Tam, gdzie rodzą się góry lodowe
Możemy bez problemu udawać, że znajdujemy się na Antarktydzie. To taka miniaturka: jest jęzor lodowca, są wielkie kawały lodu, pomiędzy którymi kryją się foki. Jökulsárlón grał zresztą w kilku hollywoodzkich filmach, wcielając się w rolę polarnych obszarów. Surowe, zimne krajobrazy wokół laguny pozwalają nam przez chwilę poczuć się, jakbyśmy znajdowały się gdzieś za kołem podbiegunowym.
By dotrzeć do Jökulsárlón z Reykjaviku trzeba jechać wzdłuż południowego wybrzeża. Już sama droga zapewnia moc wrażeń, warto więc upewnić się, że będzie możliwość zatrzymać się to tu, to tam. Latem do laguny kursuje kilka autobusów, zimą chyba jeden dziennie. Lepszą opcją jest wynajęcie auta lub wybranie się na wycieczkę, i to właśnie na tę ostatnią opcję decydujemy się my.
Gdy kierujemy się ze stolicy Islandii na południowy-wschód, w oddali majaczy nam szczyt Hekli, jednego z najbardziej aktywnych wulkanów na wyspie. Do całkiem niedawna uważany był za bramę piekieł, dlatego żaden Islandczyk nie odważył się wspiąć na tę górę, dopiero w XIX wieku przekonano się, że aż tak źle nie jest. Faktem jest jednak, że wulkan o wysokości 1491 metrów n.p.m. wybucha niemalże bez ostrzeżenia. Od strony zachodniej Hekla wygląda trochę jak przewrócona do góry nogami łódź, ale gdy podjeżdżamy bliżej, od południa, przybiera bardziej charakterystyczny dla stratowulkanów kształt stożka. Ostatnia większa erupcja Hekli miała miejsce w 1991 roku, a nieco mniejsza – w 2000 r.
Miejscem, w którym koniecznie trzeba zrobić przystanek, jest wodospad Seljalandsfoss. Być może nie jest on aż tak spektakularny jak Gullfoss, ale to naprawdę urocze miejsce. Mówi się o nim, że to jeden z najładniejszych wodospadów świata.
Z pewnością świetne widoki rozciągają się zza kaskady, gdzie można wejść w miesiącach letnich, gdy zbocza nie są oblodzone. Niestety w maju ten krótki szlak jest jeszcze zamknięty, ale spacer w okolicy i tak należy do bardzo przyjemnych. Tym, co zwraca moją uwagę jest fakt, że dookoła Seljalandsfoss panuje cisza. Pomimo, że kaskada ma około 60 metrów wysokości, to woda nie spada z hukiem, lecz raczej tylko szumi. Wydaje mi się to dość dziwne, zważywszy, że zazwyczaj wodospady robią całkiem sporo hałasu :)
Wodospad Skógafoss ma tę samą wysokość, co Seljalandsfoss. Leży trochę dalej na południowy-wschód. Lokalna legenda mówi, że wiking zwany Þrasi Þórólfsson ukrył w grocie za wodospadem skrzynię z wielkim skarbem. Szukało jej przez wieki wielu śmiałków, lecz tylko jeden ją odnalazł. Niestety, skrzynia była zbyt ciężka, by ją wydobyć, więc jedyne, co mu się udało, to urwać rączkę, która obecnie przechowywana jest jako eksponat w miejscowym muzeum.
Po prawej stronie wodospadu prowadzi ścieżka na szczyt. Wspinam się na samą górę, ale najlepsze widoki rozpościerają się tak naprawdę z platformy mniej więcej w połowie wysokości. Trzeba tylko uważać, by się nie pośliznąć, bo nie ma tu żadnych zabezpieczeń.
Oba wodospady zasilane są wodą pochodzącą z lodowca Eyjafjallajökull. Wymawia się to dość komicznie: eja-fjatla-jokutl. Przewodnik opowiada nam, że kiedy wybuchający pod lodowcem wulkan narobił zamieszania w ruchu powietrznym w 2010 r. jakiś brytyjski dziennikarz nie mogąc poradzić sobie z wymową nazwy doszedł do wniosku, że podobny efekt dźwiękowy uzyska mówiąc szybko zdanie I forgot my yoghurt.
