Wypatrując wielorybów, czyli dzień w towarzystwie pasjonata morskich ssaków
Lauri wydaje się poruszony, podobnie jak reszta załogi Jacquelyne. Zimą pośród fiordów w okolicy Tromsø nie powinno być kaszalotów spermacetowych. Z reguły widywane są wyłącznie latem i tylko na otwartym morzu. Jedynym powodem, dla którego ten obserwowany właśnie przez nas wieloryb mógłby się tu znaleźć, jest to, że przypłynął dokończyć żywota. Lauri potwierdza, że białe plamy na ciele olbrzyma świadczą o jego starości i chorobie, a gdy kaszalot nurkuje, nie ma nawet siły podnieść wysoko płetwy ogonowej. Unosi ją tylko lekko nad powierzchnię wody i dopiero zanurzając się, prostuje ogon. Po chwili wielkie cielsko znika w głębinie.
Dwudziestodziewięciometrowa łódź została nazwana imieniem Jacquelyne przez przyjaciela Arystotelesa Onassisa na cześć jego żony Jackie Kennedy Onassis, którą mężczyzna uwielbiał. Skonstruowano ją w 1965 roku i początkowo stacjonowała w Marsylii. Jackie wielokrotnie na niej gościła. Do teraz zachowały się w kabinie oryginalne elementy drewniane z tamtych czasów, takie jak wykończenie ścian i sufitów. Pomalowana na granatowo Jacquelyne wozi dziś turystów w czasie wielorybiego safari, a także bierze udział w programach badawczych.
Latem Jacquelyne stacjonuje w Stø, skąd organizowane są letnie wycieczki na pełne morze. Trwają one dłużej niż zimowe, można też spodziewać się większych fal i silnego wiatru. Ale tego styczniowego dnia, jak przez całą zimę, Jacquelyne wypływa z portu w Tromsø. Jest dziewiąta, a na pokładzie znajduje się kilka osób z załogi, jedna pracownica WWF, dwóch dziennikarzy z Finlandii, dziewięcioro turystów, w tym ja i Evi oraz mały pies należący do jednej z członkiń załogi. Choć teoretycznie powinno się tu zmieścić pięćdziesiąt osób, to wydaje mi się, że przy takiej ilości byłoby zbyt ciasno. Dzień rozpoczynamy gorącą herbatą w ogrzewanym pomieszczeniu na pokładzie, gdzie Lauri, najstarszy stażem i najbardziej doświadczony przewodnik, wprowadza nas w zasady bezpieczeństwa, organizację i przebieg safari oraz — co ważne — przybliża nam wytyczne związane podglądaniem waleni w taki sposób, aby im nie zaszkodzić.
Kilkanaście tygodni wcześniej planując wyjazd do Tromsø, zastanawiamy się z Evi, czy w ogóle jest sens brać udział w tego typu wycieczce. Evi zwraca uwagę, że tropienie wielorybów może wiązać się ze stresem dla tych zwierząt. W końcu jednak decydujemy się na ofertę Arctic Whale Tours. Przekonuje nas ich deklaracja przestrzegania wytycznych obserwacji wielorybów oraz potwierdzające ten fakt opinie w internecie.
W Stø mamy przywilej życia i pracy wśród najwspanialszej dzikiej przyrody, jaka występuje w Norwegii. Daje nam to możliwość zapewnienia naszym gościom wysokiej jakości doświadczeń związanych z podglądaniem waleni. Niemniej jednak te możliwości łączą się z odpowiedzialnością za zapewnienie zwierzętom komfortu w każdym momencie. W bliskiej współpracy ze Stowarzyszeniem Ochrony Waleni i Delfinów opracowaliśmy zatem wytyczne obserwacji waleni, aby zagwarantować najlepsze praktyki podczas naszych wycieczek. Celem tych wytycznych jest zminimalizowanie wpływu na zwierzęta oraz pozwolenie naszym przyrodnikom na informowanie naszych gości o odpowiednich sposobach interakcji ze ssakami morskimi.
