Ulice Santiago de Cuba
Popołudniowe słońce tylko częściowo oświetla ulicę, której nawierzchnia faluje lekko w górę i w dół. Chodniki przylegające do niej mają szerokość ramion jednej osoby, która i tak czasami niemalże ociera się o fasady kolorowych kamienic stojących przy drodze. Po jednej jej stronie w szarym asfalcie zatopione błyszczą szyny, a nad nimi wisi plątanina kabli i przewodów elektrycznych – część z nich doprowadza prąd do budynków, inne są pamiątką po zasilaniu dawnego systemu tramwajowego w Santiago de Cuba.
Po odwiedzinach w koszarach Moncada, gdzie 26 lipca 1953 roku niejako rozpoczęła się kubańska rewolucja, w zamku San Pedro de la Roca wpisanym na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i na cmentarzu Santa Efigenia, na którym pochowano kubańskiego wieszcza Jose Marti, zatrzymujemy się w centrum Santiago de Cuba, by zobaczyć kolejny ważny zabytek miasta – najstarszy dom na wyspie, w którym mieszkał najbardziej zasłużony konkwistador, Diego Velazquez de Cuellar.
To właśnie Velazquez założył tę piątą z kolei osadę na Kubie. Miało to miejsce 25 lipca 1515 roku. Nazwa miasta pochodzi od patrona dnia 25 lipca, świętego Jakuba, którego po hiszpańsku określa się mianem Santiago. Już siedem lat później miasto zostało stolicą hiszpańskiej kolonii na Kubie lecz było nią dość krótko, jedynie do 1589 roku. Choć historia odebrała Santiago status stolicy, to nadal jest ono najważniejszym miastem regionu, a zamieszkałe przez pół miliona osób stanowi drugie największe miasto Kuby, zaraz po Hawanie.
Stojąc przy placu zwanym Parkiem Cespedesa, wzrok od razu ucieka w kierunku dominującej nad nim katedry. Gdyby nie wskazówki naszej przewodniczki, pewnie wcale nie zwróciłabym uwagi na stojący tuż obok sporego budynku banku dom, w którym mieszkał Velazquez. A warto – jeśli jest się wielbicielem muzeów i prezentowanej przez nie historii, bo wnętrze ma jej amatorom sporo do zaoferowania.
Przechodzimy z pokoju do pokoju, z sali do sali, przyglądając się meblom, naczyniom i sprzętom z epoki Velazqueza i późniejszych. Słuchamy historii, porównujemy style, wachlujemy się czym popadnie walcząc z upałem i duchotą. Moje myśli odlatują nie wiadomo gdzie, więc wyglądam przez okno, by odetchnąć świeżym powietrzem i rzucić okiem na budynek stojącego przy placu kościoła, który bardzo ładnie prezentuje się z tego miejsca. potem wracam do słuchania o narzutach na łóżko i komodach sprzed kilkuset lat. Nic nie poradzę na to, że muzea nie są dla mnie najbardziej fascynującymi miejscami.
Dużo bardziej podoba mi się spacer ulicami Santiago de Cuba, na który wybieramy się po zwiedzeniu słynnego domu. Teraźniejszość jest tu ciekawsza od przeszłości. W jednej chwili zapominam o upale i bolących od chodzenia stopach, i rozglądam się na wszystkie strony. Mówi się, że Santiago jest mniej przyjazne i bardziej niebezpieczne od Hawany. Nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć. Na pewno jednak jest inne.
Widać tu o wiele mniej ludzi niż na ulicach stolicy Kuby. Zdecydowanie nie tak dużo turystów, jak w Hawanie. Gdzieniegdzie zwracają uwagę scenki znane mi już z innych miast Kuby – w progach domów stoją albo siedzą kobiety plotkując lub po prostu wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Chodniki okupują mężczyźni oddający się żywiołowym dyskusjom. Mało kto się spieszy. Na środku jednej z ulic dzieci grają w piłkę nożną. Nie wiem, jak to robią, bo ulica nachylona jest pod dość dużym kątem.
Budynki również przypominają mi te, które widziałam w innych kubańskich miejscowościach. Stare, kolorowe, mniej lub bardziej odrapane, przybrudzone, zakurzone, urokliwe na swój sposób. Przed niektórymi piętrzą się śmieci i jakieś stare graty, jednak w większości ulice są w miarę czyste.
