Barcelona pozytywnie zakręcona
Podoba mi się ta miękkość, falistość, mnogość kolorów. To, że nic nie jest szare, smutne, ułożone. Że za kolejnym rogiem, za kolejnym zakrętem czają się nowe niespodzianki. A to ciekawa forma, a to migoczące światło, a to smok. Kiedyś na czatach i raczkujących portalach społecznościowych nastolatki pisały o sobie pozytywnie zakręcona. Takie właśnie są dla mnie cztery najbardziej znane barcelońskie dzieła Gaudiego – pozytywnie zakręcone.
Casa Milà
Mówią o nim La Pedrera czyli Kamieniołom. Dom, który powstał w latach 1905-1910, rzeczywiście z zewnątrz przypomina szereg grot i jaskiń wykutych przez pijanych robotników w skalnej ścianie. Dlaczego pijanych? Wystarczy spojrzeć i chyba nie trzeba tłumaczyć. Dla mnie fasada budynku wygląda trochę jak odbicie zwykłej kamienicy w falującej wodzie.
Znajomi odradzali mi wchodzenie do środka. Że drogo i nieciekawie. Drogo – to fakt. Mimo wszystko ciekawość zwycięża. Staję pośrodku atrium, spoglądam w górę. Czy rzeczywiście wyrzuciłam pieniądze w błoto kamieniołomu?
Nie sądzę. Bo czy taka klatka schodowa może być nazwana nieciekawą? Nie. Aż chce się podążać za tymi liniami, które są jakby obietnicą czegoś ciekawego.
Wchodzę więc schodami na samą górę. A tam niespodzianka. Człowiek już nie czuje się jak w Barcelonie, ale jak na jakiejś pustyni, na której grupy zagubionych wędrowców zamieniły się w skalne figury. Wyglądają niesamowicie w ciepłych, pomarańczowych promieniach zachodzącego słońca. Sahara w środku miasta. Podobno twory te, zwane potocznie kominami, mają przypominać kształtem dym. W moich oczach są to jednak pustynne formacje skalne. Ale ja się tam na sztuce nie znam…
Casa Batlló
A cóż to? Czyżby smok wylądował przy Passeig de Gràcia 43? Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi mi do głowy, gdy widzę fasadę i dach domu przebudowanego przez Gaudiego w latach 1904-1906 to to, że artysta zdjął łuskowatą skórę z jakiegoś stwora i obszył nią budowlę. Przewodnik twierdzi, że to kawałki ceramicznych płytek i kafelków, ale ja w tym przypadku wolę mu nie wierzyć.
Jestem zachwycona ogromnym oknem, przez które widać jedną z głównych ulic Barcelony. Mogłabym mieć taki widok na co dzień. I ta oprawa, przypominająca powyginane gałęzie jakiegoś drzewa – czy nie jest piękna?
O ile w przypadku La Pedrery Gaudi zaszalał głównie z kreską, to tutaj puściły mu w dodatku chyba wszystkie zahamowania jeśli chodzi o kolory. Spoglądam w górę, przekręcam głowę trochę w lewo i trochę w prawo. Pamiętacie zabawę z kalejdoskopem i bajecznymi formacjami, jakie tworzyły się, gdy człowiek patrzył przez niewielką dziurkę? Właśnie takie mam wrażenia.
Do dziś próbuję zrozumieć, jakim magicznym sposobem coś, co z dołu wydawało się złoto-żółte, widziane w góry przyjmuje barwę niebieską. Czyżby Gaudi wmurował w ścianę miliony kameleonów? Albo mi się już po prostu mieni w oczach? Wszystko jedno, ten kolor to jeden z najładniejszych niebieskich, jakie w życiu widziałam.