Zimą w wodach nieopodal Tromsø najłatwiej wypatrzyć orki. Pojawiły się tu one kilka lat temu wraz ze śledziami, których grupy mniej więcej co dwadzieścia pięć lat zmieniają miejsce żerowania. Ostatni raz widziano je w tych rejonach około stu lat temu. Takie migracje to całkowicie naturalny proces. Teraz ponowne pojawienie się śledzi, a co za tym idzie także orek, które się nimi żywią, pozwoliło na organizację zimowych rejsów wycieczkowych. Oprócz orek o tej porze roku można tu też czasem spotkać humbaki i to prawdopodobnie te walenie dostrzega na horyzoncie Lauri przez swoją lornetkę. W odległości około kilometra od łodzi widać co jakiś czas fontanny pary wodnej w kształcie charakterystycznym dla tych wielorybów. Humbaki również pojawiły się w tej okolicy niedawno. Lauri tłumaczy, że ma to związek z ociepleniem się klimatu i z rosnącą temperaturą wody, a co za tym idzie bogactwem ryb. O tej porze roku walenie te powinny znajdować się w ciepłych wodach wokół Karaibów. Dla turystyki to zaleta, że można je tu znaleźć, ale dla samych humbaków i badających je naukowców to zupełnie nienormalna sytuacja. Przebywające dłużej na północy zwierzęta mogą odpływać ku Karaibom później, co skraca ich sezon godowy i rozmnażania się, a młode mają mniej czasu, by nabrać sił przed migracją na północ. Płyniemy w kierunku, gdzie Lauri dostrzegł prawdopodobnie trzy osobniki, ale humbaki nurkują, a gdy podpływamy do miejsca, gdzie się znajdowały, nie udaje nam się ich już odnaleźć.
Naszą uwagę zaprzątają natychmiast delfiny, a dokładniej grupa około dwudziestu pięciu delfinowców białobokich, które płyną w naszą stronę.
— To dopiero drugi raz w tym sezonie, jak widzimy tutaj delfiny! — ekscytuje się Lauri. — Z reguły występują one bardziej na południe, na otwartym morzu i w większych grupach liczących nawet dwieście osobników.
Delfinowce żywią się większymi rybami, takimi jak śledź czy makrela. Obserwujemy te urocze zwierzęta, jak płyną szybko obok naszej łodzi, co jakiś czas wyskakują lekko nad powierzchnię wody, przepływają pod kadłubem, mijają nas, aż wreszcie odpływają.
Tymczasem z drugiej strony Jacquelyne ktoś dostrzega fontannę pary wodnej, wystrzeliwaną przez wieloryba. Lauri myśli, że to zgubione przez nas wcześniej humbaki, ale po krótkiej obserwacji mówi zaskoczony, że oto mamy przed sobą kaszalota spermacetowego. Z daleka ssak wygląda niczym wielka drewniana kłoda, unosząca się na powierzchni morza i co jakiś czas strzelająca fontanną wody ku górze. Podpływamy w jego kierunku, zwalniając około czterystu metrów przed zwierzęciem.
Stary kaszalot unosi się na wodzie, lekko falując. Co jakiś czas wynurza przednią część ciała, wystrzeliwując ukośnie wydychane powietrze z parą wodną, która natychmiast skrapla się na zimnie, wyglądając niczym fontanna. Mówi się, że doświadczony wielorybnik jest w stanie po liczbie wdechów i wydechów ocenić, na jak długo zanurzyć się dany osobnik. Jacquelyne płynie powolutku, zachowując odpowiedni dystans do kaszalota, by go nie stresować, podczas gdy my obserwujemy walenia i słuchamy przejętego Lauriego wyjaśniającego nam, że zwierzę to przypłynęło pomiędzy fiordy, by tu umrzeć. Lauri zwraca też uwagę, że kaszalot zaczyna coraz wyżej unosić grzbiet, co znaczy, że za chwilę zanurkuje. Rzeczywiście, przy kolejnym wynurzeniu wieloryb unosi lekko płetwę ogonową i powoli znika pod powierzchnią wody. Nasz przewodnik ocenia, że wypłynie za mniej więcej dwadzieścia minut.
Wykorzystując chwilę przerwy, chowamy się w kabinie, by się ogrzać, napić herbaty i posłuchać opowieści o wielorybach. Cała załoga wydaje się bardzo poruszona tym, co przed chwilą zobaczyliśmy. Informacje o kaszalocie będą przekazane organizacjom badawczym. To standard na łodzi Jacquelyne, gdzie personel często dzieli się z naukowcami danymi dotyczącymi tego ile, gdzie i które walenie zaobserwowali, a także udostępnia im zrobione podczas rejsu zdjęcia zwierząt. Kiedy my rozgrzewamy się, kapitan kontaktuje się z innymi łodziami wycieczkowymi, by dopytać się, czy widziane ubiegłego dnia kawałek dalej orki nadal znajdują się w tamtych okolicach, żeby wiedzieć, czy warto tam płynąć. Okazuje się, że dzisiaj ich już tam nie ma, dlatego zostajemy tu, gdzie jesteśmy i czekamy, aż kaszalot wynurzy się ponownie. Po dwudziestu minutach Lauri zagląda do kabiny i oznajmia, że możemy znowu wyjść na pokład, by obserwować to ogromne zwierzę.
