Morze, daiquiri, natchnienie i miłość – ślady Ernesta Hemingwaya na Kubie
W całym domu zalega cisza. Przez otwarte okiennice do środka wpadają delikatne podmuchy wiatru, na tyle jednak słabe, by nie tworzyć przeciągu, który z hukiem zamknąłby okna lub drzwi. Na stoliku stoją puste butelki po wodzie mineralnej, whiskey i rumie. Na drewnianych półkach kurzy się kilka tysięcy książek. Salon, sypialnia, łazienka – wszystkie pomieszczenia wyglądają jakby właściciel na chwilę wyszedł z domu planując rychły powrót, który jednak nigdy nie nastąpił. Zaglądając przez okno domu Finca Vigia odnoszę wrażenie, że czas stanął tu 2 lipca 1961 roku, w dniu samobójczej śmierci Ernesta Hemingwaya.
Ten słynny dziennikarz i pisarz po raz pierwszy zawitał na Kubę przypadkiem w 1928, kiedy parowiec, którym wracał z Francji do Stanów Zjednoczonych z przyczyn technicznych musiał zatrzymać się w Hawanie. Tak zaczęło się szczególne przywiązanie Hemingwaya do kraju będącego jeszcze wówczas pod ogromnymi wpływami amerykańskimi. Ówczesna kubańska rzeczywistość to mafiozi i gangsterzy prowadzący luksusowe hotele, kasyna, kluby nocne i kabarety, alkohol lejący się strumieniami i piękne kobiety. Za tym wszystkim kryło się tez duże ubóstwo przeciętnych Kubańczyków.
Uważany za rozrywkowego awanturnika i nie wylewający za kołnierz pisarz doskonale czuł się w luźnej atmosferze Hawany. Z chęcią przypływał więc tu swoją łodzią rybacką, a przebywając w mieście przez siedem lat zwykł zatrzymywać się w swoim ulubionym pokoju numer 511 leżącego w starej części Hawany hotelu Ambos Mundos. Nocleg kosztował go 1,5 dolara jeśli mieszkał sam i 1,75 dolara gdy przybywał tu ze swoją ówczesną żoną Pauline Pfeiffer. Dzisiaj w pokoju Hemingwaya urządzono wystawę, której motyw zmieniany jest co roku. W ostatnich latach ekspozycje dotyczyły między innymi nagród pisarza czy kobiet obecnych w jego życiu.
Ambos Mundos trudno przeoczyć spacerując po starej Hawanie. Mieści się przy pełnej turystów pieszej arterii Calle del Obispo. Różowa fasada budynku od razu zwraca uwagę i przyciąga wzrok. Kiedy wchodzimy do pogrążonego w półmroku staromodnie eleganckiego lobby na zewnątrz zaczyna padać. Na kanapach z wytartym obiciem zasiadają nie tylko goście hotelowi ale także turyści, którzy podążają śladami Hemingwaya. Na ścianach pełno starych czarno-białych fotografii i grafik, w tym jedna przedstawiająca dobrze znany autograf pisarza. W głębi lobby mieści się klatka schodowa prowadząca na górę. Niestety jest w remoncie, dlatego by dostać się na hotelowy taras na dachu muszę czekać w długiej kolejce chętnych do przejażdżki windą jakby żywcem wyjęta ze starych filmów – taką z żeliwną kratą zamykającą kabinę i lokajem w środku naciskającym odpowiednie przyciski oznaczające piętra.
Przywiązanie Ernesta Hemingwaya do Ambos Mundos wynikało z doskonałego położenia hotelu w centrum Hawany czyli w centrum wydarzeń i życia, szczególnie nocnego. Rzut beretem od hotelu rozlokowane są liczne bary, w których pisarz uwielbiał spędzać popołudnia, kiedy wracał z połowów ryb. Miał tam wszystko, czego potrzebował czyli trunki i przyjaciół. Kiedy wracał do hotelu, zamawiał kolację do pokoju i zaczynał pisać – podobno na stojąco albo w łóżku na leżąco, gdyż tak było mu najwygodniej po kontuzji kolana odniesionej w czasie pracy na wojnie w Europie. To właśnie w pokoju 511 zaczęła powstawać nominowana do nagrody Pulitzera powieść Komu bije dzwon, na której ponoć wzorował się Fidel Castro organizując działania swojej rewolucyjnej partyzantki.
