Festa des Vermar – radosne winobranie na Majorce
Z końcem września na Majorce nadchodzi czas winobrania. A to jak nasze żniwa. Święto, do którego całe miasteczko Binissalem przygotowuje się od miesięcy. Są koncerty, zabawy, bitwa na nadgniłe winogrona. Radosne celebrowanie, w czasie którego przelewają się hektolitry wina – i tego młodziutkiego, i tego już bardziej dojrzałego. Jest też parada, w której biorą udział mieszkańcy miasta i okolic. Kolorowa, wesoła, tradycyjna. Jest na co popatrzeć i czego spróbować!
Tego dnia pociąg z Palma de Mallorca do Binissalem jest niczym wehikuł czasu. Wysiadam na dworcu i od razu w oczy rzucają mi się postaci jak z minionej epoki. Panie w pasiastych spódnicach do samej ziemi, czarnych bluzkach i białych chustkach założonych na głowę lub zarzuconych na ramiona.
Panowie w białych rajtuzach, bufiastych spodniach, białych koszulach i ciemnych kamizelkach. Czasem na szyi przewiązana czerwona chusta. Na nogach espadryle. Niektórzy noszą na głowach słomkowe kapelusze.
Przebieranki są oczywiście frajdą nie tylko dla dorosłych. Większość dzieci wygląda jak miniaturowe kopie swoich rodziców.
A już najsłodszy widok to niemowlęta w wózkach. Można je bez trudu pomylić z laleczkami. Pasiaste ubranko, chustka na głowie, a w buzi smoczek. Nie mogę się napatrzeć i zaczynam się zastanawiać, czy te miejscowe dzieci w butelce dostają mleko czy młode wino.
Słoneczko przyjemnie przygrzewa. W oddali słyszę radosną muzykę. Idę w jej kierunku i już po chwili docieram do głównego placu Binissalem. Kręci się tu już spory tłumek ludzi – większość z nich to jednak miejscowi. Turystów z aparatami na szyjach nie ma wielu.
Festa des Vermar nie jest imprezą szeroko reklamowaną na Majorce. Gdyby nie powiedziała mi o niej koleżanka z pracy, która mieszka tu już od 30 lat, wcale bym o niej nie wiedziała. Żadnych plakatów, ulotek. Nic. Nawet kiedy szukam informacji o festiwalu, znajduję je wyłącznie w języku katalońskim. Ale to nie znaczy, że turyści są tu niemile widziani. Wręcz przeciwnie, dogaduję się swoim łamanym hiszpańskim z kilkoma osobami i wszyscy bardzo miło mnie witają, zagadują i doradzają gdzie stanąć, by mieć najlepszy widok na paradę.
Oto idą! Zza zakrętu wyłaniają się pierwsze przystrojone odświętnie wozy, platformy i ciągniki. Motywem przewodnim jest oczywiście wino i winorośl. Fioletowe baloniki udają winogrona. Niektórzy zaszaleli. Przejeżdżają przede mną atrapy samolocików, pojazd przypominający auto Flinstonów, statek, owinięta winoroślą kula ziemska, przeogromna butelka wina a nawet wulkan, z którego zamiast lawy wypływa wino!
Tego dnia do Binissalem lepiej przyjechać głodnym. Z platform rozdawane są bowiem zupełnie za darmo same pyszności! A to koreczki z winogron i żółtego sera, a tam już ktoś częstuje kanapkami z sobrasadą (rodzaj miejscowej, lekko pikantnej, przepysznej mięsnej pasty). Z góry lecą cukierki, po które swoje małe rączki wyciąga tłum dzieciaków. A za moment ktoś wciska mi w dłoń kubeczek z winem.
Jakby jednak komuś było mało, za plecami stoją stragany, gdzie to wszystko można kupić. Są sery, jest sobrasada, są smakowite empanady z najprzeróżniejszym nadzieniem. Można się też zaopatrzyć w butelki lokalnego wina – wszystkiego jest do wyboru, do koloru i pod dostatkiem.
Nie wiem, w którym kierunku patrzeć. Udziela mi się ten wesoły nastrój świętowania. Uwielbiam takie festiwale, gdzie ludzie umieją się wspólnie bawić, dzielić i uśmiechać się do siebie. Nie wstydzą się własnej tradycji, tylko kultywują i przekazują zwyczaje młodszemu pokoleniu. Gdzie na straganach łatwiej można kupić lokalne wyroby niż sprowadzane z Chin plastikowe zabawki i pamiątki. Wsiadając do pociągu powrotnego żałuję, że nie mogę zostać dłużej, że trzeba jechać do pracy…
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Szalenie lubię takie imprezy. Zwłaszcza te, gdzie ludzie zakładają odświętne ludowe stroje. W Polsce jeżdżę na Niedzielę Palmową do Łysych na Kurpiach i na Boże Ciało do Łowicza. Niestety obie te uroczystości komercjalizują się zatracając pierwotny religijny charakter i więcej jest turystów z aparatami niż wiernych uczestniczących w procesjach. Może więc jednak na Majorce celowo nie reklamują swojego winobrania, aby święto miało lokalny charakter i żeby ich turyści zwyczajnie nie zadeptali.
