Specjały kuchni litewskiej
Patrząc wstecz i próbując przypomnieć sobie smaki z Wilna przychodzą mi do głowy dwa skojarzenia: mąka i ziemniaki. Kuchnia litewska jest ich pełna, a co za tym idzie nietrudno złapać na Litwie kilka dodatkowych kilogramów. Ale to nie znaczy, że namawiam do rezygnacji z próbowania litewskich przysmaków, bo byłaby to niepowetowana strata. Jedzenie w Wilnie to na pewno jedna z atrakcji, której nie można przegapić!
Widoczne na powyższym zdjęciu kibiny to danie karaimskie, czyli pochodzące z okolic Troków. Są to spore pierogi z różnego rodzaju farszem, najczęściej mięsem, kapustą i cebulą. Najpierw pieróg taki się gotuje, a potem dodatkowo jeszcze zapieka. Można je w zasadzie traktować jako przekąskę i jeść też na zimno. Kibiny, których próbujemy w Trokach, są bardzo smaczne, ale jednocześnie dość tłuste.
Miłośnicy zup na pewno skuszą się na typowy litewski chłodnik. Zupa ta składa się z kwaśnego mleka z dodatkiem buraków, czasem też ogórków, śmietany i jajek. Towarzyszą jej ziemniaki. Ja akurat fanką chłodników nie jestem, ale jeśli ktoś lubi – na letni obiad jak znalazł!
Ciekawe w smaku są bliny żmudzkie. To takie jakby placki robione z ziemniaków i nadziewane farszem mięsnym lub grzybowym.
Niezłą odmianą blinów są te bez nadzienia, za to podawane ze śledziem i cebulką. Palce lizać!
Żołądek można bardzo szybko napełnić cepelinami. Inna nazwa tego przysmaku to kartacze. Przypominają one wydłużone, wrzecionowate pyzy nadziewane mielonym mięsem i cebulą. Robi się je oczywiście z ziemniaków.
Smaczną propozycją są kepti grikainiai – placki gryczane serwowane z sosem twarogowo-śmietanowym. Bez sosu byłyby troszeczkę suche, a tak to są naprawdę smaczne.
Na koniec spróbowaliśmy jeszcze czegoś, co jak dla mnie stanowi typowe danie na zapchanie. Smakowo poprawne, chociaż ekstazy nie wywołuje, a syci niesamowicie. To kiełbaski ziemniaczane nazywane bulviniai vėdarai.
A zatem miłośnicy ziemniaków, kasz, mąki, mięsa, śmietany, twarogu… będą zachwyceni. To, czego mi brakowało, to świeże sałaty, warzywa w ogóle, jakieś dania lekkostrawne. Bo po takim litwskim posiłku człowiek jest aż ciężki, taki przepełniony – choć było smakowicie!
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Pewnie dlatego to wszystko jest takie sycące i tłuste, bo inny klimat.
I zimy porządne i dłużej trwają…
Ogólnie klimat dużo chłdniejszy niż np we Włoszech.
Ale smaczne to jest na pewno .
Próbowałam , jadałam :-)
Fakt, do srogiej zimy trzeba się odpowiednio przygotować i wyhodować sobie trochę ochronnego sadełka, a jak inaczej, niż pyszną kuchnią :D
Zły sen dietetyka, ale cóż poradzić skoro te wszystkie mączne pierogi, ziemniaki, polane śmietaną, są takie pyszne!
Nic dodać, nic ująć :)
Kuchnia biedna i wcale nie taka daleka od polskiej. Pierogi to przecież sztandarowe danie naszej kuchni. Mamy też placki ziemniaczane, pyzy, kluski śląskie, bandzwoły itp. – w zależności od regionu. Litwini jedzą też dużo grzybów i kapusty. U nas cudzoziemcy też narzekają, że tłusto i mało warzyw. Taki klimat plus komuna przez długi czas blokowała dostęp do mody na lekką południową kuchnię – i u nich,i u nas.