Mówi się, że Ernest Hemingway nie miał ulubionego trunku i pił wszystko, co miało procenty. Jednakże dzisiaj, kiedy myślimy o tym człowieku, na myśl przychodzą dwa kubańskie koktajle i dwa hawańskie bary. Moje mojito w Bodeguicie, moje daiquiri we Floridicie – tak ponoć mawiał. Wędrując śladem Hemingwaya nie mogę więc pominąć wizyty w żadnym z nich. Dlatego nawet ulewny deszcz ni powstrzymuje mnie przed szybkim marszem z Ambos Mundos w kierunku hawańskiej katedry, tuż przed którą skręcam w boczną ulicę. Jeszcze kilka kroków i oto jest: La Bodeguita del Medio.
Lokal składa się z całkiem sporej restauracji o bardzo dobrej renomie i maciupeńkiego baru, w którym ledwie mieści się kilkanaście osób. Jeszcze ciaśniej robi się, gdy miejsce w rogu zajmuje muzyczne trio trubadurów wygrywających i wyśpiewujących tradycyjne kubańskie piosenki. Przy dźwiękach słynnej Guantanamery przeciskam się do pokrytego bohomazami kontuaru i zamawiam drinki dla naszej grupki. Nieważne, czy to słynne miejscowe mojito, czy zwykła cuba libre – każdy kosztuje pięć peso wymienialnych, czyli około pięć euro. Za barem stoją w rządku przygotowane szklaneczki z podstawą mojito czyli cukrem, sokiem z limonki i miętą dlatego koktajle dostaje się błyskawicznie. Nie pozostaje nic innego jak rozejrzeć się po lokalu sącząc rumowy napój. Nad kontuarem wisi oprawiona w ramkę sentencja o ulubionych barach i drinkach pisarza wraz z jego autografem. Jest kilka zdjęć. Ciasno. Muzycy kończą grać i wyciągają czapkę po napiwki. Dopijamy koktajle i ruszamy dalej.
Floriditę odwiedzam kolejnego dnia. Tutejszy bar jest o wiele większy niż ten w Bodeguicie – na sali mieści się nawet sporo stolików, przy których amatorzy różnych rodzajów daiquiri mogą usiąść i bez pośpiechu cieszyć się smakiem koktajlu. Z tego względu atmosfera jaka tu panuje jest zupełnie inna niż ta w Bodegucie. Jest więcej miejsca. Bardziej elegancko. Muzycy grają nowsze piosenki, w tym nawet najnowsze przeboje Enrique Iglesiasa. W głębi sali znaleźć można przejście do prawie pustej wczesnym popołudniem sali restauracyjnej. I tu nie mogło zabraknąć pamiątek związanych z Hemingwayem: są zdjęcia, reprodukcje a nawet naturalnej wielkości statua przedstawiająca pisarza opierającego się o kontuar w oczekiwaniu na kolejnego drinka.
To właśnie specjalna receptura daiquiri zamawianego przez Hemingwaya jest tu największą po nim pamiątką. Koktajl o nazwie papa doble od klasycznego daiquiri serwowanego we Floridicie różni się tym, że zawiera on podwójną porcję rumu i zero cukru. Próbuje obu wersji. Co ciekawe mimo, że mocniejsza i wytrawna, to wersja Hemingwaya smakuje tak, jakby alkoholu nie było w niej wcale. Nic dziwnego, że mógł on podobno jednej nocy wpić kilka kieliszków, skoro wcale nie czuł rumu w swoich drinkach.
Szczęśliwe, rozrywkowe hawańskie czasy skończyły się dla Hemingwaya gdy jego trzecia żona Marta Gellhorn w 1939 roku stwierdziła, że nie chce mieszkać w hotelu jeśli ma z mężem spędzać tyle czasu na Kubie. Wyszukawszy odpowiednią posiadłość niecałe dwadzieścia pięć kilometrów od Hawany od razu postanowiła ją wynająć. Rok później pisarz kupił Fincę Vigia za przychody ze sprzedaży praw do powieści Komu bije dzwon, wydając na nią ponad dwanaście tysięcy dolarów. Nazwa położonego na wzgórzu domu oznacza dosłownie posiadłość z widokiem, a chodzi tu o widok na ukochaną przez Hemingwaya Hawanę. Dzisiaj widok na miasto nie jest zbyt imponujący bo większość przesłaniają soczyście zielone drzewa.
