Vancouver – miasto na granicy gór i oceanu

Kajak delikatnie podskakuje na False Creek, gdy wiosłujemy z Karoliną w kierunku plaży nad zatoką English Bay. Pogoda nam dopisuje – choć rankiem niebo zasnuwały chmury, to przed południem się rozjaśniło i tylko wiatr powoli się wzmaga, zmieniając wcześniejsze zmarszczki na powierzchni wody w kilkucentymetrowej wysokości fale. Kilka z nich wlewa mi się do kajaka, co potem skutkować będzie lekkim przeziębieniem. Póki co jednak nie przejmuję się tym. Obserwuję, jak w leżących po naszej prawej stronie szklanych i stalowych fasadach wieżowców odbijają się promienie południowego słońca. Za plecami zostawiliśmy potężną metalową konstrukcję mostu Granville, a przed nami ciągną się zielone lasy Parku Stanleya. Zwiedzanie Vancouver zaczynam od poznawania go z nieco nietypowej perspektywy wody.

Vancouver

False Creek, wąska zatoka wcinająca się w ląd na południe od centrum Vancouver, to popularne miejsce uprawiania sportów wodnych. Na jej brzegach znajduje się dziesięć portów jachtowych, mogących pomieścić nawet tysiąc pięćset łodzi, a pomiędzy nimi manewrują kajakarze, amatorzy stand up paddle i miłośnicy skuterów wodnych. Członkowie klubów sportowych mogą korzystać ze wspólnego sprzętu, niektórzy przynoszą własne, a ci, co chcą popływać rekreacyjnie, zawsze mogą wypożyczyć kajaki czy inny sprzęt nad zatoką English Bay. Ja mam to szczęście, że moi gospodarze, Karolina i Bartek, należą do jednego z tutejszych klubów i nie mają w zasadzie problemu z dostępem do kajaków.

Vancouver

Już kiedy idziemy brzegiem False Creek w kierunku klubu kajakowego, odnoszę wrażenie, że wielu mieszkańców Vancouver lubi prowadzić aktywny tryb życia. Mnóstwo osób korzysta z pięknej pogody w weekend i wychodzi pobiegać, pojeździć na rowerze czy też po prostu na spacer. Aura sprzyja przebywaniu na dworze. Mam dużo szczęścia, bo Vancouver nazywane jest Deszczowym Miastem, czy też Raincouver, ze względu na fakt, że z reguły naprawdę sporo tutaj pada. Ten rok jednak, jak w wielu miejscach na świecie, jest dość wyjątkowy, a kierowca autobusu, którym wracam z Parku Mostu Wiszącego Capilano twierdzi, że ostatnie porządne duże deszcze spadły tu w kwietniu.

Vancouver

Nietrudno to zauważyć, gdy po południu zaglądamy do miejskiego parku Queen Elizabeth Park. Większość trawy porastającej okolicę jest kompletnie wypalona i zbrązowiała. Zielone plamy rzucają się w oczy jedynie wokół rabat z kwiatami. Park Królowej Elżbiety leży na niewysokim (sto pięćdziesiąt siedem metrów nad poziomem morza) wzniesieniu zwanym Little Mountain, z którego na początku dwudziestego wieku wydobywano kamień pod budowę pierwszych utwardzanych dróg w Vancouver. Dzisiaj zagłębienia po dwóch kamieniołomach wypełniają kwiaty, krzewy i drzewa, ale tym, co przede wszystkim sprowadza nas do parku, jest bardzo ładny widok na całe miasto. Jak na dłoni widać stąd drapacze chmur centrum kontrastujące z zielenią gór na północ od Vancouver.

Vancouver

Vancouver znane jest z niezwykle malowniczego położenia nad wodą z jednej strony i u podnóża gór z drugiej. Ta bliskość natury sprawia, że turystyka jest drugą co do wielkości gałęzią gospodarki, z której utrzymuje się miasto. Pierwszą jest przemysł drzewny, co może zaskakiwać, kiedy widzi się bujne lasy wokoło. O tym, że w okolicy wycina się sporo drzew, świadczą jednak ogromne ilości drewnianych kłód i pni spiętrzonych na rzece Fraser na południe od centrum miasta, które widzę przez okno samolotu podczas lądowania na tutejszym lotnisku międzynarodowym. Gospodarka drzewna prowadzona jest jednak bardzo rozsądnie, a duży nacisk kładzie się na edukację o tutejszych lasach. Wiele na ich temat można się dowiedzieć odwiedzając chociażby Park Capilano.

