Tramwaj zwany podążaniem

Kiedy tak patrzę na te lizbońskie tramwaje (pomijając tutaj nowoczesne piętnastki kursujące do Algés) to zawsze, ale to zawsze zastanawiam się jak one jeżdżą? W jaki sposób one trzymają się stromych dróg żelaznych na tych swoich malutkich kółkach ustawionych tak blisko siebie, że na pierwszy rzut oka tramwaj taki powinien się przewrócić stojąc na przystanku, nie wspominając już o poruszaniu się po szynach. Czary jakieś.

Carris
Tramwaje w Lizbonie, zwane tutaj eléctrico, są doskonałym przykładem na to, że nie wszystko zawsze musi być supernowoczesne, hiperszybkie i ekstrakomfortowe. Bardzo cieszy mnie to, że po stolicy Portugalii pomykają właśnie takie trochę jakby nieporadne, podstarzałe tramwaje z duszą. Momentami jest w nich niesamowicie ciasno (w końcu to jeden mały wagonik z 20 miejscami siedzącymi i 38 stojącymi). Aby wysiąść na wybranym przystanku trzeba dać tramwajarzowi znać staroświecko brzmiącym dzwonkiem (czerwone przyciski w kilku miejscach wagonika). No i te nieszczelne okna!

Carris

Jednak tym, co ja chyba najbardziej lubię w tych tramwajach jest ich duże podobieństwo do rollercoasterów. Podążają te żółte (czasem pozaklejane reklamami) strzały w górę i w dół stromych uliczek z szybkością ponaddźwiękową, a zakręty pokonywane są na ręcznym! Trzeba się mocno trzymać, bo rzuca na boki jak na starej łajbie podczas sztormu. Emocje gwarantowane ;)

Carris

Chyba każdy przewodnik po Lizbonie uczy i edukuje, że warto przejechać się tramwajem nr 28. Rzeczywiście, bo trasa prowadzi właśnie po górkach i dołkach, a do tego przez Alfamę, gdzie szyny miejscami leżą tak blisko kamienic, że przez okno wagonika można by zapukać do czyichś drzwi.

Carris

Od siebie mogę jednak dodać, że warto przejechać się także innymi liniami. Najlepiej bez sprawdzania, dokąd dany tramwaj nas zawiezie. Trochę eksperymentów w poznawaniu miasta nigdy nie zaszkodzi :) Przed jednym tylko mogę przestrzec – nie warto wsiadać do czerwonych, specjalnie oznakowanych napisem circuito turistico, turystycznych tramwajów. Nie różnią się niczym (poza kolorem) od tych, które na co dzień jeżdżą po lizbońskich szynach, a przepłacić można słono.

Carris

I jeszcze jedna ciekawostka na koniec – w Lizbonie tory tramwajowe poprowadzone są normalnie ulicami, czyli tramwaje muszą współdzielić pasy ruchu z samochodami. Nierzadko zdarza się tak, że kierowca zostawi swoje auto na światłach awaryjnych (albo nawet po prostu zostawi) zaparkowany całkowicie na torowisku, albo tak, że jakąś częścią auta uniemożliwia przejazd tramwaju. Inne samochody go ominą. Tramwaj… cóż, musiałby się wykoleić.

W takich sytuacjach przydaje się anielska cierpliwość, bo jedyne, co mogą zrobić tramwajarze, to trąbić (czy raczej dzwonić) na niesfornego kierowcę i czekać, aż wróci i zechce przesunąć auto. A bywa, że to trochę trwa. Takie to przygody oferuje zwykły-niezwykły tramwaj ;)

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!