Nasz przewodnik ocenia wiek kaszalota na około osiemdziesiąt do dziewięćdziesięciu lat. Samice tych waleni osiągają długość do trzynastu metrów, a samce nawet ponad dwadzieścia. Nurkują one na głębokość ponad kilometra, co jest rekordem wśród wielorybów. Mogą ważyć nawet dwadzieścia pięć ton. Najchętniej żywią się głowonogami, takim jak kałamarnice i ośmiornice. Gatunek ten jest zagrożony wyginięciem, mimo że polowania na niego zakazano w 1982 roku.
Lauri opowiada nam o wielorybnictwie. Jeszcze sto lat temu w wodach Norwegii można było spotkać mnóstwo wielorybów, nie tylko humbaki i kaszaloty, ale też płetwale błękitne, finwale i wale grenlandzkie. Dzisiaj tych waleni już się tu nie obserwuje, bo wybito wszystkie. Od czasu, gdy wprowadzono zakazy polowań na wieloryby, sytuacja stopniowo się poprawia, ale nadal daleka jest od dobrej. Kiedy w połowie XX wieku inne gatunki tych wielkich ssaków zostały niemal doszczętnie wytępione, wielorybnicy zainteresowali się polowaniem na mniejszego płetwala karłowatego — jedynego wieloryba, na którego nadal można polować w Norwegii. Ich populację szacuje się obecnie na sto czterdzieści tysięcy osobników, choć Lauri twierdzi, że dawniej było ich około milion. Norwegia wydaje rocznie około sześciuset licencji na ich odstrzelenie. Jasno widać, że nas przewodnik jest przeciwny polowaniom na wieloryby:
— Mam znajomych wielorybników — mówi. — Lubię ich, ale nie lubię tego, co robią.
Lauri z zawodu jest rybakiem. To trudna i wymagająca praca, podczas której można często zobaczyć wieloryby, jednakże w trakcie połowu brakuje czasu na ich obserwację i studiowanie. To dlatego od kilku lat prowadzi on również wielorybnicze safari, które stały się jego pasją. Takie dni, jak dzisiaj, są dla niego wyjątkowe. To Fantastyczne uczucie móc obserwować naturę, być jej częścią, nawet jeśli wiąże się to z umieraniem wieloryba. Ale taka jest właśnie dzika przyroda. Tymczasem kaszalot po raz kolejny zaczyna unosić grzbiet coraz wyżej, aż w końcu podnosi płetwę i ponownie zanurza się pod wodą.
Gdy kaszalot znika nam z oczu, powoli odpływamy na wschód, w kierunku niewielkiej skalistej wysepki. Na jej szczycie Lauri zauważa dwa bieliki, a tuż nad wodą grupę czarnych kormoranów zwyczajnych i czubatych. Bieliki często można spotkać w miejscach polowań orek, które zmuszają śledzie do pływania tuż pod powierzchnią wody, co wykorzystują ptaki do łatwiejszego łowienia tych ryb. Kormorany również żywią się rybami. Chwilę obserwujemy całkiem spore ich stado, do momentu, aż zrywają się do lotu i jeden po drugim odfruwają tuż nad powierzchnią wody. Jacquelyne powoli zawraca, by udać się do portu.
Po raz kolejny wracam do kabiny, by się rozgrzać, ale po chwili widzimy jakieś poruszenie na pokładzie. Ktoś mówi, że chyba widać orki. Zakładam kurtkę, czapkę i rękawiczki, i wychodzę na zewnątrz. Okazuje się jednak, że ponownie trafiliśmy na tę samą grupę delfinów, które widzieliśmy wcześniej. Zwierzęta płyną od brzegu w naszym kierunku. Obserwujemy też nieco mniejszą łódkę, poruszającą się bardzo szybko wśród delfinów. Lauri wyjaśnia, że nie stanowi to problemu, gdyż akurat te zwierzęta lubią pływać wokół szybkich łodzi. Jest to dla nich rodzaj zabawy i chętnie ścigają się, skaczą nad wodę i nurkują. Delfiny są wyjątkiem, gdyż w przypadku spotkania z innymi wielorybami ważne jest, by płynąć bardzo powoli lub zupełnie zatrzymać łódź.