W oczy rzucają się tory tramwajowe poprowadzone wzdłuż niektórych ulic. Sieć tramwajów rozwinęła się w mieście na początku XX wieku, a pierwsze wagoniki sprowadzono z Filadelfii. W 1913 roku jeździło ich już trzydzieści – na tyle małych i zwrotnych, by mogły zakręcać na wąskich uliczkach Santiago. System rozwijał się do końca lat 40. ubiegłego wieku, jednakże w 1952 roku sieć zamknięto. Jaki był tego powód – nie wiadomo. Pamiątkami z tamtych czasów są dzisiaj szyny zatopione w asfalcie wielu ulic i wiszące nad nimi trakcje elektryczne, których nikt nie pofatygował się usunąć.
Zamiast tramwajów można za to dostrzec gdzieniegdzie trochę samochodów, aczkolwiek o korkach w mieście pewnie jeszcze długo nie będzie się tu mówić. Najbardziej w oczy rzucają mi się stare amerykanskie krążowniki szos, choć najszerzej uśmiecham się widząc pięknego żółciutkiego jak kurczaczek malucha, zwanego przez Kubańczyków pieszczotliwie el polaquito (polaczek).
Wędrówka uliczkami Santiago de Cuba prowadzi nas do stuletnich schodów przy Calle de Padre Pico, będących symbolem miasta. Łączą one dwie jego części a ich wykonanie zostało zlecone przez samego Emilio Bacardo Moreau (z tej rodziny od rumu). Według przewodnika na pięćdziesięciu dwóch stopniach toczy się bujne życie gdyż spotykają się tu ludzie by grać w domino lub po prostu pogadać, to gdy my stajemy u stóp schodów, nie ma na nich nikogo. Tylko kawałek przed schodami, przy drzwiach jednego z domów do wynajęcia tzw. casa particular stoi lub siedzi kilku mężczyzn wyglądających, jakby nie mieli nic innego do roboty.
Z tego miejsca na główny plac wracamy inną drogą, najpierw pod górę, by potem zawrócić i popatrzeć jeszcze chwilę za siebie. Podoba mi się widok z górnych ulic na zatokę, nad którą leży Santiago de Cuba i na góry po jej drugiej stronie.
Słońce chyli się ku zachodowi, kiedy docieramy ponownie przed budynek katedry. Dzień w Santiago kończymy szklaneczką mojito na dachu hotelu stojącego tuż przy świątyni, z którego rozciąga się jeden z moich ulubionych widoków z wycieczki po Kubie. Nie muszę nawet patrzeć na zdjęcia, by przypomnieć sobie to miasto otulone pomarańczowymi promieniami zachodzącego słońca…
Jak podoba się Wam Santiago de Cuba? Czy większa atrakcją są dla Was muzea, czy też w czasie podróży wolicie przyglądać się zwykłemu życiu? A może obie rzeczy są dla Was równie ważne?

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Bardzo rzadko zaglądam do muzeów, najczęściej wtedy, gdy pogoda jest niesprzyjająca :) Chociaż i wtedy chętniej posiedzę w knajpie. Ale są wyjątki, jak np. muzeum azulejos w Lizbonie, gdzie było super i polecam je każdemu. W Madrycie też było super w muzeum Thyssen-Bornemisza :)
Uwierzysz, że mieszkając pół roku w Lizbonie nie zdążyłam się wybrać do tego muzeum…? :)
Zawsze masz po co wrócić :)
Oj tak. Dawno nie byłam…
Mam tak samo, wolę życie miasta niż muzea ;-)
:D
Jeden muzeum na którym bardzo mi zależy + spacery :)
W sumie od czasu do czasu też pojawiam się w muzeum z własnej woli, ale musi być ono w jakiś sposób wyjątkowe :)
— Teraz nawet u nas doczekaliśmy czasów gdy posiadanie MALUCHA to szpan :)
W Polsce? A to nie wiedziałam… :)
Zdecydowanie ulice… i fotografię uliczną! Strasznie lubię podglądać mieszkańców miast zza mojego obiektywu :)
Ja tylko ciągle się waham przy fotografowaniu ludzi :)
Różnie. Niekiedy muzea czy pałace też są ciekawe. Ale ulica to jednak ulica :)
No właśnie niekiedy tak. Ale dla mnie najczęściej nie ;)
Na liście ;)
Polecam, powodzenia! :)
Uliczne życie! I jedzenie! I ludzi :)
O! I jedzenie :)
Mam tak samo :)
Rozbroił mnie ten żółty maluch :D
Słodki, prawda? :)
Teraz to już totalnie nie mogę doczekać się mojej wizyty na Kubie <3
Kiedy? Kuba jest świetna! :D
I ja rowniez wybieram spacery chodnikami uliczkami zagladam
W kazdy zakamarek :-) dokonczenie hehw
:D ja też lubię boczne uliczki i zakamarki :)
Lecę tam 7 marca 2017, zapodaj jakieś ciekawe fakultety ? Czy samemu zapuścić się w teren ? pozdrawiam ;)
Gdzie będziesz spędzał wakacje? Jeśli w Varadero to koniecznie Trinidad de Cuba i koniecznie Havana!