Po samobójstwie Hemingwaya w 1961 roku kubański rząd ogłosił, że w swoim testamencie pisarz przeznaczył dom narodowi Kuby. Jednakże ostatnia żona i wówczas już wdowa, Mary Welsh twierdziła, że wysłannicy Castro poinformowali ją po prostu o znacjonalizowaniu posiadłości. Rodzina miała prawo zabrania stamtąd jedynie najbardziej osobistych rzeczy i pamiątek, wszystko inne zostało w domu, który przekształcono w poświęcone Hemingwayowi. Stąd też wszystkie te autentyczne eksponaty sprawiają wrażenie, jakby ich właściciel miał za chwilę wrócić. Zwiedzający nie mogą wejść do środka, można jedynie zaglądać przez okna do kolejnych pomieszczeń. Obok głównego domu stoi wieża wybudowana na polecenie Mary, w której utworzono nowy gabinet pracy Ernesta. On sam jednak wolał pracować w starym, a czasem również w łazience, dlatego pokój na wieży stał się wkrótce domem dla licznych kotów państwa Hemingway. Do tego gabinetu również można na chwilę zajrzeć, a wszystko pod czujnym okiem pilnujących posiadłości strażników. Irlandzki pisarz McKinty doniósł w 2008 roku, że jeden z nich zaproponował mu w czasie zwiedzania możliwość kupna dowolnej książki z bezcennych zbiorów za jedyne dwieście dolarów.
Piętnastoakrowy ogród Finca Vigia przypomina mi bardziej dziki las niż faktyczny ogród. To dlatego, że Hemingway sprowadzając ze świata kolejne okazy drzew i krzewów wydawał instrukcje, że po posadzeniu mają one być pozostawione same sobie, by swobodnie rosły tak, jak chce natura. Oprócz licznych egzotycznych drzew i krzewów znajdziemy na terenie Finki również całkiem spory basen, dzisiaj już pusty, ale dawniej odbywały się nad nim huczne przyjęcia, przez które przewijało się wielu przyjaciół pisarza. Mimo to on sam nie czuł się już w tym miejscu szczęśliwy, a w lipcu 1960 roku odwiedził Kubę po raz ostatni. Tuż obok basenu potykam się niemalże o jeden z czterech nagrobków. Pochowano tu ulubione psy Hemingwaya. Oprócz psów w Fince żyło także mnóstwo kotów, a ulubiony kociak pisarza miał nawet prawo wskakiwać w czasie obiadu na stół.
Kilka metrów za basenem dostrzegam sylwetkę Pilar czyli ulubionego jachtu Ernesta Hemingwaya, którym przypływał z Key West na Florydzie na Kubę, a w późniejszych latach na stałe następnie cumował w niewielkiej rybackiej wiosce Cojimar na Kubie pod opieką wiernego przyjaciela, pochodzącego z Lanzarote rybaka Gregorio Fuentesa. Ten kochający morze przybysz z Wysp Kanaryjskich był dla Hemingwaya pierwowzorem Santiago z opowiadania Stary człowiek i morze. Podobno jednak nigdy nie czytał on tego dzieła.
Na uliczkach Cojimar panuje nieco senna atmosfera. Długie drewniane molo okupuje kilku wędkarzy, którzy chyba tylko dla rozrywki przyglądają się moczącym się w wodzie kijom, bo nie dostrzegam by którykolwiek z nich przez te kilka minut, kiedy ich obserwuję, wyłowił jakąś rybę. Pomiędzy nimi leży i leniwie od czasu do czasu macha ogonem wielki, beżowy pies. Po środku niewielkiego placyku nad brzegiem morza stoi małe popiersie Hemingwaya a tłem całego obrazka jest mała forteca będąca elementem obrony Hawany z czasów hiszpańskiego panowania na Kubie.
Zaglądamy do restauracji La Terraza de Cojimar, w której Hemingway i Fuentes przesiadywali tocząc długie rozmowy przy stoliku nad butelką rumu. Ściany lokalu zdobią – jakżeby inaczej – zdjęcia pisarza i jego przyjaciela. Jedna z fotografii zwraca szczególną uwagę – przedstawia ona Hemingwaya rozmawiającego z Fidelem Castro. Spotkali się oni ten jeden raz w czasie regat, w których obaj brali udział i ucięli sobie krótką pogawędkę. To właśnie ten moment został uwieczniony na zdjęciu. Czy Hemingway popierał kubańską rewolucję? Jej zwolennicy twierdzą, że tak, gdyż utrzymywał on poprawne stosunki z nową kubańską władzą i nie wypowiadał się o niej źle. Z kolei przeciwnicy rewolucji twierdzą, że to właśnie ze względu na nią pisarz wyjechał z wyspy z powrotem do Stanów Zjednoczonych. Pewne jest natomiast, że Hemingway kochał Kubę i Kubańczyków całym swoim sercem.
Ślady Ernesta Hemingwaya można znaleźć także w innych zakątkach świata, między innymi we Francji, Hiszpanii czy Kenii oraz oczywiście w jego ojczystych Stanach Zjednoczonych, ale to Kuba właśnie zajmowała szczególne miejsce w sercu pisarza. Choć moja wizyta w tym kraju jest dość krótka to potrafię to zrozumieć, ja również z Kuby wracam oczarowana.
