Lalibela – kościoły, które w skale wykuwały anioły
Gdy dziecko przyszło na świat, otoczył je rój pszczół, co matka uznała za znak, że w przyszłości zostanie on władcą kraju. Chłopiec nie miał jednak łatwego życia, gdyż tron formalnie przypadał jego starszemu bratu, Kedusowi Habre. Ten, w obawie o utratę władzy, postanowił młodszego brata otruć. Trucizna nie spowodowała śmierci lecz tylko trzydniowy sen, podczas którego młodzieniec stanął przed boskim obliczem. Bóg nakazał mu powrót na ziemię i wykuć w litej skale Nową Jerozolimę. Do pomocy wysłał mu zastęp aniołów. Wkrótce nowy władca spełnił boską wolę, wykuwając jedenaście kościołów. Imię władcy brzmiało Lalibela, co tłumaczy się jako pszczoły uznały jego władzę.
W piętnastej godzinie jazdy bez klimatyzacji z Wukro do Lalibeli przez etiopskie góry, po szutrowych i polnych, krętych, dziurawych drogach, nad przepaściami, zakurzona tak, że po późniejszym dwukrotnym umyciu się pod prysznicem na ręczniku nadal zostaną piaskowe ślady, tępo obserwując ledwo oświetloną reflektorami mozolnie pnącego się pod górkę busa i zbliżającą się burzę na tle nocnego nieba myślę, że podróżowanie może nie jest najlepszym hobby i lepiej byłoby siedzieć w domu na wygodnej kanapie. Potem docieram na miejsce, brud i zmęczenie zmywam pod prysznicem, idę spać, a następnego dnia widzę na własne oczy wspaniałe, wykute w skale kościoły i wtedy wiem, że widoki takie warte są każdego ziarenka kurzu na skórze, każdej serpentyny na drodze i każdego podskoku na wybojach.
Od kiedy po raz pierwszy zobaczyłam wyciosane w litych skałach etiopskie kościoły, wiedziałam, że muszę je zobaczyć na własne oczy. Wpisane w 1978 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, rozpalają wyobraźnię nie tylko samym niecodziennym sposobem, w jaki je wybudowano, ale także tym, że w ich przypadku historia tak mocno miesza się z legendą, że trudno dociec, co jest faktem, a co fantazją.
Wiadomo, że kompleks kościelny powstał na przełomie XII i XIII wieku na zlecenie rządzącego wówczas okolicą cesarza Lalibeli, pochodzącego z dynastii Zagwe. Jej siedziba znajdowała się właśnie tutaj, w miejscowości zwanej wówczas Roha, położonej w sercu gór, której nazwę później zmieniono na cześć władcy. Mówi się, że idea budowy Nowej Jerozolimy spowodowana była tym, że etiopscy chrześcijanie stracili możliwość pielgrzymowania do prawdziwej Jerozolimy ze względu na ekspansję islamu na północy Afryki. Są też dowody, że niektóre z wykutych w skale wulkanicznej konstrukcji powstały wcześniej i niekoniecznie pełniły wówczas funkcję sakralną.
Dzisiaj do Lalibeli, będącej drugim po Aksum świętym miejscem w Etiopii, przybywa rocznie około dziesięciu tysięcy pielgrzymów i turystów. Jestem jednym z nich. Wizytę zaczynamy rano od zwiedzania północnej grupy kościołów. Nie trzeba zrywać się wcześnie – tłumów i tak się tu nie uświadczy. Poza naszą małą grupką spotykamy jeszcze kilkoro turystów i kilkoro pielgrzymów, więcej jest chyba strażników i obsługi. Pierwszą świątynią, do której idziemy, jest Bet Medhane Alem, czyli Kościół Zbawiciela Świata.
Choć jest to największy monolityczny kościół na świecie, pierwsze wrażenie nieco rozczarowuje. Wszystko przez stalowe słupy i dach rozciągnięty nad budowlą, które ujmują mu sporo uroku i sprawiają, że wcale nie wydaje się taki ogromny. Zadaszenie jest jednak konieczne, by chronić kościoły przed postępującą erozją. Gdy podchodzimy bliżej, próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądało to wszystko w dawnych czasach. Dopiero wtedy dociera do mnie rozmach tego konstrukcyjnego przedsięwzięcia.
