W pogoni za ognistym lisem
Jest cicha, zimowa noc. Poprzez ośnieżone arktyczne bezdroża, przeskakując nad wzniesieniami, biegnie lis. Nie żaden zwykły rudy chytrus, tylko magiczny, ognisty lis. Zwierzę, pędząc przed siebie, zamiata na lewo i prawo kitą, rozsypując za sobą snop iskier, które unoszą się ku niebu, tworząc świetlisty ślad. Kiedy widzimy go na nocnym niebie, określamy to zjawisko mianem zorzy polarnej.
Zobaczenie aurory borealis na własne oczy było moim wielkim marzeniem i głównym powodem, dla którego wybieramy się z Evi do Tromsø. Widziałam wcześniej tyle zdjęć zorzy, że chciałam w końcu obejrzeć ten spektakl na żywo, na własne oczy. Chociaż mając szczęście, można zobaczyć zorzę w samym mieście, to w praktyce różnie bywa. Zależy to nie tylko od aktywności słońca i ziemskiego pola magnetycznego, ale też od takiej banalnej rzeczy, jak pogoda. Innymi słowy, jak niebo jest zachmurzone, to zorza może nawet gdzieś tam tańczy jak szalona, ale na tyle wysoko, że chmury całkowicie ją zasłaniają. Dlatego zdecydowałyśmy się wziąć udział w zorganizowanym poszukiwaniu aurory borealis.
Dzisiaj wiadomo, że źródło zorzy polarnej leży niemalże sto pięćdziesiąt milionów kilometrów od Ziemi. Jest nim słońce, które w każdej sekundzie emituje strumień naładowanych cząstek, mknących ku ziemi i innym planetom przez przestrzeń kosmiczną pod postacią wiatru słonecznego. Kiedy dociera on do Ziemi, odchyla się pod wpływem ziemskiego pola magnetycznego, a większość cząsteczek po prostu opływa naszą planetę. Niektóre jednak zostają uwięzione przez magnetosferę w okolicach biegunów. Rozpędzone cząstki zderzają się gwałtownie z gazami znajdującymi się w górnej części atmosfery, znanej jako jonosfera, powodując wydzielanie się energii w postaci światła. To właśnie świecenie widzimy z ziemi jako zorzę polarną, widzianą zwykle w obszarach polarnych. Rozbłyski na słońcu, powodujące emisję większej ilości cząstek, mogą sprawić, że zorza jest szczególnie aktywna i intensywna.
Z naszym przewodnikiem Jackiem spotykamy się wieczorem. Kiedy wsiadamy do niewielkiego busa, Jacek tłumaczy nam, że na zorzę będziemy polować aż w Finlandii, jakieś dwieście kilometrów od Tromsø. Rzeczywiście, pogoda tutaj nie dopisuje, z ciężkich chmur pada śnieg z deszczem i nie ma szans na przejaśnienia. Prognozy mówią natomiast, że w głąb lądu mamy szansę zobaczyć czyste niebo, a dzięki temu — aurorę borealis. Przed nami ponad dwie godziny drogi. Jedziemy najpierw wzdłuż fiordów, by następnie odbić od wybrzeża w kierunku norwesko-fińskiej granicy. Nad Finlandią nie pada, ale początkowo niebo ciągle zachmurzone. Podążamy jeszcze dalej. W końcu jakieś trzydzieści kilometrów za miejscowością Kilpisjärvi dostrzegamy gwiazdy, oznaczające czyste niebo. Zatrzymujemy się akurat w momencie, gdy nad północnym horyzontem zaczyna pojawiać się blada poświata.
Smugi, które widzimy na niebie, mają bardzo bladą srebrzystozieloną barwę. Zorza nie jest intensywna. Dopiero na zdjęciach z długim czasem naświetlania widać lepiej jej kolory. Dominuje zieleń, ale na górze dostrzec też można poświatę w kolorze czerwonym. Barwy zorzy zależą od tego, z cząsteczkami jakich gazów zderza się wiatr słoneczny. Zielony kolor jest najczęściej spotykany i powstaje z cząsteczek tlenu około stu kilometrów nad powierzchnią Ziemi, gdzie jest go dużo. Dlatego najłatwiej zobaczyć zieloną zorzę. Czerwone światło to również zasługa tlenu, ale tego znajdującego się bardzo wysoko w atmosferze, nawet około trzystu kilometrów nad ziemią. Z kolei fioletowoniebieska barwa zorzy, widywana u dołu firanek, powstaje dzięki znajdującymi się poniżej stu kilometrów nad ziemią atomom azotu.
