Betel. Zamiast gumy do żucia.
Pamiętam te zdjęcia, tych ludzi z poczerniałymi zębami, ukazującymi je w szerokim uśmiechu. Widziałam je jeszcze przed przyjazdem do Birmy. Wiem, skąd się bierze ten wygląd jamy ustnej jak – nie przymierzając – u zombie tuż po królewskiej uczcie. Wiem też, że te rdzawoczerwone, wszechobecne plamy na ziemi to nie przelana w niezliczonych bójkach krew. To ślady po splunięciach śliną zabarwiona betelem, którego żucie sprawia też, że uśmiechy stają się bardziej fotogeniczne, a ryzyko zachorowania na raka jamy ustnej wzrasta. I pomyśleć, że to w zasadzie tylko mały, zielony listek. I parę dodatków.
W Birmie przeżuwa prawie każdy. Niezależnie od płci czy wieku upychają sobie ludzie małe betelowe pakuneczki gdzieś między tylną ścianą polika a zębami. Pakuneczki można kupić niemalże na każdym kroku, a sprzedawcy rach ciach przygotowują je do spożycia.
Robi się to tak. Trzeba mieć pod ręką zieloniutki liść pieprzu betelowego, kawałki orzecha areki i białą maź, która wygląda najmniej apetycznie z tego całego zestawu – to mleko wapienne. Przyda się także trochę tytoniu.
Najpierw bierzemy liść i smarujemy go wapienną mazią, a następnie na środku układamy kawałek orzeszka i posypujemy tytoniem. Znaczy się, nie my – bo nam to się pewnie wszystko w rękach rozleci. Ale sprzedawca zrobi to za nas bardzo sprawnie.
Tak przygotowana używka gotowa jest już do zapakowania do ust. W czasie przeżuwania wydziela się rdzawoczerwony sok i duże ilości śliny, której trzeba się przecież pozbyć. A jak łatwiej pozbyć się nadmiaru śliny z ust, niż po prostu splunąć?
Żucie betelu działa na organizm pobudzająco i orzeźwiająco, wywołując lekką euforię. Podobno. Mimo zachęt jakoś nie mogę się przekonać, żeby sama spróbować tej przyjemności. Pewnie po jednym razie nie sczerniałyby mi zęby, ale w tym przypadku wolę nie ryzykować. Zostaję przy gumie do żucia.
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Z betelem pierwszy raz spotkałam się w Indiach. Mój tuk-tuk kierowca, co chwilę wypluwał czerwoną ślinę. Moją pierwszą myślą było, że cierpi na szkorbut :-) Okropny zwyczaj!
W podróży jestem otwarta na nowe doznania i smaki ale jeśli chodzi o betel to nikt mnie nie zmusi:).Podobnie jak Ty wolę gumę:).
Brzmi i wygląda smakowicie, szczególnie te spluwajki ;p
ach te czerwone plamy na każdym kroku… na początku myślałem, że to krew :)
Pierwszy raz o czymś taki słyszę.
Ile jeszcze rzeczy do odkrycia przede mną.
Pozdrawiam Cię Ewo :)
Nie słyszałam wcześniej o tym zwyczaju. Raczej bym się nie pokusiła o spróbowanie tego mimo, że raczej nie mam oporów przed kosztowaniem różnego jedzenia czy specyfików będąc w podróży…
Trudno powiedzieć czy lepsze to czy europejski tytoń… ;) Ja na szczęście jestem wolna od tego rodzaju nałogów. O betelu słyszałam, ale nie miałam pojęcia, że jest tak niezdrowy. Słyszałam, że żuje się to dla odświeżenia oddechu… Ale chyba też bym się nie przemogła.
Pozdrawiam serdecznie,
Sol/Monique
PS. Polecam mały PODWÓJNY turystyczny KONKURS u mnie :)
Oddech może i toto odświeża, ale wyglądu uzębienia na pewno nie :D
Podobko to uzaleznia i to jest pewniego rodzaju uzywka. Tak jak u nas albo wciągaja tabake albo palą papierosy.