Ten pięcionawowy kościół otoczony kolumnadą wycięty został w całości w litym tufie wulkanicznym. Cześć kolumn została zniszczona i odbudowana później, stąd widoczne są bloki kamienne. Układ kościoła jest dokładnie taki sam, jak katedry z Aksum. Dach ma kształt wyznaczony przez warstwy geologiczne wzgórza, w którym został wykuty, co świadczy o dobrej znajomości krajobrazu i geologii przez jego architektów.
Obchodzimy budowlę dookoła, a następnie zaglądamy do środka. We wnętrzu panuje przyjemny półmrok. Dotykam jednej z kolumn, wyciosanej przed stuleciami z litej skały. Ile osób dotykało jej przede mną? To kościół ortodoksyjny, więc ołtarz został zasłonięty, a przed nim rozstawiono obrazy, na których dostrzec można Jezusa, Matkę Boską i niektórych świętych. Po lewej stronie znajdują się niższe grobowe. Półmrok, cisza i surowość wnętrza sprawiają, że przechodzą mi ciarki po plecach.
Przez dziurę w skalnej ścianie przychodzimy na dziedziniec kolejnych kościołów. Dominuje tu sylwetka Bet Maryam, czyli Kościoła Maryi. Po prawej, od północy, znajduje się Bet Meskel, czyli Dom Krzyża, a po lewej – Bet Denagel, Dom Dziewic. Na dziedzińcu można też zobaczyć niewielki basen z wodą, na powierzchni której pływa soczyście zielona rzęsa. Mówi się, że kobiety mające problemy z zajściem w ciążę, powinny zanurzyć się w tej wodzie, a płodność wróci.
Szybko zaglądam do ciasnego Domu Krzyża, którego nazwa bierze się od kształtu krzyża wyrzeźbionego w sklepieniu i, nie zakładając butów, przechodzę do domu Maryi, prawdopodobnie najstarszego z tutejszych kościołów. W oczy od razu rzucają się piękne zdobienia na suficie, jakich nie było widać w poprzednich świątyniach. Są to malowidła przedstawiające głównie sceny biblijne, takie jak ucieczka Jezusa do Egiptu. Wprawne oko dojrzy też gwiazdę Dawida.
Na środku świątyni uwagę przykuwa kolumna owinięta białym materiałem. Wierni twierdzą, że jest to Alfa i Omega – boskie słowo, opisujące wszystko to, co było, jest i będzie. Płótno chroni przed jego oślepiającym blaskiem, bo każdy, kto spojrzałby na słup, straciłby wzrok. Trochę mnie kusi by podejść i uchylić zasłonę, ale siedzący przy niej strażnik bacznie wszystko obserwuje.
W sąsiednim Domu Dziewic ksiądz prezentuje przepiękny, duży krzyż procesyjny. Krzyże etiopskie znane są ze swojej dekoracyjności – bywają tak bogato zdobione, że czasem aż trudno dopatrzeć się w nich w ogóle kształtu krzyża. Wyróżnia się trzy ich typy: gonderski ma kształt koła, lalibelski – owalu, a najbardziej zbliżony do tradycyjnego krzyża jest ten z Aksum. Najmniejsze krzyże noszone są na szyi, nieco większe zwane są krzyżami osobistymi, a te największe to właśnie krzyże procesyjne. Najcenniejszy, wykonany ze złota krzyż w Lalibeli ukryty jest w Bet Medhane Alem i od czasu, gdy go skradziono, a następnie odzyskano, księża niechętnie pokazują go publicznie.
