Serra de Monchique
Parędziesiąt milionów lat temu wybuchł sobie wulkan dokładnie pomiędzy dzisiejszym Algarve a Alentejo. Magma rozlała się po okolicy i skrystalizowała. Przez te miliony lat następowała powolna erozja i ze stożka wulkanu nic nie pozostało. Nic poza kilkoma wzniesieniami i niesamowicie żyzną glebą. Zapraszam na mały spacer po Serra de Monchique.
Ziemia bogata w składniki mineralne i sprzyjający klimat sprawiają, że na zboczach Serra de Monchique jest niezwykle zielono.
I to nawet pod koniec lata, kiedy w innych częściach Algarve rośliny są już dawno wypalone przez słońce.
Dzięki temu okolice te są świetne na piesze wędrówki i kempingi.
Klimat i żyzne gleby sprzyjają rozwijaniu plantacji dębów korkowych.
Z roślin typowych dla Algarve można tu spotkać między innymi drzewka migdałowe, oliwkowe czy figowe.
Figi dojrzewają późnym latem – są przepyszne zarówno na świeżo, jak i suszone.
Drzewka pomarańczowe, cytrynowe i mandarynkowe są natomiast sprowadzone tutaj przez człowieka. Serra de Monchique oferuje świetne warunki do ich uprawy.
Główny sezon na pomarańcze trwa tu pomiędzy styczniem, a czerwcem. Drugi, krótszy – we wrześniu.
W okolicach Monchique popularna jest także hodowla pszczół. Tutejszy miód – palce lizać!
Chróścina jagodna, zwana tutaj medronheiro, porasta zbocza gór. Nie jest specjalnie uprawiana, bo rośnie wszędzie. Jej owoce stanowią podstawę wyrobu lokalnego bimbru czyli medronho.
Mieszkańcy tych okolic przystosowują zbocza do upraw tworząc tarasy. Można je spotkać na terenie całego Monchique.
A tutejsze domki nierzadko wtapiają się w zbocze i wyglądają, jakby same rosły tu od dawna.
Do wielu posiadłości nie prowadzi nawet porządna droga. Bez odpowiedniego pojazdu może być ciężko…
Eukaliptusy zostały tu sprowadzone przez ludzi. Z Australii. Ale bez gratisu w postaci misiów koala. Eukaliptusy w zamierzeniu miały być źródłem drewna do produkcji papieru. Ich uprawa przyczynia się jednak do wysuszania okolicy, bo drzewa te potrzebują bardzo dużo wody.
Póki co jednak nie ma jeszcze dużych problemów z wodą. Teren Serra de Monchique jest w nią na szczęście bardzo zasobny. Czystą, orzeźwiającą wodę można pić prosto z licznych źródeł.
902 m. n.p.m wznosi się najwyższy szczyt gór – Fóia. Niestety nie ma możliwości wspiąć się na sam wierzchołek, gdyż teren ten zagarnęło NATO pod swoje super radary.
Warto jednak wjechać najwyżej, jak się da. Przy dobrej pogodzie ze szczytu widać samo wybrzeże Algarve.
Podobają się Wam te góry? Wypoczywając na plażach Algarve wyskoczylibyście na chwilę w te okolice?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
pieknie….
Też tak myślę!
Ale przyznam się szczerze, tęsknię za Bieszczadami :)
Tęsknisz? Wracaj do Polski, my tęsknimy za Tobą!!!!
Za miesiąc wracam :)))
Drzewka migdałowe…od razu skojarzyło mi się z przepysznym likierem migdałowym od Ciebie!!!:)))
Cieszę się, że smakował! Amarguinha jest pyszna sama, ale dobra też jest z colą i cytrynką :)
Tu turystka z LUAR o której zapomniał w zeszłym tygodniu bus wiozący klientów na rejs do Lagos :)
Jakoś coś mnie tknęło, żeby Panią w Google wpisać, bo coś mi po spotkaniu mówiło, że chyba na równi uwielbiamy Portugalię.
A niestety niewiele znam osób, które podzielają moją miłość :) I oto tu jestem. Super. Bardzo pozytywnie zaskoczona.
Aż żałuję, że miałyśmy tylko “20minut” w poniedziałek, bo coś mi się zdaje, że byśmy się dogadały w temacie podróży… :)
Ale kto wie, życie jest nieprzewidywalne. Będę tu wpadać. A póki co, po pracy poczytam, co już zostało napisane :)
Dziś, pierwszy dzień po urlopie dostałam po uszach od koleżanki. Podobno jakbym się przyznała, że pracuję w biurze podróży miałabym szansę na rabat na wycieczki ;) Ale z rabatem czy nie – było BOSKO! Jak zawsze zresztą w PT…
Dzień dobry! Ja też na spotkaniu miałam wrażenie, że rozmawiam z osobą, która Portugalię uwielbia, no i się nie pomyliłyśmy obie :) Cieszę się, że i Algarve się podobało – to owszem miejsce masowej turystyki, ale ma swoje uroki!
