Tam, gdzie jeździ się saniami, choć nie ma śniegu
Przedziwny środek transportu, jakim jest wiklinowy kosz na płozach, mknie z zawrotną prędkością w dół wąskiej uliczki, szorując po czarnym, lśniącym od wyślizgania asfalcie. Patrzę przed siebie, obserwując, jak ostry zakręt zbliża się nieubłaganie. Wchodzimy w niego bokiem, a ja mam wrażenie, że moment albo się przewrócimy, albo uderzymy w kamienny mur stojący wzdłuż drogi. Jednakże doświadczeni kierowcy carreiros umiejętnie manewrują saniami, tak że zakręt pokonujemy z łatwością i chwilę później znowu suniemy prosto przed siebie. Ulica robi się trochę mniej stroma, więc kierowcy zeskakują z płóz i ciągną sanie za sobą, ponownie je rozpędzając. I tak kilka razy. Niezapomniane wrażenia gwarantowane!
Godzinę wcześniej stajemy na końcu ogonka ciągnącego się do znajdującej się w Zona Velha, starej części Funchal, stacji kolejki gondolowej, teleferico, która ma nas zawieźć na górujące nad stolicą Madery wzgórze Monte. Do jednego wagonika mieści się sześć osób, więc nie trzeba długo czekać, by wreszcie przyszła nasza pora. Siadamy po dwóch stronach, tak by w połowie drogi zamienić się miejscami i mieć widok zarówno na to, co znajduje się przed, jak i za przeszkloną gondolą. Obserwuję, jak powoli oddalamy się od oceanu, sunąc do góry ponad czerwonymi dachami miasta. Panorama okolicy rozciągająca się z wagonika jest zachwycająca!
Będące naszym celem Monte to dzisiaj przedmieścia Funchal, a dawniej oddzielna miejscowość uzdrowiskowa. Jej historia sięga połowy XVI wieku, kiedy co zamożniejsi mieszkańcy stolicy Madery zaczęli budować na wzgórzu swoje letnie rezydencje. Jakiś czas później Monte zaczęło przyciągać kuracjuszy, skuszonych przyjaznym klimatem uznawanym za leczniczy. Dzisiaj kusi turystów poszukujących zapierających dech w piersiach widoków, bujnej przyrody i niecodziennych wrażeń.
Gdy po kwadransie jazdy kolejką linową wysiadamy z wagonika, muszę założyć bluzę. Powietrze jest tu zauważalnie chłodniejsze, niż w mieście na dole, odczuwa się też wyższą wilgotność. Niebo zasnuwa delikatna mgiełka, a twarz owiewa lekki, zimny wiatr. W czystym górskim powietrzu unosi się świeży i orzeźwiający zapach lasu. Nic dziwnego, że z takim klimatem Monte uznano za uzdrowisko. Ze wszystkich stron otacza nas piękna, zielona roślinność i mogę sobie tylko wyobrazić, jak wspaniale tu jest, kiedy kwitną te wszystkie kwiaty!
Do niedawna Monte słynęło z fantastycznego ogrodu botanicznego, do którego dojeżdżało się stąd drugą kolejką linową. Niestety latem 2016 roku został on zniszczony w katastrofalnym pożarze, który szalał w okolicach Funchal. Ciągle jeszcze widać jego ślady w postaci zwęglonych drzew, połaci ziemi ogołoconej z roślinności i nadpalonych budynków. Wszystko to rzuca się w oczy, kiedy jedziemy z Funchal na wzgórze. Chociaż trwają pracę nad odtworzeniem ogrodu i otwarto go już dla zwiedzających, to podobno nie jest w tej chwili tak ciekawy, jak był kiedyś. W dodatku kolejka, którą można się było do niego dostać z Monte, nadal nie działa, uszkodzona przez ogień. W samym Monte znajduje się tez ogród tropikalny, jednak rezygnujemy z jego zwiedzania na rzecz spaceru po samej miejscowości.
Nieopodal górnej stacji kolejki znajduje się niewielka, aczkolwiek urocza kapliczka, do której prowadzą dość strome schody. Stoi ona w małym ogrodzie, otoczona roślinnością. Z zewnątrz wygląda dość niepozornie, mała biała budowla z czerwoną dachówką i kamiennymi zdobieniami, jednakże w środku zachwyca tradycyjnymi niebieskimi portugalskimi kafelkami azulejos. Są piękne!
