Valldemossa pełna uroczych zakątków
Słońce promieniami delikatnie ogrzewa twarz, ale biorąc głębszy wdech nadal czuć lekki chłodek w powietrzu. Ludzie, których widzę na ulicy, poubierani są jeszcze w lekkie kurtki, a ich szyje najczęściej opatulone są szalikiem lub chustką. Nie ma ich zresztą zbyt wielu, a ci nieliczni turyści, którzy przyjechali do Valldemossy w lutym kierują swoje kroki od razu do klasztoru kartuzów. Słynie on między innymi z tego, że spędził tu trochę czasu Fryderyk Chopin ze swoją ukochaną George Sand. Szybkim krokiem przemierzam utworzone tu muzeum i ruszam dalej, by nacieszyć się widokiem pustych uliczek tego najwyżej na Majorce położonego miasteczka.
Mimo, że drzewa jeszcze się nie zielenią, wędrówka uliczkami Valldemossy to sama przyjemność.
Niektórych nie odstrasza nawet delikatny chłodek, a przecież pyszny posiłek na świeżym powietrzu, czy chociażby filiżanka kawy to sama przyjemność.
Przy większych uliczkach pootwierane są też sklepiki i stoiska z pamiątkami, ale przed sezonem nie ma w nich dużego ruchu.
Valldemossa leży w dolinie, przez co trasa spaceru prowadzi raz w dół, raz w górę, oferując co chwilę piękne widoki na miasteczko lub okolicę.
Warto jednak odejść od turystycznego centrum i zagłębić się w mały labirynt urokliwych uliczek, z których każda pełna jest niespodzianek.
Klimat Majorki sprzyja roślinności. Dzięki temu nawet zimą można cieszyć oczy kwiatowymi dekoracjami domów.
Jestem pewna, że miło jest mieszkać w takim otoczeniu.
Widać, że właściciele dbają o swoje domy i ich dekoracje. Aż przyjemnie popatrzeć.
Bardzo podobają mi się wszechobecne doniczki z roślinami zamocowane na ścianach koloru piaskowego.
A także ceramiczne tabliczki przedstawiające sceny z życia tutejszej świętej – Cataliny.
W jednym z zaułków można nawet znaleźć pomnik tej dziewczynki.
Urzekają mnie też okna w pięknej, zielonej oprawie okiennic, bardzo charakterystyczne dla Majorki.
Detale, detale, detale…
Niby drobnostki, ale to one tworzą charakter miejsca.
O Valldemossie napisać można wiele. Że Chopin i George Sand, historia znana, opisana zresztą przez samą pisarkę. Że klasztor kartuzów. Że otaczające miasto góry. Że zielona dolina. Ale podobno zdjęcie to jak tysiąc słów. Dlatego dzisiaj pokazuję wam zdjęcia, zamiast się rozpisywać. Mam nadzieję, że Valldemossa spodoba się wam tak samo, jak i mi się spodobała.
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Chciałabym tam jeszcze wrócić, piękne miejsce:-)
Zboczenie z turystycznych tras zawsze owocuje cudnymi widokami i gwarantuje dotarcie do ciekawych zakątków. Na tym wg. mnie polega prawdziwe podróżowanie…żeby oprócz tego, co polecają przwodniki, iść tam, gdzie nas nogi niosą…
Przywołałaś wspomnienia :)
W Valdemossie urzekające sa te donice, kwiaty, detale – niby nic, a tak dużo!
Tam jest przepięknie :)
Oj pięknie było tam pięknie, a najpiękniejsze to były kolczyki :D
Żebym jeszcze w ubiegłą zimę nie zgubiła jednego… ;)
O żesz! Trzeba wrócić po kolejną parę ;)
Koniecznie!!!