Przed drzwiami, zza których nie ma powrotu

Dom musiał być kiedyś piękny. Na środku dziedzińca zaczynają się schody, które dwoma półkolami prowadzą na pierwsze piętro. Po lewej i prawej stronie w różowych ścianach znajdują się otwory wielkości drzwi, prowadzące do kolejnych pomieszczeń. Przewodniczka prowadzi grupę do jednego z nich, gdzie podobno przetrzymywane były niewolnice, ale ja zostają z tyłu Idę prosto do ciemnego surowego korytarza zakończonego otwartymi drzwiami. Po drugiej stronie o brzeg rozbijają się fale Atlantyku. Stoję w ciszy patrząc na horyzont w miejscu, przez które według nieżyjącego już kuratora tutejszego muzeum, Josepha Boubacara Ndiaye przeszło ponad milion niewolników wysyłanych do pracy w Ameryce. W miejscu, gdzie ich stopy po raz ostatni dotykały afrykańskiej ziemi. Miejsce to nazywa się drzwiami, zza których nie ma powrotu.

Drzwi bez powrotu

Gorée jest niewielką wysepką o zaledwie dziewięciuset metrach długości i trzystu metrach szerokości, chronioną przed otwartym oceanem przez Zielony Przylądek, gdzie dzisiaj rozlokowane jest miasto Dakar, stolica Senegalu. Pierwszymi Europejczykami, którzy przybyli w 1445 roku w to miejsce, byli Portugalczycy. Niedługo potem wybudowali oni niewielką kapliczkę. Dzisiaj jedynym po niej śladem jest tablica informacyjna wisząca na ścianie stojącego tu teraz posterunku policji. W 1588 roku wyspę odbili Holendrzy, który nazwali ten skrawek lądu Goedereede, co dosłownie znaczy dobra reda, ale było też interpretowane jako życzenie dobrej drogi. Nazwa ta ewoluowała, zmieniając się w dzisiejsze Gorée.

Gorée

Makabryczną ironią losu jest to, że dobrą drogę utożsamia się z wyspą, która stała się jedną z baz wysyłki niewolników z zachodniej Afryki przez Atlantyk do obu Ameryk. Historycy spierają się w prawdzie oznaczenie Gorée w transatlantyckim handlu niewolnikami, wskazując między innymi na Saint-Louis jako większe centrum, ale UNESCO, które w 1978 roku wpisało wyspę na swoją Listę Światowego Dziedzictwa twierdzi, że od XVI do XIX wieku była ona największym punktem handlu żywym towarem na afrykańskim wybrzeżu. Miało tu istnieć ponad dwanaście domów niewolników. Jeden z nich jest celem naszej dzisiejszej wycieczki.

Dom Niewolników

Prom z Dakaru na wyspę płynie niecałe pół godziny. Tego dnia powietrze jest pełne pyłu, więc z daleka dostrzec można zaledwie kontury zabudowań Gorée. Dopiero kiedy przybijamy do pomostu, zauważam, jak kolorowe są te budynki. Plaża jest niewielka, piaszczysta. Zaraz obok znajduje się mały placyk, przy którym ulokowały się knajpki. Odchodzi stąd kilka uliczek. Zagłębiamy się w jedną z nich, by poznać historię niewolnictwa nie tylko na Gorée, ale w całym obszarze Oceanu Atlantyckiego, które miało miejsce pomiędzy XVI a XIX wiekiem.

Gorée

Handel żywym towarem najprawdopodobniej zapoczątkowali Portugalczycy, transportujący w 1526 roku grupę niewolników z Afryki do Brazylii. Później dołączyli do nich Brytyjczycy, Francuzi, Hiszpanie i Holendrzy. Zakładali oni swoje bazy na afrykańskim wybrzeżu, skąd statkami wysłali ludzi do obu Ameryk do pracy na plantacjach, w kopalniach złota czy jako służba domowa. Trasa handlu na Atlantyku miała mniej więcej kształt trójkąta: z Europy do Afryki statki woziły przetworzone dobra takie jak broń i amunicję, alkohol czy paciorki. Z Afryki do Ameryki, głównie Południowej, wysłano niewolników. Stamtąd z kolei w ładowniach statków transportowano do Europy złoto, rum, cukier, melasę, bawełnę czy tytoń.

