W połowie drogi na Księżyc, czyli o lataniu słów kilka

Gdybym wszystkie kilometry pokonane drogą powietrzną odbyła na trasie Ziemia-Księżyc, byłabym już na półmetku. Tak przynajmniej twierdzi serwis my.flightmemory.com, który obliczył, że przeleciałam już ponad 180 000 kilometrów, a na pokładach samolotów spędziłam ponad 266 godzin, czyli 11 dni. Czy to dużo? Dla niektórych pewnie tak, dla innych nie. Wystarczająco jednak, by zebrać trochę doświadczenia związanego z podróżowaniem w powietrzu.

Rockaway Beach w Nowym Jorku widziana z okna startującego samolotu
Jest 2004 r., a ja młoda i niedoświadczona. To moja pierwsza podróż samolotem, w dodatku samotna. Ekscytacja miesza się z niepewnością, a kiedy samolot przyspiesza na pasie startowym wilgotnieją mi dłonie. Podoba mi się! Wyglądam przez okno, patrzę na przesuwające się w dole mozaiki pól poprzecinane wstążkami dróg, na domki jak z klocków Lego, na chmury, które po raz pierwszy widzę z góry, a nie z dołu.

Leciałam wtedy Lufthansą z Warszawy do Nowego Jorku przez Monachium. Pierwszy lot minął szybko, a przesiadka na niemieckim lotnisku poszła sprawnie. Niestety w samolocie do Stanów nie dostałam miejsca przy oknie. Więcej, usadzono mnie w środkowym rzędzie. A ja tak bardzo chciałam patrzeć na świat pode mną! Nie wiem, co mi przyszło do głowy, żeby spytać mężczyznę siedzącego przy oknie, czy zamieni się ze mną miejscem chociażby na start, żebym mogła wszystko obserwować. Zgodził się, a nawet zaproponował, żebym siedziała na jego miejscu przez całą podróż. Wprawdzie sporą jej część przespałam, ale zapamiętałam kolejny widok – wielkie statki prujące wody Atlantyku wyglądające jak malutkie strzałeczki.

Jeśli to tylko możliwe, przy odprawie zawsze proszę o miejsce przy oknie, nawet jeżeli lot odbywa się nocą. W 93% przypadków udaje się je dostać . Wolę też siedzieć z przodu samolotu, ale to jakoś rzadziej jest możliwe. Podoba mi się praktyka linii Finnair, z którymi dwukrotnie leciałam do Bangkoku, a które już na etapie zakupu biletu pozwalają wybrać miejsce. W zasadzie już wtedy mamy pewność, że będziemy siedzieli tam, gdzie nam wygodniej. Chociaż, z drugiej strony, nie wyobrażam sobie dopłacać za możliwość wyboru miejsca. A takie opcje dają np. tanie linie lotnicze.

Chmury za oknem samolotu

Ze statystyk wychodzi, że częściej latam tradycyjnymi liniami lotniczymi, niż tanimi. Najwięcej lotów odbyłam z Lufthansą, dalej ex aequo LOT i Finnair. To pewnie kwestia tego, że niestety nie mam daru do wyszukiwania okazyjnych połączeń u tych tanich, a także dlatego, że często zniechęca mnie ostateczna cena za przelot, która w znacznym stopniu różni się od tej pokazywanej na początku w wyszukiwarce.

Z tanich linii najlepiej chyba wspominam AirAsia, a w szczególności tegoroczny lot z Chiang Rai do Bangkoku. W stolicy Tajlandii miałam półtorej godziny pomiędzy lądowaniem a kolejnym lotem – do Rangunu. Tak, wiem – to mało odpowiedzialne rezerwować loty z takim krótkim czasem na przesiadkę, ale tak wyszło. Oczywiście loty traktowane były zupełnie oddzielnie i nie było możliwości nadania bagażu od razu do Birmy. Obsługa naziemna AirAsia w ogóle nie przejęła się naszymi obawami, że nie zdążymy na kolejny lot, nawet kiedy okazało się, że ten do pierwszy jest opóźniony o 15 minut. Za to personel pokładowy w samolocie do Bangkoku naprawdę wykazał chęć pomocy.