Nauka wiele nam wyjaśnia, jeśli chodzi o zorzę polarną, ale zanim poznaliśmy faktyczny sposób jej powstawania, żyjący w miejscach ich występowania ludzie na różne sposoby próbowali tłumaczyć, czym są tańczące na nocnym niebie światła. Ognisty lis to jedno z wielu wyjaśnień, pochodzące z ludowych wierzeń w północnej Finlandii. Fińskie słowo określające zorzę polarną, revontulet, można dosłownie przetłumaczyć jako ognisty lis.
Przyglądamy się delikatnej zorzy, próbując ją sfotografować, co nie jest łatwe w przypadku kompletnej ciemności i braku jakichkolwiek punktów odniesienia. Tymczasem wiatr powoli nawiewa chmury z zachodu, które zasłaniają nasz pokaz. Wskakujemy więc do busa i jedziemy jeszcze dalej w głąb Finlandii. Znalazłszy znowu bezchmurne niebo, zatrzymujemy się, rozstawiamy statywy i obserwujemy światła tańczące na niebie, podczas gdy Jacek rozpala ognisko i piecze dla nas pyszne kiełbaski z baraniny. Przedstawienie, które daje nam aurora borealis, nie jest tak spektakularne, jak to, co widziałyśmy dwa dni wcześniej na wyspie Kvaløya, ale taka jest właśnie zorza — nieprzewidywalna. Po północy, kiedy już napatrzyliśmy się na światła, rozgrzaliśmy gorącą herbatą i posililiśmy kiełbaskami, przychodzi czas wracać do Tromsø.
Dzień, w którym odwiedziliśmy wyspę Kvaløya, był jedynym podczas naszego pobytu w Norwegii, kiedy pogoda dopisała, a niebo nad Tromsø nie zakrywała ani jedna chmurka. Tej nocy spałyśmy w namiocie Aurora Camp. Zorza dała nam kilkugodzinny pokaz wspaniałego, hipnotyzującego tańca na firmamencie. Miałyśmy ogromne szczęście, że nie musiałyśmy na nią polować.
Od fluktuacji ziemskiego pola magnetycznego zależą kształty zorzy polarnej. Czasem są to smugi światła, które zaczynają tańczyć na niebie, tworząc kurtynę, innym razem widać promienie układające się wzdłuż linii pola magnetycznego. Często można dostrzec łuki, a kiedy zorza świeci nad głową obserwatora — koronę. Jakikolwiek nie byłby kształt aurory borealis, to właśnie jej taniec, poruszanie się po nieboskłonie, chyba najbardziej mnie zachwyca.
Okazuje się jednak, że to cudowne zjawisko może nie tylko budzić zachwyt, ale też lęk! Według saamskich wierzeń, zorza polarna to dusze zmarłych przodków. Kiedy tańczy na niebie, należy okazać im szacunek, zachowywać się spokojnie i ostrożnie. Dlatego też zamieszkujący Laponię Saamowie w czasie zorzy często zostawali w namiotach, a dzieciom nakazywali siedzieć cicho. Okazanie braku respektu mogło sprowadzić nieszczęście, w ostateczności światła spływały na ziemię, by pobić zuchwalca tak mocno, że ten umierał. Zabronione było machanie do zorzy, gwizdanie na nią, a nawet pokazywanie palcem. O tym ostatnim przesądzie na szczęście nie wiem, kiedy oglądam aurorę borealis, i zdarza mi się wskazać miejsce na niebie, gdzie zaczyna się jej taniec. Na szczęście nic złego mnie nie spotyka…
Istnieje wiele innych ciekawych ludowych podań związanych z zorzą polarną. W Szwecji wierzy się, że jest to odbijający się na nieboskłonie blask wielkich ławic śledzi pływających w morzu. Niektórzy twierdzą z kolei, że to światło odbijające się od zbroi Walkirii, a jeszcze inni, że to duchy grające na niebie w piłkę nożną… czaszką morsa. Nauka dała nam prawdziwe wyjaśnienie, ale czy te ludowe nie dodają zorzy trochę więcej magii?