Lubicie podróżować podążając śladami znanych osób? Zdarzyło się Wam planować zwiedzanie pod tym kątem? A może sami natknęliście się na ślady Ernesta Hemingwaya gdzieś na świecie?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Ja pierwszy raz w Romanii szukałem Draculi ;)
W Rumunii w sensie? ;) też ciekawie!
zdarza się podróżować śladami przede wszystkim pisarzy. Hemingwaya śledziłam codziennie w Paryżu. Wrzucam sobie Ciebie w pocketa i wieczorem przeczytam z wypiekami
A przeczytam u Ciebie coś o paryskich śladach? Bo chyba nie widziałam albo nie pamiętam…
nie przeczytasz. W Paryżu mieszkałam na kilka lat przed założeniem bloga. Ina jeszcze więcej lat przed rozpoczęciem dokumentacji zdjęciowej ;)
Szkoda!
Ja raczej szukam śladów malarzy, architektów, rzeźbiarzy… Mam gotowy post o Zakopanem Kenara, tylko mam za mało zdjęć i czekam na najbliższy wypad pod Tatry, żeby mieć czym zilustrować temat. A póki co piszę o Wiedniu Hundertwassera.
Czekam na niego! :)
Przypomniała mi się historia z kotami Hemingwaya. Podobno największy twardziel zachodniej literatury rozpłakał się publicznie tylko raz w życiu – gdy musiał zastrzelić swojego kota. Taka wesoła anegdotka na niedzielę :P
Ale czemu musiał go zastrzelić? :0
pewnie! to zawsze dodatkowa atrakcja w podróży :D
:D
Jak przyjemnie sie czytalo… Jako nastolatka z wypiekami na twarzy zaczytywalam sie w Komu bije dzwon, teraz takie wspolczesne sladami Hemingwaya, to jakby wrocic do tamtych czasow, a nawet jeszcze dawniejszych, tych z czasow wojny domowej w Hiszpanii.:)
Dziękuję i cieszę się, że udało mi się przybliżyć trochę tamte czasy :)
Do Hemingwaya mam pewną słabość bo moja babcia wygrała Wielką Grę z jego życia. Na Kubie też chłonęłam jego miejsca i na Key West :-) Z przyyjemnością czytałam Twój wpis:-)
Ale super babcia! :)
Chyba przyszedł czas, gdy jednak Kubę chciałabym poznać dogłębniej. Gdy swego czasu zjechaliśmy Amerykę Płd., znajomy który na Kubie bywał stwierdził, że po latynoskich bodźcach, których doznaliśmy, Kuba nie zrobi na nas wrażenia. Darowaliśmy sobie, mimo że wiza kubańska w paszportach była. Chyba minął już odpowiednio długi czas, by jednak zrobić drugie podejście. A skoro rozkochała w sobie nawet Hemingwaya:)
Trudno mi porównywać, bo z hiszpańskojęzycznej Ameryki odwiedziłam wcześniej tylko Dominikanę. Trochę podobne pod pewnymi względami, ale ze względu na specyfikę Kuby jednak różniące się. Moim zdaniem Kuba jest dość szczególna, na mnie zrobiła ogromne wrażenie, to piękny kraj :)
Ewa, a powiedz mi, jak się sytuacja przedstawia po otwarciu relacji amerykańsko-kubańskich? Czy czuć już wielkiego ducha zmian? Czy, jak wszyscy wieszczą, Kuba to już nie ta sama Kuba i “trzeba tam jechać, bo potem to już nie będzie Kuba”? Swoją drogą, ludzie tak bardzo kochają, gdy innych ludzi zamyka się w skansenie ku uciesze turystów…
Zmiany można odczuć, ale znam je bardziej z opowieści i porównywania tego, co kiedyś mi opowiadano, a co sama widziałam. W tym roku otwarto ambasadę amerykańską w Hawanie. Do pełnej współpracy i przyjaźni jeszcze pewnie daleka droga, ale to znaczy, że coś się zaczyna dziać. Poza tym zmiany wewnętrzne – coraz bardziej liberalizuje się kraj. Kolejne rzeczy usuwane są z listy produktów na kartki, prawdopodobnie za jakiś czas mogą one w ogóle zniknąć (przeciwko czemu sporo osób protestuje!). Planowana jest podobno rezygnacja z systemu dwuwalutowego, czyli zniknie peso wymienialne i w użytku zostanie peso narodowe (wprowadzane są do obiegu banknoty o wyższych nominałach by po konwersji z peso wymienialnego nie trzeba było chodzić z całą aktówką na banknoty). Zmieniane są tablice rejestracyjne, już nie będzie można poznać po ich kolorze jaki rodzaj samochodu nadjeżdża (wszystkie są białe). Kubańczycy (turyści też) za 2 peso wymienialne za godzinę (ok. 8zł) mogą korzystać na swoich smartfonach z wifi uruchomionego na głównych placach miast. Na drogach widziałam więcej nowych samochodów niż tych starych (o tym będzie cały wpis za jakiś czas). Więc chyba tak, zmienia się…
A ja szukam ciekawych ludzi i widoków. ;) Tej Kuby zazdroszczę to cholernie zazdroszczę, mam nadzieje uzbierac pieniadze na jakis samolot tamże, zanim klimat tego kraju zupełnie ujednolici turystyka…
Hah, też tego szukam :) Karol, musisz się pospieszyć chyba ;)
Daiquiri bez cukru- to cos dla mnie! Z cala pewnoscia odwiedze Floridite, jezeli kiedys dotre na Kube:) A taka finke chcialabym miec na wlasnosc….