Sagrada Família
Oglądaliście Katedrę Tomasza Bagińskiego? Taki krótki, animowany film, w którym główną role gra kościół jak żywy. Nie wiem, czy artysta inspirował się ostatnim, oczywiście niedokończonym dziełem Gaudiego, ale Świątynia Pokutna Świętej Rodziny – jak brzmi oficjalna nazwa Sagrada Família – przypomina mi ni mniej ni więcej tylko żywy organizm. Albo więcej. Cztery żywe organizmy. Bo każda z czterech fasad wygląda jak inny gatunek.
Czas poczuć się zatem jak czerwona krwinka z Było sobie życie i dostać się do środka tego organizmu. Od razu rzuca się w oczy ogromna przestrzeń. A ludziki wędrujące pomiędzy kolumnami przywodzącymi mi na myśl kości (jak już jesteśmy w tematyce biologicznej) wydają się takie tycie, tycie… Malutkie.
Ogólnie rzecz biorąc nie przepadam za zwiedzaniem kościołów. Tutaj jednak staję na środku, podnoszę oczy ku górze i z zachwytem przyglądam się sklepieniu. Wygięcia, promienie, białe elementy wyglądające tym razem jak ścięgna. Mogłabym tak stać i stać, gdyby nie…
…gdyby nie jakieś migotanie, które dostrzegam kątem oka w pobliżu ołtarza. To już kuszą mnie feerią barw witraże, przez które wpadają promienie słoneczne malujące na sąsiednich ścianach fantazyjne wzory. Nie tylko ja zatrzymuję się tu na dłużej. Światło ma w tym miejscu właściwości hipnotyzujące.
Park Güell
Byłam jeszcze nastolatką, gdy wybrałam się na wczaso-wycieczkę do Hiszpanii. To były jeszcze czasy biur podróży i zwiedzania zgodnie w planem i rozkazem. Zajrzeliśmy wówczas do Barcelony i dostaliśmy chwilę wolnego w jakimś parku. I z tego parku pamiętam kolorową jaszczurkę, przy której usiadłam i zapozowałam do zdjęcia. Myślę, że to jeden z najsłynniejszych gadów na świecie, a na pewno znaleźć go można na milionach zdjęć znajdujących się czy to w domowych archiwach wielu turystów czy w przewodnikach po stolicy Katalonii.
Park, który Gaudi zaprojektował na prośbę swojego przyjaciela, Eusebio Güella, powstawał w latach 1900-191 i miał być tak naprawdę osiedlem dla barcelońskich bogaczy. Ci jednak nie przejawiali tak wielkiego entuzjazmu, jak autor i nie wykazywali wielkich chęci sprowadzenia się w te okolice. Przy takim obrocie spraw władze miasta zdecydowały się wykupić teren i przekształcić w park miejski.
Nie ma to jak park, który z roślinek słynie chyba najmniej. Poza wspomnianą już jaszczurką mamy tutaj takie atrakcje, jak pochylone we wszystkie strony świata kolumny w miejscu, gdzie miało znajdować się targowisko czy domki-muchomorki przy samym wejściu. Jest też dom – jeden z dwóch wybudowanych z zamiarem sprzedaży bogatym barcelończykom, który w rezultacie niechęci owych do przeprowadzki został zamieszkany przez Gaudiego we własnej osobie. Co ważne, dom zwany dzisiaj Różową Wieżą nie był zaprojektowany przez artystę i – co równie ważne – znajduje się w nim niewielkie i mało ciekawe muzeum Gaudiego.
I oczywiście mamy tutaj najdłuższą ławkę świata, wijącą się dookoła tarasu jak wąż o połyskującej łuskowatej skórze. Przysiadam w jednym z jej zakoli, bo przecież park jest po to, żeby się zrelaksować. Z tarasu tego rozciąga się bardzo ładny widok na Barcelonę, łącznie z Sagrada Família i majaczącą gdzieś w oddali błękitną taflą Morza Śródziemnego. Gdybym mieszkała w pobliżu to pewnie często zaglądałabym tu z książką w ręku.