Jeśli wybieracie się do Tromsø, zajrzyjcie też do wpisu, gdzie zebrane są ważne i przydatne informacje praktyczne, między innymi o tym, jak poruszać się po mieście, jak upolować zorzę oraz co jeszcze można robić w okolicy.
Wiatr słoneczny czy ognisty lis, a może odblask śledzi – jak Waszym zdaniem powstaje zorza polarna? Podoba się Wam to zjawisko? Widzieliście je już na własne oczy?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Coś o tym wiem, że trzeba mieć olbrzymie szczęście do pogody i braku chmur :)
O tak! Prognozy nie były dobre a ja i tak w nocy wyglądałam przez okno z nadzieją :)
Zobaczenie zorzy polarnej od długiego czasu znajduje się na naszej liście :) Zazdro! Jest pięknie
Warto spełniać marzenia :)
Moje marzenie!
Jedź ;)
O rany <3
U nas zorza polarna jest wysoko na liście zjawisk do obejrzenia. Musimy tylko zaplanować sposób dostania się w zimne rejony Norwegii w odpowiednim czasie. Bardzo nam się podobają Twoje zdjęcia i mocno zazdrościmy przeżyć.
Dziękuję! Najwygodniej chyba polecieć, z przesiadką w Oslo z Polski można dolecieć Norwegianem :)
/marzenie mojej młodszej córki :).
Życzę, by się spełniło :)
Zdjęcia są cudne i sama baaaaaardzo bym chciała takie zrobić! Zorza polarna jest na mojej liście marzeń od dawna, chyba nawet od podstawówki, kiedy to znalazłam jej zdjęcia i opis w jakieś encyklopedii.
Tak od podstawówki to na mojej liście jest Australia :)
Rewelacja !
Dziękuję :)
Zorza to zdecydowanie jedno z najpiękniejszych zjawisk naturalnych na ziemi. Zazdroszczę, że będziesz miała okazję obejrzeć ją na żywo ;)
Już miałam, było cudownie :)
Na 8 zdjęciu zorza wyglada jak z filmów o kosmitach? Zdecydowanie najbardziej podoba mi się na zdjęciu 1. Nigdy nie widziałam na żywo, wiec jak Ty, przed podróżą, muszę zadowolić się fotkami?
Faktycznie – latający spodek na ósmym zdjęciu :) Życzę Ci, byś kiedyś miała możliwość tak jak ja zobaczenia jej na własne oczy :)
Coś niesamowitego!
O tak :)
To prawda, ludowe wierzenia zdecydowanie dodają zorzy jakiejś tajemniczości i magii. Zupełnie inaczej się wówczas na nią patrzy :-) Ogromnie spodobała mi się opowieść o ognistym lisie! Świetna!
Mnie też zachwyciła, czasem człowiek się zastanawia, jakimi ściezkami podążały umysły tych, którzy takie wyjasnienia wymyślali. Ale opowieść jest rzeczywiście piękna :)
Piękna opowieść, która pomogła mi zrozumieć zjawisko zorzy polarnej :)
Cieszę się, dziękuję!
Wygląda nieziemsko i jak każdy chciałabym kiedyś zobaczyć to na własne oczy. Obawiam się tylko, że z moim szczęściem pogoda będzie fatalna albo nie będę na tyle zdolna, by zrobić chociaż jedno dobre zdjęcie :)
Jak się jedzie na zorganizowaną wycieczkę to z reguły przewodnik pomaga i podpowiada, ale oczywiście warto się fotograficznie przygotować ;)
Piękny widok, jak ze snu. Niesamowite! :)
Rzeczywiście, nierealne się to wydaje :)
Piękne. W takim tempie spełniasz swoje marzenia, że wkrótce lista będzie pusta. A może dopisać spotkanie z misiem polarnym, choćby z daleka tak przez lornetkę?
To jest bardzo dobry pomysł, już dopisuję! :D
Jedziemy za dwa tygodnie
Powodzenia!!!
Zobaczenie zorzy było dla mnie jak dotąd najwspanialszym podróżniczym doświadczeniem (tuż obok zobaczenia maskonurów na Mykines), więc zgadzam się w 100% :)
Dla mnie o pierwsze miejsce walczy zorza z lampartami, lwami i słoniami na safari. A na trzecim miejscu zobaczenie rekina w czasie nurkowania :)
lecimy do Tromso w sobotę :)
Cudownego pobytu życzę!
Że tak powiem, rozumiem Cię ;)
Widzieliście? Jak się podobała? :)