Pamiętacie te kilka dni w kwietniu 2010 roku, kiedy lotnictwo nad Europą zostało sparaliżowane przez wielką chmurę pyłu produkowaną przez tego drania? Była to druga erupcja wulkanu, pierwsza miała miejsce już w marcu i wówczas wybuch nastąpił w miejscu, które nie było przykryte czapą lodowcową. W kwietniu wulkan wybuchł jednak dokładnie pod lodem, powodując z jednej strony powódź (roztopiona woda z lodowca), a z drugiej – ogromne zapylenie. Na szczęście dla Islandczyków i nieszczęście dla reszty Europy, wiatr zwiał pył z wyspy w kierunku kontynentu. Uwierzycie, że kiedy w Europie samoloty zostały uziemione, na Islandii ruch powietrzny odbywał się praktycznie bez przeszkód?
Po krótkim postoju w miejscu, skąd zrobiono jedno z najsłynniejszych zdjęć wybuchającego wulkanu Eyjafjallajökull jedziemy dalej, w kierunku niewielkiej miejscowości Vík í Mýrdal (w skrócie Vík), gdzie zobaczyć można sylwetki trzech skamieniałych trolli. Trolle to takie mało sympatyczne stworzenia, które są aktywne jedynie nocą, gdyż światło słoneczne sprawia, że zamieniają się w kamień. Według legendy trzy trolle z Vík zauważyły statek pełen kosztowności, który osiadł gdzieś niedaleko tutejszej czarnej plaży i postanowiły wyciągnąć go na ląd. Chciwość tak zaślepiła stworzenia, że nie zdążyły one skryć się przed słońcem i na zawsze pozostały na wybrzeżu. Nie rozumiem tylko, czemu statek skamieniał razem z trollami ;)
Droga prowadzi nas dalej na wschód przez pola zastygniętej lawy. Krajobraz przypomina mi trochę Lanzarote, z tą różnicą, że na Islandii jest bardziej wilgotno, więc pola lawowe szybko zaczyna porastać mech, a gdzieniegdzie dostrzec można też skarłowaciałe drzewa. Miniaturowe wierzby baziami zwiastują nadejście wiosny. Drugą różnicą jest to, że na Islandii przestrzeni pokrytej lawą jest dużo więcej!
Niesamowite są tutejsze krajobrazy. Gdy przejeżdżamy przez pole lawy i docieramy niemalże do brzegu, przed nami rozpościera się ogromna połać czegoś, co kiedyś było dnem morza. Dzisiaj to wielka, czarna kamienista niby-plaża utworzona przez materiał naniesiony wraz z wodą z lodowca Vatnajökull. Kolejne mosty, przez które przejeżdżamy, wydają się dość prowizoryczne. I nic dziwnego, bo nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie kolejna powódź i zabierze konstrukcję ze sobą. Taniej i łatwiej jest wybudować most drewniany. Przejeżdżamy też nad odcinkiem rzeki, gdzie łączą się cieki wody polodowcowej i tej z wnętrza ziemi. Łatwo to rozpoznać – woda geotermalna ma nieco bardziej mleczny kolor ze względu na zawartość krzemionki.
Mijamy miejscowość Skaftafell, skąd możemy już przyglądać się jęzorom największego na Islandii lodowca Vatnajökull. Zajmuje on powierzchnię 8100 kilometrów kwadratowych, średnia grubość pokrywy lodowej to 400 metrów, a w najgrubszym miejscu jest to aż kilometr! To tutaj znajduje się najwyższy szczyt Islandii Hvannadalshnúkur (2109 metrów n.p.m.). Obszar lodowca objęty został ochroną i leży na terenie utworzonego w 2008 roku Parku Narodowego Vatnajökull.
Wreszcie docieramy do celu naszej wycieczki! Przejeżdżamy mostem nad najkrótszą chyba rzeką Islandii i oto po naszej prawej stronie wspaniała laguna Jökulsárlón. To tak naprawdę duże jezioro lodowcowe znajdujące się na końcu jęzora lodowca Breiðamerkurjökull, będącego częścią Vatnajökull.
Jezioro powstało około 60 lat temu, w momencie, gdy czoło lodowca zaczęło się cofać, odsuwając się od wybrzeża Atlantyku i cały czas się powiększa. Niedawno osiągnęło status najgłębszego jeziora na Islandii.
Jednak tym, co tak naprawdę robi wrażenie w Jökulsárlón, nie jest jego wielkość, a niewielkie (około 30 metrów wysokości) góry lodowe, które nieustannie odrywają się od czoła lodowca, spadają do laguny, by potem powoli przesuwać się w kierunku oceanu.
Nigdy nie wyobrażałam sobie, że lód może mieć różne kolory! Po jeziorze pływają oczywiście najnormalniejsze białe góry lodowe i kry. Są też brudnoszare kawałki lodu.