Nie jest to jednak najważniejszy zabytek Monte. Kawałek dalej, na wzgórzu z fenomenalnym widokiem na Funchal, stoi kościół Nossa Senhora do Monte, do którego prowadzą wysokie schody. Przed świątynią ustawiono pomnik Karola I Habsburga, wygnanego z ojczystego kraju z powodów politycznych, który znalazł schronienie na Maderze, tu zmarł i został pochowany właśnie w tutejszym kościele.
Bogato dekorowana wewnątrz świątynia jest domem figurki Matki Boskiej, którą czci się tu szczególnie 15 sierpnia. Tego dnia pielgrzymi wspinają się po schodach kościoła na kolanach. Świątynię zaczęto budować w 1741 roku na miejscu istniejącej tu wcześniej pustelni. Zniszczona w trzęsieniu ziemi, została później odbudowana.
Bardziej niż wnętrze kościoła interesuje mnie możliwość wejścia na jego dach. Widać stąd jak na dłoni leżącą u stóp wzgórza stolicę Madery. Miasto Funchal przyjmuje kształt amfiteatru, z oceanem w miejscu sceny. To chyba najlepszy punkt widokowy w Monte.
Na ulicy przed kościołem znajduje się przystanek carros do cesto, czyli wiklinowych sań, będących największą atrakcją turystyczną Monte. Zaczęto ich używać w połowie XIX wieku, by ułatwić kuracjuszom dotarcie z górskiej miejscowości do Funchal. Z powrotem nierzadko wnoszono ich w specjalnych hamakach, które podwieszano na drągu niesionym przez dwóch silnych mężczyzn. W dół było łatwiej. Tak powstały sanie, którymi można jeździć przez cały rok i nie potrzeba do tego śniegu.
Konstrukcja sań jest prosta. To wiklinowy kosz z ławeczką i oparciem dla pasażerów, umieszczony na dwóch drewnianych płozach. Może w nim jechać od jednej do trzech osób, a do kierowania potrzeba kolejnych dwóch. To tak zwani carreiros, których rozpoznać można po charakterystycznym stroju, składającym się z jasnych spodni, ciemnogranatowej kurtki i płaskiego słomkowego kapelusza z czarną wstążką.
Kiedy już usadowimy się w saniach, carreiros rozpędzają je, ciągnąć za liny przytwierdzone do kosza. Płozy szorują po asfalcie. Gdy zaczyna działać grawitacja i sanie nabierają prędkości, kierowcy puszczają je przodem, sami wskakując na wystające z tyłu płozy. W tej pozycji mogą kierować pojazdem. Na zakrętach odpowiednio manewrują saniami, tak by nie zderzyć się z zaparkowanymi przy ulicy samochodami i nie wpaść na stojące wzdłuż niej domy. Kierowanie i hamowanie ułatwiają im specjalne buty z podeszwą przypominającą oponę samochodową.
Trasa w dół ma dwa kilometry długości. Niektóre uliczki są pochylone dość łagodnie, ale inne trochę przerażają stromizną. Prędkość i ostre zakręty podnoszą ciśnienie. Taka przejażdżka to solidna dawka adrenaliny, zwłaszcza że szlak prowadzi ulicami, po których jeżdżą nie tylko samochody, ale też autobusy. Co ciekawe, sanie zawsze mają pierwszeństwo.
Podobno carros do cesto mogą rozwinąć prędkość do osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, ale jestem przekonana, że aż tak szybko nie jedziemy. Pokonanie całej trasy zajmuje kilka minut, jest to jednak czas wypełniony zastrzykami adrenaliny, okrzykami i śmiechem. I choć taka przejażdżka jest droga, to uważam, że raz w życiu warto spróbować takiej niecodziennej atrakcji. Tego typu sanie nie funkcjonują chyba nigdzie indziej na świecie.
Końcowy przystanek znajduje się w połowie drogi między Monte a centrum Funchal. Jest tu kilka sklepików z pamiątkami oraz postój taksówek, które zawożą turystów z powrotem do miasta. My decydujemy się iść na spacer, bo kluczenie po nieturystycznej części Funchal to dodatkowa frajda, a widoki po drodze wynagradzają ból łydek spowodowany schodzeniem po stromej, asfaltowej drodze!