Samolot AirAsia na lotnisku w Kuala Lumpur

Tym, co mogło w znacznym stopniu opóźnić naszą przesiadkę, było oczekiwanie na bagaż. Wiadomo, że czasem trwa to niesamowicie długo. Dlatego pierwszym pomysłem załogi było to, że po wyjściu z samolotu poczekamy przy luku bagażowym i odbierzemy nasze plecaki bezpośrednio po ich wypakowaniu. Okazało się to niemożliwe, bo w Bangkoku panuje zasada, że każdy przylatujący bagaż musi zostać prześwietlony. W takim wypadku załoga powiadomiła obsługę naziemną, że możemy się chwilę spóźnić i poprosiła ich kilkukrotnie, aby na nas poczekali. Okazało się, że plecaki dostałyśmy w miarę szybko i zdążyłybyśmy nawet bez specjalnego zaangażowania załogi, a w dodatku lot do Rangunu był opóźniony, a jednak AirAsia ma u mnie dużego plusa za chęć pomocy.

Najgorsze wspomnienia z podróży samolotem? Niestety – jedzenie. Choćby nie wiem jak linie lotnicze się starały, ono mi po prostu nie smakuje. Nie jestem fanką ostrych, mocno przyprawionych dań, ale to serwowane na pokładach samolotów jest dla mnie najczęściej zupełnie bez smaku i niezjadliwe. Chociaż muszę pochwalić LOT, który na trasie z Warszawy do Nowego Jorku zaserwował mi kiedyś posiłek zupełnie nie przystający do standardów powietrznych. Tak, wtedy jedzenie było nie tylko akceptowalne, ale wręcz smaczne. Z drugiej strony kanapka z serem i kiełbasą, jaką dostałam na pokładzie LOT w czasie rejsu do Barcelony szału nie robiła. Żeby chociaż kawałek warzywa do niej dodano…

A jeszcze pal licho, kiedy danie będzie niesmaczne, ale raz zdarzyło mi się struć posiłkiem serwowanym w samolocie. Co jest o tyle dziwne, że mam żołądek niemalże ze stali i nie ruszają mnie żadne klątwy faraonów w Egipcie czy inne dolegliwości gdziekolwiek na świecie. A jednak catering Bangkok Airways postanowił udowodnić, że mój żołądek nie jest tak odporny, jak mi się wydawało. Pamiętam do dzisiaj, że to był kurczak z grzybami.

Pamiętam też ból brzucha i posmak tego kurczaka już wieczorem, po przylocie z Phnom Penh do Bangkoku. Do tego wysoka gorączka, którą musiałam zbić, bo kolejnego dnia miałam lot do Hat Yai, a w okresie świńskiej grypy na lotnisku Suvarnabhumi porozstawiane były czujniki temperatury i każdy podejrzany był zgarniany do szpitala, na co nie mogłam sobie pozwolić. Temperaturę udało się obniżyć, ból brzucha męczył mnie jeszcze cały kolejny dzień, ale w końcu dałam radę i pokonałam zdradliwego kurczaka z grzybami.

Myślę, że mam szczęście do lotów samolotem. Jeśli jedzenie jest najgorszym wspomnieniem, to znaczy, że nie przeżyłam póki co poważnych turbulencji czy awarii. I niech tak zostanie. Jedyne uszkodzenie, jakiego byłam świadkiem, to usterka techniczna silnika Airbusa, którym miałam lecieć z Helsinek do Bangkoku. Jej usunięcie spowodowało godzinne opóźnienie i to były jedyne niedogodności z nią związane.

Najmniej spokojnym lotem był ten z Warszawy do Sztokholmu liniami Wizz Air. Samolotem trzęsło przez cały lot – raz mniej, raz bardziej. Przyznam, ze wtedy nawet ucieszyłam się, kiedy pilot dał znać, ze lądujemy. On sam chyba zresztą też się ucieszył, bo już przy podejściu do lądowania mocno zamachał skrzydłami i zakołysał samolotem. Pewnie był to silniejszy podmuch wiatru, ale ja sobie tłumaczę, że to był po prostu wyraz radości pilota.