Te auta nigdy nie przestaną mnie zachwycać:)
Piękne są, prawda? :)
Życie miasta, chociaż muzea też potrafią być fajne :)
Czasem… niestety niezbyt często ;)
Lubię zwiedzać muzea, ale ostatnio polubiłam coś co się nazywa “flaneured” porostu siedzisz i chłoniesz atmosferę. Dla mnie to coś nowego bo zawsze wszędzie się spieszyłam …. a twoje zdjęcia Kuby są super, kolorowo tam.
To mi się podoba, takie podejście :) Miałam tak ostatnio w Paryżu :)
Nie wiedziałem, że jest na taką aktywność nazwa! Też to uwielbiam robić, szczególnie na Kubie, bardzo często jest to o stokroć przyjemniejsze, niż ‘zaliczanie’ poszczególnych atrakcji.
Parę lat temu mój znajomy wybrał się na zorganizowaną wycieczkę do Paryża, typu ‘po lewej wieża Eiffel Tower, po prawej Łuk Tryumfalny, na wprost pomnik-i prosimy nie zatrzymywać się, bo nie ma czasu’. Powrócił zmęczony niezadowolony.
Gdy drugi raz wybrał się sam do Paryża, po prostu siadał przy stoliku restauracyjek na pięknych, typowo francuskich uliczkach, zamawiał sobie lampkę wina i po prostu, jak pisałaś, ‘chłonął atmosferę’. “Wreszcie doświadczyłem prawdziwego Paryża”, powiedział po powrocie.
Zdecydowanie dużo przyjemniej jest w ten sposób poznawać miasto!
Ja cenię sobie możliwość zobaczenia wszystkich ważnych miejsc w kraj do którego pojadę. Ale nie interesuje mnie chodzenie po muzeach, zdecydowanie wolę sama wyznaczyć sobie trasę i podczas spacerów dać się miastu porwać :)
O tak! :)
Lecę w listopadzie na miesiąc na Kubę – może jakieś wskazówki? :)
Masz jakieś konkretniejsze pytania? :)
Zwykle zycie, chociaz coraz cześciej odwiedzam muzea :)
Ja się jakoś nie moge do większości przekonać ;)
Do Santiago de Cuba nie dotarlam, ale spotkalam paru lokalnych w Havanie ktorzy mowili ze jest tam duzo ladniej i czysciej. Patrzac na Twoje zdjecia mieli racje ;)
Najlepsze zdjęcie: el polaquito! :)))
Kiedy powrót z Zanzi?
Hahaha :) Wracam za półtora miesiąca :)
Lubię poznawać prawdziwe życie ludzi. Naprawdę zasmakować tego miejsca. Nie widzę sensu oglądaniu czegoś “przez szybę”. Nuda! :D
Pozdrawiam Ewa, buziaki
Buziaki również! :)
Chciałam tylko zobaczyć, gdzie leży Santiago i oto trafiłam na tę stronę. Bardzo się ucieszyłam , że dotarłam do takich informacji. Poczułam się jakbym chodziła po tych stromych uliczkach i chłonęła ciepło tego miasta. Miło było poznać Panią ,Pani Ewo. Ja jestem Anna i oczywiście też podróżuję po zakątkach świata. Jeszcze wiele przede mną, to przyjemne marzyć i czekać na następne wyprawy.
Pani Anno, zgadzam się! Nie tylko same podróże są świetne, ale ten czas kiedy się przygotowuje, planuje lub tylko rozgląda po tym, co ciekawego na świecie jest do zobaczenia – on tez jest piękny. Pozdrawiam i życzę udanych podróży :)
Na Twoim zdjęciu Parku Cespedes, po prawej stronie, znajduje się budynek z niebieskim balkonem. Jest to Ayutamiento, ratusz.
To właśnie z centralnego balkonu tego budynku Fidel Castro po raz pierwszy wygłosił przemówienie do narodu kubańskiego w dniu 1 stycznia 1959 roku, ogłaszając zwycięstwo Rewolucji Kubańskiej. Bardzo chciałem osobiście stanąć na tym balkonie i nawet zaproponowałem 10 CUC, ale niestety nie wpuszczono mnie i musiałem się zadowolić zdjęciem na tle balkonu.
To prawda, nie wiem czemu zupełnie o tym nie wspomniałam. Dzięki za uzupełnienie!
Pozdrawiam Ewunia ?