Jeśli wybieracie się na Maderę, zajrzyjcie też do wpisu, gdzie zebrane są ważne i przydatne informacje praktyczne, między innymi o tym, jak poruszać się po wyspie, gdzie mieszkać i jak przygotować się do wędrówek po lewadach.
Mielibyście ochotę i odwagę przejechać się takimi saniami z górki? A może mieliście już okazję to zrobić? Pociągają Was takie niecodzienne atrakcje?
Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
Jechałam. Było super
:D
Taka wymyślna atrakcja turystyczna. Z tego co piszesz, to w cenie biletu powinny też znajdować się ochraniacze i kask. Nie zazdroszczę nikomu szorować po asfalcie.
Myślę, że ochraniacze i kask odebrałyby przejażdżce trochę uroku ;) a tak na serio to mam wrażenie, że kosze są bardzo stabilne, a kierowcy doświadczeni i o wypadek raczej bardzo trudno. Wypaść się z nich tak po prostu raczej nie da ;)
Zjechaliśmy. Było ekstra :) , fajne przeżycie, taka fajna dawka adrenaliny. Polecam
Tak, przeżycie świetne :)
Ja też jechałam, świetnie!
:)
Pewnie, że bym chciała się przejechać takimi saniami! Jestem pewna, że zabawa byłaby przednia mimo strachu.
O to to! :)
Też bym zaryzykowała zjazd :) a urzekła mnie jeszcze ta kapliczka i azulejos. Uwielbiam. Gdy byłam w Lizbonie to się w azulejos zakochałam. Madera jest na liście marzeń jeszcze … ;)
Też uwielbiam azulejos! To coś tak portugalskiego, że bardziej być nie może :) spełnienia marzeń życzę!
Jechalam…..ale to bylo 19 lat temuuuuPowiem ze robi …robilo to wrazenie.
Oj tak :)
Fajnie sie jedzie.
:)
Środek lokomocji nie dla mnie :)
Czemu? :)
Taki zjazd to świetna atrakcja :) Planujemy już dość długo podróż do Portugalii, ale z pewnością odwiedzimy to miejsce.
Dziękuję za informacje i pozdrawiam,
Kamil
Planujecie zarówno część kontynentalną, jak i wyspy? :) Super, udanej podróży!
Przyznaję, że sanie zajęły całkowicie mój umysł i nie mogłem przestać myśleć od pierwszych słów jakby to było przejechać się takim czymś! No rewelacja! :) !
Hahah i tak będziesz myślał, dopóki nie spróbujesz! :)
Widzę, że nie tylko mi sanki odjęły rozum. Borze liściasty, sankami zasuwać po asfalcie w środku lata! Moje dzieciństwo byłoby o wiele fajniejsze, gdybym dowiedziała się o tej możliwości wcześniej ;)
Nie wiem, czy rodzice pozwoliliby pomykać sankami po ulicach :D
Zawsze mnie zastanawiało z jaką prędkością suną te sanie :-) 80km/godz. to musi być fun! Tak na marginesie zazdroszczę, bo Madera to moje marzenie :-)
Sama się zastanawiałam, czy te nasze faktycznie tak szybko jechały. chyba nie, ale i tak była frajda ;)
Świetny post ☺️ Jak tylko będę miała okazje to chętnie wsiądę do tych sani ?
Dzięki!
Wow .. perspektywa szorowania plozaminpi asfalcie nie zachęca do zakosztowania tej atrakcji, ale fotki zachęcają do odwiedzenia miejsca napewno. A na miejscu moze okazać się że przejazd koszem na płozach moze byc fajnym przeżyciem
Był naprawdę fajny :)
Ale fajnie!
Piękne zdjęcia. Taka przejażdżka saniami. Musiało być super. Sama tez bym chętnie skorzystała. To musiało być niezapomniane uczucie.
Było niesamowicie. I zabawnie ;)
Jejku zazdroszczę tej przejażdżki saniami, uwielbiam adrenalinę ! :) Zdjęcia bardzo ładne, jakim aparatem robione?:)
Dziękuję! Fotografuję aparatem Canon Eos 60D :)
bylem, widzialem, ale sanki mimo wszystko kojarzą sie ze śniegiem, szorowanie po asfalcie miedzy samochodami (bez kasku) to troche zakrawa na dziwactwo :)
Cóż, może jestem dziwna, ale dla mnie to była zabawa :D