Samolot Wizz Air

Najlepsze wspomnienia? To oczywiście widoki. Uwielbiam wschody i zachody słońca. Przepięknie wyglądają też wysokie, zaśnieżone góry widziane z powietrza – w pamięci szczególnie utkwiły mi Himalaje. Dobrze zapamiętałam też przelot nad pustynią na Półwyspie Arabskim i lądowanie nad Ria Formosa w portugalskim Algarve. Lubię, kiedy pilot zwróci czasem uwagę na to, nad czym przelatujemy. Tak było podczas lotu czeskimi liniami czarterowymi Travel Service do Colombo. Mogłam wtedy zobaczyć pięknie oświetloną wyspę w kształcie palmy w Dubaju czy rafinerie w pobliżu Abu Zabi.

Rafinerie w pobliżu Abu Zabi

Mam też jedno wielkie marzenie samolotowe – zajrzeć w czasie lotu do kabiny pilotów. Zobaczyć to, co oni widzą. Porozmawiać. Poobserwować przyrządy. Wyjrzeć przez przednią szybę samolotu. Już nie wspomnę o tym, jak genialnie byłoby towarzyszyć pilotom w czasie startu lub lądowania…

A start i lądowanie w samolocie to i tak przyjemność sama w sobie. Starty lubię za to, jak przyspieszenie wciska w fotel. I ten moment, kiedy samolot odrywa się od ziemi – niesamowity. Lądowania z kolei oznaczają, że albo dotarłam do celu, albo… czeka mnie kolejny start :)

Lądowanie w Bahrajnie

Komu jeszcze latanie sprawia taką frajdę? A może właśnie nie lubicie latać? Zdarzyły się wam jakieś ciekawe przygody w powietrzu…?

Ewa

Cieszę się, że tu jesteś! Mam nadzieję, że spodobał Ci się i zaciekawił ten wpis. Jeśli tak, to będzie mi niezmiernie miło, gdy klikniesz Lubię to, dodasz +1 i podzielisz się wpisem ze znajomymi albo dołączysz do dyskusji! To dla mnie ważne, bo pokazuje, że warto dalej pisać. Masz uwagi, komentarze, pytania? Nie wahaj się, napisz! Cieszę się z każdego sygnału od Ciebie! Dziękuję :)

- Ewa a

Przeczytaj też...

24 komentarze

  1. Ania pisze:

    Też mam coś podobnego, jak Twój flightmemory: http://flightdiary.net/aniablazejewska, bo… zdecydowanie kocham latać:) Do kabiny pilotów udało mi się już zajrzeć, bo miałam okazję latać małymi samolotami, w których nie jest to takie trudne.
    Oczywiście nie obyło się bez mało przyjemnych samolotowych doświadczeń, takich jak potężne turbulencje, kiedy przy powrocie z Kuby wlecieliśmy w poważną burzę nad USA. To był ten pierwszy raz, kiedy miałam poważne wątpliwości, czy uda się wrócić (potem były jeszcze dwa inne;)
    I mam też wielkie marzenie – nauczyć się latać:)

    • Ewa pisze:

      O, ten flightdiary jakoś ładniej wygląda :)

      Ja póki co takimi bardzo małymi samolotami nie latałam, więc ciągle czekam na swoją okazję zajrzenia do pilotów :) Uczyłam się za to latać… paralotnią. Wiem, to nie to samo, ale i tak daje fantastyczne poczucie wolności w powietrzu :D

  2. ujemny pisze:

    Fajny wpis.
    Ja miałem jeden nie przyjemny lot – właśnie sobie uświadomiłem, że go nie wpisałem w swój “dziennik”.
    Jak lądowałem na dalekiej północy Islandii samolot lądował na końcu fiordu. Wcześniej jednak musiał wlecieć poniżej poziomu gór które był płaskie jak stół z 700m nad poziomem morza. Kilka razy próbował się przebić przez wiatr by wejść między góry (szerokość jakieś 2-3 km. Samolot Foker 50. To był lot ze stresem, szczególnie lądowanie.