Pięknie prezentują się te przezroczyste, przypominające raczej szkło niż lód.
Jednak mistrzostwem natury są jak dla mnie te błękitne. Kolor zależy od ilości powietrza uwięzionego w lodzie i od tego, w jaki sposób przenika przez nie światło słoneczne.
Kawałki lodu oderwane od lodowca gromadzą się na jeziorze i odpływają w kierunku oceanu dopiero wtedy, gdy zrobią się dostatecznie małe. Zimą uwięzione są kompletnie, gdyż jezioro jest wtedy skute lodem. Latem ruch gór lodowych zależy od pływów – zdarza się, że woda oceaniczna wlewa się do jeziora i w tym czasie lód nie jest w stanie spływać ku Atlantykowi.
Po krótkim spacerze nad brzegiem jeziora idziemy w kierunku czarnej, kamienistej plaży. To miejsce wyjątkowe, bo oprócz kamieni można tu także znaleźć kawałki lodu wyrzucone na brzeg przez fale. Inne dryfują spokojnie przy brzegu, dając wszechobecnym mewom miejsce, gdzie mogą przysiąść na chwilę, zanim z krzykiem znowu poderwą się do lotu.
Jeśli ktoś ma szczęście, może w okolicy Jökulsárlón spotkać nie tylko mewy, ale też foki! Te przesympatyczne zwierzęta obserwujemy z daleka, jak płyną z prądem z laguny w kierunku oceanu. Znad wody wystają im tylko głowy, które kształtem nieco przypominają pyski psów.
W drodze powrotnej czeka nas jeszcze jeden nieplanowany przystanek. Zjeżdżamy z głównej drogi, by stanąć u czoła lodowca Skaftafellsjökull, również stanowiącego część Vatnajökull. Niełatwo jest opisać to uczucie, kiedy stoi się naprzeciwko tak ogromnej, potężnej masy lodu! Czoło lodowca jest popękane, spomiędzy brudnych szczelin wystają kawałki w błękitnym kolorze. Dookoła panuje przejmująca cisza. Będąc tak blisko jęzora można naprawdę poczuć siłę Matki Natury!
Wycieczka jest długa, ale nie zredukowałabym jej o żaden przystanek, który mieliśmy po drodze! Oczywiście jeśli ktoś wybierze się na własną rękę to przy trasie znajduje się jeszcze kilka ciekawych miejsc, między innymi Svartifoss, zwany Czarnym Wodospadem ze względu na przepiękne bazaltowe kolumny po obu stronach. Myślę, że będę musiała tam wrócić!
Na wycieczkę Summer South Shore & Glacial Lagoon wybrałam się na zaproszenie niewielkiej, rodzinnej firmy Iceland Guided Tours, która organizuje wypady w niewielkich grupach nie tylko do lodowej laguny, ale także w inne zakątki Islandii.
Staliście kiedyś przy jęzorze lodowcowym, a może mieliście okazję wędrować po lodowcu? Podobają się Wam takie zimne, surowe krajobrazy? Widzieliście na własne oczy góry lodowe?

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)
- Ewa a
już ta fota w zajawce wymiata!
dzięki, starałam się :)
Przepiękne :) Właśnie w takie rejony Islandii mnie najbardziej ciągnie i mam przeogromną nadzieję,że w przyszłym roku uda się tam zawędrować :D
Życzę, by Ci się udało! Islandia jest po prostu cudowna :)
Jak zwykle kolejny rzetelny post w towarzystwie boskich zdjęć. Lubimy!
Dziękuję, bardzo mi miło :)
Ale Ty zwiedzasz cudowne miejsca.
Jakoś tak mnie do ładnych ciągnie ;)
Naprawdę tam jest przepięknie ! Jeśli ma być korzystniej, że to Antarktyda, to udawaj heh ;)
Bo Antarktyda brzmi tak bardziej wypasnie, tam tylko prawdziwi podróżnicy docierają hahhahha :) nie no, żartuję! Ale i na Antarktyde chciałabym kiedyś trafić choć ogólnie zimna nie lubię ;)
Ahh… no tak ci prawdziwi :) Zimna też nie lubię :)
;)
Nie dalej jak dwa dni temu rzuciłam do Maćka “ej, jedźmy na Islandię, tam nas jeszcze nie było”, a tu takie cuda. Te zdjęcia są przepiękne! A podejrzewam, że ani w połowie nie oddają wrażeń jakie się wynosi z tego miejsca… Utwierdziłaś mnie tylko w przekonaniu, że ja chcę, ja muszę…
Musisz, musisz! To prawda, zdjęcia nie mogą oddać tych wrażeń, jakie się tam przeżywa :)
Pięknie :) Cudownie się ogląda relacje z tej wyspy! Surowość jej krajobrazu mnie powala
Mnie też, to jest właśnie w niej najlepsze!