Dom Niewolników

Nie można jednak całą winą za niewolnictwo w tamtym okresie obarczać Europejczyków. Warto podkreślić, że bardzo rzadko zapuszczali się oni w głąb lądu, by chwytać ludzi na sprzedaż. Nie musieli tego robić, gdyż sami Afrykańczycy sprzedawali im żywy towar: członków wrogiego plemienia, którzy trafili do niewoli wskutek wojen, skazańców czy osoby po prostu sprzedane przez rodzinę w zamian za niewielkie wynagrodzenie. Wreszcie niektórzy miejscowi uczynili z chwytania w niewolę osoby z innych plemion i sprzedawania ich Europejczykom biznes. Handlem ludzkim towarem na Gorée zajmowały się nierzadko tak zwane signares, majętne i wpływowe kobiety mieszanego, europejsko-afrykańskiego pochodzenia.

Gorée

Na piętrze Domu Niewolników znajduje się niewielka wystawa. Przyglądam się leżącym w kilku gablotach eksponatom, takim jak kajdany czy łańcuchy. Są też mapy, schematy i opisy – niestety wszystko po francusku. Senegal długo był francuską kolonią. Sama wyspa Gorée znajdowała się w rękach Francuzów od 1677 roku do momentu odzyskania przez kraj niepodległości w 1960 roku, z dwoma kilkuletnimi okresami rządów brytyjskich. Budynek, w którym znajduje się muzeum niewolnictwa, powstał w latach 1780-84 i należał do mieszanej rodziny Pepin. Signare Anna Colas Pepin i jej mąż Nicolas Pepin mieli stworzyć tu swoją bazę wysyłki tysięcy niewolników do Ameryki. Tak twierdził kustosz założonego w 1962 roku muzeum, wspomniany już Joseph Boubacar Ndiaye.

Dom Niewolników

Niewolnicy mieli być przetrzymywani w ciasnych pomieszczeniach na parterze, podzieleni według płci – osobno mężczyźni i kobiety. Na środku pomieszczenia znajdowało się zagłębienie z wodą, a jedzenie wrzucano im przez okna. Nie mieli prawie możliwości się ruszyć. W innych domach pomieszczenia do przetrzymywania niewolników znajdowały się w piwnicach, z tego względu po deszczu ludzie ci musieli stać godzinami w zimnej wodzie. Resztki jedzenia, brak ruchu, ziemia pokryta ekskrementami i nieludzkie traktowanie sprawiały, że wielu niewolników nie doczekało się nawet załadowania na statki. Tych najbardziej niepokornych zamykano w karcerze pod schodami – tylko kobiecy karcer miał niewielkie okienko. Kiedy przyszedł czas, niewolników ładowano na statki i wysyłano za ocean.

Dom Niewolników

Jednakże wielu historyków poddaje w wątpliwość znaczenie właśnie tego konkretnego domu w handlu żywym towarem. Brak jest dowodów, by odgrywał on przypisywaną mu przez Ndiaye rolę. Mówi się że Pepin miał z pewnością niewolników pracujących jako służba, badacze zwracają jednak uwagę na to, że choć rodzina mogła wprawdzie wysyłać stąd niewielkie ilości niewolników za ocean, to z pewnością nie na taką skalę, jak twierdził kustosz. Wskazuje się, że budynek był za mały na handel ludźmi w dużych ilościach, a w dodatku cumowanie statku naprzeciwko drzwi bez powrotu było trudne. Rzeczywiście wychylając się przez otwór w ścianie, widzę spore skały przy brzegu, które utrudniałyby załadunek niewolników.

Dom Niewolników

Mimo tych historycznych kontrowersji i nieścisłości, dom stał się potężnym symbolem krzywd, jakie spotkały kilkanaście do kilkudziesięciu milionów ludzi sprzedanych w niewolę. Wielu z nich ze względu na nieludzkie warunki panujące zarówno w celach w afrykańskich bazach, jak i na statkach transportowych, nie dotarło nawet do portów docelowych, tylko zmarło po drodze. Dzisiaj muzeum jest nie tylko celem odwiedzin zwykłych turystów, ale także miejscem pielgrzymek potomków dawnych niewolników, którzy stoją w drzwiach zza których nie było powrotu i z zamyśleniem mówią – A jednak wróciliśmy…

Dom Niewolników

Wychodzimy z muzeum, żeby przejść się po niewielkiej wysepce Gorée. Dom Niewolników jest jednym z najstarszych tutejszych budynków, ale na całym obszarze zachowała się w lepszym lub gorszym stanie piękna kolonialna zabudowa. Fasady kamiennych budynków często pokrywa warstwa tynku i pastelowej farby – dominują kolory żółty i ceglasty. Drewniane okiennice i balkony nierzadko mają kolor niebieski lub morski. Niestety wiele domów zostało widocznie nadszarpniętych zębem czasu, jednakże atmosfera, jaka tutaj panuje, jest dość przyjemna. Pod ścianami budynków pełno jest zielonych, kwitnących krzewów. Po wąskich uliczkach kręci się niewiele osób, najczęściej spotykamy miejscowe kobiety ubrane w pstrokate szaty w afrykańskim stylu lub bawiące się na dworze dzieciaki.