Zapraszam oczywiście do wracania – i do Portugalii i na bloga :)))
Oj, ma! Powaliło mnie Ferragudo! W wolnej chwili też na mojego bloga zapraszam, o Portugalii tam… najwięcej :)
Ferragudo mam pod nosem, a jeszcze na dłużej mnie tam nie zaniosło, tak to jakoś u mnie bywa, że to, co najbliżej – to na sam koniec :) Na bloga już zajrzałam, dodałam do rss i zabieram się za czytanie, bo mam właśnie przerwę :)
Jutro będę pisała o najlepszej rybie w Ferragudo – wizyta obowiązkowa przed końcem sezonu!! :-)
O, brzmi smakowicie! :) Zajrzę, słowo harcerza :))))
Saudades…
jasne!
Wiesz że Twój blog jest polecany w najnowszym numerze magazynu Podróże? :)
Właśnie stamtąd wracamy:-)
Serra de Monchique to taka niezwykła odmiana po plażach Algarve. Turystów mało, miłe dla oka krajobrazy, są też szlaki piesze. I tutaj zaczyna się problem, bo są koszmarnie oznakowane i pozarastane. Widać, że niewiele osób się tutaj zapuszcza, a warto, bo można obejrzeć sobie dęby korkowe czy natknąć się na pasterzy ze stadami owiec. Jeśli ktoś chce się wybrać na wycieczkę, to lepiej mieć ze sobą GPS. W samej miejscowości Monchique warto spróbować miejscowej kuchni. Jadłam tam m.in. kaszankę z kuminem i miętą, oliwki marynowane z marchewką, cebulą i kuminem – bardzo oryginalne. Polecić mogę też szlaki piesze Rota Vicentina wzdłuż zachodnich klifów. Są nieco lepiej oznaczone niż te w Serra de Monchique. A widoki? Coś cudownego! Tylko pamiętajcie, że koniecznie trzeba mieć na nogach buty trekkingowe, a na głowie czapkę. A w plecaku obowiązkowo wodę i krem z filtrem. Niech Was nie zwiedzie, że to niskie góry czy nadmorski szlak.
Dzięki za uzupełnienie! Za kaszanką nie przepadam więc pewnie bym się nie skusiła ale te oliwki brzmią smakowicie. Jadłam coś podobnego jako przystawki ale bez kuminu, z jakąś inną mieszanką ziołową. Pycha!
A z tą kaszanką to przypomniała mi się zabawna sytuacja. Zamówiliśmy coś, co w menu po angielsku było zapisane pod nazwą kiełbaska. Byliśmy więc przekonani, że dostaniemy kiełbasę. Na talerzu wylądowała jednak kaszanka. Nie byliśmy pewni czy to pomyłka, więc dopytaliśmy kelnera. Ten potwierdził, że to co mamy na talerzu to oczywiście kiełbasa. Zapytałam więc czy jest w niej krew. Kelner zmieszał się i powiedział przepraszającym tonem, że jest krew, ale tylko odrobinka, tylko malutko. Uspokoiliśmy, że w Polsce też jadamy taki rodzaj kiełbasy (czyli kaszanki ;)) i że to dla nas zupełnie normalne. Z podobnym przypadkiem spotkaliśmy się też niedaleko Sagres. Zamówiliśmy wtedy faszerowane kalmary. W środku było coś czego nie potrafiłam zidentyfikować. Przypominało pokrojony w poprzek makaron ryżowy ;D Zapytałam więc co to jest. Kelner powiedział mi wtedy, że z pewnością nie chcę wiedzieć. Uparłam się i uzyskałam informację, że to po prostu jajeczka. Jakoś mnie to nie obrzydziło ;) Zwróciłam jednak uwagę, że w rejonie Algarve jest problem z kuchnią. W restauracjach serwują raczej bezpieczne menu, które każdy turysta zje. Pewnie stąd takie przepraszające podejście do składników, które mogą być przez niektórych uznane za nie do przełknięcia. Warto jednak dopytywać kelnerów. W Portimao w taki sposób właścicielka knajpki nie tylko poinstruowała nas jak jada się tutaj sardynki, ale też zaserwowała je w ichniejszy :) sposób. Turystyczne podejście w Algarve ma jednak swój plus – restauracje są otwarte przez cały dzień i nie ma problemu ze sjestą. W Alentejo to był prawdziwy koszmar, ale z kolei gdy już udało się coś zjeść, było to na wskroś lokalne (ta lokalność to swoją drogą wyszła mi trochę bokiem ze względu na porażającą ilość kolendry, której szczerze nie cierpię :) Ale się rozpisałam. Kończę, bo o żarciu to mogłabym w nieskończoność ;)
Ale pisz, pisz! Ja zawsze lubię poczytać o czyichś doświadczeniach, szczególnie jeśli mogę je porównać ze swoimi. Masz rację z Algarve, nigdy nie miałam tam problemu z dostaniem posiłku niezależnie o której godzinie byłam głodna. A co do kolendry – też jej nie znoszę! Nie pojmuję jak można jeść coś, co smakuje jak mydło? :D