Też bym nie pogardziła taką posiadłością :)
Extra wpis, czyta się jak opowiadanie. Czasy Hemingway’a na Kubie rumem i prozą płynące. Warto sobie dołożyć trochę nowszych wrażeń i powieść skandalisty Guttiereza “Brudna Trylogia o Hawanie”.
Dzięki za polecenie, jak wrócę do Polski to poszukam w księgarniach :)
Uwielbiam Guttiereza! Nawet przetłumaczyłam kilka opowiadań z “Carne de perro”, ale polskie wydawnictwa twierdzą, że ani Guttierez ani opowiadania nie są w Polsce popularne, więc nie opłaca się ich drukować :( A ja właśnie m.in po to, chcę jechać na Kubę, żeby zebrać trochę materiału, zrobić wywiady.
A dom Hemingway’a widziałam na Key West…stamtąd widać już Kubę…
Tam dopiero zamierzam dotrzeć :)
Pierwszy paragraf normalnie dal mi ciarki… Hemingwaya troche posledzilam – najpierw wizyta w jego domu rodzinnym i muzeum w Oak Park (pod Chicago), potem pare miejsc w Paryzu. Moze na Kube tez dotre. Jesli tak sie stanie, chcialabym wlasnie zastac wszystko takie nietkniete.
A ja z kolei przegapiłam Paryż… chociaż nie miałam akurat za bardzo czasu teraz jak byłam w październiku, więc może kiedyś jeszcze tam zajrzę :)
Pięknie napisane. Zaczęłam czytam i przemknelo mi przez myśl że kliknąłam w nie ten link a okazało się że to świetna historia. No i Kuba jeszcze przede mną ;)
Dzięki :)
My też lubimy trasy związane z różnymi osobami, a jeszcze bardziej np. z filmami czy książkami. Szukamy wtedy pasujących do scen / opisów miejsc.
A domy czy mieszkania znanych osób zamienione na muzea to też zawsze fajny punkt zwiedzania.
O tak, fajnie jest będąc gdzies pomyśleć “o, o tym czytałam!” :)
Jak się ogląda te zdjęcia, to aż by się chciało jakąś rewolucje przeprowadzić ;)
Hmm…?
Byłam tam…. mam kolorowe przeźrocza, bo miałam wtedy 16 lat i był 1976 rok….
Oooooo, pięknie, chętnie bym obejrzała! :) musiało być nawet bardziej egzotycznie wtedy, niż teraz.
Artykuł ciekawy. … jednakże proszę być precyzyjną…. Hemingway popełnił samobójstwo w USA w Idaho, a z Castro spotkał się dwa razy.
Nigdzie nie napisałam, gdzie Hemingway popełnił samobójstwo. Dziękuję za uzupełnienie. Proszę o informację, gdzie Hemingway spotkał Castro po raz drugi, ponieważ zarówno nasz przewodnik, jak i źródła (np.: http://www.newyorker.com/books/double-take/hemingway-castro-and-cuba ) mówią, że spotkali się tylko raz.
Fantastyczna relacja. Jedna z najlepszych jakie czytałem w sieci. Niedawno wróciłem z Kuby i chciałbym tam jeszcze wrócić. Przed wyjazdem przeczytałem wszystkie posty dotyczące Kuby na twoim blogu i sporo informacji udało mi się przyswoić. Niestety tylko nie udało mi się dotrzeć do domu Hemingwaya.
Dziękuję i cieszę się, ze blog okazał się przydatny!