Strasznie mnie fascynuje ta islandzka surowość krajobrazu. No i te wodospady…coś cudownego!
Mam dokładnie tak samo ;)
Nam chyba najbardziej podobały się te wielkie kawałki lodu na plaży, zresztą wszystko to wygląda jak z innego świata ;)
To też fajne! Ja się wpatrywałam w ten niewiarygodny błękit lodu :)
moje ulubione miejsce na islandii. nawet wykupiliśmy tę wycieczkę amfibia po jeziorze, chociaz normalnie takich rzeczy nie robimy ;)
Ja chciałam amfibia ale za dużo lodu jeszcze było :/ dopiero następnego dnia ruszyły wycieczki.
juz się doczekać nie mogę, odliczam dni i za niecałe 3 tygodnie będę znowu stała pod jokulsarlon. i rozbije sobie namiot w poblizu. i będzie dzień polarny. i będe jeść zupki chińskie z widokiem na lodowiec.
kurczę, szkoda że jak przejeżdżaliscie przez skaftafell to nie poszliście do parku narodowego, tam jest bardzo fajna 15km trasa – pętla, połowę przechodzi się skarpą nad lodowcem.
jeszcze nie zajrzałam w krater aktywnego wulkanu, ale póki co lodowce to najpiekniejsze co widziałam na ziemi.
niestety… ograniczona ilość czasu nie pozwala na zobaczenie i zrobinie wszystkiego :) Będzie okazja i powód, żeby wrócić jeszcze na Islandię :D
Osobiście wybieram na wypoczynek południe Europy. Bo ciepło, życie płynie tam jakby w zwolnionym tempie, jest błogo i leniwie. Ty Ewo kusisz mnie pięknymi i zimnymi krajobrazami północy i zaczynasz mieszać mi w głowie. Dziękuję Ci za to!
Jeśli wypoczynek to tak, tam gdzie ciepło. Ale mnie strasznie ciągnie do przyrody i zafascynowały mnie te zimne krajobrazy Islandii, choć zimna jako takiego nie lubię :)
Islandia mnie zachwyciła i pokochałam ją na tyle mocno, że część atrakcji z miejsca odpuściłam, bo wiedziałam że tu wrócę, a w dw atygodnie nie zobaczę wszystkiego tak jak lubię. Na pewno wrócę tam jak dzieci podrosną i zaczną interesować się wulkanami i gejzerami -)
O, gejzery i wulkany to na pewno świetna atrakcja dla dzieciaków!
Spektakularne fotki! Gratuluję :)
Dziękuję!
Mnie zawsze marzyla sie Islandia – nie tylko dla swoich niezeimskich widokow, ale rowniez legend i wierzen tradycyjnych. Zastanawiam sie tylko, kiedy jest tam najcieplej;)?
Latem na pewno, lipiec i sierpień – tak strzelam. No i zielono, i te białe noce… Ech. Na pewno tam wrócę :)
A ja myślałam, że mój dzisiejszy wpis o zimowej Albanii i Macedonii może być “za zimowy” na obecną upalną aurę. Ale widzę, że jednak mnie przebiłaś ;)
Piękna ta Islandia. Wiem to nie od dziś i nie od wczoraj. Ale ciągle jakoś nie jest w moim zasięgu. W każdym razie jest dla mnie swoistym fenomenem – mimo surowego, wręcz na swój sposób ostrego krajobrazu, jest ona niesamowicie piękna i intrygująca.
Wiesz, jak gorąco latem to można się i czasem ochłodzić :)
mój boże! jestem pełen zazdrości! jakże tam cudownie! :O
Jak pięknie! Za rok jadę na Islandię. Nic mnie przed tym nie powstrzyma :)
Ładnie tam :) pewnie kiedyś pojadę, ale najpierw trzeba odkryć Wschód, póki zaleje go masowa turystyka ;) albo jak kiedyś będę chciał zrobić sobie odskocznię od wschodu. A co! :)
Islandię też trzeba, zanim ją masowa turystyka zaleje :)
Mój faworyt to ta otwarta przestrzeń przed czerwonym samochodem z przyczepą kempingową….och znaleźć się w nim! :) Jak zobaczyłam pierwsze zdjęcie to pomyślałam, że to Nowa Zelandia. Same nazwy tych miejsc są niemniej inspirujące niż ich oblicza ;) Jakie tam są temperatury?