Vancouver

W 1889 roku w poprzek rzeki Capilano przerzucono pierwszy, zbudowany z lin i cedrowych desek most wiszący, łączący dwa brzegi wysokiego kanionu. Czternaście lat później zastąpiła go konstrukcja z grubych metalowych kabli, którą przebudowano w 1956 roku. W międzyczasie most i teren wokół niego zostały sprywatyzowane, a na początku XXI wieku stały się atrakcją turystyczną. Przejście po lekko kołyszącym się moście o długości prawie stu czterdziestu metrów, wiszącym na wysokości siedemdziesięciu metrów nad dnem kanionu może niektórych przyprawiać o zawroty głowy, jest jednak zupełnie bezpieczne. W dodatku przy jednym z końców mostu stoi budka, w której siedzi strażnik strofujący tych, którym zabawne wydaje się rozhuśtanie mostu i straszenie innych turystów.

Park Capilano

Capilano to jednak nie tylko most wiszący. Po przejściu na drugą stronę, ruszam ku zbudowanej w koronach popularnych tu daglezji zielonych konstrukcji kładek i pomostów. Powolny spacer, połączony z czytaniem tablic informacyjnych, pozwala wczuć się w atmosferę wilgotnego lasu strefy umiarkowanej. Po zejściu z wiszących pomostów można iść dalej kładką poprowadzoną po ziemi pomiędzy drzewami i nad stawami, w których pływają ryby. Wśród drzew przemykają wiewiórki, a nad głową przez moment mogę obserwować szybującego orła.

Park Capilano

Powróciwszy tym samym wiszącym mostem na drugą stronę rzeki, idę do kanionu, gdzie znajduje się najnowsza atrakcja parku – otwarta w 2011 roku kładka nad klifem. Rozpościera się stąd niezły widok na most i przepływającą pod nim rzekę, po suchym lecie przypominającą ledwie wątły strumyk, ale wiosną podobno tak wzburzoną, że rafting na niej mogą uprawiać tylko doświadczeni sportowcy. Inne atrakcje parku to wystawa dotycząca jego historii, spacery z przewodnikiem czy grupa totemów kanadyjskich Indian.

Park Capilano

Przyjmujące formę potężnych drewnianych słupów, pali lub kolumn z wyrzeźbionymi symbolami i figurami, totemy są charakterystyczne dla sztuki Indian kanadyjskich z północno-zachodniego wybrzeża. Rzeźby upamiętniają przodków i legendy rodzinne lub klanowe albo powszechnie znane czy ważne wydarzenia. Niektóre totemy niosą ze sobą także mniej duchowe przesłanie – witają odwiedzających, wyśmiewają wrogów lub po prostu mają funkcję ozdobną. Ten ważny element kultury pierwszych ludów Kanady można też obejrzeć w Parku Stanleya, gdzie w jednym miejscu, zwanym Brockton Point, zgromadzono dziewięć rzeźbionych drewnianych słupów.

Vancouver

Na spacer do Parku Stanleya wybieramy się drugiego dnia mojego pobytu w Vancouver. Ta ogromna oaza zieleni o powierzchni czterystu pięciu hektarów leży na koniuszku lądu, otoczona z jednej strony wodami Burrard Inlet, a z drugiej – zatoki English Bay. Rośnie tu około pół miliona drzew, niektóre z nich mają po kilkaset lat, a najwyższe dorastają do prawie osiemdziesięciu metrów wysokości. Żyją tu także zwierzęta, takie jak kojoty, skunksy, szopy pracze, zające, bobry i wiewiórki oraz dwieście gatunków ptaków. Na jego terenie wyznaczono ponad dwadzieścia siedem szlaków, z czego dziewięciokilometrowy prowadzi dookoła parku.

