U stóp starożytnych stup o skomplikowanych nazwach

Anuradhapura. Zapamiętanie tej nazwy zajmuje mi dobre kilka godzin. A to przecież jedno z najczęściej powtarzanych słów tamtego dnia. Tak nazywała się jedna z dawnych wspaniałych stolic Sri Lanki. Dzisiaj – ogromny obszar pełen zabytkowych świątyń, stup (zwanych tutaj dagobami), figur Buddy i innych skarbów archeologicznych. Stoję pod jednym z takich skarbów – ogromną białą dagobą i próbuję przyswoić sobie jej nazwę. Ruwanwelisaya. Niełatwe zadanie.

Dagoba Ruwanwelisaya
Do Anuradhapury przyjeżdżamy wczesnym popołudniem. Niestety dość szybko psuje się pogoda i niebo zaczynają zasnuwać szare chmury. Już wysiadając z autobusu widzimy w oddali jeszcze skrzący się w promieniach słońca biały czubek Ruwanawelisayi, ale pierwsze kroki kierujemy gdzie indziej. Oto przed nami drzewo Bodhi – bezpośredni potomek figowca z Bodhgaya, pod którym Budda doznał oświecenia. Szczepka trafiła tutaj ponoć ok. 245 r. p.n.e. za sprawą księżniczki o imieniu Sangamitta. To drzewo dało początek całemu miastu.

Sri Maha Bodhiya

Do Sri Maha Bodhiya, gdzie rośnie święte drzewo, prowadzi długa droga ozdobiona flagami w kolorach symbolizujących buddyzm. Całą jej szerokość wypełniają pielgrzymi i turyści, przy czym tych pierwszych jest chyba więcej. W okolicy świątyni zapalają wotywne lampki, przez co powietrze wypełnione jest aromatycznym dymem.

Anuradhapura

Lubię takie miejsca, tę specyficzną, nieco podniosłą atmosferę. Ludzi, którzy mają nadzieję, proszą o coś, za coś dziękują. Każdy ma swój powód, żeby tu być. Każda świeczka, każde kadzidełko to jakiś ślad po człowieku i jego myślach, marzeniach, czasem zmartwieniach. Niewypowiedziana historia.

Anuradhapura

U stóp świątyni siedzi kobieta z rękoma złożonymi jak do modlitwy. Nie wiem, czy rzeczywiście się modli, czy może prosi o jałmużnę. Z całej jej postaci bije niesamowity spokój. A kawałek dalej, tuż za rogiem, bose dziecko biega dookoła świętego drzewa. To miejsce to nie tylko zabytek. Ono ciągle żyje.

Anuradhapura

Anuradhapura – stolica syngaleskiego królestwa pomiędzy 4 w. p.n.e. i XX w. n.e. Święte miasto buddyjskie otoczone szeregiem świątyń i klasztorów. Słynie z doskonale zachowanych pozostałości po starożytnej cywilizacji Cejlonu. Cel wycieczek wielu turystów i pielgrzymek rzeszy buddystów.

Anuradhapura

Dagoba (inaczej stupa) to świątynia o charakterystycznym kształcie dzwona skonstruowana przy użyciu ogromnej liczby cegieł. Ponoć niektóre z dagob z Anuradhapury mają tyle cegieł, że wystarczyłoby ich do zbudowania miasteczka dla 25 tysięcy mieszkańców. Ruwanwelisaya z pewnością mogłaby zapewnić budulec dla wielu domów. Z wysokością 91 metrów i obwodem 250 metrów wydaje się być naprawdę olbrzymia.

Dagoba Ruwanwelisaya

Obejście całej stupy zajmuje sporo czasu, szczególnie, że się nie spieszę i cały czas rozglądam nie tylko na boki, ale też spoglądam ku górze. Wokół mnie ludzie. Niektórzy idą, podobnie jak ja, dookoła budowli w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara – podobno tak właśnie należy obchodzić dagobę. Inni siadają i rozmawiają. Niektórzy składają ofiary w małych ołtarzykach. Gdzieś z boku przysiadła buddyjska mniszka i czyta książkę.

Dagoba Ruwanwelisaya

Tak jak po pomalowanej na śnieżnobiały kolor Ruwanwelisayi nie widać było, że wykonana jest z cegieł, to w przypadku rdzawej dagoby Jetavanaramaya nie może być wątpliwości. Do jej konstrukcji zużyto ponad 90 milionów cegieł, a budowla wznosiła się na wysokość ponad 100 metrów (dzisiaj sięga jedynie 70 m). Mówi się, że to największa stupa na świecie. Faktycznie, mała nie jest…

Dagoba Jetavanaramaya

W Anuradhapurze znajduje się też stupa uważana za pierwszą wzniesioną na Cejlonie po wprowadzeniu buddyzmu. To dagoba Thuparamaya. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich nie imponuje rozmiarami – jej średnica u podstawy to zaledwie 18 metrów. Za to według wierzeń ukryty jest pod nią prawy obojczyk Buddy.