Jak ja byłam to tak około 10 stopni, czasem dochodziło do 16, w nocy oczywiście mróz jednego dnia nawet popadał śnieg. To było w maju :)
Patrząc na niektóre zdjęcia aż mam wrażenie, że to wszystko jest zbyt nierzeczywiste, żeby było prawdziwe.
Jest na co popatrzeć :)
Kocham Islandię. Mogłabym po niej jeździć całe życie, słuchać ciszy i wodospadów, oglądać kry pływające po morzu i strzelać foty. Ciężko ogarnąć całą wyspę w dwa tygodnie, ale Ty chyba dokonałaś dobrego wyboru miejsc -)
Ja byłam tylko tydzień, więc trzeba było się naprawdę ograniczyć, kiedyś może uda się na dłużej :)
Przepiękne miejsce na pieszą wyprawę… rewelacja. Największe wrażenie robi wodospad oraz ogromne ilości lodu. Pomyśleć, że w sklepie człowiek płaci 2euro za litr zmrożonej wody w kostkach….
Rany, serio? 2 euro? Gdzie? :)
przepiękne zdjęcia i ciekawy opis! dziękuje! za dwa tygodnie wybieram się na Islandię i pomimo przeczytanych dziesiątek artykułów i relacji , nie wiem czego się spodziewać :) mam do Ciebie jedno pytanie, czy będąc w Rejkyaviku warto pojechać na wycieczkę do jaskiń lodowych, jaka to odległość i może możesz polecić jakąś firmę która zajmuje się organizacją takich wypadów ? pozdrawiam
Ja sama w jaskini lodowej nie byłam, czego trochę żałuję, bo myślę, że to wspaniała przygoda. Od wycieczek polecam firmy Reykjavik Excursions i Iceland Guided Tours (ta pierwsza to duże biuro podróży, ta druga to mniejsza, rodzinna firma al obie oferują usługi naprawdę dobrej jakości). Namiary na nie znajdziesz tu: https://www.dalekoniedaleko.pl/garsc-informacji-praktycznych-o-islandii/ Nie wiem, czy organizują akurat wypady do jaskiń lodowych ale jeśli tak to na pewno zrobią to profesjonalnie :) Pozdrawiam!
Czesc mieszkam w iceland od 11-u lat I ciagle cos mnie zadziwia zmienia sie czasami kolorami pogoda dniem calej nocy
Czść Ewa !
A ja tydzień temu pływałem w Jokulsarlon.Ludzie najpierw patrzyli jak na idiotę gdy się przebierałem w kąpielówki,ale potem robili zdjęcia.Wszedłem też na jedną z mniejszych górek lodowych.Wspaniałe uczucie
Uuuuuaaaaaaaa! Szok, ja bym nie weszła do tak zimnej wody. Mors? :)
Ot taki amatorski “morsing”
CZĘŚĆ TYCH MIEJSC WIDZIAŁEM ALE NIE WSZYSTKIE JEST NAPRAWDĘ ZACHWYCAJĄCE
Woow, super wpis! Wybieram sie z przyjaciolmi w lutym na kilka dni – laguna lodowcowa znajduje sie najwyzej na liscie rzeczy “do zobaczenia”.
Mysle, ze zagoszcze na Twoim blogu nieco dluzej:) Dzieki za ciekawe informacje!
Zapraszam! Starałam się opisać Islandię najlepiej, jak umiałam – to piękny kraj. Udanej podróży!
Fajny opis. W marcu jadę na Islandię i zaplanowałem z Keflaviku, gdzie będe mieszkał podróż do jokulsarlon. Oczywiście w planie wymienione przez Ciebie miejsca plus wrak Dakoty ( jeśli tam trafię) , ale chciałbym także załapać się na lodową jaskinię, na których zwiedzanie start jest spod jakiejś knajpki na jokulsarlon ( podobno ). Zaplanowałem tę wycieczkę na 2 dni ( z noclegiem w pobliżu jokulsarlon ) . Czy uważasz, że to wszystko plus jaskinia można zobaczyć w 1 dzień i wrócić do Keflaviku, czy też jednak wydać troche kasy na dodatkowy nocleg, tak jak ja to zrobiłem ( bo ciągle się waham) i na spokojnie, bez spinki czasowej, “zaliczyć ” wszystkie atrakcje po drodze?
Ja bym wzięła nocleg. To jest jednak kawałek, a dodatkow jeszcze chcesz zobaczyć jaskinię. Po co się stresować i spieszyć?
Dzięki, chyba tak zrobię ;-)