Też mam takie wrażenie. Tym bardziej, że programu i informacji nie ma nie tylko po angielsku, ale nawet po hiszpańsku! Myślę więc, że jest to robione z rozmysłem.
Binissalem, tak, tak!
Nie ma lepszych atrakcji ponad taki miejscowy “wehikul czasu”:) Bardzo sie ciesze, ze chinskie pamiatki jeszcze nie zalaly fala tsunami tamtejszego rynku. Chetnie bym się tam kiedys wybrala:) pozdrawiam!
Ja też. Czasem jak patrzę na dokładnie te same przedmioty, które można kupić w Grecji, Hiszpanii, Tajlandii czy Maroku (a wszystko made in China) to mi się trochę smutno robi. Sama staram się jednak z podróży przywieźć coś lokalnego. Dlatego z Majorki właśnie rodzince przywiozłam wino z Binissalem :)
Szkoda byłoby przegapić ;)
Miejscowe podróże w czasie to coś dla czego warto podróżować po świecie. Nic nie robi takiego wrażenia jak zetknięcie z dawną kulturą i tradycjami. Szkoda, że zarówno w Polsce jak i na świecie, tradycje zanikają, a kultura przodków staje się czymś “obciachowym” i niepotrzebnym.
Cudowna relacja i wspaniałe zdjęcia!
Dzięki :)
Uwielbiam takie hiszpańskie świętowanie, gdzie wszyscy występują w tradycyjnych strojach a radość i zabawa nie mają końca. Kilka razy miałam szczęście w takich uczestniczyć i podobnie jak Ty zachwycałam się najmłodszymi uczestnikami :). Hiszpanie to gościnny naród, przysmakami i winem częstują hojnie. Dla Ciebie sobrasada jest przepyszna, dla mnie obrzydliwa :)
Na początku podchodziłam do sobrasady jak pies do jeża. Nadal nie jestem w stanie zjeść jej dużo, ale w małych ilościach smakowo mi odpowiada :) wiem, trochę wydziwiam :)
Fajne święto :). Przyjemnie popatrzeć na zdjęcia :).
Pozdrawiam
Ewa
Jak to wszystko tam barwnie wygląda. Myślełem że majorka to tylko hotele i plaże.
Oooo nie, Majorka to dużo więcej. Małe urokliwe miasteczka, góry, trasy rowerowe… jest w czym wybierać :)
Ostatnio po Włochach mam nadmiar wina, ale… kosztowałbym! :D
Cos dla mnie! A przy okazji moglabym zakupic te fajowe spodnie!:)
Na każdą imprezę z winem bym się wybrał! :) A tak serio – fajnie, że ludzie odkrywają takie wydarzenia i miejsca, a tym samym pokazują, że te “typowo turystyczne” kierunki są także pasjonujące!
O tak tak, Majorke jak najbardziej staram się odczarować. Ta wyspa ma duuużo do zaoferowania :)
Dobre wino + dobre sery + dobra pogoda <3 Mógłbym na długo tam utknąć :)
Świetne zdjęcia. Od razu mi się cieplej jakoś zrobiło.
Dzięki :)
Zawsze gdy tylko jest okazja staram się dotrzeć na tego typu wydarzenia. Niestety bardzo często jestem negatywnie zaskoczona. Nie zawsze komercjalizacją, czasem nadmiernym tłokowym albo zbytnia kontrola policji nad wszystkim (to Japonia). Ale niektóre sa niesamowite. Wlasnie te, które wypływają z potrzeby serca, sa przede wszystkim dla mieszkańców i uczestnika, a nie dla turystów. Dla mnie takim festiwalem sa Szwajcarskie Fastnachty, które odbywają sie dzieki i dla mieszkańców.
Nie słyszałam o tych Fastnachtach. Jakiego typu to festiwale?
Wow nie wiedziałam ze na Majorce tez świętują festiwal wina we wrześniu. Ostatnio widziałam taki na Maderze i tez parady są spektakularne. Piękne zdjęcia
Oj tak, tak, a bitwa na winogrona jest mega zabawą :D
Byliśmy w Binissalem pod koniec września. Miasteczko żyje tym wydarzeniem. Cudo.
Zgadzam się! :)