Za Domem Dziewic schodki prowadzą na powierzchnię skały, w której wykuto kościoły. Z góry widać po jednej stronie Bet Medhane Alem, po drugiej Bet Maryam i mniejsze świątynie. Za nimi znajduje się jeszcze dwie, niestety ze względu na renowację zamknięte są one dla zwiedzających. To Bet Mika’el (kościół świętego Michała, zwany też Debre Sinai – Górą Synaj) i Bet Golgotha (kościół Golgoty). Łączy je wspólny dach. Gdy są otwarte, Golgota dostępna jest tylko dla mężczyzn. Znajduje się w niej kaplica Trójcy Świętej, gdzie – według podań – pochowany został król Lalibela. To najświętsze miejsce zamknięte jest jednak dla pielgrzymów, mogą tu wchodzić wyłącznie lalibelscy kapłani. Obok umieszczono także repliki grobu Adama i Jezusa, ale nie jest mi dane ich zobaczyć.
Po drugiej stronie głównej drogi, przecinającej miejscowość Lalibela, wąska ścieżka prowadzi do niewielkiego mostku przerzuconego nad symboliczną rzeką Jordan. Na jej przeciwnym brzegu dostrzec można dach wykutego w skałach najsłynniejszego lalibelskiego kościoła – Bet Gyorgis (świętego Jerzego), nazywanego ósmym cudem świata.
Legenda mówi, że kiedy król Lalibela wybudował dziesięć kościołów poświęconych różnym postaciom, ukazał mu się święty Jerzy, patron Etiopii, i spytał, czemu żadna ze świątyń nie została dla niego przeznaczona. Wówczas Lalibela stworzył najpiękniejszy z zewnątrz kościół w kształcie krzyża greckiego. Do dzisiaj w tunelu prowadzącym do budowli można zobaczyć ślady kopyt konia świętego Jerzego.
Ten najmłodszy i najlepiej zachowany kościół świadczy o tym, że nauczeni doświadczeniem architekci wzięli pod uwagę erozję przy jego konstrukcji, dlatego można zwrócić uwagę na przykład na spadzisty dach, pozwalający deszczowi spływać bez problemu. Dzięki temu świątynia nie musi być przykryta nowoczesnym zadaszeniem. Największe wrażenie robi ona z góry, skąd widać, ile skał trzeba było usunąć, by wyciąć ten wspaniały budynek. Przypatruję mu się z niedowierzaniem, do czego zdolny jest człowiek w imię wiary.
Przepiękny z zewnątrz, w środku wydaje się dość skromny i ciasny. Obok wejścia, w skalnej jamie dostrzec można szkielet pielgrzyma przybyłego do Lalibeli. Takich skalnych wnęk i półek nie brakuje w okolicy. Spali w nich przybysze z dalekich krain, pielgrzymujący do tutejszych świątyń. Obejrzawszy świątynię od środka i z zewnątrz, wychodzimy tunelem skalnym na powierzchnię. Przychodzi czas na przerwę, w czasie której kościoły zamykane są dla zwiedzających.
Po południu odwiedzamy wschodnią grupę kościołów. Ścieżka skalna i mostek prowadzą do podwójnej świątyni Bet Gabriel-Rufael, czyli archaniołów Gabriela i Rafaela. Ma ona bardzo prosty plan i tak naprawdę nie przypomina kościoła. Niektórzy historycy twierdzą, że wcześniej był to pałac, w dodatku wykuty już w siódmym bądź ósmym wieku. Na dziedzińcu dostrzec można dwa okrągłe otwory prowadzące do podziemnej cysterny. Wewnątrz z kolei jest dość skromnie.
Krótkim tunelem przechodzimy do Bet Lehem (Betlejem), czyli Domu Chleba – dawnej piekarni, gdzie wypiekano opłatek, a dziś nadal można zobaczyć przydymiony sufit. Stąd następny, zupełnie ciemny tunel prowadzi ku kolejnemu kościołowi. Przewodnik prosi, by nie zapalać latarek. Powolny spacer w całkowitej ciemności jest niesamowity, a wyjście z tunelu symbolizuje ponoć przejście z piekła do nieba.