  3. Ajka pisze:

    Nienawidzę latania, chociaż nikt w to nie wierzy.
    Uwielbiam za to lotniska, czyli wszystko przed, w trakcie (w przypadku przesiadek) i po locie. Jakoś tak wyszło :)

  4. Marek pisze:

    Będę leciał liniami Finnair do Bangkoku w lutym i na bilecie mam napisane “przydział numeru miejsca na lotnisku podczas odprawy”. Podczas zakupu online wyboru nie miałem. Zmienili praktyki? Na tak długiej trasie też chciałbym siedzieć przy oknie…

    • Ewa pisze:

      Marek, ja miałam taką opcję przy zakupie biletu (kupowałam jakoś pod koniec września chyba na lot w listopadzie) i od razu wybrałam sobie miejsce. Kumpela, z którą leciałam, nie zauważyła tego przy rezerwacji, ale była w stanie wybrać sobie miejsce później – jeszcze przed odprawą na lotnisku.

      Spróbuj zalogować się do systemu Finnair i poszukaj, może jeszcze da się to zrobić. Wchodzisz na stronę, klikasz na “Podróż” a potem wybierasz “Zarządzaj moją rezerwacją”. Wpisujesz numer rezerwacji i nazwisko i powinieneś mieć menu z opcjami, z tego, co pamiętam można było wybierać miejsca, ale też np. rodzaj posiłku (normalny, wegetariański, azjatycki itp.).

      Mam nadzieję, że te opcje jeszcze działają. Jakby coś, to pisz. Powodzenia i przyjemnej podróży po Tajlandii!

  5. Ula pisze:

    Ja jeszcze na szczescie nie trafilam na niedobry posilek na pokladzie samolotu. Oczywiscie nigdy nie sa to dania, ktore moglyby wywolać u mnie kulinary orgazm, ale bardzo wybredna też nie jestem, wiec bardziej cieszę się z faktu, że jedzenie w ogóle jest;))

    • Ewa pisze:

      Farciara :))))))

      Ja zjem jak jestem głodna, ale to zdecydowanie nie to. Chociaż przeczytałam kiedyś jakiś artykuł o tym, ze być może jedzenie samolotowe tak słabo smakuje nie ze względu na kiepskich kucharzy ;) ale ze względu na warunki, w jakich je jemy (chociażby wysokość, ciśnienie itp.), ale czy ma to naukowe uzasadnienie – to nie wiem.

  6. Ja się boję za każdym razem. Jednak zdecydowanie gorsze od strachu jest to, że przeraźliwie bolą mnie uszy. Zatem z przykrością stwierdzam, że latać nie lubię :)

    • Ewa pisze:

      Auć, to współczuję. Mi się uszy tylko lekko zatykają, wystarczy przełknąć ślinę i mi przechodzi.

      Leciałam za to kiedyś z katarem i zapchanymi zatokami. To był faktycznie koszmar, tak mnie głowa bolała, miałam wrażenie, że mi rozsadzi nasadę nosa od środka, a uszy wybuchną…

  7. A ja mam wrażenie, że popęka mi wszystko co mam w uszach. Ból jest naprawdę silny i czasem, aż wstyd przyznać z bólu płynął mi łzy z oczu. No masakra i wstyd jak nie wiem co. Za to jak Ajka bardzo lubię lotniska :)

    • Ewa pisze:

      A może laryngolog coś poradzi na ten ból?

      Lotniska są fajne i czasami bardzo zaskakujące. Będę musiała o nich kiedyś też napisać :)

  8. Elzbieta pisze:

    Swietny wpis, fajne kadry. Ja także BARDZO lubię latać i uważam, ze samolot to genilany środek lokomocji, a ja nadal nie obejmuję moim rozumem jak ta wielka maszyna z moimi ogromnymi walizami unosi się w powietrze… Szczęsliwych lotów !

    • Ewa pisze:

      Dzięki! Ja bardzo lubię robić zdjęcia przez okno samolotu i tylko trochę denerwuje mnie, że to takie trudne, bo świat z lotu ptaka jest dla mnie fascynujący :)

  9. Jacek pisze:

    Zazdroszcze Ci tylu lotów i podróży, mój pierwszy lot to zima i mocny mróz, odmrażanie samolotu jest mało przyjemne, no i siedziałem przy oknie, widoki fajne tylko trochę zmarzłem.