I tak oto kończymy spacer po czterech dziełach Gaudiego, które niezwykle przypadły mi do gustu. Nie tylko zresztą mi – doceniło je również UNESCO, wpisując je wszystkie na Listę Światowego Dziedzictwa pod jednym zbiorczym tytułem Prace Antonio Gaudiego.
Barcelona to nie tylko Gaudi! O tym, co warto zobaczyć w Barcelonie pisał Karol na swoim blogu Kołem się toczy. Zajrzyjcie!
A jak Wam podobają się fale, skrzywienia i mieszanki barw autorstwa Gaudiego?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Każdy lubi coś innego :) Pewne jest to, ze miał koleś dużo pomysłów i są to ciekawe budowle :)
gaudi trafia w 100% w mój gust i wizję świata niezwykłego ;)
Cudowna podróż, Katedry nie oglądałam, ale jestem ciekawa czy czytałaś “Tajemnicę Gaudiego” :)?
Nie, nie czytałam. Warto?
jak ktoś lubi literaturę w stylu Kodu Leonarda da Vinci, lekkie pióro i wciąga, ale na Gaudiego i jego dzieła zmienia spojrzenie radykalnie ;)
Hmmm, to mnie zaciekawilas :)
Akurat niedawno wróciłem z Barcelony i oglądałem dzieła Gaudiego. Hm… pomysły niezłe, ale trochę jednak kiczowate. Trochę za wiele wszystkiego w jednym. Choć o dziwo spodobał mi się nawet park Guella i tamtejsza ławka. :)
Ech, ławka jest super – i z wyglądu i z umiejscowienia. Nic tylko siedzieć i podziwiać zachód słońca :)
marzy mi się Barcelona od dawna, niestety ostatnio z funduszami kiepsko i kolejny raz przekładam na kolejny rok wypad do Barcelony :( ale przynajmniej można poczytać :D
Poszukaj tanich lotów, promocji i skorzystaj w Barcelonie z couchsurfingu – to ostatnie pozwoli nie tylko zaoszczędzić, ale poznać świetnych ludzi :)
Piękna barwna interesująca architektura :) Rewelacyjne zdjęcia :)
BARDZO:)! Nasze rewiry;)
pięknie, aż mi się moje tegoroczne wakacje przypomniały ;-) dzięki
Barcelona piękna!! Podobno A.Gaudi zmarł potrącony przez samochód kiedy to stał i patrzył na swoją Sagrada Familia jak udzie praca. Jeśli to prawda to smutne i tragiczne…
Wiecie może czy Sagrada Familia będzie ukończona czy jednak nie?
Gaudiego potracil tramwaj, ale nie pamietam dokladnie, w jakich okolicznosciach… A co do Sagrada Familia, to czytalam ostatnio, ze zaangazowano wlasnie nowego glownego architekta, pochodzacego z Katalonii Jordiego Fauli i Ollera. Pewnie planuja dzielo dokonczyc :)
Podobno Gaudi nie przykładał uwagi do swojego ubioru, przez co po wypadku zabrano go do szpitala dla biednych. W normalnym szpitalu miałby większe szanse na przeżycie.
Uwielbiam latać do Barcelony i chciałbym kiedyś się tam osiedlić. Sam nie wiem co podoba mi się tam najbardziej – odlotowe pomysły Gaudiego i jego następców, bliskość do “Europy” i do “Hiszpanii”, dostęp do morza i jednocześnie gór, a może sama temperatura i wymuszona przez nią siesta. Od Barcelony zaczęła się moja przygoda z Katalonią i z pewnością w tym roku też tam się udam. Bez Barcelony jak bez oddechu! Pozdrawiam!
Pamiętam jak ja pierwszy raz zobaczyłam budowle Gaudiego, miałam 13 lat i nie wierzyłam własnym oczom, bo były (a raczej są) tak niesamowicie bajkowe. Chyba u każdego patrzenie na te cuda wywołuje dobre wspomnienia!
O tak! Ja byłam trochę starsza jak pierwszy raz trafiłam do Barcelony ale mnie wtedy oczarowały te Ogrody :)