Gorée

Po chwili krążenia znajdujemy niewielki sklepik, w którym miejscowi pokazują nam, jak tworzą na deskach obrazy z piasku o różnych kolorach, pochodzącego z kilku miejsc w Afryce. Gorée w ogóle słynie z lokalnego rękodzieła. Kawałek dalej, przy alejce prowadzącej na tutejsze wzgórze, rozłożyli swoje prace miejscowi artyści. Można tu kupić pamiątki, takie jak obrazy z afrykańskimi motywami czy dość abstrakcyjne rzeźby wykonane na przykład ze starych telefonów. Jeszcze dalej grupka kobiet próbuje sprzedać turystom kolorowe ozdobne chusty.

Gorée

Afrykańskie słońce daje się we znaki a pył aż szczypie w oczy, kiedy wspinamy się na niewysokie wzniesienie i spacerujemy po okolicy. Wchodzimy tu, by zobaczyć stare, zardzewiałe działa służące do obrony wyspy w czasie rządów Vichy. Największe z nich uszkodziło brytyjski okręt, który zatonął u wybrzeży Gorée, przez co obecnie prom z Dakaru nie może płynąć prosto na wyspę, lecz musi opływać leżący na dnie oceanu wrak. Francuzi uciekając z Gorée uszkodzili lufy, by nie można ich było wykorzystać przeciwko nim samym. Ciekawostką jest też fakt, że ten fragment Gorée był jednym z plenerów, gdzie kręcono sceny do filmu Działa Navarony.

Gorée

Jakkolwiek ciekawy jest ten fragment historii, to jednak sama okolica nie wydaje się piękna. Wprawdzie znajdujemy się na wystających ponad falujący ocean wulkanicznych klifach, ale porozstawiane chaotycznie budki i niewielkie domku, walające się gdzieniegdzie plastikowe odpadki i ogólny miszmasz na wzgórzu sprawia, że okolica nie robi na mnie pozytywnego wrażenia. Do tego doliczyć należy wysoki, przypominający ażurowy żagiel pomnik, który nie wiadomo co upamiętnia, bo napisy są znowu wyłącznie po francusku, i wiem już, że ta część Gorée nie należeć będzie do moich ulubionych.

Gorée

Dużo bardziej podobają mi się okolice znajdujące się bliżej portu, gdzie wracamy, by w jednej z lokalnych knajpek posilić się w porze obiadowej. Zjadłszy przepyszne danie maffe, czyli kurczaka w sosie z orzeszków ziemnych z ryżem, ruszamy na dalszy spacer uliczkami Gorée. Mijamy Muzeum Morskie, zorganizowane w przepięknej willi z 1835 roku. Za nim ciągnie się kilka wąskich, zacienionych przejść. Turystów jest tu jakby mniej. Gdzieniegdzie pod ścianą siedzą mieszkańcy wyspy, popijając kawę. Lubię atmosferę tego typu miejsc, niespieszne spacery i zaglądanie w niewielkie zakamarki.

Gorée

Sprzed Muzeum Morskiego idziemy urokliwym nabrzeżem w kierunku znajdującego się na końcu wyspy okrągłego budynku zwanego Fortem D’Estrees. Podejrzewa się, że to właśnie on, a nie Dom Niewolników, był centrum handlu niewolnikami na Gorée. Tu ich więziono, by następnie w pobliskiej przystani załadować ich na statki i wysłać przez Atlantyk do Ameryki. Dzisiaj w budynku funkcjonuje niewielkie Muzeum Historyczne.

Gorée

Na tyłach ulokowanych przy przystani knajpek znajduje się natomiast maciupeńki targ z pamiątkami. Tuż obok można zobaczyć pomnik Blaise Diagne, pierwszego posła z Afryki, który zasiadał we francuskim Zgromadzeniu Narodowym. Urodził się on właśnie na Gorée. Ścianę naprzeciwko zdobią tabliczki upamiętniające wizyty sławnych osób na wyspie, między innymi Jana Pawła II czy Baracka Obamy.