Bet Merkurius, czyli Kościół Świętego Marka, to jeden z kościołów, które uległy znacznym zniszczeniom pod wpływem erozji. Z tego względu niektóre malowidła przeniesiono do Muzeum Narodowego w Addis Abebie, ale mimo to dziś we wnętrzu nadal można zobaczyć piękne zdobienia. Tutaj też miejscowy ksiądz bardzo chętnie pozuje z krzyżem. Z powodu faktu, że znaleziono tu kajdany, niektórzy badacze mówią, że pierwotną funkcją budowli było więzienie.
Przed nami już kolejny tunel, strome schody w dół i docieramy do dziedzińca Bet Amanuel, czyli Kościoła Świętego Emanuela. Na jego fasadzie zobaczyć można poważne zniszczenia i pęknięcia oraz próby renowacji, w tym dziury po wstrzykiwaniu substancji, które miały ponoć wzmocnić konstrukcję. Uważa się, że mogła to być dawniej królewska kaplica.
Kiedy wchodzimy do kolejnego przesmyku, stwierdzam, że myszkowanie po tutejszym labiryncie wykutym w skałach to przyjemność sama w sobie. Tym razem ścieżka prowadzi do ostatniego już kościoła, Bet Abba Libanos, czyli Ojca Libanosa. Różni się on od pozostałych tym, że częściowo znajduje się pod półką skalną, która na nim spoczywa. Prawdopodobnie pod jej ciężarem fragment świątyni zawalił się i trzeba było go odbudować.
Kościół poświęcony jest Ojcu Libanosowi, średniowiecznemu etiopskiemu świętemu, znanemu z nauczania monastycyzmu. Tradycyjne przekazy twierdzą, że wybudowała go, uważana dzisiaj za świętą, żona króla Lalibeli, zwana Meskel Kebra, a z pomocą aniołów zajęło jej to zaledwie jedną noc.
Bet Abba Libanos jest ostatnim kościołem, który zwiedzamy w Lalibeli. Późniejsze popołudnie pozostaje więc na zakup pamiątek. Jak w każdym świętym miejscu, będącym celem pielgrzymek, można w okolicy zaopatrzyć się w dewocjonalia, takie jak krzyże czy obrazki z wizerunkami świętych. Nie brakuje też zwykłych pamiątek z myślą o turystach. Dla mnie jednak najważniejszą pamiątką są zdjęcia, choć te niestety zupełnie nie oddają piękna okolicy, i wspomnienia z tego wspaniałego miejsca.
- Walutą Etiopii jest birr (ETB). Kurs wymiany wynosi 1 USD = 27 ETB.
- Kościoły w Lalibeli otwarte są codziennie w godzinach 08:00-12:00 i 14:00-17:00.
- Bilet wstępu kosztuje 50 dolarów, dzieci w wieku 9-12 lat płacą 25 dolarów a młodsze wchodzą bezpłatnie. Bilet ważny jest przez rok. Wynajęcie przewodnika to koszt 1000 birrów.
- Dojazd do Lalibeli nie jest najprostszy. Prowadzą tu dwie kręte, szutrowe drogi przez góry – z północy od strony Mekele i Aksum, i z południa od strony Addis Abeby. Dojazd w jeden dzień z Addis Abeby jest niemożliwy, należy zaplanować nocleg po drodze, na przykład w Desje lub Kombolczy. Drogi dojazdowe są obecnie remontowane i planuje się położenie asfaltu (zrobiono to na niewielkich odcinkach), a roboty drogowe jeszcze bardziej utrudniają dojazd.
- Z Addis Abeby do Lalibeli można codziennie dolecieć samolotem linii Ethiopian Airlines. Lot trwa godzinę a bilet powrotny kosztuje około 5200 birrów. Z kolei lot z Aksum do Lalibeli trwa 40 minut, a bilet powrotny kosztuje około 2700 birrów. Lotnisko znajduje się 28 kilometrów od miasta. Wyszukiwarka lotów znajduje się na stronie Ethiopian Airlines.