  10. Dobry temat. Ja zaczęłam latać w wieku 8 lat, ale przez długi okres kończyło się to wymiotami.

    Najgorsze jednak był moment kiedy podczas lotu z Kanady do Polski w okresi eprzedświątecznym zaginęły moje bagaże, w tym ładowarka do komputera i książki do pracy egzaminacyjnej…

    Najlepiej wspominam kiedy mój towarzysz podróży bez pytania zamówił mi whisky z colą. Powiem tylko tyle, że efekty alkoholu na takiej wysokości są niewiarygodne! Spałam błogo jak zabita!

    • Ewa pisze:

      Ach, mnie kiedyś ścięło z nóg wino. Wracałam z kumpelą z Azji, zmęczone po trzytygodniowej podróży. Wypiłam kubek i obudziłam się dopiero w Helsinkach :)

      Bagaży póki co mi nie zgubiono. Raz myślałam, że mi plecak z Dominikany nie doleciał, ale kiedy zgłosiłam się do lost&found to skierowano mnie do taśmy z bagażem niewymiarowym. Nie wiem czemu, bo plecak miał normalne wymiary i ważył sporo poniżej 20 kilo. Ale do dziś pamiętam, jak się ucieszyłam na jego widok!

  11. skydiveblog pisze:

    Latanie to najpiękniejsze przeżycia jakie mogą być i na pewno niepowtarzalne! :)

  12. Jacek pisze:

    Nie liczyłem, ile odbyłem lotów, ale pewnie ponad 50, plus kilka małymi samolotami (nawet je ‘prowadziłem’!) i raz helikopterem… i muszę powiedzieć, że nie lubię specjalnie latać, a szczególnie na długie trasy. Ponieważ głównie latam na Kubę i w USA/Kanadzie, loty nie przekraczają 4 godzin, co jest dla mnie do zniesienia. Ale zawsze jestem szczęśliwy, gdy uda mi się większość lotu przespać!

    Na szczęście żadnych nieprzyjemnych przygód nigdy nie doświadczyłem. Wierzę statystyce-że obecnie latanie jest bardzo bezpieczne i że mam o wiele większą szansę zginąć w wypadku samochodowym w drodze z domu na lotnisko, niż w katastrofie lotniczej.

    Nota bene, kilkakrotnie leciałem liniami kubańskimi, jakoby jednymi z najbardziej niebezpiecznych na świecie (rzeczywiście, były 2 katastrofy w ciągu ostatnich 10 lat-jedna z nich to samolot, który wystartował z Santiago de Cuba do Hawany i nie doleciał… w tym samym czasie my też wyruszyliśmy z Santiago, ale samochodem), ale na szczęście Air Cubana używała stosunkowo starych “leasowanych” z firmy europejskiej samolotów Boeing.

    Moja koleżanka ponad 25 lat latała, jako stewardessa, na trasie Vancouver-Hong Kong, a potem Toronto-Hong Kong (16 godzin). Zwykle odbywała 3 loty w obie strony miesięcznie-a do tego ‘prywatnie’ non-stop lata po świecie. Ani razu nie miała poważniejszych turbulencji czy innych nieprzyjemnych sytuacji!

    A czytając pierwszy wpis Ani (“I mam też wielkie marzenie – nauczyć się latać:)”-też miałem takie marzenie, nawet przeglądałem podręczniki do nauki latania… nie jest to takie trudne uzyskać podstawową licencję pilota, ala mimo wszystko trzeba na to poświęcić sporo nauki, czasu i oczywiście pieniędzy, tak więc sobie odpuściłem, mam w życiu inne, ciekawsze i tańsze priorytety.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*Pola wymagane. Adres e-mail nie zostanie opublikowany. Ostatnio pojawia się bardzo dużo spamu i mój filtr czasem się gubi. Jeśli nie jesteś spamerem, a Twój komentarz nie ukazał się, daj mi o tym znać mailowo. Kontakt znajdziesz tu. Dziękuję!