Libre znaczy wolność. Historia moich kubańskich marzeń…

Tego październikowego dnia niebo nad Batumi było trochę zachmurzone. Wróciłam wcześniej ze spaceru by poczekać, aż Agata przyjdzie z pracy. W oczekiwaniu na nią otworzyłam pocztę na telefonie, chcąc sprawdzić wiadomości. W skrzynce czekała jedna nieprzeczytana wiadomość z biura: Droga Ewo (…) na lato 2015 proponujemy Ci pracę w destynacji VRA. Wpatrywałam się w ekran i nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Przeczytałam jeszcze raz i jeszcze. VRA. Varadero! Kuba!!! Wyśniona i wymarzona, stojąca – prawdopodobnie – u progu zmian. Miałam spędzić całe sześć miesięcy na tej magicznej wyspie.

Hawana

Moje pierwsze wspomnienie związane z Kubą to sok. Świeżo wyciskany sok z kubańskich pomarańczy, przygotowywany mi przez mamę gdy byłam brzdącem zbyt małym, by rozumieć skąd przyjechały te owoce. Z tak wczesnego dzieciństwa nie pamiętam zbyt wiele, ale smak tamtego soku zapamiętam na zawsze. Pomarańcze wcale nie były pomarańczowe, wcale nie takie ładne jak te kupowane dzisiaj w supermarketach. Niewielkie, o zielonkawej skórce i fantastycznym aromacie. Potem sok się skończył, nie ma więcej wspomnień. A jeszcze później w sklepach pojawiły się te pomarańczowe pomarańcze, ale smakowały inaczej. A może to dziecięca wyobraźnia uatrakcyjniła smak tamtych w porównaniu z tymi nowymi? Jako dziecko nie rozumiałam, czemu nie można wyciskać już soku z tych kubańskich. Dlaczego już się ich nie przywozi, chociaż kiedyś było można? Dlaczego nie współpracujemy już z Kubą? Gdzie w ogóle jest ta Kuba i czemu tak daleko? Czemu nie możemy pojechać i przywieźć tych zielonkawych pomarańczy?

Dzieciaki w podstawówce często gadają głupoty, zmyślają i koloryzują wiadomości z dorosłego świata, których nie rozumieją. Lubią podkręcać nastrój grozy. Tak było z Czarnobylem (wszyscy będziemy napromieniowani, to koniec świata), z AIDS (nie dotykaj tego, bo dostaniesz ejc!) czy z Fidelem Castro (Fidel nie żyje, będzie trzecia wojna światowa). Okazało się, że Fidel jeszcze długo miał się dobrze, ale tamte głupie podwórkowe rozmowy w jakiś sposób rozbudziły moje zainteresowanie tym, czym dokładnie jest Kuba, kim jest Castro i o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Dowiedziałam się mniej więcej jak funkcjonuje komunistyczny reżim na Kubie, zobaczyłam Kubę jako skansen, a w głowie zaczęła kiełkować myśl, że chciałabym kiedyś tam pojechać. Póki jeszcze Kuba jest egzotyczna, komunistyczna. Póki Fidel żyje. Zrozumiałam też, czemu skończył się sok z kubańskich pomarańczy.

Od dziecka chodziłam na zajęcia tańca. A to towarzyskiego, a to hip-hopu. Ale moda na salsę jakoś początkowo omijała mnie szerokim łukiem. Dopiero tuż po studiach zapisałam się z koleżanką na kurs i od razu zakochałam się w tym zmysłowym tańcu. Choć pewnie duża w tym zasługa przystojnego instruktora. Uczyłam się tańczyć, a kiedy kurs się skończył nadal spotykaliśmy się z salsującymi znajomymi od czasu do czasu w klubach, a w letnie weekendy tańczyliśmy ruedę de casino pod Kolumną Zygmunta. Salsa to taniec magiczny, taka gra między dwojgiem ludzi, gdzie prowadzi mężczyzna, ale kobieta kusi i prowokuje. Wtedy zamarzyło mi się by zatańczyć kiedyś gorącą salsę na Kubie. Najlepiej w Hawanie, w jakimś małym klubiku, po zmroku, w oparach dymu z cygar, z drinkiem cuba libre w dłoni.