Delfiny płyną teraz coraz bliżej nas. Nasz kapitan także nie zwalnia, pozwalając delfinom pobawić się z nami. Pojedyncze osobniki przepływają wzdłuż burty i pod kadłubem, a ja widzę tylko obłe kształty z białymi plamkami po bokach, przemykające pod powierzchnią wody. Co jakiś czas niektóre wyskakują ponad taflę wody, pokazując się nam w całej okazałości. Delfiny te mają z reguły ponad dwa i pół metra długości i ważą około dwustu trzydziestu kilogramów. Z bliska wyglądają uroczo, jak to zwykle w przypadku delfinów bywa. W końcu chyba nudzi im się ściganie z Jacquelyne, bo odpływają na zachód, a załoga zaprasza nas z powrotem do kabiny na rozgrzewającą zupę rybną.
Na talerzu przede mną stoi jedna z najlepszych zup rybnych, jakie w życiu jadłam. Gęsta, pożywna, z dużymi kawałkami ryby i sporą ilością warzyw smakuje wyśmienicie. Lauri, który ją ugotował, zdradza nam sekret:
— Gotuję wszystko razem: stary, suchy chleb, głowy, skóry i ości ryb. Trwa to cały dzień. Dodaję też dużo warzyw i trochę wędzonej ryby. W dzisiejszej zupie jest na przykład wędzony dorsz i halibut.
Lauri do gotowania używa składników pochodzących z okolicy Tromsø. Ryba zawsze łowiona jest na tutejszych wodach. Razem z razowym chlebem zupa stanowi bardzo sycący obiad.
Przed powrotem do Tromsø mamy jeszcze możliwość chwilę porozmawiać z Laurim. Wypytujemy go o największe zagrożenia dla wielorybów. Jego odpowiedź trochę mnie zaskakuje:
— Największym zagrożeniem jest poszukiwanie ropy naftowej metodą sejsmiki refleksyjnej, która powoduje powstanie stresujących dla wielu wielorybów fal sejsmicznych, a także same odwierty. Z miejsc takiej działalności one po prostu znikają — wyjaśnia Lauri. — Szkodzi im także nadmierna aktywność militarna, na przykład silne sonary łodzi podwodnych, rosnące natężenie ruchu morskiego oraz oczywiście ocieplenie klimatu, szczególnie wzrastająca temperatura wody, która powoduje dezorientację u waleni i trafiają one zimą na przykład do Morza Północnego, gdzie nie mają dość pożywienia.
— A jakie są oznaki zmiany klimatu? — dopytuję.
— Ryby występujące dotychczas na południu zaczynają pojawiać się bardziej na północy, na przykład makrele pojawiały się tu kiedyś tylko przez kilka tygodni w środku lata, a teraz są tu cały rok. To niekorzystne, gdyż makrele są agresywne i odbierają pożywienie innym rybom — tłumaczy szczegółowo Lauri. — Przez to rybacy nie mogą znaleźć już innych ryb przy brzegu, co jest dla nich problemem. Zmienia się też łańcuch pokarmowy. Są też inne oznaki, takie jak mniej śniegu, więcej deszczu i częstsze burze. Burze z kolei są problemem dla śledzi, bo gdy tafla wody jest niespokojna, ryby te nie mogą znaleźć pożywienia, którego często szukają tuż pod powierzchnią. Także dorsze przenoszą się bardziej na północ — Lauri jako zawodowy rybak wie, co mówi.
— Ale więcej ryb to dobre wieści dla turystyki? — wtrąca towarzyszący nam dziennikarz z Finlandii.
— Tak, bo widujemy więcej orek, które jedzą nie tylko śledzie, ale też makrele — odpowiada nasz przewodnik. — A więcej wielorybów oznacza więcej firm organizujących wycieczki.
— Czy zdarza się wam obserwować nieprawidłowe zachowania innych łodzi w czasie poszukiwań wielorybów? — jestem ciekawa.
— Safari wielorybnicze to duży interes — wyjaśnia Lauri. — W tej chwili w Tromsø działają trzydzieści dwie firmy, a w Vesterålen — trzy. Pięć lat temu, gdy zaczęto organizować tego typu wycieczki, działało wiele firm, które nie wiedziały, jak to robić, a w Norwegii nie trzeba mieć żadnej licencji. Można wziąć łódź i, po spełnieniu wymogów bezpieczeństwa, szukać wielorybów nie mając pojęcia, jak zachowywać się w ich obecności. Nasza firma jest drugą w całej Norwegii, która wprowadziła w życie odpowiednie wytyczne.