Vancouver

Tak duża połać zieleni odznacza się naturalnie od szklano-stalowego centrum Vancouver. Jednak, choć tutaj dominują wysokie drapacze chmur, to odnoszę wrażenie, że zieleni nie brakuje. Mieszkańcy wielu budynków cieszą się ogrodami na dachach, zielonymi tarasami lub przynajmniej balkonami z roślinnością. Sprzyja temu łagodny, nadmorski klimat Vancouver, który sprawia, że tutejsze zimy nie dają się mocno we znaki krzewom i kwiatom. Średnio tylko przez dziewięć dni rocznie pada śnieg, co oznacza, że przez pozostałe dni zimy z reguły jest dość deszczowo.

Vancouver

W centrum Vancouver idziemy skosztować poutine. Ta pochodząca z prowincji Quebec potrawa została uznana w kilku sondażach za narodowe danie Kanady. Składają się na nią frytki polane sosem pieczeniowym i posypane kostkami żółtego sera. W jednej z najczęściej polecanych knajpek wybór wariacji na temat poutine jest spory, ale ja z Karoliną decydujemy się na wersję tradycyjną, a Bartek – na wegetariańską. Danie okazuje się zjadliwe smakowo, ale rozmiękczone od sosu frytki nie wpadają do zestawu moich ulubionych dań świata.

Poutine

Powszechnie uważa się, że najlepsze jedzenie serwowane jest w Vancouver u Azjatów. Miasto stanowi dość dużą mieszankę etniczną i językową – dla ponad pięćdziesięciu procent mieszkańców spośród dwóch i pół miliona zamieszkujących obszar metropolitalny angielski nie jest pierwszym językiem. Największą grupę stanowią osoby pochodzenia chińskiego – to aż jedna trzecia populacji. Dzisiaj większość z nich mieszka w zrośniętym z Vancouver mieście Richmond, ale w centrum można znaleźć niewielkie Chinatown. Nie da się go przeoczyć, bo wchodząc na jego teren od razu zauważamy charakterystyczne zdobienia lamp i budynków, a wiele szyldów pisanych jest chińskimi znakami.

Vancouver

Właśnie od spaceru przez Chinatown zaczynamy nasze zwiedzanie Vancouver drugiego dnia. Tym, co od razu rzuca się w oczy, jest duża liczba bezdomnych na ulicach. Karolina tłumaczy mi, że miasto nie bardzo wie, co ma z nimi zrobić. Nie są oni jednak niebezpieczni czy natarczywi, zajmują się swoimi sprawami i nie zaczepiają nas, kiedy idziemy do niewielkiego parku Dr Sun Yat Sen, będącego pierwszym klasycznym ogrodem chińskim poza terenem Państwa Środka. Tutejsze pawilony w orientalnym stylu wyglądają wręcz nierzeczywiście na tle nowoczesnych wieżowców vancouverskiego Downtown.

Vancouver

Stąd niedaleko już do samego serca Vancouver, miejsca, gdzie w 1867 roku kapitan i jednocześnie barman John Deighton, zwany Gassy Jackiem, otworzył pierwszą karczmę, odwiedzaną przez przybywających do pobliskiego portu żeglarzy oraz robotników z położonego nieopodal tartaku. Wokół karczmy wkrótce rozrosła się osada nazywana Gastwon, która w 1886 roku otrzymała prawa miejskie i zmieniła nazwę na Vancouver. Gastown to dzisiaj najstarsza dzielnica miasta, a na środku Placu Klonowego (Maple Square) ustawiono statuetkę Gassy Jacka stojącego na beczce z alkoholem.

Vancouver

Podoba mi się charakter Gastown z jego starymi kamienicami o ciemnych fasadach i ulicami, na który gdzieniegdzie widać jeszcze dawny bruk. Nie brakuje tu też miejskiej zieleni, rabat kwiatowych i niewysokich krzewów. W okolicy pełno jest klimatycznych kawiarni, tutaj też często zatrzymują się turyści, bo nie brakuje w Gastown hoteli i hosteli. Moi gospodarze prowadzą mnie do jednej z największych atrakcji dzielnicy – zasilanego parą wodną zegara, skonstruowanego w 1977 roku przez kanadyjskiego zegarmistrza Raymonda Saundersa. Ciekawe, że wokół zegara stoi dosłownie garstka turystów fotografujących mechanizm.