Taka romantyczna wizja Kuby rysowała się w mojej głowie. Magiczna, stara Hawana z kolorowymi kamienicami w stylu kolonialnym – nieco zaniedbanymi, z odpadającym gdzieniegdzie tynkiem i łuszczącą się kolorową farbą. Z wąskimi, brukowanymi uliczkami. Z wszechobecna muzyką. Tęgie Kubanki w barwnych strojach z kwiatami we włosach i cygarami w pełnych ustach pozujące do zdjęć. Stare, wypucowane i wymuskane amerykańskie krążowniki szos w intensywnych kolorach – samochody, które w Polsce byłyby już dawno zarejestrowane jako zabytki, na Kubie służące jako codzienne środki komunikacji. I dalej inne egzotyczne miasta. Trynidad, kolonialna perła Karaibów. Plantacje trzciny cukrowej. Upał i wysoka wilgotność powietrza sprawiająca, że człowiek od razu lepi się do wszystkiego. Brak pośpiechu, uśmiech Kubańczyków, a wreszcie rajskie plaże z miękkim i białym jak mąka piaskiem, krystalicznie czysta wodą i palmami kokosowymi chylącymi się ku morzu. Gorące wieczory przy kubańskiej muzyce i szklance cuba libre.

Cuba libre? Wolna Kuba? Wraz z tymi marzeniami przyszła też wiedza o tym, jak wygląda prawdziwe życie na Kubie. Że mieszkańcy tak naprawdę nie mogą cieszyć się prawdziwą wolnością. Że jest niedostatek. Wszechobecna kontrola. Że wcale nie jest tak kolorowo, jak wygląda to na folderach reklamowych. Skąd więc taka a nie inna nazwa jednego z najsłynniejszych kubańskich drinków? Trzeba było sięgnąć do czasów sprzed rewolucji, jeszcze sprzed Fidela Castro. Trzeba wrócić do czasów, gdy Kuba znajdowała się pod panowaniem hiszpańskim. Pod koniec XIX wieku toczyły się na wyspie wojny o niepodległość. W 1898 roku Kuba została wsparta przez USA. Legenda mówi, że koktajl powstał w tamtym okresie w jednym z hawańskich barów jako znak przyjaźni kubańsko-amerykańskiej. Łączył tradycyjny napój Kuby – rum, z amerykańską coca-colą. Tak zmieszanym drinkiem wznoszono toasty za wolną Kubę – Cuba Libre! Jakkolwiek romantycznie by to nie brzmiało, prawdopodobnie historia ta nie jest zgodna z rzeczywistością gdyż coca-cola pojawiła się na Kubie dopiero rok później. Jak podaje jeden z producentów rumu, okrzyk Cuba Libre! zagrzewał bojowników o wolność kraju, ale geneza drinka pozostaje w sferze tajemnic i domysłów.

Myśląc o tych wszystkich cudach na Kubie, o muzyce, plażach, kolonialnych miastach, samochodach i uśmiechniętych mieszkańcach trzeba zdawać sobie sprawę, jakim to wszystko dzieje się kosztem. W połowie XX wieku przez Kubę przetoczyła się rewolucja, w efekcie której władzę przejęli socjaliści z Fidelem Castro na czele, trzymającym władzę aż do 2008 roku, kiedy to schedę przejął po nim jego brat Raul. Ciężko mówić w tym przypadku o wolnej Kubie, ale od pewnego czasu następują powolne przemiany na wyspie. Pojawiają się doniesienia o łagodzeniu stosunków z największym wrogiem kuby od czasów rewolucji – ze Stanami Zjednoczonymi. O łagodzeniu polityki wewnętrznej. Być może naiwnie wierzę, że procesy te powoli doprowadzą do polepszenia się sytuacji Kubańczyków. Jakkolwiek egoistycznie by to nie zabrzmiało, chciałam mimo wszystko zobaczyć Kubę stojącą u progu tych zmian, ale z atmosferą jeszcze z tamtej epoki. Nie odmawiam Kubańczykom prawa do lepszego życia, tym niemniej cieszyłam się, że wreszcie będzie mi dane zobaczyć Kubę na własne oczy. Nie tylko zobaczyć, ale i poznać lepiej – bo przecież z doświadczenia wiem, że praca i mieszkanie w kraju dają dużo większe możliwości przeniknięcia kulturą miejsca niż sama tylko podróż. W głowie układałam sobie plany co zobaczyć, z kim się spotkać, gdzie zatańczyć, z kim porozmawiać przy szklance cuba libre, co napisać, na co zwrócić uwagę. Poobserwować prawdziwe życie, podglądać zmiany, wyczuć nastroje Kubańczykow.

