przypadkowy. Miała być Rumunia i góry, załamała się pogoda. Na szybko przepakowanie plecaka i wyjazd. Wyspa przepiękna, cudna, spokojna, wręcz wymarzona do spokojnego zwiedzania, odpoczywania. A my jak te wariaty. Całą wyspę zwiedzać w tydzień, zobaczyć wszystko co się da i gdzie się da. Taka nagle się włączyła potrzeba zobaczenia WSzYSTKIEGO, jakby za tydzień wyspy miało nie być. Coś pozytywnego w tej wyspie że takiego kopa energetycznego nam dała ;)
Hahahha, nie ma to jak nadmiar energii :D
Hmm bo Ja może ignorantka jestem, ale do tej Ameryki mnie nie ciągnie :/ Jeżeli miałabym się wybrać, to Alaska, Jukon i północno – zachodnie części Kanady. Ze względu na przestrzenie, przyrodę i dzikość terenu. Ja jestem zakochana przestrzenią syberyjską, i z tego względu (niech będzie, że z powodu podobieństwa) właśnie te i tylko te tereny chciałabym zobaczyć. Ale nie mówię, że nigdy w pozostałe amerykańskie części mnie nie wywieje. Na chwile obecną wolę wschód Europy i zachód Azji ;)
Cała Ameryka jest do zobaczenia – i jedna i druga. Ale mnie zawsze najbardziej pociągał Nowy Jork, który wydawał mi się domem wszystkich narodowości i kultur świata. Taki odległy i kolorowy, tajemniczy i pociągający. Pełen kontrastów. Taki wydaje się być. Czy jest? Sprawdzę! :)
No wiesz, ja to z Mamą albo bez Mamy :D
Też mogę tak swoje podróże podzielić :D
Każdy z tych sposobów podróżowania ma swoje wady i zalety :) bardzo fajna recenzja, i może skuszę się na udział w konkursie :)
Dzięki, zapraszam :)
Największym przekleństwem wypowiadanym przez moją mamę było: Meksyk. Nie kurde, nie jezusmaria, nawet nawet nie psia kostka. Meksyk. Od małego żyłam więc w przekonaniu, że ten Meksyk to coś specjalnego, a jednocześnie coś strasznego, skoro mama wypowiada jego imię za każdym razem kiedy przez nieuwagę tłucze swoją ulubioną filiżankę czy oblewa koszulę sokiem z czarnej porzeczki. Podczas swoich podróży po Europie zaczęłam używać tego słowa w sytuacjach, które wymykały się ramom mojej tolerancji – wszelkie absurdy, chaos i brak organizacji lądowały w szufladce Meksyk. A później poznałam Stefanię – która uratowała mi życie na jednej z ulic w Birmingham, Nayeli – która pokazała najlepsze lody w Ljubljanie oraz Claudię – od której wynajęłam najpiękniejsze mieszkanie, w którym było mi dane mieszakć w Berlinie. 3 wspaniałe dziewczyny, które pochodzą z Meksyku i wyleczyły mnie z podążania za stereotypami. Od pewniego czasu rzucam mięsem, bo Meksykiem już nie wypada. A do Meksyku udałabym się w ramach przeprosin – należy mu się ode mnie ogromny uścisk w ramach zadośćuczynienia za te momenty, kiedy wzywałam jego imię na daremno:)
ja wygrałam swój egzemplarz u T&M podróżniczo :-)
Gratuluję :D
Lubię oba sposoby. Najbardziej lubię się przemieszczać szybko i sprawnie do miejsc, w których zostaję na dłuzej, by lepiej je poznać i się tam pokręcić na spokojnie :)
Dobre! :D
Ameryki, szczególnie południowa od zawsze nas fascynują! Mamy nadzieję, że uda się kiedyś je odwiedzić. Ksiązka jak najbardziej zostaje wpisana na liste lektur do przeczytania ;)
Dajcie znać, czy się spodobała :)
A ja bym chciała na Alaskę! Kilka lat temu kupiłam przewodnik o Alasce mężowi na święta, bo jego marzenie. Ale w sumie ja co chwilkę ją przeglądam i marzę. Mieszkając w Australii marzy mi się zimno i śnieg, łosie i niedźwiedzie :)
Najczęściej kiedy ktoś mi zadaje pytanie, odpowiadam bez namysłu.
Kiedy ktoś mi jednak zadaje ważne pytanie, muszę się trochę zastanowić, żeby nie musieć potem gryźć się w język.
Ale tym razem odejdę od utartego schematu. Na ważne pytanie odpowiem po jakiejś pseudo-ułamkowej sekundzie myślenia.
Północ. Od kiedy nauczyłam się czytać połykałam książki jak Biały Kieł czy Włóczęgi Północy. Przestrzeń, dzikość oraz całkowita wolność działały mi na wyobraźnię.
I tak po skończeniu liceum chcę spakować plecak oraz psa (w końcu jak szaleć to tylko z psem!) i wybrać się na jakiś dwu-trzymiesięczny spacerek z południa Kanady aż do Jukonu. Czy mi się uda?
Cóż, marzenia są po to by je spełniać :)
Namówiłaś mnie! Bardzo chętnie przeczytam!
Yea :D
Szczerze mówiąc Ameryka Południowa jest moich wielkim marzeniem i chciałabym zobaczyć tam wszystko, ale gdybym miała wskazać jedno miejsce to jednak padłoby chyba na jezioro Bonneville, chętnie obejrzałabym jak ktoś stara się pobić kolejny rekord prędkości. Moje drugie malutkie marzenie to uczestniczyć w festiwalu Burning Man w Nevadzie bo to chyba jedyne miejsce gdzie można spotkać tylu specyficznych ludzi na raz :)
Ja wolę powoli smakować podróż, ale cóż, może Trójka nie daje takich długich urlopów:)
Hahahah trzy miesiące to i tak długo! :) Moje korpo trzech tygodni nie chciało mi kiedyś dać…
Książki nie czytałam i raczej nie przeczytam. Zdecydowanie wolę smakować, rozkoszować się, siedzieć, wdychać, wąchać, oglądać i podglądać, a na to trzeba mieć czas. Codziennie mam ciągły bieg i przypadłość pewnie większości z nas – chroniczny brak czasu. Więc jak jadę w podróż, to wolę mniej a wolniej :) Ale oczywiście każdy jeździ jak lubi. Dlatego raczej nie pociąga mnie książka pisana w takim właśnie biegu.
Masz rację, majac wyścigi na co dzień w czasie wolnym przyjemnie jest odpocząć od pościgu :)
Powrót do Ameryki (tej północnej) marzy mi się od dłuższego czasu, może ta książka byłaby dobrą jego namiastką….
Bardzo ciekawa podroz! Ekwador ma u mnie w serduchu specjalne miejsce – bylam tam wolontariuszka, mieszkalam z lokalna rodzina, a pewnien dwulatek skradl mi serce. Nie mam z nim kontaku i minely juz dwa lata, a dalej o nim mysle…
O kurczę, zaciekawiłaś mnie!
Muszę kupić koniecznie tą książkę! :)
Fajna jest :)
Mi też się bardzo podobała. Szybka i konkretna, bez zbędnego zatrzymywania się na szczegółach ;) Takie relacje lubię najbardziej :)
Szczegóły potrafią być równie ciekawe, co ogół ;)
Mam już tę książkę na półce i dumnie czeka na swoją kolej. Zdjęcia piękne, choć faktycznie nie jest ich dużo:)
Daj znać, jak przeczytasz, jak się podobała :)