- Baza noclegowa w Lalibeli jest stosunkowo dobrze rozwinięta, jak na Etiopię, ale nie należy spodziewać się luksusów. Ja nocuję w ładnym hotelu Tukul Village, który składa się z kilkunastu k=okrągłych domków inspirowanych lokalnymi domami zwanymi właśnie Tukul. Nasz pokój jest przestronny, czysty, ładnie urządzony. W łazience znajduje się bojler, więc w prysznicu jest ciepła woda. Na tarasie stoi stolik i dwa krzesła. W pokoju teoretycznie jest WiFi, ale akurat, gdy tam jestem, nie działa. Sprawne jest natomiast bezpłatne WiFi przy recepcji. Restauracja serwuje śniadania (głównie jajka i owsiankę), a na zamówienie także obiady i kolacje w rozsądnych cenach. Cena dwuosobowego pokoju to 67 dolarów. Jeśli szukasz tańszych opcji noclegowych, kliknij tutaj, by sprawdzić oferty!
Czy są takie miejsca na świecie, że znieślibyście duże trudy podróży po to tylko, by się tam dostać? Jak podobają się Wam skalne kościoły Lalibeli?

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Bardzo ciekawe miejsce. Etiopia jest magiczna i jeszcze przede mną. Nie żałuję, bo teraz już wiem co naprawdę chcę tam zobaczyć. Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia!
Nie żałuj, warto się tam wybrac na pewno :)
Ciekawe miejsce! Jeszcze tam nie byliśmy..?
Warto się wybrać :)
Droga Ewo…Twoje pisanie ma jak najbardziej sens. Czytam Ciebie już dośc długo. Twoje wpisy są wartosciowe, merytoryczne i pomocne. Dobrze że robisz to co kochasz. To wielkie szczęscie. Pozdrawiam
Dziękuję bardzo, miło czyta się takie słowa :)
Lalibela najbardziej uwodzi mnie oczywiście z góry. Czarujące miejsce, tak jak Twoja opowieść. :)
Dziękuję :)
Etiopia – póki co nie ma jej na liście moich najbliższych podróżniczych planów, ale o podróżach do Afryki marzę od dawna. Zaczęłam od Maroka, z którego niedawno wróciłam. Kto wiec co będzie dalej? Może Kenia? Wspaniałe miejsce, które opisałaś. Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Afryka jest magiczna, ale wiele osób się jej boi, choć nie ma czego w sumie :) Pozdrawiam również!
piękny opis! aż chce się tam wyruszyć :) mam nadzieję, że w poczułaś też nieodłączny zapach kadzideł tak charakterystycznych dla kościołów prawosławnych :D
jedna tylko uwaga, słowo opłatek nie oddaje istoty tego, co spożywa się podczas mszy. Katolicki opłatek jest suchy, przypomina wafelek, można go przechowywać długo, natomiast w prawosławiu (a propos, nazwa “ortodoksyjny” sugeruje raczej drugie, bardzo negatywne znaczenie tego słowa) piecze się specjalne chlebki, przy wtórze modlitw, stempluje i trzeba je po przeistoczeniu zjeść – nic nie może zostać schowane w tabernakulum, bo wierzy się, że ten chleb jest żywy :) Prawosławni, zwłaszcza egipscy Koptowie i Etiopczycy traktują wszelkie legendy i historie bardzo poważnie i choć nam może się wydawać niemożliwe, że tu czy tam jest odcisk świętego, oni są tego pewni. To naprawdę niesamowite!
Dziękuję za uzupełnienie! Tak, kadzidła były, chociaż nie tak intensywne jak na przykład w cerkwiach w Kijowie czy Mińsku.
Ewa opowiadasz przepiękne historie! Świetnie się czyta Twoje teksty!
Dziękuję!
Miejsce warte każdego wyboju i każdego zakrętu! Dodatkowo cała ta historia… super!
Zdecydowanie warte, choć przyznaję, że w podróży trochę klęłam :)
W Etiopii byłam kilka lat temu i do dziś pamiętam jak ogromne wrażenie zrobiły na mnie skalne kościoły Lalibeli…. Tak jak pisałaś widząc takie cuda zastanawiamy się “do czego zdolny jest człowiek w imię wiary”.