Gorée

Pod koniec osiemnastego wieku handel żywym towarem zaczął mieć coraz mniejsze znaczenie, a kolejne kraje stopniowo zaczęły znosić i delegalizować niewolnictwo. Na Gorée zaczęto handlować orzeszkami ziemnymi, kością słoniową i guma arabską, ale rola wyspy robiła się coraz mniejsza, gdyż nieopodal wyrosły konkurencyjne porty, takie jak Rufisque czy Dakar. W tamtym czasie wiele rodzin opuściło wyspę, która wiele lat później stała się symbolem handlu niewolnikami w zachodniej części Afryki.

Gorée

Dzisiaj Gorée zamieszkuje około tysiąca pięciuset mieszkańców. Wędrując po okolicy, można podglądać ich codzienne życie. Przy jednym z placów dzieciaki za pomocą długiego kija zakończonego hakiem zrywają owoce z drzewa baobabu, gdzieś obok stoi kilka stoisk z kolorowymi warzywami, a przy samym porcie kręcą się sprzedawcy pamiątek. Nie wszyscy są stąd – część z nich wraca do Dakaru tym samym promem, co my. Statek odbija od brzegu urokliwej wyspy o bolesnej historii, by po pół godzinie przybić do portu w Dakarze. Wizyta na wyspie jest dla mnie jednym z najważniejszych doświadczeń podróży po Senegalu.

Gorée

Informacje praktyczne
  • Walutą Senegalu jest frank zachodnioafrykański CFA (XOF). Kurs to około 1 USD = 550 XOF.
  • Na wyspę można dostać się promem z Dakaru, który kursuje mniej więcej co półtorej godziny. Przejazd trwa niecałe pół godziny. Koszt to 5200 franków CFA za osobę. Dokładniejsze informacje i rozkład można znaleźć na stronie Portu w Dakarze (w języku angielskim).
  • Wstęp do Domu Niewolników: 500 franków CFA. Możliwość fotografowania dodatkowo płatna.
  • Większość turystów wybiera się na Gorée w ramach jednodniowej wycieczki, ale działa tam też kilka hotelików. Kliknij tutaj, by sprawdzić aktualne oferty! Wieczór i nocleg na wyspie musi być naprawdę ciekawym doświadczeniem.
  • Nieopodal przystani działa kilka knajpek. My stołowaliśmy się w Chez Nane, gdzie maffe kosztowało 2500 franków CFA a szklanka soku z baobabu albo coli – 500 franków CFA. Nie serwują tu jednak alkoholu, nie ma także WiFi. Piwa można napić się naprzeciwko – butelka kosztuje 1000 franków CFA, a właściciel baru udostępnia bezpłatne WiFi.

Ciekawi Was historia odwiedzanych miejsc, czy tylko ładne okolice? Co myślicie o takich miejscach-symbolach, które niekoniecznie przedstawiają prawdę historyczną, ale upamiętniają ważne wydarzenia i zjawiska z przeszłości? Jak podoba się Wam wyspa?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

27 komentarzy

  1. No właśnie w historiach miejsc, które odwiedzany tkwi ich dodatkowy urok. Żałuję z perspektywy czasu, że w tylu miejscach bazowałem tylko na tym, czy dane miejsce jest ładne. Często jest coś więcej :)

  2. A byłaś w środku armaty u Hipisów?

  3. indianadriana pisze:

    Ciekawy wpis. Byłam niedawno na Zanzibarze i w Kenii. Kto wie który kraj afrykański będzie następny. Może Senegal?

    • Ewa pisze:

      Uwielbiam Kenię i Zanzibar. Senegal jest troche podobny (podejście do życia, ubiory), a trochę inny – biedniejszy, brudniejszy, ale drogi maja o wiele lepsze na przykład. Fajnie jest porównać…

  4. Magda pisze:

    Pierwszy raz słyszę i o tym miejscu, i o tej historii! Warto wiedzieć takie rzeczy! Dzięki :)

  5. Gusia pisze:

    Bardzo specyficzny klimat, a przez to wyjątkowe miejsce :) jestem pod wrażeniem.

  6. Waldek pisze:

    Piękna wyspa i przejmująca historia niewolnictwa widziana na miejscu, na własne oczy. Dzisiaj już trudno dociec ile jest w niej prawdy, a ile mitu. Być może w historii tego jednego miejsca skumulowana jest historia całego wybrzeża Senegambii. Przyczynił się do tego Alex Haley pisząc powieść “Korzenie” z głównym bohaterem Kunta Kinte.
    A pomnik – żagiel to Mémorial Gorée-almadies – pomnik upamiętniający handel niewolnikami.