Wydaje mi się, że to bardziej kwestia tradycji, niż komuny. Kasze, ziemniaki, mąka, placki, pierogi – masz rację, że i w polskiej i litewskiej (ukraińskiej czy rosyjskiej przecież też) kuchni je znajdziemy, ale myślę, że były one już elementem kuchni długo przed czasami socjalizmu. Choć świeże warzywa bardziej mi się z polską kuchnią kojarzą, niż z litewską – ale to może kwestia tego, że mama zawsze dbała, by do obiadu była pyszna surówka :)
ja również bardzo smacznie wspominam litewskie specjały…a przede wszystkim przepyszne chleby i kwas chlebowy :D
Kwas chlebowy bardzo kojarzy mi się z Ukrainą. Taki z beczkowozow :)
Tradycja – na pewno w pierwszej kolejności, co ma związek z klimatem (mniej słonecznych dni w roku) i jakością naszych północnoeuropejskich gleb. Komuna jednak skutecznie zwalczała wszystko, co miało jakiś powiew zachodu, a więc i dietę rodem z krajów południowych. Do dziś mam przepis przywieziony przez wujka z zagranicy, w którym trzeba było użyć oliwy extra virgin i dopisek na przepisie, w której budce na bazarze na Polnej w Warszawie można ją było kupić. Przepisy to jedno, a dostępność produktów w tamtych czasach to już była zupełnie inna bajka.
Aż tak dobrze tamtych czasów nie pamiętam, może też kwestia tego, że u mnie w domu warzywa były z działki więc jakoś bardzo ich nie brakowało :)
Ależ oczywiście, że warzywa były i u mnie. Tylko jakie? Pomidor z cebulką, ogórki w postaci mizerii lub kiszonych, kapusta – najczęściej kiszona lub zasmażana, sałata ze śmietaną, cebula… I zawsze były dodatkiem do dań mięsnych. Nie pamiętam sałatek ze świeżych warzyw jedzonych np. jako przystawki. Zagościły w naszym domu dopiero po 1989 r. Nie pamiętam np. bakłażanów czy nawet pomidorków koktajlowych. To miałam na myśli pisząc, że komunistyczna cenzura nie dopuszczała do nas warzywnych nowinek z zachodu.
Co ja warzywnego pamiętam z dzieciństwa? Moja ulubiona surówka ze świeżej sałaty i ogórków, pomidorów, natki pietruszki i szczypiorku pokropiona cytryną i olejem. Surówka ze świeżej kapusty z pietruszką albo marchewką. Surówka z czerwonej kapusty. Surówka z marchwi. Surówka z pora z jabłkiem. Surówka z kapusty pekińskiej. Kalafior. Fasolka szparagowa. Mizerii nigdy nie lubiłam, kiszonej kapusty też nie. Ale to pewnie kwestia tego, że moja mama zawsze starała się zdrowo i nietłusto gotować. Ok, faktycznie nie pamiętam bakłażanów i pomidorków koktajlowych :)
Przyznam szczerze, że dawno nie byłam w Polsce w restauracji. Ostatnio w drodze znad morza, gdzie zjadłam pysznego pstrąga :D Ale nie mówię, że polska kuchnia nie jest mączna czy tłusta – jak najbardziej jest!
Zresztą idź do jakiejkolwiek restauracji regionalnej np. w polskich górach i przejrzyj menu. Też w większej części będziesz mieć potrawy mączne i mięsa ociekające tłuszczem i topionym żółtym serem. Wybór ryb i sałatek jest bardzo nędzny. Wiem to po niedawnym pobycie w Krynicy. To turystów odwiedzających Polskę też może wprowadzić w błąd odnośnie naszych kulinariów. Podejrzewam, że i na Litwie jest podobnie.
Nie zdawałam sobie sprawy, że kuchnia litewska ma takie pyszności do zaoferowania :)
Lubię bardzo różne dania na bazie mąki i ziemniaków, więc pewnie większość by mi smakowała. Myślę jednak, że po pewnym czasie pewnie też brakowało by mi warzyw albo na przykład ryb.
O właśnie, ryby! Też jakoś szczególnie nie zauważyłam ich w litewskim menu…
Widok tych karaimskich pierożków przypomniał mi o moim wyjeździe na Litwę i 5 klasie podstawówki. To wtedy miałam okazję ich spróbować. Pamiętam jeszcze jakieś ciekawe karaimskie domki, ale opisać bym już nie potrafiła. Z tego co pamiętam, raczej te pierożki dzieciakom średnio podeszły, dzisiaj bym je chętnie spróbowała po raz kolejny i wybrała się w okolice pięknego zamku w Trokach ;)
Tak tak, były takie charakterystyczne, drewniane kolorowe domki w Trokach :)