Dla mnie to było niesamowite doświadczenie, zobaczyć je na własne oczy!
Wow, nigdy o czymś takim nie słyszałam! Myślę, że warto byłoby zwiedzić takie wyjątkowe miejsce, mam nadzieje, że kiedyś mi się uda!
Trzymam kciuki, by się udało!
Zawsze czytając Twoje teksty przenoszę się razem z Tobą w te miejsca i tak samo mocno je przeżywam. O Lalibeli marzę od lat, a w sumie okazuje się, że do tej pory tak mało wiedziałam o tym miejscu… Jak zawsze pięknie i praktycznie, dzięki! :-)
To ja dziękuję za miłe słowa! Mam nadzieję, ze uda Ci się je zobaczyć na własne oczy :)
Piękne i warte odwiedzenia miejsca :)
Lalibela skojarzyła mi się bardzo z Petrą w Jordanii! Etiopia jeszcze jest przede mną, ale chcę tam jechać – m.in., żeby zobaczyć właśnie Lalibelę (i iść na Raz Daszan)
Mi też tak się skojarzyła, ale od Petry robi o tyle większe w rażenie, że tam są fasady, a w Lalibeli to jakby samodzielne budynki – zupełnie wykute ze skał.
Świetne miejsce :) Miałem okazję oglądać kilka programów na YouTubie o tych kościołach. Jak dla mnie wyglądają mega
Na zywo jeszcze większe wrażenie :)
Intrygujące miejsce. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym miejscu ale na zdjęciach wygląda niezwykle.
Po prostu Wow. Świetna architektura i historia, którą warto zwiedzić niezależnie od wiary.
To prawda! Niektóre rzeczy są po prostu ciekawe…
Architektura wygląda przepięknie i aż się dziwię że kiedyś potrafili takie cudeńka budować.
Prawda? A przecież ile to setek lat temu!
Świetnie się czyta Pani posty, zdjęcia również przepiękne. Na pewno będę śledził bloga, tym bardziej że też nie potrafię usiedzieć na miejscu:) Serdeczne pozdrowienia.
Dziękuję bardzo! :)
Powiewa magią i tajemnicą… Czuję, że muszę się tam wybrać. Dobrze powyżej napisano, że warto tam pojechać niezależnie od tego czy jesteśmy wierzący lub w jakiego Boga wierzymy.
Dziękuję :)
Wspaniały blog, dodatkowo robi Pani prześliczne zdjęcia. Byłem z córką w końcu marca 2017 roku w chrześcijańskiej Etiopii i jestem zauroczony tym krajem. W zeszłym roku w Ethiopian Airlines obwiązywała zasada, że przylocie EA do Addis dostawało się 50% zniżkę na przeloty wewnętrzne. Oczywiście skorzystaliśmy z tego kilkukrotnie. (jak jest obecnie – nie wiem). Poza utartymi szlakami polecam Harrar – zakonserwowany muzułmański, XVIII wieczny emirat na pograniczu Somalii. Dodatkową atrakcją poza zwiedzaniem tego żywego skansenu jest opisane niedawno w NG nocne karmienie hien. serdecznie pozdrawiam,
Dziękuję, Panie Marku! Ciekawa uwaga o promocji Ethiopian Airlines, nie wiem, czy nadal działa, ale to by była dobra rzecz!