Tego marcowego dnia niebo nad Lanzarote było trochę zachmurzone. Stałam na lotnisku i czekałam na turystów, którzy przyjeżdżali spędzić tu zimowe wakacje. Zadzwonił telefon: Ewa, bardzo mi przykro, ale niestety musimy odwołać Twój wyjazd na Kubę ze względów finansowych. Na miejscu zostanie osoba, która pracuje tam w sezonie zimowym, a Ty dostaniesz inny przydział. Naprawdę bardzo mi przykro. Zaniemówiłam, straciłam na chwilę oddech. Nie od razu dotarły do mnie te słowa. Jak to nie pojadę do pracy na Kubę? Za miesiąc miałam przecież już lądować w Varadero. Schowałam się za schodami, po policzkach pociekły mi łzy.

Chwile później musiałam się pozbierać i wrócić do pracy z uśmiechem na ustach. Postanowiłam sobie, że cokolwiek miałoby się nie wydarzyć, w 2015 roku pojadę na Kubę. Jeśli nie do pracy, to w podróż życia. Pospaceruję po Hawanie. Zatańczę salsę. Wypiję cuba libre. Porozmawiam w mieszkańcami Kuby. Nie będzie to już może to samo, ale marzenia trzeba spełniać!

Byliście już na Kubie? A może macie ochotę wybrać się w tamte okolice? chcielibyście poczuć tę atmosferę przed zmianami?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

33 komentarze

  1. Łukasz pisze:

    Proponujemy Ci pracę w destynacji VRA – strasznie korporacyjny język mimo wszystko szkoda tej Kuby

  2. Ewa pisze:

    Łukasz to moje tłumaczenie :)

  3. Marcin pisze:

    Na Kubę trzeba jechać szybko, bo to wkrótce nie będzie ten sam kraj.

  4. Marta pisze:

    Kuba marzy mi się od lat…i mam bardzo podobne wrażenia jak ty. I ta salsa… :) uwielbiam ją!

  5. Monika pisze:

    Byłam na Kubie, jeśli znowu trafię, za x lat to pewnie będzie to już zupełnie inny kraj.

  6. Byłem, przejechałem wzdłuż i wszerz. Zmieniłem zdanie o Kubie, była wcześniej dokładnie taka, jak ta Twoja z marzeń i wyobrażeń. Moje były dokładnie takie same. Bezinteresowny taniec lub rozmowa? To nie jest łatwe. Dwa równoległe światy. Dojazd z lotniska w Hawanie do centrum 30 Euro… albo i 6 groszy. Trzeba tylko wiedzieć jak. Dziwny kraj, nie uwierzyłbym, gdybym nie spędził tam intensywne 29 dni przemieszczając się z miasta do miasta autobusami. Nie żałuję, że tam byłem, bo spełniłem swoje marzenie :)

    • Ewa pisze:

      No własnie, ja chciałam tak na dłużej. Ale jesli będa to wakacje to pewnie skończy się na dwóch tygodniach… zobaczymy :)

  7. Kamila pisze:

    Dla mnie pobyt tam był niezapomnianym przeżyciem, chociaż sami Kubańczycy potrafili wkurzyć!

  8. Historię znałam już wcześniej, ale to co – super się czytało.
    A propos kontroli – poznałam ostatnio faceta, też zresztą blogera, z Australii. Przekonywał mnie, że Kuba jest politycznie państwem wspaniałym, ma najlepszych lekarzy i edukacja jest na najwyższym poziomie. I że wszystkie nieszczęścia kraju są winą Ameryki, bo ją zamknęła, bo musiała mieć wroga – tym wrogiem był kubański komunizm.