Dagoba Thuparamaya

Ci, którzy mają już dość stup (chociaż te trzy to tylko kilka z wielu znajdujących się w Anuradhapurze), mogą obejrzeć granitową statuetkę medytującego Buddy Samahdi pochodzącą z IV w. Nie jest to chyba jeden z podstawowych punktów zwiedzania dla turystów, dlatego też zdecydowanie więcej tu Lankijczyków. Na początku drogi do statuetki rozłożyło się nawet małe targowisko, gdzie można kupić orzeszki ziemne, słodycze, nasiona i jakieś warzywo przypominające ogórka.

Budda Samahdi

Kuttam Pokuna. Bliźniacze Stawy. Taką nazwę nosi najsłynniejsza para zbiorników wodnych używanych przez starożytnych syngaleskich mnichów buddyjskich do kąpieli. Uważa się je za najwspanialszy przykład techniki hydrologicznej z jednej strony, a z drugiej – artyzmu. Rzeczywiście, wypełnione zieloną wodą i obrośnięte bujną roślinnością Kuttam Pokuna wyglądają przepięknie.

Kuttam Pokuna

W końcu docieramy do mojego ulubionego miejsca w Anuradhapurze. Podoba mi się tutaj mimo zmęczenia całodniowym zwiedzaniem, a może właśnie z tego względu, bo świątynia Isurumuniya to oaza spokoju. Położona jest nad zbiornikiem wodnym Tisawewa.

Świątynia Isurumuniya

Świątynia połączona jest z jaskinią wydrążoną w klifie, na który można się wspiąć. Na szczycie czekają kolejne atrakcje – bardzo ładny widok na całą okolicę, czubek niewielkiej dagoby umieszczonej na skale i odcisk stopy Buddy.

Świątynia Isurumuniya

Kiedy w 993 r n.e. Anuradhapura została opuszczona, miasto zaczęła zarastać dżungla. Pomiędzy dagobami wędrowały słonie, małpy bawiły się na kamiennych ruinach klasztorów. Anuradhapurę odkryła dopiero brytyjska ekspedycja w 1820 r. Od tamtej pory zaczęto oczyszczać zabytkowe miejsca i udostępniać je zwiedzającym i pielgrzymom. W 1982 r. wpisano ją na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Miejsce jest tak ogromne, ciekawe i różnorodne, że jeśli to tylko możliwe, warto przeznaczyć na jego odwiedzenie co najmniej jeden dzień. Bez pośpiechu i poganiania pospacerować dookoła stup, sprawdzić swoje szczęście wrzucając pieniążek do zagłębienia w skale przy świątyni Isurumuniya (trzeba pomyśleć życzenie, jeżeli pieniążek nie spadnie z półki skalnej do wody to powinno się ono spełnić) czy zapalić kadzidełko pod świętym drzewem Bodhi.

I spróbować nauczyć się nazw wszystkich stup na pamięć!

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

10 komentarzy

  1. Krystyna pisze:

    Inny kraj, inny sposób na życie i dlatego to chyba jest takie ciekawe :-)

  2. M. pisze:

    Piękne zdjęcia, piękne pagody. Azja kusi mnie najbardziej, ale jeszcze musi poczekać z rok. Póki co chętnie śledzę wszelkie zapiski z tego regionu ;) Pozdrawiam ciepło.

  3. Jakub pisze:

    Anuradhapurę wspominam chyba najlepiej z całej Sri Lanki. Zatrzymaliśmy się u jakiejś wesołej rodzinki, która dała nam rowery i cały ten teren przez parę dni tak przemierzaliśmy. Rozpiętość tego antycznego miasta sprawia, że można się snuć tam prawie, że w nieskończoność. Szczególnie te rejony położone bardziej na północ – bo wokół Bodhi i białej pagody jest rzeszta turystów są naprawdę spokojne i można wszystko dotykać, macać, wąchać aż do przesytu.

    Szczerze, to nie mogę się doczekać powrotu.

    • Ewa pisze:

      A planujesz powrot jakos niedlugo?

      Ja najlepiej chyba wspominam dzien, kiedy reszta grupy (bylam na wycieczce zorganizowanej) wybrala sie na przejazdzke na sloniach, a ja i kilka osob poszlismy na spacer po Habaranie, oprowadzani przez jakiegos przypadkiem (lub nie) napotkanego przesympatycznego pana. Zaprosil nas do domu, zapoznal ze swoja rodzina i pokazal kawalek miasta. Bylo przemilo!

  4. Jakub pisze:

    Tak, wracamy na przelomie roku, w zwiazku z Szukajac Witkacego.

    Ale tak poza tym to lubie takie “male” kraje, gdzie nie rzucisz kamieniem a jest cos fajnego. Tydzien na Sri Lance to jak miesiac gdzies w Europie.

  5. Tomek pisze:

    oni maja wielkie wyczucie koloru. To jest magia. Czym sie Panstwo zajmujecie, ze daje Wam to latwosc podrozy? Gratulacje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!