Odnoszę wrażenie, że Lauri o wielorybach mógłby opowiadać bez końca. Widać, że to jego wielka pasja. Ja cieszę się, że mogłam się od niego czegoś nauczyć, a także na własne oczy zobaczyć ogromnego kaszalota i grupę delfinów. Bo chociaż nie zobaczyłyśmy z bliska ani orek, ani humbaków, które zimą spotyka się tu najczęściej, to udziela nam się nastrój załogi, a dzień wydaje się wyjątkowy. Podglądanie zwierząt w ich naturalnym środowisku bez przeszkadzania im to coś, co sama uwielbiam!
Na wycieczkę Winter Whale Safari wybrałam się na zaproszenie firmy Arctic Whale Tours, która organizuje tego typu rejsy zarówno zimą, jak i latem. Byłam naprawdę pod wielkim wrażeniem pasji i profesjonalizmu załogi, a w szczególności przewodnika Lauriego, oraz odpowiedzialnego podejścia do obserwacji morskich ssaków.
Jeśli wybieracie się do Tromsø, zajrzyjcie też do wpisu, gdzie zebrane są ważne i przydatne informacje praktyczne, między innymi o tym, jak poruszać się po mieście, jak upolować zorzę oraz co jeszcze można robić w okolicy.
Lubicie oglądać dzikie zwierzęta na wolności? Mieliście kiedykolwiek okazję zobaczyć wieloryby?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Byłam na podobnej wycieczce w Nowej Zelandii – niezapomniane przeżycie :)
Które wieloryby tam można zobaczyć?
Oglądaliśmy humbaki w Monterey :) chociaż przyznamy, że choroba morska skutecznie mi utrudniała przeżywanie tego widowiska ;)
W Tromsø na szczęście woda spokojna i żadnych fal :)
Fantastyczne przeżycie, może uda się jeszcze raz tak fantastyczne spotkanie. :)
Tego życzę!
Widziałam w Ekwadorze w parku narodowym Machallila. Przeżycie niesamowicie emocjonalne. Pamiętam, że popłakałam się z wrażenia :O
Fakt, emocje są!
Jeszcze nie widziałam niestety a to moje wielkie marzenie. Jakoś się z nimi mijam na świecie
Powodzenia, niech Ci w końcu staną na drodze :)
Byłam na podobnym safari w Húsavík na północy Islandii. Wspaniałe doświadczenie!
Fajnie, że zasmakowała Tobie norweska fiskesuppe :)
Oj zasmakowała bardzo! A na Islandii w Reykjaviku też organizowali takie wycieczki, ale wtedy wybrałyśmy maskonury :)
Komentarz miałam dać wczoraj, ale dziecko ogłosiło mi bunt na pokładzie ;)
Przeczytałam i jestem zachwycona. Zazdroszcze Ci takiej wycieczki. Historia z wielorybem, który kończy swoja historię – smutne. Nie lubie jak coś takiego musi nadejść. Przeraziła mnie ilość wielorybów, z miliona na kilkaset tysięcy teraz. Tragedia. Niedługo nie będzie ich wcale! to aż nieprawdopodobne, że wydaja jeszcze licencje na zabijanie i to w takiej ilości!!! Zabijają tym samym swoją turystykę! Zazdroszcze oglądania delfinów, wielorybów i kormoranów! uwielbiam takie stworzenia morskie, polubilam je od czasu oglądania wszystkich czesci filmu Uwolnij orkę :) tego czego mi brakuje to informacji o kosztach takiego wypadu!
Koszty są podane we wpisie praktycznym, bo było mi najłatwiej zebrać wszystko w jednym miejscu: https://www.dalekoniedaleko.pl/garsc-informacji-praktycznych-o-tromso/ zapraszam :)
Parę tygodni temu szukaliśmy wielorybów na Sri Lance i nawet znaleźliśmy cztery :) Super sprawa!
Fajnie! Nie wiedziałam, że na Sri Lance też można :)
Widziałam humbaki na Islandii! Widok niesamowity
Bardzo! :)
Stary kaszalot wygląda porządnie :) i te pingwiny na skale!
