Damnoen Saduak – pływające stragany
Można je zobaczyć chyba w każdym sklepie z pamiątkami w Bangkoku. Pojedyncze lub serie, do powieszenia na ścianie. Zdjęcia z pływającego targu. Bo rzeczywiście widowisko to jest niezwykle malownicze. Długie łodzie upakowane w kanałach obok siebie, obładowane barwnymi towarami wszelkiej maści. Ciekawe miejsce, by wybrać się z aparatem fotograficznym!
Dotarłszy do Bangkoku, mamy ochotę na dalsze zwiedzanie. Naszym celem jest najsłynniejszy z pływających targów w okolicy – Damnoen Saduak. Ponieważ leży on około stu kilometrów od stolicy Tajlandii, znajdujemy busik, który nas tam zawiezie. Przejażdżka trwa półtorej godziny. Na miejscu ładujemy się na długą łódkę koloru żółtego i płyniemy szerokimi kanałami do miejsca, gdzie przesiadamy się w jeszcze mniejszą łupinkę bez silnika.
Targ Damnoen Saduak przyciąga turystów z całego świata. Do samego serca targu wiodą liczne kanały i kanaliki. Ten, którym my dopływamy, jest tylko jednym z nich. Kierując wiosłem, nasz przewodnik obwozi nas po okolicy.
Pływający targ polega na tym, że po kanałach pływają małe łódeczki, z których sprzedawcy handlują najprzeróżniejszymi różnościami: od pamiątek, przez kapelusze, świeże owoce po gotowane jedzenie. Gotowane na łódce! Toczy się tu bardzo ożywiony handel.
Na pływającym targu towary i pieniądze przechodzą z łódki na łódkę.
Turyści, chcący zobaczyć to miejsce i zrobić zakupy, wynajmują kilkuosobowe łodzie. Na takiej łódce mieści się mniej więcej od jednej do sześciu osób. Plus przewodnik.
Handluje się tutaj głównie płodami rolnymi. Ogromną popularnością cieszą się owoce, na przykład świeżo obierane, ogromne pomelo.
Są też pamiątki, torebki czy kapelusze.
Jak ktoś zgłodnieje, bez problemu można zamówić przekąskę z pływającego baru.
Czasem łódki są tak blisko siebie, że wydaje się, że nie ma opcji, aby się minęły. Jednak miejscowi mistrzowie nawigacji dokonują cudów i za chwilę można płynąć dalej.
Tradycyjnie to kobiety zajmowały się handlem na łodziach. Teraz zdarzają się tez mężczyźni, szczególnie jako kierowcy łódek wożących turystów. Większość z kobiet ciągle nosi charakterystyczne słomkowe kapelusze.
Dzioby łódek przystrajane są girlandami z kwiatów. To błogosławieństwo.
Część kanałów jest prowizorycznie zadaszona.
Na brzegach kanałów też rozpełzł się targ. Wiele rzeczy często można tam kupić taniej, niż na łódkach.
Jeszcze dwadzieścia lat temu, kiedy łodzie były bardzo popularnym środkiem transportu, targi tego typu spełniały swoje zadanie. Potem, wraz z rozbudową dróg, okazało się, że łatwiej dostarczać towary samochodami. Wodne targi zaczęły zanikać.
Jednak to właśnie turystyka i zainteresowanie turystów tym malowniczym handlem uratowało niektóre z marketów. Te, które działają dziś, żyją właśnie głównie z turystyki.
A turystów na szczęście nie brakuje! Na szczęście, bo gdy zabraknie turystów, mogą zniknąć nawet te ostatnie pływające targi. Chociaż patrząc po liczbie odwiedzających, mam nadzieję, że teraz to już raczej im nie grozi.
Przepływamy przez kilka kanałów, rozglądamy się, a potem wysiadamy. Umawiamy się z naszym przewodnikiem za jakiś czas i buszujemy po targu, który rozkwitł nad kanałami. Kupuję sobie śliczną maskę Buddy z drzewa tamaryndowca. Będzie wisiała nad łóżkiem, jako pamiątka z Tajlandii.
Lubicie buszować po targach i bazarach? Czy uważacie, że to dobrze, iż takie miejsca, jak Damnoen Saduak mogą przetrwać właśnie dzięki turystyce? Czy uważacie, że są wtedy mniej autentyczne?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
A ja tam ostatecznie nie dotarłam… Zamierzam nadrobić w przyszłości, bo miejsce super:)
Naprawdę warto moim zdaniem, choć doskonale widać, że targ żyje w zasadzie tylko już w turystów. Ale jest bardzo kolorowo i przyjemnie :)
Wspomagając lokalną tradycję, zakupiłam sobie tam prześliczną czarną maskę Buddy z drewna tamaryndowca. Wisi teraz nad łóżkiem i przypomina mi tajską wyprawę ;)
Pięknie! Uwielbiam takie lokalne klimaty.
A kanały prawie jak w Wenecji ;)
Może warto zrobić umieścić relację na Peronie4?
Cudowne zdjęcia <3 wygląda na świetną przygodę :D
Dziękuję! :)
Niesamowite! Naprawdę zachwycające :)
Dzięki! :)