    Kurcze słowa które nie mieszczą się w głowie. Ja oczywiście odpowiedziałam: a co z cenzurą, prześladowaniem, terrorem itp. Jednak poziom mojej wiedzy nie pozwalał mi dawać konkretnych przykładów. On z kolei stwierdzał, że jestem owładnięta propagandom mediów i że tego tam nie ma. I tak sobie kurde gadaliśmy jak Chińczyk z Nigeryjczykiem i nikt nikogo nie rozumiał.

  9. Ewa pisze:

    Pamiętam jak cieszyłaś się na tą Kubę. Czasem jednak trzeba tym marzeniom pomóc trochę bardziej. Może po Grecji jednak wakacje na Kubie? I może po tych wakacjach przyjdzie i praca? Ja jakoś tak mam, że jak mi się marzy jakieś miejsce to nie chcą mnie tam za nic wysłać. Ale wystarczy, że pojadę tam najpierw sama a później jest i delegacja. Może i u Ciebie się sprawdzi? :) Może Boże Narodzenie na Kubie, przy pomarańczach? ;)

  10. Ajka pisze:

    Co się odwlecze… ale pamiętam, że zawód był to straszny! Porównywalny byłby chyba jedynie w sytuacji, gdy w sms byłoby VRA a potem by się okazało, że myśleli jednak o VAR, na dojazd własny ;))

  11. Emilka pisze:

    Byłam na Kubie 2 razy – 4 lata temu i przed 3 miesiącami… Przeżyłam rozczarowania (miałam podobną wizję tej wyspy jak Ty) ale też zachwyty… I chciałabym pojechać tam jeszcze nie raz – tylko… wyspa szybko się zmienia… Boję się, że za 3-4 lata zrobi się z niej Enklawa tylko dla bogatych :( Jakbyś chciała kilka podpowiedzi (gdzie potańczyć, gdzie pojechać) to z chęcią się podzielę :) p.s. jak będziesz jechała z Warszawy to z chęcią przekażę coś znajomemu w Havanie :D

  12. Kiedyś znajomy, wielki miłośnik palenia zioła, pojechał na dłuższe wakacje na Kubę. Na miejscu jest trudno, a wwieźć jeszcze trudniej, ale dla chcącego nic trudnego. Joł!

  13. Monika pisze:

    Pamiętam jak się ucieszyłaś z tej Kuby – straszna szkoda, że nie wyszło – tak bywa.
    Kuba jest taka, że mamy wyobrażenia – nierzeczywiste, romantyczne, muzyczna, a na miejscu bywa różnie.

    • Ewa pisze:

      No właśnie… chociaż myślę, że będąc tego świadoma rozczarowania raczej nie przeżyję. Jednak strasznie mnie ten kraj ciekawi.

  14. Mimo tego, że firmowo nie wyszło, to życzę Ci, żeby , indywidualnie wyszło :) W takim więc razie pozostaje mi życzyć niezapomnianych wrażeń i jak najwięcej wspomnień.

  15. Ola pisze:

    Pięknie to napisałaś. Byłam na Kubie, chętnie tam wrócę. Mi udało się zatańczyć salsę i to nie raz z Kubańczykami w klubach gdzie byłyśmy jedynymi białymi

  16. Kiedyś marzyłam o Kubie, zanim było to popularne.
    Ale zdecydowanie chciałabym zobaczyć Kubę przed zmianami, o takiej marzyłam… Myślę że ta “nowa” to już nie będzie to… A ja chciałabym zobaczyć tę prawdziwą.

  17. Magda pisze:

    ah….Kuba…kiedyś trzeba będzie pojechać…kusi…kusi…

  18. Marta pisze:

    Pięknie uzasadniłaś, dlaczego marzysz o odwiedzeniu Kuby. To raczej nie moje klimaty, ale z przyjemnością poczytam Twoją relację ;)) Kiedy uda się Tobie zrealizować to marzenie na własną rękę, zaplanować wszystko po swojemu i w dogodnym czasie, to wówczas radość będzie jeszcze większa i satysfakcja z osiągniętego celu :)

  19. Kuba jest wspaniała, właśnie ze względów o których mówisz. Możemy tam również na własne oczy zobaczyć przemiany, które maja doprowadzić do jej pełnej wolności od wszelkich wpływów. Najlepiej zobaczyć to wszystko na własne oczy. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!