Pewnie narażę się większości – ale dla mnie Etiopia to koszmar. Pierwszy raz ok.20 lat temu – biały człowiek był czymś w rodzaju budzącego grozę demona. Ferengi You-you. Obecnie miejscowi są już oswojeni z cudzoziemcami i dzieci w Lalibela pozdrawiają przybysza Hello “Mini” ( = money). Na pólnocy ( Tigray ) jeśli nie dostana żądanych ‘mini” chwytają za kamienie. A propos kościołow w Lalibela kiedys było to miejsce magiczne, obecnie z zadaszeniami straciło cały swój urok ( przynajmniej dla mnie ). W Etiopii spędziłam 6 tygodni od końca grudnia do połowy lutego 2019 i już nie mogłam się doczekac wyjazdu. Dla solo-traveller nie korzystającego z usług przewodników, skautów i biur podróży to kraj ogromnie trudny. Wielkie ryzyko kradzieży. Bardzo nieliczni Etiopczycy poza stolica znają języki obce. W tym roku całkiem przypadkowo trafiłam do Lalibela akurat podczas Timkat. Tłumy pobożnych pielgrzymów, no i w tym tłumie. – ktoś opróznił mi kieszenie. Zniknęła nawet lupa. Groszowa wartość ale tam nie dało się kupić nowej i został mi problem z czytaniem drobnego druku.
A propos Etiopii – sugeruję mniej latać, więcej korzystac z lokalnych środków transportu ( autobusy etc ) Często to co można zobaczyć pomiędzy A i B jest znacznie ciekawsze niż turystyczne A lub B. Np trasa z Addis do Mekele, Axum – Lalibela via Hawzien. Lalibela – Gonder – Bahar Dar. Addis _ Arba Minch… I tylko taki transport pozwala na poznanie Etiopczyków nie zdemoralizowanych przez masową turystykę
Proszę tylko nie traktować mojego wpisu jako uwag malkontenta. Podróżuję od lat, Afryka, Azja, Ameryki ( w tym Amazonia )im dalej od utartych szlaków tym lepiej, prawie zawsze w pojedynke, na dachach ciężarówek, czepiając się platformy pick-upa, statkami cargo, lokalnymi dłubankami
Ja się absolutnie zgadzam z wieloma rzeczami. Sama byłam świadkiem agresywnych zachowań dzieci, które nie dostały nic od nas. Ale pytanie, czyja to wina? Kto ich tego nauczył, że biały człowiek musi dać pieniądze? My sami, biali turyści, ich tego nauczyliśmy. Bo przecież takie słodkie i tak się cieszy to dziecko jak mu się da cukierka, no i tak kolejni dawali, dawali, dawali to się dzieci nauczyły, że nie warto siedzieć w szkole tylko lepiej czekać na turystę. Od dawna jestem orędowniczką pomagania z głową, a nie tylko, żeby dawać, bo dawanie do niczego dobrego nie prowadzi. Niestety serce mi się kraja kiedy widzę kolejnych turystów z Europy jadących do krajów afrykańskich (Etiopia, ale też w dużej mierze Kenia czy Tanzania) i już w domu planujących, że zabiorą dla dzieci walizkę słodyczy, długopisów i maskotek. Wydaje im się, że robią coś dobrego, a tak naprawdę robią dobrze tylko własnemu samopoczuciu, bo ludzi na miejscu uczą bezczynności, przecież ktoś da… Kieszonkowcy trafiają się wszędzie na świecie, szczególnie gdzie tłoczno – czy to Lalibela, Rzym, Rio de Janeiro czy Bruksela. Pozdrawiam i życzę ciekawych dalszych podróży!
A ja mam pytanie do cen takich krzyży, jako pamiątek. Jakich cen należy się spodziewać, aby kupić krzyże na łańcuszek czy te większe ?
O rety!!! Trafiłam tu zupełnym przypadkiem i zostałam oczarowana… Zdjęcia są przepiękne, opisy świetne. Aż chciałoby się wyruszyć i zwiedzać natychmiast. Bardzo rzadko piszę jakiekolwiek komentarze ale tutaj musiałam… Marzę o podróżowaniu od zawsze i postanowiłam niedawno, że zaczynam spełniać swoje marzenia, ale startuje z Europą i już kilka państw odwiedziłam. Miałam nadzieję, że niebawem znów gdzieś wyruszę ale obecna sytuacja na świecie i wirus pokrzyżowały plany.
Zapisuję stronę do ulubionych, gratuluję, podziwiam.
Trzymam kciuki, żeby zajrzało tu jak najwięcej osób, bo warto :)