Vancouver

Ważnym wydarzeniem w historii Vancouver było doprowadzenie tu w rok po nadaniu mu praw miejskich Kolei Transkanadyjskiej. Przyczyniło się to do rozwoju okolicy, a samo miasto z dobrze prosperującym portem i stacją kolejową stało się ważnym węzłem, łączącym Kanadę z Azją. Dzisiaj kolej towarowa nie dociera już do centrum Vancouver, a nabrzeżna stacja Waterfront pełni rolę przystanku dla wagoników w szybkiej kolei miejskiej. Tuż obok znajduje się bardzo charakterystyczny kompleks Canada Place z dachem przypominającym wielkie białe żagle i tak zwaną trasą przez Kanadę, która polega na wypisaniu nazw różnych kanadyjskich miejscowości na chodniku. Tutaj też cumują ogromne wycieczkowce, a kawałek dalej – wodnosamoloty. Można zobaczyć pomnik kropli wody i cyfrową orkę, a pomiędzy Canada Place i Parkiem Stanleya znajduje się też przystań jachtowa, gdzie na wodzie oprócz łodzi unoszą się też małe pływające domki.

Vancouver

Domy na wodzie oglądamy też po drugiej stronie miasta, nad False Creek na półwyspie o dość mylącej nazwie Granville Island (island w języku angielskim oznacza wyspę). Spacerując po okolicy zauważamy, że niektóre z nich dopiero powstają. Wyglądają, jakby składane były z gotowych elementów. Sama Granville Island to bardzo ciekawe miejsca na mapie Vancouver. Ta dawna przemysłowa część miasta, ukryta w cieniu potężnego mostu Granville, została przekształcona w modne centrum rozrywkowe, kulturalne i handlowe.

Vancouver

Znaleźć tu można teatry, galerie sztuki i wystawy. W kilku halach oraz pomiędzy nimi funkcjonuje targowisko. Duża część miejsca została przekazana na stoiska z rękodziełem, gdzie da się kupić niebanalne pamiątki z Kanady. Tuż obok można zaopatrzyć się w produkty spożywcze, takie jak świeże warzywa i owoce, sery, wędliny, przetwory czy wypieki zarówno od lokalnych dostawców, jak i z różnych stron świata. W tej części wydzielono też miejsce dla stoisk z małymi garkuchniami, dającymi wybór pomiędzy daniami meksykańskimi, greckimi, amerykańskimi, wegańskimi, rybnymi i wieloma innymi, tak że każdy znajdzie coś dla siebie, a potem może spokojnie zjeść przy jednym ze stolików ustawionych wewnątrz bądź na zewnątrz hali.

Vancouver

Podoba mi się sposób, w jaki przekształcono poprzemysłową zabudowę, nadając jej funkcję użytkową, a także dekoracyjną. Miłośnicy street artu będą na Granville Island zachwyceni. Nawet ja, niebędąca szczególną fanką murali, otwieram oczy szerzej na widok silosów przedsiębiorstwa betoniarskiego, które w 2014 roku ozdobił duet OSGEMEOS, czyli bracia Gustavo i Otavio Pandolfo. Zamienili one potężne cylindryczne konstrukcje w ogromne ludziki, nadając dziełu nazwę Giganci.

Vancouver

Zwieńczeniem naszego spaceru po Granville Island jest wizyta w knajpce, gdzie przy lampce białej sangrii i szklance piwa rozmawiamy o tym, jak żyje się w Vancouver. Miasto od lat prowadzi w międzynarodowych rankingach oceniających jakość życia w różnych miejscach na świecie. Karolina i Bartek podchodzą do tego typu zestawień z pewną dozą sceptycyzmu, mówiąc, że dla osób lubiących sporty na wolnym powietrzu położone pomiędzy oceanem a górami Vancouver rzeczywiście jest dobrym miejscem, ale zwracają też uwagę na fakt, że życie w metropolii jest drogie i brakuje jej klimatu znanego z europejskich miast.