  7. POLKA W Kolumbii pisze:

    Wspaniale napisane. Pytanie – jak dzis czuje sie atmosfere Domu Niewolnikow? Przytlaczajaca? Czytalam, ze wiekszosc tych niewolnikow przyplywalo do Cartageny de Indias w Kolumbii, w Cartagenie jest cudnie i podobnie kolonialnie, ale historia niewolnikow mrozi krew w zylach. W XVII w na 1 europejczyka przypadalo srednio 7 czarnoskorych sluzących niewolnikow….

    • Ewa pisze:

      Właśnie sam dom zaskakująco nie przytłacza. Pamiętam odwiedziny na dawnym targu niewolników w Stone Town i tam się prawie popłakałam, tak mnie przejęły te wszystkie historie. Tutaj można by pomyśleć, że zwykły dom. Dopiero te drzwi, jak się w nich stanie, to jest mocny symbol. Odbiór muzeum może był gorszy dlatego, że niewiele zrozumiałam z opisów bo nie znam francuskiego. Ale cała historia niewolnictwa jest straszna, a jeszcze straszniejsze jest to, że mimo delegalizacji, nadal na świecie ludzie żyją w niewoli.

  8. Monika pisze:

    Tym wpisem przypomniałaś mi, Ewa, the Road of No Return w Beninie – tam na wybrzeżu też właśnie dla wielu ludzi kończyła się wolność – to była bardzo ciekawa lekcja historii. Tym ciekawsza, że zazwyczaj popkultura opowiada już o niewolnikach w Ameryce (głownie USA0.

    • Ewa pisze:

      To prawda, zgadzam się! I to też ciekawe, że koncentruje się na niewolnikach ze Stanów, podczas gdy większość ludzi została wywieziona do Ameryki Południowej i Środkowej (wg. informacji z muzeum – Karaiby około 4-5 milionów, Brazylia około 3,5-5 milionów, a USA jedynie około 0,5 miliona).

  9. Zwykle staram się czytać historię miejsca przed wyjazdem, ale czasami nadrabiam zaległości dopiero po… ;) Dzięki za tą historię, dużo się dowiedziałam!

  10. Anita Skowera pisze:

    Przerażająca trochę ta historia wyspy

  11. Gadulec pisze:

    Warto zagłębić się w historię danego miejsca, żeby lepiej je zrozumieć. Wtedy pewne rzeczy staną się dużo bardziej oczywiste. Nierzadko żałuję, że nie przygotowałam się dobrze do danego wyjazdu, szczególnie jak jestem dłużej w podróży – najczęściej dopiero jak przygotowuję tekst na bloga, ewentualnie po powrocie z danego miasta czy miasteczka, czytam o jego historii. To na pewno spory błąd. Pamiętam, że na Kubie mieliśmy przewodnik w formie e-booka i była to ogromna zaleta. A Senegal z Twojego tekstu bardzo mnie zaintrygował. Tego zakątku świata w ogóle nie znam, także wszelkie wpisy są dla mnie zupełną nowością i ciekawostką.

    • Ewa pisze:

      Tak samo kiedyś miałam, że doszukiwałam się treści już po wyjeździe i parę razy zwróciłam uwagę, że przeoczyłam przez to drobne ciekawostki, dlatego teraz staram się przygotować wcześniej :)

  12. Nie słyszałam o tym miejscu wcześniej. A Dakar do tej pory kojarzył mi się jedynie z rajdem Paryż-Dakar ;)

  13. Mariola pisze:

    Zaintrygowałaś mnie od pierwszych słów! Pięknie <3

  14. Paulina pisze:

    O Senegalu lądowym słyszałam już wiele – głównie dobrego. A tu przeżywam nieco szok – raz, że wyspa (totalnie nie kojarzyłam Senegalu z wyspami, nie wiem why), a dwa – istniejący pomnik niewolnictwa, uhh, aż mam gęsią skórkę. Podziwiam za odwagę, ja chyba trochę nie umiem przebywać w takich miejscach. PS Jeszcze te radosne kolory murów z zewnątrz – nie zwiastują nic przerażającego, uh.

  15. Katy pisze:

    Ojej… niewolnictwo. Powraca echem z każdego zakątka Ziemi. Nie każdy potrafi udźwignąć taką “egzotyczną” podróż. Wielu szuka najpierw stolika w cieniu żeby wychylić małe Nespresso, a dopiero potem rozgląda się za plażą z piseczkiem jak mączka. Mało kto interesuje się historią niewolników. A jest o czym mówić… Dzięki za “stop klatkę” :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!