Żeby kózka nie skakała…
… to by nie było oleju ;) A przynajmniej marokańskiego oleju arganowego. Kozy skaczące po gałęziach przydrożnych drzew to niecodzienny widok wprawiający wielu przyjezdnych w osłupienie. Rzecz tutaj całkiem normalna. Przecież wiadomo, że koza musi się najeść, a gdzie znajdzie lepsze pożywienie, niż na drzewie?
Nierzadki widok przy trasach, gdzie rosną te drzewa, to autokar stojący na poboczu, grupa turystów z aparatami pod drzewem, pasterz zbierający bakszysz za oglądanie widowiska i kozy hasające w koronach drzew. Bakszysz jest niezmiernie ważny, bo inaczej pasterz może zgonić swoją trzódkę z gałęzi i oddalić się w kierunku, w którym turyści za nim nie podążą.
Drzewa arganowe, inaczej arganie żelazne, są unikalne dla Maroka. Więcej – głównie dla pasa terenu pomiędzy Agadirem a As-Sawirą. Są też cennym zasobem, ponieważ orzeszki z tych drzew służą do wyrobu oleju uznawanego za jeden z najlepszych na świecie. Tak przynajmniej twierdzą sami Marokańczycy. A i skaczące po drzewach kozy przyczyniają się niejako do jego produkcji.
Taka koza, kiedy jest głodna, wchodzi na arganię i obgryza liście. Niestraszne jej są kolce, nie boi się wysokości, nie obawia się złamania nóżki. Wskakuje żwawo po gałęziach tam, gdzie czekają przysmaki. I obgryza miękkie, zielone łupinki z orzeszków arganowych. Takie obgryzione orzechy spadają na ziemię, gdzie mogą być zebrane i oddane do przetwórstwa. Trzeba tylko uważać, żeby nie dopuszczać kóz do arganii zanim orzeszki nie dojrzeją, bo inaczej zostaną pożarte :)
Olej często produkuje się ręcznie, chociaż są też już maszynki do jego wyciskania. W wioskowych manufakturach pracują same Berberyjki, zajmujące się wytwarzaniem oleju w tradycyjny sposób.
Zaczyna się od rozbicia łupinki każdego orzecha kamieniem.
W takiej sali, w której siedzi kilka bądź kilkanaście kobiet, słychać miarowe stukanie. Pac, pac, pac i orzeszek bez łupiny wpada do woreczka. Potem orzechy mielone są na pastę, z której wyciska się olej.
Kobiece manufaktury pozwalają nie tylko znaleźć zatrudnienie Berberyjkom. Zyski ze sprzedaży oleju są często dzielone po równi pomiędzy pracownicami, a część z pieniędzy jest przeznaczona na ochronę rzadkich arganii.
Olej arganowy sprzedawany jest w dwóch postaciach – jako olej kosmetyczny i spożywczy. Posmarowanie skóry olejkiem kosmetycznym (jaśniejszym) jest niczym użycie eliksiru młodości: skóra staje się gładka, miękka w dotyku i bez zmarszczek. Olej jadalny (ciemniejszy) z kolei zapewnia końskie (kozie?) zdrowie i serce jak dzwon.
Zatem – do Maroka po olej!
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Aaaaaaaa o tych własnie kozach pisałam w moim marokańskim marzeniu! Słyszałam, ale dotąd nie widziałam – ale czad :D
A zajęcie z orzeszkami równie widzę przyjemne jak łupanie pinii..
Kozy są śmieszne naprawdę :)
Nie widziałam nigdy za to łupania pinii,szczerze mówiąc nawet się nie zastanawiałam, skąd się biorą te pyszne orzeszki – jak to wygląda?
Dokładnie tak samo. Pinie mają bardzo (bardzo!) twarde, czarne skorupki i w warunkach domowych można je sobie tłuc do woli, jak to robią przemysłowo nie wiem, ale sądząc po cenie pewnie niewiele są sobie w stanie ułatwić. Po godzinie walenia i tłuczenia uzyskałam małą łyżeczkę pełną świeżych piniuszy ;) Zjadłam i poddałam się
świeżych nigdy nie próbowałam, ale muszą świetnie smakować i to jeszcze samemu utłuczone :) fajne są też ciastka piniowe, ale widziałam je tylko w Alentejo, w okolicach Grandoli. Mniam!
Czyli tak tez mozna zarabiac:))……hmmm, koze na drzewo i dawaaaj, turysto!
Musze cos takiego wymyslec tu w Hiszpanii;P
nie mam kozy…
nawet chomika nie mam….hmmm
Kup sobie chomika, chomiki są fajne :)
Ja sie smarowalam jadalnym olejkiem arganowym, efekt ten sam co kosmetyczny ;-) Tyle, ze pachnie jak orzech, wiec trzeba maskowac perfumami ;-)
Te kozy na drzewach zawsze mnie zaskakiwaly…
Orzech też niebrzydko pachnie, chyba…? :)
Moj maz ma alergie na orzeszki ziemne – wiec zapach zle mu sie kojarzy ;-)
Kozy są mistrzowskie ;) Nie raz obserwowałam podobne obrazki w Albanii. Tam jeszcze z kubłów na śmiech potrafiły wyskakiwać kozy, co mogło przyprawić o lekki zawał, gdy np. szło się coś wyrzucić :P
A to dobre! Koty wyskakujące ze śmietników to przeżyłam w Grecji, na Kos, ale kóz to jeszcze nie :)
uwielbiam używać oleju arganowego, szczególnie na włosach, świetnie odświeża końcówki, ale nie wiedziałam, że jest wytwarzany w ten sposób, a to wszystko dzięki kozom :D bardzo mi się to podoba!
O tak, zgadzam się! Jest świetny, włosy od razu nabierają blasku. Też stosuję :)
Mnie zdziwiło kiedyś, jak zobaczyłem całe drzewo kogutów, ale zdjęcie z kozami na nim zdecydowanie przebija tamto. Chyba bym się zastanowił, czy nie wypiłem za dużo, gdybym to zobaczył na żywo ;)
Hahahhaha, koguty na drzewie to też musiało być widowisko!
Czyli mam nadzieję, że jeszcze kilka miesięcy i na obejrzę na własne oczy słynne kozy. Obiecuję jednak nie robić im konkurencji ;)
Słowem: jest kolejny argument, by po raz pierwszy postawić nogę na kontynencie afrykańskim :)
Konkurencji w skakaniu po drzewach czy w obgryzaniu orzeszków? ;)
mój ulubiony olejek! :D
Jak byłam w Maroku (Maroko?) to pewna Polka smarowała się nim, żeby szybciej się opalić :D
Ja sobie nim wszystko smaruje :D
Ha, a to dopiero! ;-) Ja go tylko jadłam w jakiś sałatkach, do smarowania jakoś tego nie widzę.. ;p
Spróbuj! No risk, no fun ;)