Vancouver

Informacje praktyczne (zebrane we wrześniu 2018 roku)
  • Walutą Kanady jest dolar kanadyjski (CAD). Kurs wymiany wynosi 1 CAD = 2,85 PLN, 1 PLN = 0,35 CAD.
  • Wiele cen nie jest cenami ostatecznymi. Przy kasie często doliczany jest podatek. Jego wysokość zmienia się w zależności od kategorii towaru lub usługi.
  • Z Polski do Vancouver nie ma obecnie bezpośrednich lotów, ale jest duży wybór połączeń z jedną przesiadką. Można tam polecieć między innymi z Warszawy liniami Swiss lub Edelweiss (przez Zurych), Lufthansa (przez Frankfurt), Air Canada (przez Londyn), KLM (przez Amsterdam) czy Air France (przez Paryż). Ceny zaczynają się od około 3000 złotych za bilet w dwie strony, w promocji czasem można kupić taniej.
  • Z lotniska do miasta najłatwiej dostać się szybką koleją miejską, której stacja znajduje się tuż przed terminalem. Bilety kupuje się w automacie przed wejściem na peron i kosztują one 7,90 dolara. Bilet na kolejkę z miasta do lotniska kosztuje 3,25 dolara. Bilet jednorazowy na kolejkę w obrębie pierwszej strefy miasta kosztuje 2,30 dolara i jest ważny przez 90 minut (można się z nim przesiadać, ważny jest też w autobusach). Bilet jednorazowy kupowany w autobusie kosztuje 2,90 dolara i ważny jest na jeden przejazd, niezależnie od strefy. W Vancouver za 5,00 dolarów (depozyt) można zaopatrzyć się w kartę Compass, którą doładowuje się przez internet. Wówczas każde skasowanie (nieważne, czy w autobusie, czy w kolejce) ważne jest przez półtorej godziny i kosztuje 2,30 dolara. Więcej informacji na stronie Compass (w języku angielskim).
  • Wstęp do Parku Capilano: 46,95 dolara, dojazd bezpłatnym autobusem spod Canada Place. Godziny otwarcia zależą od pory roku. Pełną informację o biletach i godzinach wstępu można znaleźć na stronie parku (w języku angielskim). Alternatywą jest bezpłatny most wiszący w kanionie Lynn, do którego dojechać można miejskim autobusem.
  • Więcej atrakcji Vancouver, także muzeów i galerii, opisanych zostało na blogu Tropimy Przygody autorstwa moich gospodarzy, Karoliny i Bartka.
  • Na Granville Island, w hali targowej, spróbowałam greckiego souvlaki z kurczaka w cenie 12,50 dolara. Restauracje na Gastown są raczej drogie. Taniej można zjeść w dzielnicy imigranckiej, na przykład w okolicach skrzyżowania ulicy Fraser i Wschodniej 49. Alei, gdzie z całego serca polecam rewelacyjną tajską knajpkę Eat Me Thai (przepyszny pad thai za 12,25 dolara plus podatek) lub Samurai Sushi on Fraser (zestaw już za 8,50 dolara plus podatek).
  • Na poutine można wybrać się do centrum miasta, do położonej przy ulicy Granville restauracji Smoke’s Poutinerie. Za porcję klasycznej wersji dania zapłaciłam 8,18 dolara (7,79 dolara plus podatek). W okolicy są też inne knajpki serwujące poutine, na przykład Mean Poutine.
  • Na drinka polecam knajpkę The Keg na Granville Island, wczesnym wieczorem działa tam happy hour. Za kieliszek sangrii zapłaciłam 5,00 dolarów.
  • Znalezienie niedrogiego noclegu w Vancouver może być pewnym wyzwaniem, dlatego warto rozejrzeć się z wyprzedzeniem. Najniższe ceny są za łóżka w wieloosobowych pokojach w hostelach – tutaj można znaleźć coś już za około 30-40 dolarów za osobę. Prywatne pokoje będą droższe. Kliknij tutaj, by sprawdzić oferty!
  • Jeśli potrzebujesz więcej wskazówek, na blogu znajdziesz cały wpis poświęcony poradom praktycznym dotyczącym podróżowania po Vancouver, a także Górach Skalistych.