To kormorany :P
co mi się upierdzieliło to ja nie wiem :P
Może tak bardzo chcesz zobaczyć pingwiny, że po prostu je widzisz :D ja bym chciała… ;)
Tego zdecydowanie brakowało w czasie naszej wyprawy ;)
Nawet w żadnej rzece nie pływały? ;)
no tak jakoś nie bardzo ;)
Nie wytrzymam… nasze przeżycia się normalnie przenikają z wyprawy do Tromso. Też byłam na wycieczce aby zobaczyć wieloryby… a zobaczyłam… orki.To, co ja widziałam, Tobie się nie udało, a Tobie to się udało zobaczyć czego mi się nie udało. haha Dobrze za to że obie widziałyśmy zorzę polarną :) ;)
Hahahah, no tak! I Ty jeszcze widziałaś Tromso z góry z kolejki, a ja nie :)
Wielorybów nie miałam okazji podglądać ale też lubię obserwować zwierzęta w ich naturalnych środowisku :)
:D
Przypomina mi się rejs katamaranem w okolice Los Gigantes na Teneryfie. Obserwacja delfinów była prawdziwa przyjemnością. Kiedy patrze na Wasze zdjęcia, już mi zimno ;) Ale widać, że warto było. A kormorany z daleka wyglądają jak stado pingwinów :)
Warto było zdecydowanie i na szczęście nie było aż tak strasznie mroźno, bo nie wiał wiatr :)
Miałem nadzieję na Zanzi a nie było
Oj, żeby na Zanzibarze zobaczyć wieloryby to trzeba mieć wielkie szczęście. Sezon na humbaki jest od sierpnia do października, w zeszłym roku słyszałam o jednym przypadku zobaczenia tego walenia.
Świetna wycieczka! Też miałam okazję być w tym miejscu ale niestety nie spotkałam wielorybów. Mam nadzieję, że jeszcze się tam wybiorę i je zobaczę :)
Oby, trzymam kciuki! :)
Wycieczka wspaniała, ale zupa rybna w takich warunkach to musiała być naprawdę dobra :) podobno sekret udanej zupy rybnej polega na tym, by użyć kilku gatunków ryby, a nie tylko jednego.
To by się zgadzało, bo w naszej były co najmniej dwa gatunki :) Chociaż jadłam w Finlandii zupę łososiową, z samego łososia i też była bajecznie dobra :)
Wieloryby – zobaczyć je to moje marzenie!!!
Życzę Ci, by się spełniło!
Kormorany, lwy morskie i pingwiny. Oglądaliśmy je podczas rejsu z Ushuai w Argentynie. Do tego piękne widoki ośnieżonych szczytów i granatowe wody kanału Beagle. Podobnie, jak w tej relacji. Zabrakło tylko wielorybów. Teraz już wiem, gdzie ich szukać ;)
Ja bym bardzo chciała lwy morskie i pingwiny zobaczyć :)
Trcohę już nie mogę czytać tych fajnych opowieści, bo nie mogę teraz nigdzie jechać a też chcę renifery i wieloryby i psie zaprzęgi ;)
Ale to inspiracja na czas, kiedy będziesz mogła jechać ;)
Ten Wasz wyjazd do Tromso to była niesamowita przygoda. :) Psie zaprzęgi, renifery, wieloryby i zorza. Żebym ja tylko tam bardzo nie lubiła zimna ;-) Już od lat kusi mnie Islandia, Norwegia, ale zawsze wybieram podróż w stronę Słońca.
Nie było aż tak zimno! Były dni, że w Polsce było zimniej, niż w Tromso :D
To musi być niesamowite wrażenie, spotkać tyle morskich zwierząt, w tak pięknym miejscu! Do tego Lauri, ekipa, i ta zupa rybna…♥ niby nie lubię zimy, a jednak przez chwilę pozazdrościłam ;))
Hahaha, ja tez nie lubiłam zimy do niedawna. Teraz bardzo ja polubiłam. Sprobuj ;)
Co prawda uwielbiam ciepło ale taka wycieczka jest mega fascynująca
Trzeba się tylko ciepło ubrać :)
Hej! Wiesz może czy latem tez można zobaczyć orki, czy najlepiej jechać tam zimą? Zależy mi głównie na Nich :) i czy mogłabym wiedzieć mniej więcej jaka jest cena rejsu? Pozdrawiam Cię serdecznie :)
Podobno orki dużo łatwiej zobaczyć zimą. Jak byłam w 2017 roku to rejs kosztował 1400 koron :)