Jak podoba się Wam Vancouver? Jakie miejsce na świecie uznalibyście za najlepsze do życia?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

40 komentarzy

  1. Jowita pisze:

    a przy pomniku śmiejacych sie ludzi byłas?? 5 lat temu w duzej mierze mój szwendak pokrywał sie z Twoim po Vancouver. Świetne miasto i chętenie tam wrócę :)

    • Ewa pisze:

      Jowita byłam, jak dopłynęlismy kajakiem do plaży przy English Bay. Ale jakoś nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia. Lepsze były lody z lodziarni naprzeciwko :D

  2. Agnieszka pisze:

    Zdecydowanie na tak? zakochałam się podczas pierwszego pobytu.

  3. Grażyna pisze:

    Och dla mnie jak na razie Norwegia….spokoj ,cisza ,niesamowite widoki,powietrze,woda no i nie trzeba się spieszyć na drodze ,ciężko potem wrócić do kraju i z ograniczeń 70 km/ha przejść na “ile fabryka dała “

  4. Julia pisze:

    Nie miałabym nic przeciwko pomieszkaniu troche w Vancouver :)

  5. Dominika pisze:

    Dla mnie jak na razie Lanzarote :)

  6. Wanda pisze:

    Dziękuję. Wspominam swój pobyt w BC w Vancouver i Viktorii

    • Ewa pisze:

      Wanda pewnie było pięknie? :)

    • Wanda pisze:

      BARDZO PIĘKNIE ,cały wrzesień 2009 roku spędzony w KANADZIE. OD VANCOUVER PRZEZ WINNIPEG DO TORONTO.TO BYŁA tzwINDIAŃSKA JESIEŃ GDYŻ PRZEZ CAŁY TEN CZAS BYŁA PIĘKNA POGODA.OCZYWIŚCIE na zakończenie BYŁAM Z PRZYJACIÓŁMI NAD NIAGARĄ.POZDRAWIAM też z pięknego Krakowa gdzie mieszkam .Zprzyjaźnią Wanda.

  7. Paulina pisze:

    Powiedziałabym tylko, że poutine posypałabym kolendrą.
    HRHRHRHRHR :D

  8. Jak To daleko pisze:

    Kajakowanie w tamtejszych stronach wygląda nieźle! Konkret info! Dzięki Ewa!

  9. Poutine brzmi… ciekawie haha :D

  10. Z ogromną chęcią kiedyś tam pojadę! Cudowne zdjęcia :)

  11. Speckled Fawn pisze:

    Vancouver nigdy nie kojarzyło mi się z takimi ciekawymi miejscami i widokami :) czuję się zaskoczona :P

  12. Patrycja Czubak pisze:

    Cała relacja z Twojej podróży robi wrażenie. :)

  13. Klaudia pisze:

    przepiękne widoki! aż by chciało się spakować i polecieć do Vancuver na zwiedzanie!

  14. Małgorzata pisze:

    Oj, wróciłam wspomnieniami do 2016 r. kiedy to zwiedzałam Vancouver i okolicę. Wspaniałe miejsce, mam niedosyt i dlatego w 2019 r. planujemy tam wrócić z rozszerzeniem podróży o USA. Pozdrawiam :)

  15. Małgorzata pisze:

    Seattle mamy w planach (uwielbiam film “Bezsenność w Seattle” :) ) + zachodnie wybrzeże USA mam nadzieję, że dwa tygodnie nam starczy bo tydzień chcielibyśmy w Vancouver spędzić :)

    • Ewa pisze:

      Nie wiem, czy tydzień na Vancouver to dla mnie nie byłoby za dużo, jestem bardziej pozamiastowa, ale jeśli doliczyć do tego okolice, to jak najbardziej na tak :D Zachodnie wybrzeże Stanów też chciałabym zobaczyć. Kurczę, wszystko chciałabym zobaczyć :D

  16. Małgorzata pisze:

    Podobnie jak my, ale na wszystko nie ma czasu, urlopu, kasy, życia za mało :), ale dobrze, że są blogi i youtub, programy podróżnicze, to choć tyle można sobie pooglądać i powzdychać. :) Pozdrawiam

  17. Bogumiła pisze:

    Byłam w Kanadzie z Rainbow Tours przez 2 tygodnie ale to stanowczo za mało na piękną Kanadę. No i ten paskudny jetlag – czyli senność z powodu różnicy czasu. Ale na razie z powodu braku kasy marzę o bliższych Europie krajach. Pozdrawiam . Bogusia B.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!